oMatko! – święta w stylu slow


03.12.2017 w Czechowicach Dziedzicach odbędzie się super impreza.
Święta w stylu Slow organizowane przez czasopismo „oMatko!”. Będą warsztaty kulinarne, świąteczne robienie wianków.. Dużo informacji można zobaczyć na Ich facebooku (między innymi wystawców targowych), a zapisywać się na warsztaty pod mailem swietaomatko@gmail.com.
Poniżej na zdjęciach informacje kiedy jakie zajęcia.
Będzie też dział „targowy” i ja tam będę ze swoimi książkami (wtedy już trzema. „Blog”, „liść” oraz „o życiu”). Toreb też trochę wezmę pod pachę.
Jadę z całą ekipą czyli siostrą mą, Jej córkami i Tosiulką.. Już w myślach pędzimy autem..
Zapowiada się pięknie!

jesienna kolekcja toreb 2017


Moi Drodzy, startuje kolejna jesienna kolekcja toreb.
Doszły duże skórzane modele.. Dwie złote oraz torby ze skór postarzanych.
Saszetka, która może być też torebką na pasek oraz koło.
Wróciła klasyka, która w tamtej edycji nazywała się „gobelin” i szybko się rozeszła.
Ale dla mnie numerem jeden są torby 3 w 1. Plecak, torba i torba na wózek.
Wszystko jest odpinane więc może zostać tylko plecak lub tylko torba na wózek.
Jest bardzo pojemna, może być nawet weekendowa.
Zatem na 19 nowych modeli zapraszam Was TUTAJ.
Ach! Oraz przy okazji zapraszam na nową odsłonę mojej strony internetowej TUTAJ.

Za zdjęcia dziękuję niezastąpionej, profesjonalnej i z wielkim talentem Monice Byczkowskiej.

kartka

Wojciech Widłak. Pan Kuleczka. Dom. Rozdział pt. Bagaż.
Kiedy Pan Kuleczka niewinnie zapytał  Kaczkę Katastrofę, Psa Pypcia i Muchę Bzyk Bzyk co chcieliby zabrać ze sobą na wakacje, po chwili na środku pokoju leżała ogromna sterta gratów. Było potrzebne wszystko. Komplet noży, plastry, serweta, nauszniki i rękawiczki, gry, książki, piłki, trzepaczka do piany a nawet stół.

Przerażony Pan Kuleczka łapiąc się za głowę poprosił o chwilę uwagi.
Kiedy odgarnęli drogę do stołu i odnaleźli krzesła, zaczęli rozmawiać o tym co jest ważne i naprawdę warto ze sobą zabrać. Uczyli się segregować to co jest naprawdę przydatne i potrzebne.
Odnosili rzeczy zbędne. 
Nauczyli się, że naprawdę ważnych rzeczy jest o wiele mniej niż nieważnych..
Oraz tego, że niektórych ważnych rzeczy nie da się zapakować… Bo jak spakować na przykład rozmowę przy stole…

Zaginam róg na stronie 23. Gaszę lampkę. Przytulam Ich i kiedy czekam aż zasną patrzę jak kręci się nasza sypialniana lampa, albo wpatruje się w pręgi świateł jakie tworzą się na suficie od jeżdżących nieopodal aut.
Myślę sobie o tych moich stertach ubrań jakie pakuję na każdy wyjazd. Zbyt dużej ilości par butów.
Trzech par okularów i dwóch olejków do opalania.
Zupełnie nie pamiętam w co byłam ubrana w styczniu 2005 roku kiedy upominał nas Kelner w pubie przy Finikoudes Beach, gdy śmiałyśmy się tak głośno, że pospadałyśmy z krzeseł.
Kamila zrobiła mi wtedy taką szarfę z papieru toaletowego i napisała szminką „Miss Pogawędki”.

Zupełnie nie pamiętam też, który płaszcz miałam na sobie z pięciu wziętych wtedy w bagażniku, gdy wróciłyśmy z Andzią i Alą w tą zimową noc do Jej mieszkania na Mokotowie.
Jechałyśmy taksówką z gościem, który ewidentnie chciał z nami współgrać i  udawał na wszystkich światłach sekundanta z ringu Rockiego Balboa.
Wracałyśmy wtedy z „Kulturalnej”. Przy stole tam, ja leżałam na fotelu trochę jakby nogami do góry i patrzyłam na Alę jak tańczy w wełnianej tunice, a która dwie godziny wcześniej mówiła „Jak będę tańczyć tak jak ta Pani w tej wełnianej sukience tutaj, to mnie zabijcie proszę”. 
Nie pamiętam jakiego kroju i koloru była Ali wełniana tunika, ale każdy wtedy dialog bardzo dokładnie..
Na nowo wciąż wspominane przy już zupełnie innych stołach..

W 2003 na pewno miałam ze sobą swój strój motocyklowy, ale w co przebrałam się potem i co miałam spakowane w sakwach swojej Shadowy… nie pamiętam..
Siedzieliśmy wtedy przy drewnianych stołach w Oazie Łemkowskiej w Zdyni.
Przez może pięć, sześć lat. Co roku. Kochałam te Zloty Motocyklowe tak mocno, jak wielkie może być serce dwudziestoletniej dziewczyny. 

