majówka


Bez dwóch zdań – oszalałam… Ile można dodać zdjęć…
Jednak tak dawno nie robiłam zdjęć aparatem. Tak zwyczajnie, codziennie. Zatęskniło mi się..
A potem – masz! 500 zdjęć. I wybierz z tego 30. No trudno. Bo zwyczajnie mi szkoda ich wyrzucać..
Tu się cudnie radują, tutaj przed burzą, a tu jeszcze coś… 
Tak serducho nie pozwala mi się z tymi fotografiami rozstać..
I tym sposobem powstała obszerna fotorelacja z naszej domowej majówki…
A to była chyba majówka stulecia.. Tak długa i tak ciepła, wręcz upalna. 
Opalanie zatem było codziennie…


Biesiadowanie od wschodu…
Z pizzą i pięcioma litrami kapuśniaku..


Zrobiliśmy sobie wycieczkę do wsi obok..
Madzia z siostrą i Kacprem zabrała nas na konną przejażdżkę..


Madzia jak to Madzia, jest zawsze załadowana. Ma ze sobą wszystko. Lemoniadę i koktajl. Sernik z rana upieczony… i jabłuszko dla konika..


Tosia wspina się wszędzie. Mam czasami wrażenie, że to Jej życiowy cel i misja…
Sztyblety Tosi dostaliśmy od bambini manufaktura.


A On idzie za Nią. Jak w dym. Jest Jego Boginią.


A moim idolem od kilku dni jest ten chłopczyk…
Będę wysyłać Benia do Kacpra na szkółki przetrwania.
Imponuje mi niezwykle. Swoimi pomysłami, ciekawością świata, energią (po Mamie ma na bank!), zwinnością… Jest fantastyczny!
W swoim plecaku ma wszystko. Łącznie z przenośnym piecykiem zrobionym własnoręcznie z puszek…
W plecaku było też sianko i kora na podpałkę…


Ach! I oczywiście Bella!


Do lejcy rwał się każdy… Koniuszych było wielu…


I dni pełne Taty…


Można mieć w życiu wszystko, ale jak się nie ma rewelacyjnych sąsiadów, to jakby życie nie było pełne…


I moja przyjaciółka licealna – Madzia – przyjechała z mężem i córką…


Tata przywiózł oponę żeby zrobić córce tor crossowy… Jak widać stała się najlepszą atrakcją do sąsiedzkiej zabawy..


Chodzimy między podwórkami. Grile, ogniska, urodziny… 
I te nasze dzieci biegają razem…
Kiedy przyszła wieczorna burza, obserwowaliśmy ją z tarasu, dzieci pod kocami oglądały bajkę…
Weszłam na moment i patrząc na ten obrazek uświadomiłam sobie, że jestem już naprawdę dorosła…
Bo teraz to kolej naszych dzieci na zbieranie fantastycznych wspomnień…
Choć nie ukrywam, że na tym „dorosłym” tarasie, spełniam swoje życia tak, jak nawet mi się nie śmiało marzyć…


Słońce pozwalało już o poranku, na lanie wody gdzie popadnie… Prawdziwe lato na początku maja..

I dzięki tej wodzie, tak mi pięknie mój miłorząb rośnie…


Bez tej huśtwaki nie ma życia w tym domu…
Zakręcanie…


Kontrola czy głowy nie ściska…


I jazdaaaaaaaa……!!!!!!!!!!!


Było leniwie i błogo…


Idzie dwóch sąsiadów…
Jeden z autem i różwym miśkiem..
Ale coś im te trawy za wysokie były w tym sąsiedztwie…


I stwierdzili, że jak wykoszą, to jakby bliżej się nam do siebie zrobi…
Krótko myśleli… 🙂
(żadne drzewo nie ucierpiało).


I tą ścieżką – dawaj! – dwieście razy dziennie w tę i nazat 🙂
Moja Mama nazywa nasze sąsiedztwa Dziećmi z Bullerbyn..
Dwóch chłopaków od zachodu, dwie dziewczyny od południa, dziewczyna od zachodu i my po środku..
A dalej za zachód chłopak i dziewczyna i dwóch chłopaków.. 
Taką mamy ekipę!


Jak na dworze za mocno wieje, to jest czas na konstrukcje wrotek z lego dla brata…


Przymiarka rozmiaru…


I biesiadowanie na biurku…
A globus – lampka dostaliśmy od sklepu „dobrezabawki.com”.


Piach jest niezawodny… Tylko nie za bardzo wiem jak ten piach wymyć z włosów..
Wczoraj myłam pół godziny… Nie udało się..


Chyba Ktoś tu Komuś wyznaje miłość, a młodszy brat podgląda…


I dwóch długowłosych Tatów… 


Jak On mnie denerwuje! Czego się nie chwyci to mu się udaje!!


I myślę sobie, że samotność może być wspaniała…
Ale tylko wtedy, gdy życie jest wypełnione ludźmi…
Mamy najlepszych sąsiadów na świecie..!