7 sukienek

25 22 2012 8-1 7 6 28 29 31 30 3 09478+stDSC09501+ps DSC09486+ps+st DSC09503+ps DSC09564+ps
shavova SONY DSC 35 SONY DSC
pytacie często o moją szafę..
przy sobotniej kawie, tydzień temu, Ola sfotografowała 7 moich sukienek..
na tym punkcie mam totalnego bzika. mam ich 140..
drogie, tanie, z wyprzedaży, z ciucholandów… 

pierwsza, szara – jakoś w listopadzie napisała do mnie firma aquademia z zapytaniem o sukieneczki dla Tosi..
i tam znalazłam tę. dla mnie wyjęta prosto z książek i ekranizacji Jane Austen. 
zapytałam czy nie uszyliby takiej dla mnie? rozmiar 36. i, że muszę taką mieć dla siebie..
uszyli. chciałam założyć na wigilię, ale nasza poczta polska nawaliła.
mam też taką samą dla Tochy… choć Ona teraz kocha róż i wzory, a ja się w to nie mieszam i niech zakłada co chce..

druga to sukienka z tkmaxx. uwielbiam zakupy tam. przepadam między półkami na długie godziny..

trzecia jeansowa to mango. buty minnetonka.

czerwona też mango.

szarą dostałam od mamissimy na ciążę, mumme code, a chodzę w niej czesto bo bardzo wygodna i może być na każdy czas i każdą figurę.
sweter h&m.

sukienka długa to risk, chusta shovava.

musztardowa to h&m

 

ciężki temat.. ale tak mi chodzi po głowie i musiałam napisać..

nie mogę się pogodzić z tym, że mi tego ukochanego księdza Jana Twardowskiego nie posłuchali.
tak chciał być pochowany na Powązkach, a położyli Go w betonowym molochu..

wracaliśmy z pogrzebu Dziadka gdy Tato mówił, że chciałby tylko taki krzyżyk brzozowy.
Mama mówi, że Jej jest obojętne, bo Jej już wtedy nie będzie. i że Ona nie zastanawia się nad tym, bo życie teraz Jej płynie i szkoda sobie głowy zawracać takimi tam nieistotnymi rzeczami.
ja chciałabym być spalona. mam nadzieję, że wtedy w Polsce będzie już prawo by rozrzucić prochy gdzie się chce..
a chciałabym na ziemi, którą kupili mi rodzice. na mojej rodzinnej wsi. koło takiej starej gruszy co ma dużo ponad sto lat.
i żeby tam się zebrali mi bliscy. coś pogadali, troche powspominali.
z racji tego mojego wyboru, natknęłam się ostatnio na taki film o kremacji (podesłała mi znajoma).
jak owijają nas w folię, wkładają w taki zwykły karton, potem  taśmą klejącą i ten piec.
i nic mną nie wstrząsnęło.. nawet ten mikser co mielił niespalone kości. wszystko to jakoś było naturalne, zrozumiałe..
przeczołgał mnie do granic możliwości widok tego kartonu. zwykłego kartonowego pudła.
bo gdyby dane nam się było ocknąć w tym kartonie na minutę i kijem wisłę zawrócić…
co byś zmienił?
bo jak to?
dziś wydaje mi się sprawą życia i śmierci ta podłoga nieumyta od dwóch (!) tygodni. ten bałagan w garderobie.
papiery i dokumenty co czekają od roku by je posegregować. dziecko co jęczy o coś od pół godziny, a drugie w tym czasie zdążyło łazienkę do góry nogami przestawić. mąż co zapomniał, że ja mam dziś wychodne. koleżanka co ma focha, bo dawno u niej nie byłam.. popękany na kawałeczki ipad, worki śmieci w piwnicy co czekają na segregację…
do jasnej cholery!? kiedy ja się z tym obrobię. czemu ja wiecznie muszę być w biegu, niedoczasie, podczasie, nadczasie i wiecznie wkurzona?! wiecznie z jakąś pretensją do Kogoś albo najlepiej do całego świata…

