podarunki 46


Dzisiejsze podarunki mamy od pięknego, polskiego sklepu, z wybitnym asortymentem i profesjonalną obsługą. Jestem fanką perfekcyjnych przedsięwzięć i to jest właśnie takie.
Dziś mam zestaw nagród dla trzech osób. W skład zestawu wchodzi nawilżający krem Malina i Aloes, Mandarynkowy peeling do ust oraz jeden z trzech olejków do wyboru. Wszystko to marki Manufaktura Natura.
Więcej o produktach można poczytać na sklepie ekopolka.pl.
Zadanie konkursowe: zostaw w komentarzu odpowiedź na pytanie wymyślone przez Olę, właścicielkę Ekopolki  – „mnie się bardzo podoba, że często w tych Twoich konkursach jest tak sentymentalnie, emocjonalnie bardzo.. że czyta się chętnie wszystkie odpowiedzi, wspomina i wzrusza..  Ja na przykład baaardzo chętnie poczytałabym jak Dziewczyny wspominają pielęgnację swoich mam, babć, cioć, o czym marzyły w dzieciństwie, co podkradały z toaletek i łazienkowych półeczek, czego mamy używały od wielkiego święta, bo traktowały z namaszczeniem.. albo jakich naturalnych, samodzielnie przygotowanych kosmetyków używały ich mamy, babcie lub One teraz – czy same przygotowują jakieś napary, maseczki, albo parzą zioła i działają na urodę od środka.”

Wyniki konkursu pojawią się pod tym postem 12go sierpnia.
Przypominam, że do sklepu ekopolka jest kod  „EKOLATO10” nalicza -10% na wszystkie nieprzecenione produkty, ważny jest do niedzieli 12 sierpnia.

13.08.2018 wyniki:
Wybór ekopolki: 
Marta (Pielęgnacje mojej Mamy pamiętam głównie przez pryzmat mojej młodszej siostry…)
Wybór mój:
Magdalena Alamina (Ja miałam aż trzy kobiety…)
Kasia (Babcia wstawała skoro świt…)

niestety nie mogę wybrać więcej, ale urzekły mnie odpowiedzi Magdy (moja Babcia miała 105 lat), Zapach Babci (Przy usypanej czarnym żwirem dróżce…) i Natasha (Całkiem naturalnie i wiejsko…)

Dziękuję Wam za te wszystkie wspomnienia.

Ulubieńcy lata – kolaż



1. Uwielbiam Santa Montefiore na lato. To lekkie historie z miłością, przepięknie przeplatane sagi rodzinne. Wciąż zaskakuje mnie wyobraźnia autorki. Ile można wymyślić ludzkich dróg i losów.
Na leżak i koc idealna. Czytałam już kilka Jej książek, w tym miesiącu przeczytałam tę sagę  – „Kroniki Deverillów”. A jeżeli jeszcze Ktoś kocha opowieści dziejące się w Angielskich zamkach na przełomie 1900 roku to wprost wymarzona.. To taka książka gdzie czytasz, potem przymykasz oczy i rozmyślasz nad losem bohaterów. Bardzo lubię.

2. Mini zestawy z Makosh. Są zestawy do ciała albo do twarzy. Zestaw mój zawiera peeling, masło, balsam i eliksir. Do tego dostajemy to w eko kosmetyczce z dużą torbą na ramię. Może być plażowa, a może na zakupy. Idealne na prezent, na wakacje. Ilości pozwalają zapoznać się z kosmetykiem i dobrać do swoich potrzeb. Żurawina, pomarańcza z cynamonem i melon z ogórkiem.
(Kod: „EKOLATO10” nalicza -10% na wszystkie nieprzecenione produkty, ważny jest do niedzieli 12 sierpnia w sklepie Ekopolka.pl)

3. To mój hit odkrywczy ostatniego czasu. Pięknie pachnie, ma rewelacyjny skład, genialnie się rozprowadza, nawilża i powoduje delikatne brązowienie skóry. Nie ma żadnych zacieków, czy tego wszystkiego co zawsze spotykałam w samoopalaczach czy balsamach brązujących. Dla mnie super. Nie ma tych okropnych zapachów jak przy wszystkich kremach, które brązują. Ogromnie wydajne. Z samej nakrętki zgarnęłam palcem to co się odbiło i starczyło na dwa dni nakładania. A gdzie dopiero cały pojemnik. Nakładam też na twarz. Dla mnie kolejne cudo, które udało mi się odkryć. Jak już żyć nie mogę bez serum dla koneserów, tak teraz to jest kolejny ukochany kosmetyk.
Brązujący balsam do ciała – Pomarańcza z cynamonem.
(Kod: „EKOLATO10” nalicza -10% na wszystkie nieprzecenione produkty, ważny jest do niedzieli 12 sierpnia w sklepie Ekopolka.pl)

4. Olejek do włosów z Aussie. Choć nie jest to super skład. Choć nie zawiera tylko zdrowych składników to ma coś w sobie, co nie pozwala mi go nie posiadać na półce. Zawsze gdy już nie ma ratunku, gdy włosy wyglądają koszmarnie a wyjść z domu trzeba to on mnie ratuje. Może nie jest kosmetykiem leczącym przyczynę choroby włosa, a jedynie skutek i to wygładza na czas teraźniejszy, to bardzo, bardzo go lubię i chwalę sobie. Na mokre po umyciu a przed rozczesaniem, na suche końcówki. Na już wyschnięte włosy też.
Aussie 3 Miracle Oil.

