and the winner is…

Kochani Moi…

Po bardzo burzliwych naradach, które zakończyły się poźną nocą…

Po rozpaczy mojej i jury, z racji tego, że są tylko 3 nagrody, a prac na nagrodzenie o wiele więcej..

Po wielkich rozterkach czy nagrodzić tekst czy zdjęcia… (czasami nad tekstem płakało połowę jury ze wzruszenia, ale mniej zachwycali się fotografią, a w innym zgłoszeniu były niezwykłe kadry, kolory a tekst już trochę słabszy.)

Po dylematach co ważniejsze…

Napiszę Wam, że podaję pierwszą dziesiątkę prac, które zasługują na Wielkie Brawa!!

Po podliczeniu głosów moich pomocników wychodzi tak… Czytaj dalej „and the winner is…”

a ja nie śpię…

A ja nie śpię… Siedzę przed komputerem i połykam Wasze zgłoszenia.

Towarzyszy mi wciąż Elmo, bo najczęściej Tosia ogląda na nim Elma Świat.

I plączę się tu wciąż, z tymi oczyskami wielkimi..

Kilka słów. Tylko. Bo ja nie śpię. Zamartwiam się i myślę wciąż.

I serce mi się kraje. I tak mi w środku ciasno. A dni mijają tak szybko…

Czytam, oglądam. I znowu analizuję…

Nie potrafię. Ja nie potrafię ogłosić wyników konkursu.

Nie jesteście w stanie sobie tego wyobrazić. Jakie to ciężkie.

Tu są piękne zdjęcia. A tu rewelacyjny pomysł. Tu napisane, że aż się połyka te litery.

Bo zgłoszenie w tym konkursie każdego z Was kosztowało masę pracy, cierpliwości, czasu, wysiłku..

Cenię Waszą pracę tak bardzo, że poruszę niebo i ziemię, żeby wyniki były sprawiedliwe.

Ale co z resztą? Co z resztą ciężkiej pracy, które nagród nie dostaną? Tak mi jest strasznie smutno. A to miała być świetna zabawa. A mnie jest tak… że nie śpię 🙁

Gdyby w konkursie chodziło tylko o hasło reklamowe… To bym pomyślała – aaaa tam… Chwilkę Im zajęło.. Nie ta wygrana to inna…

A tu… Jesteście niezwykli. Wszyscy. I te miłe słowa dołączane do zgłoszeń.

Gdybym tylko, mogła każdemu z Was uścisnąć dłoń i dać wygraną.. Każdemu…

Nie śpię i nie potrafię. Ja nie jestem obiektywna. Ludzi z niektórych zgłoszeń znam zbyt dobrze, u innych na zdjęciach są idealnie moje kolory, a tam dalej napisane jak z mojego serca. Nie chcę nigdy żałować. Nie chcę nigdy myśleć, że inni mogli źle pomyśleć…

Dlatego ja nie biorę w rozstrzygnięciu żadnego udziału. Przesyłam tylko dalej zgłoszenia.

W jury zasiadają:

Angelika Lebiecka (były manager Teatru Nowego w Krakowie, trener rozwoju osobistego)

Alicja Kopiec (instruktor żeglarstwa, podróżnik, przewodnik, absolwentka dziennikarstwa)

Anna Sadzińska (wieloletnia stewardessa, właścicielka firmy effii.pl)

Dorota Koperska (designer , fotograf, właścicielka firmy koperska.eu)

Monika Pokaluk (manager w firmie effii.pl)

Justyna Mielczarek ( nauczycielka języka polskiego, absolwentka zarządzania kulturą)

Hanna Musioł (Inspektor Nadzoru w Wodociągach)

A ja, trzymam za Was wszystkich bardzo mocno kciuki!

 

 

if you see a wonder…

Do pracy wbiegam punkt dziesiąta. Wrzucam torebkę pod biurko i patrzę w monitor. Delikatnie podglądam czy jest w pobliżu szef… Nie ma.. Więc ukradkiem (tak mi się wydaję, a czujne oko szefa widzi wszystko) biegnę do kuchni zrobić kawę.

Kawa konieczna. Przecież do nocy plotkowało się przy lampce wina z przyjaciółmi.

A potem jeszcze do świtu, czytało książkę, od której oderwać się, było trudno.

Na śniadanie, porwany szybko z lodówki kabanos, zagryziony pleśniowym serem.

Od poddasza, przez piętra, aż do drzwi samochodu, zapinam płaszcz, owijam szalik i szukam w torbie kluczyków.. Jak typowa, spiesząca się kobieta, odszraniam tylko małą część przedniej szyby i światła z migaczami. Do tego koniecznie muzyka na cały regulator.