i od tamtego dnia, przy każdej takiej myśli ja widzę ten karton.. i to jak ważne jest wszystko to o co teraz się tu wściekam. o co się handryczę z życiem, losem, ludźmi a najbardziej z samą sobą.
o co ja się drę, po co, do Kogo, na co?
jakie to ma znaczenie?!
bo jak mnie w to pudło zapakują przy dziewiędziesiątce to może i czasami coś jakieś znaczenie ma większe..
ale Kto to wie kiedy…? a jak za lat dziesięć? bo jak to mówi Jan Jakub Kolski…
„nie ma tak, że Ktoś nie zasługuje na jakiś los, każdy człowiek zasługuje na każdy los”..
jakby mi np przyszło zasłużyć na taki… to co do cholery ja robię w tej garderobie wiecznie układając te ciuchy, co ja robię z tą nadąsaną miną, z tymi pretensjami i życiem jakby miało trwać wiecznie..
po co te nerwy w korku, na co stres by ciasto zdążyć dla gości upiec..
i zamiast cieszyć się ze wszystkiego jak głupek to wciąż, że coś, że coś..
człowiek idealnie by chciał, lepiej, wyżej.. samego siebie przeskoczyć najlepiej..

codziennie widuję różnych ludzi. w tym pewne dwie kobiety.
jedna z nich, urodzona w dobrych czasach, w normalnej rodzinie. wycieczki szkolne, rower górski, szkoła średnia, narty zimą, weekendy ze znajomymi. jakaś praca. czasem lepsza, czasem gorsza. na kino zawsze jest. mąż. po latach dom. na kredyt, ale bez problemu spłacają. zdrowe dzieci. piekny nowy płot i dziadkowie do pomocy.
co rusz to płacze, z mężem się gniewa. z miną ja widuję nadąsaną.
zbyt duża kolejka do mięsnego doprowadza ją do szału…
druga z nich miała 12 rodzeństawa. Ojca alkoholika. zimą jako kilkuletnie dzieci, na boso, w piżamkach uciekali jak wracał w nocy do domu i czekały w polu aż zaśnie.  potem ten dom spalił. uciekli wszyscy. było ciężo zawsze. a gdy miała dzień w którym wypadał Jej termin porodu drugiego dziecka to wkładali do grobu pierwsze. trzyletnią córkę. jak zaoszczędziła pieniędzy to w sobotę jogurty dla rodziny kupowała.
zawsze widzę ja uśmiechniętą. najbardziej cieszą ją dzieci z wnukami na obiedzie w niedziele. a gdy kupili nowe meble do kuchni, to długo  płakała bo nie wierzyła, że takie szczęście ją spotkało.
kiedy kolejka w mięsnym jest wyjatkowo długa, Ona uśmiecha się najszerzej, bo ma w portfelu na rolady śląskie dla dzieci i wnucząt.

i przecież ta moja Mama ma świętą rację. jakie znaczenie ma to jak nas pochowają. ważne jest to co dziś daje nam los.
tylko niektórzy dostają taki charakter, taki dar cieszenia się z tego co niesie dzień..
a inni, jak na przykład ja, muszą czasami zobaczyć takie kartonowe pudło i dostać mocno obuchem w łeb, by uświadomić sobie co w życiu ważne, by nigdy nie żałować.. bo czas płynie nieubłagalnie szybko, i drugiej szansy na przeżycie go inaczej nikt nam nie podaruje..
żyj dziećmi, ciepłym dachem nad głową, dobrą książka przy łóżku, ..
błoto z butów, po deszczowym spacerze na podłodze w przedpokoju, nie ma najmniejszego znaczenia w ten dzień gdy zakleją taśmą szary karton.

bo Kto lepiej utuliłby rano moje zaspane dziecko, które do przedszkola wstaje…

i choć wściekałam się na męża wczoraj, to dałam Mu buziaka rano gdy wychodził do pracy.. 
czasu szkoda, bo Kto wie jaki los nas czeka..