5. Pytacie mnie o te sandały często. Ja kupiłam swoje na Cyprze u mojej przyjaciółki. Są ze sznurka. Nie czuć ich na nodze, jakby się na boso chodziło. Pierze się je w pralce. 
To nomadic state of mine. Wystarczy wpisać w google i wyskoczą sklepy w USA, Turcji, na Cyprze.
Jest też już sklep internetowy polski, gdzie wysyłają z Cypru. Ale warto odwiedzić wszystkie żeby zobaczyć ceny i ceny przesyłek. Warte zachodu.

6. Odkryłam ostatnio gazetę wydawaną przez Wyborczą pt „Książki”. Lubię gazety do czytania. Bo np. Vogue to nie moja bajka. Znajdziecie tam wywiady z autorami, fotografami, ludźmi sztuki. Polecenia czytelnicze. W ostatniej był dodatek z inspiracjami książek dla dzieci. Pięknie wydana. Fajny papier.
Polecam na lato. W każdym lepiej zaopatrzonym kiosku z gazetami i empiku.

7. Przepis na ciasto. Takie trochę kruche. Może być do śliwek, jabłek, gruszek.. Wszystkiego co macie akurat w domu, na co akurat jest sezon. Bardzo szybko i łatwo się robi, a do tego przepyszne!! Robiłam w piątek, będę robić i jutro.
Kruchy placek z cynamonem.

8. Ania z Zielonego Wzgórza na zawsze będzie tylko jedna jedyna. Ta z 1985 roku z Megan Follows.
Jednak patrząc na nową aranżacje „Ania, nie Anna” i rozpatrując ją jako zaledwie inspiracje powieścią, a nie jej idealnym odwzorowaniem to… można się w niej zakochać. Ciężko było mi przestawić swe myślenie, gdy historia toczyła się nie tak jak mam wyryte w swej pamięci, ale udało się. Główna bohaterka, pejzaże, budynki, stroje… wszystko tam jest ucztą dla oka. Serial zrealizowany wprost przepięknie. Estetyczne arcydzieło.
Ja oglądam na Netflix.

9. Słuchajcie, wróćcie do badmintona. Gramy ostatnio wieczorami i jest bosko.
Przypomina mi się wtedy jak grywaliśmy w młodości… i liczenie 45,46,47,48 i wpadła lotka między żyłki w paletce!! to było najgorsze! bo jeszcze skucha to się przeżyje, zrozumie, ale tak durnie stracić płynność w grze…?!

świat.

Wbił łopatę w ziemię i stwierdził, że On wiedział! Wiedział, że tych robaków jest więcej niż trzy na metr kwadratowy. I nasza wyschnięta trawa nie jest z racji palącego słońca i braku cienia. Nie przybiera swojej formy z racji suszy czy braku nawadniania.. Ona umiera poprzez robaki pod ziemią, które objadają korzenie. Pędraki. I wtedy zaczął drążyć. Jak je wyplenić. Czym zatruć..
I czy ja się z nim nie zgadzam? Nie mam zdania. Może i ten robak czyni nam tu szkody trawiaste. Może jest wszystkiemu winien.. Nie wiem..
Ale trzymając szlauch przy swoim drzewku miłorzębu pomyślałam, że przecież człowiek od zawsze żył z robakiem. I może nie ma co się tak przejmować..
A potem już jak zwykle.. lawina płynących myśli..
Że świat zmierza w złym kierunku.

Nie mam doktoratów z medycyny. Wiedza moja oparta na delikatnie poznanych faktach, a poparta intuicją. Ot tyle.
Jednak zdarza się, że czytam artykuł mówiący o tym, że dzisiejszy sterylny świat jest winny białaczce małych dzieci… i wtedy moja intuicja zaczyna krzyczeć w moim ciele..
Nasze domy umyte cifami, domestosami, ajaxami. Nie zostawiającymi ani jednej bakterii.
Nasze dzieci myjące ręce po każdym powrocie z podwórka, sklepu, szkoły.
Idealnie doprane ubrania. Idealnie wypłukane szklanki w zmywarce.
Na czas zmieniane pościele i ręczniki.
Nie liż, nie dotykaj, uważaj..
Rodzą się w sterylnych szpitalach i przyjeżdżają do domów w wygotowanych kocykach.
I choć może to co przeczytałam jest skrajnie dalekie od prawdy, to wiem na pewno, że sterylny świat jest i będzie dla zdrowia naszych dzieci przekleństwem.
Pozwalam Im zjeść bułkę brudnymi rękoma, wytarzać się w wodzie z basenu, gdy nie było nas dwa tygodnie i zmieniła się w siedlisko śmierdzących glonów…
I choć nie ochroni nas to przed niezliczoną ilością zagrożeń, tak czuję, że to jest człowiekowi najbliższe.