Wciskam się między auta, przejeżdzam najczęściej na kończącym się pomarańczowym i regularnie łapie mnie policja za przekroczenie prędkości..

I wieczne rozmowy przez telefon.

Weekendy wciąż w podróży. Na północ, na zachód, na południe… Do tych, tamtych drugich lub zupełnie innych mi ważnych ludzi… 

W aucie, na motocyklu, czasami pociągiem… 

Konieczny zakup kilku bluzek i tuszu do rzęs, zaraz po wypłacie.. i dnia kolejnego też.. jakiś inny zestaw..

Jestem ja. Ja i mój zabiegany, pełny, gwarny świat. Ja i moje plany. Ja i moje priorytety.

I gdyby wtedy ktoś powiedział mi, że rodzina o jakiej marzę, jest tuż za rogiem, i za chwilę nadejdzie, to poklepałabym go po plecach i powiedziała „no pewnie, że nadejdzie, ale dzisiaj chodźmy na tańce”..

Czasami życie wybiera za nas, i okazuje się, że dało nam coś zupełnie lepszego, niż to o czym marzyliśmy…

Że dom jaki chcę stworzyć i jaki chce tworzyć On są jak lustrzane odbicie… 

Gdyby ktoś wtedy, powiedział mi, że moje jakże już duże okno na świat, powiększy blog mojego dziecka… trudno w to uwierzyć…

Ale jest. Wielkie to okno. Okiennice ma. Białe. I odbite małe łapki. I nos.

Kiedyś, przez to okno, zapukała pewna kobieta. Zostawiła komentarz. Był tak cudny, że szybko zaczęłam szukać źródła… Tamtego dnia, na Jej blogu przeczytałam takie słowa…

„Milosc, szacunek, poswiecony czas, zrozumienie, uwaga, zainteresowanie …lista jest dluga.
Wszystko co dajemy z siebie naszym dzieciom wraca do nas jak bumerang. Nie zawsze pod ta sama postacia, nie zawsze latwo to rozpoznac, ale wszystko wraca.
Czasami od razu, czasami zaskoczy cie jak sie nie spodziewasz.

Czasami ma postac rozmazanych malymi raczkami powidel na toscie zrobionym tylko dla mnie.
Czasami ma postac zerwanych na spacerze mleczy.
Czasami jest laurka, przeslanym caluskiem, wyciagnietymi naczyniami ze zmywarki, bucikami odlozonymi na polke.
Czasami jest lodami z piasku i kawa z blota.
Czasami jest oplukana z piasku dzdzownica przy moim komputerze.
Czasami zaspiewa mi piosenke.
Czasami obejmie klejacymi raczkami.
Czasami po prostu usiadzie obok.
Czasami powie, ze kocha najbardziej.”

I od tamtego dnia… idziemy razem. W tym świecie naszym. Choć dzieli nas ocean. Choć dzieli nas czas. Czekam z utęsknieniem na każde Jej słowo. Myśl. Zadumanie.

Mam w sobie dzieciństwo z Nią spędzone, młodość, pożyczone filmy i książki.. choć tak naprawdę nie wiem jaką robi minę, gdy herbaty łyk za gorącej się napije.

Nie znam Jej tembru głosu i czy nogi stawia prosto gdy idzie.

Ale kiedyś nadejdzie ten dzień. Wierze w to mocno. 

Nie pozwolę, by wielki świat, przeszkodził mi w tym. Przeszkodził, by poznac kobietę. Kobietę, jakich nie ma. Mama czwórki dzieci. Zaczytana w książkach. Gotująca. Odrabiająca z dziećmi lekcje. Odprowadzająca na szkolny autobus. Sadząca kwiaty i pomidory w swoim ogródku. Szyjąca po nocach kocyki. Robiąca własnoręcznie szafę i pamiętniki dzieci ze wspomnieniami… i setki, tysiące, miliony innych…

Gdy ja z jednym wyrobić się nie mogę…

Powtarzałam już nie raz.. Jesteś dla mnie Wielkim człowiekiem Julitto.

W dzisiejszych czasach, nie zdolnym artystom pomniki się należą.. Takim kobietom. Takim kobietom jak Ty, należą się posągi, pośrodku starego rynku, w wielkich miastach…

Nie sztuką jest zatrudnić niańkę, sprzątaczkę, ogrodnika, obiad zamówić, lub zrobić z półproduktu, na niedziele ciasto w cukierni kupić, a na parapecie badyl bambusa z ikei hodować… Nie sztuką…

 

 

Kocyk jest prezentem „od cioci z Ameryki” 🙂 a Jej blog to dom where life happens