podsumowanie wyprawki

plansza3

zanim zacznę to może na początek o tym, że wyprawkę kupujemy dla siebie. nie dla dziecka.
nasze dziecko potrzebuje tylko i aż… pełnego brzuszka, suchej pieluszki, ciepłego ubrania, miłości i poczucia bezpieczeństwa.
niemowlakowi obojętny jest kocyk, wanienka i wszystko co my Mamy, tak pięknie układamy w szafkach.
robimy to dla siebie. i to jest urocze. prasować te małe ciuszki z brzuchem pod nos. tulić twarz do nowo kupionego wymarzonego kocyka. dopomagać sobie przewijakami, podgrzewaczami. i bez względu na to czy kosztuje to 10 zł czy 100 zł sprawia nam przyjemność i dołącza się do czasu oczekiwania.
ja z racji bloga dostaje do testów masę rzeczy. wózki, bujaki, kocyki.
dziennie ofert przychodzi dziesiątki, wybieram z tego to co uważam za najporządniejsze, co najbardziej odpowiada mojemu wyczuciu estetyki. a potem gdy okazuję się, że jest ok – pokazuję.
jeden się zainspiruje, inny nawet nie zerknie, Ktoś krzyknie, że za drogo, a mądry co uważa, że za drogo wymyśli coś prawie identycznego tylko tańszego. uwielbiam ludzi, którzy mają głowy nie od parady.
sama mam szafę u Benka za 400zł a każdy uparcie mi Jej zazdrości. pojeździłam po antykwariatach i sobie wyszukałam.
teraz znalazłam łóżko dla Tosi do pokoju za 250. drewniane, stare, piękne. można? można.
ale są rzeczy na które lubię wydać, na które przyoszczędze.
dlatego też zrobiłam listę z tym co uważam za absolutnie genialne spośród wszystkiego co testowałam w wyprawce.

1 i 13. to polska firma pink no more. piorę codziennie. mają wiele zmyślnych produktów. prześcieradła do gondoli. w komplecie dwa. jedno cieńsze, drugie grubsze. super leży na każdym materacyku. bardzo przyjemny materiał. lubię ich pieluszki. poduszeczki małe. Benek ma silny AZS więc zawsze kładę Go na Jego poduszce by nie stykał się z innymi materiałami. ta jest maksymalnie lekka, cieniutka. ceny przystępne, jakość bombowa.

2. nauczyłam się ciuchów praktycznych. wybiegam przed pierwszą po Tosię do przedszkola. wkładam Benka w misia i lecimy. całkowicie zrezygnowałam z kurteczek, rajstop czy dodatkowych spodni. w krótkim rękawku zamykam w pluszaku, czapka na łepetynę i w nogi. miś choćby nie wiem jaka była moda jest zawsze uroczy i rozbraja. Tosia miała misia i Ben też. każdego dnia używam. must have.

3. kiedyś byłam zakochana w marce aden i anais. jestem nadal pod największym wrażeniem koca bambusowego. ale jako pieluszki/otulacze bez dwóch zdań pobija ich lodger. jakość tego materiału, struktura, miękkość jest nie do porównania.
przy Benku miałam już wiedzę o metodzie doktora Karpa, którą uważam za genialną. całkowite owijanie Go do snu działało cuda.
i używałam do tego tylko swaddlerów. mam trzy. prałam też naokrętkę. nic się nie stało. nic się nie wyciągnęło. a w domu i na lato kocyk niezastąpiony. a jak już mój mąż mówi o czymś , że jest super, to musi być.
dla mnie produkt numer jeden!!

4. kocy mam mnóstwo. jednych używam częściej innych rzadziej, a jeszcze innych w ogóle. ten sprawdza się bosko. ciepły, miękki, gruby, duży. bez problemu przez pierwsze miesiące zwijałam go w rożek w nim.  jest na tyle praktyczny, że sięgam po niego najczęściej z grubych kocy dziecięcych. 

5. szczerze? brak mi słów. serio. ten wózek jest wart każdej wydanej na niego złotówki. mieszkamy na wsi, gdzie jeździmy po drodze polnej, a często na skróty po dzikim polu. nie mam słów by określić jego zawieszenie. ten wózek pływa. składam go jedną ręką do auta. ściągam z tarasu sama wraz z dzieckiem w środku. gondola jest wielka, wygodna, zabudowana, jest też po ściągnięciu kołyską. w gondoli można ustawić pozycje pół siedzącą, tak by dziecko widziało więcej niż tylko niebo lub dach budki. wielki, mega porządny plecak na dole. jak dla mnie 10 na 10. i choć nie ma kształtów rodem z francuskiego katalogu branży dziecięcej, to dla mnie wygrywa wszystkie rankingi. taki maxi cosi co miałam to daleko w tyle.. biorę na siebie odpowiedzialność każdego zakupu tegoż wózka 🙂

6. śpiworek. lubię, bo nie boję się, że dziecko mi wpadnie pod koc i się będzie dusić. mam hopla na tym punkcie.
śpiworków też testowałam dużo. ten jest śpiworkiem malutkim. tzn, nie ciągnie się cały długi dół podczas gdy noworodek zajmuję 1/7 długości. ok, rozumiem, że ma starczyć na długo. ale ten był bardzo praktyczny właśnie dlatego, że malutki. od środka milutkie futerko. cieniutkie zapięcia na ramiączkach, co też ważne by nie ocierało buźki dziecka.
starcza na pierwsze pół roku. ale choć nie tani to uważam, że taki produkt się po prostu potem odsprzedaje, a za tę kwotę kupuję większy już tańszy. w ogólę cenię i lubię tę markę.