Do mojej siostry to pakuję już auto po dach. A bo to i wózki, hulajnogi, rowerki..
Nie pamiętam czym akurat bawiły się moje dzieci z tego całego bagażu, bo pewnie nie tym akurat, gdy…
Siedzieliśmy przy stole i okazało się, że te nowe iPhony to mądre takie i jak człowiek do twarzy uniesie to w sekundzie podświetlone. Podnosiliśmy te telefony na wysokość oblicza swego i jak dzieci cmokaliśmy z zachwytu. Że na widok człowieka sam się uruchamia.
Gdzieś na rogu stołu siedział Tato, który co rusz podnosił swój stary telefon z klapką i uparcie czekał aż i on mu się zaświeci. Do dołu i przed twarz. Do dołu i przed twarz..
W końcu zrezygnowany przy tym stole rzecze..
– a może to dlatego, że ten mój telefon człowieka we mnie nie widzi…?

Kiedy słyszę Ich miarowy, spokojny oddech… wstaję cicho, zamykam drzwi i schodzę jeszcze na dół..
Posiedzieć przy stole. Przy stołach najważniejszy bagaż życia się tworzy.

Wojciech Widłak. Pan Kuleczka. Radość. Rozdział pt. Wszystko.
Gdy Pan Kuleczka zapytał co to jest, Kaczka Katastrofa, Pies Pypeć i Mucha Bzyk Bzyk krzyczeli głośno – Kartka!!
Tak, to może być kartka papieru – odpowiedział Pan Kuleczka.
Jak to może być? – zdziwili się wszyscy..
Bo czym może być jeszcze? To była zwykła czysta, biała kartka. I tylko nią była wtedy dla nich.
Pan Kuleczka odwrócił się i pokazał Im Samolocik. A potem jeszcze wachlarz. I łódeczkę. I lunetę. Czapkę. Daszek.
A potem okazało się, że może to być jeszcze obraz. A na obrazie może być już wszystko co Ktoś sobie wymyśli. I Kaczka Katastrofa chciała namalować to wszystko.
A Pies Pypeć choć trochę wszystkiego. Bo wszystko od czegoś trzeba zacząć.

Nie zaginam rogu na stronie 7, bo moje dzieci nie przestałyby jęczęć gdybym uraczyła ich tylko kilkoma stronami. Kiedy zaginam róg na stronie 30, odkładam książkę,  gaszę lampkę i czekając aż zasną wracam myślami do rozdziału pierwszego.

Aby zrobić więcej, aby więcej się udało, trzeba zobaczyć szerzej. Podnieść to co za ciężkie. 
Odsunąć to co nieprzesuwne. Zagiąć to co za sztywne. Ulepić z tego co za twarde.
Każdy w swoim życiu otrzymuje taki biały papier. Jeden większy, inny mniejszy. Ktoś skrawek zaledwie. Ochłap taki.
Siada człowiek przed taką kartką i patrzy. Często ten co strzęp dostanie, rozprostuje, ugładzi, brzegi dotnie do równa.
Inny z wielkim arkuszem posiedzi. Dupą niechcący go przygniecie, łokciem szturchnie i naderwie. Często bywa, że im większy Kto brystol na początku drogi dostanie, tym bardziej potrafi go zmarnotrawić.
Ileż to ludzkich istnień, co nie zdążą nawet kreski postawić. Krzywej, przerywanej, kredką tępą czerwoną. Nie zdążą jej niechcący usmarkać, uplamić i los ich zabiera.
A i starcy różne mają kartki. Często kolorowe nie są, za to wgniecione bardzo.
Dużo razy ją składał. Próbował. I od nowa. Czasami zgiął i na szybko do kieszeni włożył, gdy uciekać mu przyszło. A potem gdy spokoju zaznał, wyciągał i pod grubą książkę włożył, żeby uratować z niej jeszcze co się udało i wyprostować jako tako.
Inni bardzo kolorowe mają. Jakby Kto puszkę farb wylał. Tylko na końcu widać róg mu się mocno nadszarpnął. Za mocno.
Każdy z nas dostaje taką kartkę. Małą. Dużą. Białą. Czasami poszarzałą już. Twardą. Inny miękką jak bibuła i bardzo uważnie musi z nią żyć i delikatnie składać, na miękkie kredki tylko sobie pozwalać..
Życie każdego z nas to ta kartka właśnie. 
Nie pozwól by Ktoś Twoją poszarpał, psu w mordę wsadził.
Nie pozwól swoją kartką ognia w kominku rozpalać. Chyba, że u Kogoś chłód wielki nastanie, naderwij kawałek i rozpal.. Często jak się tylko ogrzeje, przyjdzie i swój kawałek Ci taśmą doklei.
Niech ta kartka człowieka nie będzie estetyczna jedynie a prawdziwa.
Niech ma plamy z kaw, zapiski i skreślone numery telefonów. 
Niech ma odbity talerz poobiedni, sok z buraka, wydrapane żyletką dwa słowa.
Niech ma życie po prostu.
Tylko musisz uwierzyć i nigdy nie zwątpić w to, że Twoja kartka może być czym tylko zechcesz.
Wachlarzem, samolotem, łódeczką…