7. torba na wózek. już pisałam, że ja nienawidzę żeby mnie coś zaskoczyło. zawsze muszę być przygotowana na każdą ewentualność. noszę ze sobą wszystko. torba musi więc być. z takim wyposażeniem na stałe. mam tam ubranko na przebranie, kremy itp.. tą uwielbiam, bo Ona jest tak bardzo wygodna, że nawet jak nie będzie tam Benka asortymentu to będę w niej chodzić normalnie. wygodniejszej torby nie miałam w życiu. droga, fakt, ale jak Kogoś stać to warta grzechu. jest całkowicie w środku przystosowana do matki i dziecka.

8. mata. mam ją na kanapie i jest w użyciu naookrągło. przewijam Go na niej, odkładam gdy idę otworzyć drzwi, czy zrobić cokolwiek. dokupiłam taką małpkę na górę z tej samej marki i idealnie się wszystko komponuje. On tę małpkę kocha. śmieje się do niej w głos nieustannie. a że maty są najczęściej jakoś kosmicznie kolorowiaste, to ta ze wszystkich najbardziej odpowiada mi swym wzorem. 

9. dla mam karmiących mlekiem modyfikowanym coś bajeranckiego. express do mleka. ostatnio była u mnie mama karmiąca piersią. gadam coś z nią i robię mleko. na co Ona -jak to? już? niewierzę! 
wlewasz odmierzoną ilość wody na górę. wciskasz guzik, w tym czasie do butelki sypiesz odpowiednią ilość miarek i wlewasz wodę, która w ciągu kilku sekund jest podgrzana do temperatury idealnej dla dziecka. woda oczywiście musi być wcześniej przegotowana. rozkłada się na dwie części, więc wożę ze sobą wszędzie, bo podróżujemy sporo. bardzo ułatwia mi to życie. jest też podgrzewaczem słoiczków. 
nie jesteśmy w stanie tego zniszczyć więc również potem można sprzedać dalej i odzyskać sporą kwotę.

10. leżak wiklinowy. no lubię bardzo. Benio sobie na nim zawsze śpi. jest bardzo wygodny, z fajną pozycją. dużo miejsca.
potem dla starszaka. genialny wygląd. używamy codziennie.

11. śpiworków mam dużo. spacerujemy codziennie. ważny to dla mnie produkt. ten sprawdza się najbardziej. gruby. porządny. oddychający. na długi czas. od noworodka do czterach lat. do fotelika, gondoli, spacerówki, na sanki. używam zdecydowanie najczęściej ze wszystkich jakie mam.

12. a tutaj to jest taki rarytas dla Mamy. nawet goście co przychodzą do nas i nie są gadżeciarzami w ogóle, potem przyznają się, że kupili ten bujak. tak bardzo ułatwia dzień. przy stole, przy gotowaniu. wszędzie, cały dzień. chyba gdybym miała tylko jedną rzecz zostawić z wyprawki Benka to zostawiłabym ten leżak. jak go dostałam to nie spodziewałam się, że aż tak się sprawdzi. no jest nieporównywalny do żadnego innego. ten komfort dziecka wysoko jest boski. jest kilka pozycji siedziska. pasy, wkładka dla noworodka. codziennie gotuję obiady. to jest tak wielkie udogodnienie. gadam do Benia, nogą bujam i mam Go obok a nie gdzieś tam nisko, albo za wysoko na blacie. super pomocny, przydatny. i jak z resztą, można kupić leżak za 300 (tak jak ja przy Tosi) i sprzedać za 30 bo tyle jest wart, albo kupić za 600 i sprzedać za 400 (bo za tyle ten z beaby używany na allegro kupiła teraz moja szawagierka).

spisałam rzeczy, których używam najczęściej.
(w każdym punkcie któreś (kolorowe) słowo jest linkiem do produktu. no niektórzy nie wiedzą. mogą.)