Te myśli płynnie przechodziły w kolejne..
Że świat oszalał. Nasze jelita to drugi mózg. I jak głowa, która musi odpocząć, tak i system trawienny.
Człowiek w czasach dobrobytu i pełnych sklepów – je. Wstaje i zaczyna jeść. Je dopóki nie zaśnie.
Dania główne, przekąski, przegryzki, popija, żuje.
Inaczej człowiek jest stworzony. Jeść aby przeżyć. Wstawać od stołu zawsze trochę głodnym.
Robić znaczne przerwy. Oczyszczenie organizmu.
W XXI wieku największym uzależnieniem jest cukier. W butelce ketchupu znajduje się ponad połowa szklanki cukru.
Dość mocno swojego czasu zagłębiłam się w temacie głodówek. I choć jak we wszystkim opinie są tak różne, moja intuicja jest zwolennikiem. 
Dość długi to temat. Takie głodówki są w stanie wyprowadzić ludzi z największych chorób.
Organizm zaczyna zjadać wszystkie nagromadzone złogi. Ludziom znikają pieprzyki. Zdarzyły się przypadki zaniknięcia raka. Temat rzeka jak mawiają. Opinii skrajnych ogromna ilość.
Ale nie o tym… Świat zalała fala jedzenia. A człowiek nie do tego się narodził. Nie tak skonstruowany.
Mój Tato, chudy jak patyk, pyta moją Mamę przed wieczorem czy On coś dzisiaj jadł? 
Jadł, smakowicie jadł bo Mama wybornie gotuje. Ale nie przykłada do tego wagi. Zjada tyle aby nie być głodnym. Mój tata nigdy nie choruje. 
Patrzę czasami na Mamy niejadków, bo sama mam… ach, szkoda gadać, nikt nie uwierzy, że można od 6 lat jeść trzy dania na okrągło i nie mieć w ustach nic więcej. 
Płaczą, lamentują. Sama nie raz to robiłam.. 
Badania moich dzieci są idealne. Sporadycznie mają katar. Może to dziecięca intuicja. Może tyle tylko potrzebują, aby właśnie być zdrowym…
A to my, rozkochani w biesiadowaniu, obczytani w ilości witamin płynących z warzyw, zakochani w przepisach „kwestii smaku” chcemy tworzyć świat dookoła kuchni…?
I kocham takie domy.. Domy gdzie pachnie obiadem, gdzie już wstawia się coś do piekarnika, gdzie w szufladzie przegryzka, a w lodówce przekąska… Sama taki prowadzę, ale myślę, że świat zmierza w złą stronę nie dając wytchnienia swoim jelitom…

Koło popołudnia moje myśli krążyły już jak zawsze…
Nad współczesną ciągłą irytacją człowieka. Jego ciągłym podminowaniem, jakimś rozdrażnieniem.
Dopatruje się wciąż kolejnych przyczyn. I choć są kolejne, tak zawsze łączą się w jedną.
Człowiek odchodzi od natury. Mamy zbyt mało pracy fizycznej. Siedzimy coraz więcej w biurach, przy komputerach. 
A praca fizyczna uszlachetnia. I choć tak ciężko to zrozumieć, tak ciężko się z tym pogodzić i przede wszystkim zebrać do tej pracy, to zawsze będzie to prawdą. 
Nie mówię o wysiłku fizycznym na crossficie czy fitnessie. Choć lepsze to niż nic. Bezdyskusyjnie.
Mówię o pracy. Pracy człowieka. Jego rąk i nóg.
W sobotę wyrwałam wszystkie chwasty, a potem skosiłam trawnik z całego podwórka.
Wcześniej umyłam z tych glonów basen. Dwie godziny. Tak szorowałam, że aż przedziurawiłam. Tak, to ja!
Na pełnym słońcu. Przy wieczornym garden party u sąsiadów miałam buzię jak burak.
Pomyślałam sobie, ile praca fizyczna daje człowiekowi spokoju, zadziwiającego szczęścia.
Dziś gdy oglądamy film i scena się przedłuża leniwie, to na szybko sięgamy po telefon. Już nie potrafimy czekać, odczuwać lekkiej nudy czy ciszy.
Myślę, że taki chłop co z pola wróci, jak się na tym polu narobi. Dziesiątki snopków siana na wóz wrzuci, to gdy po powrocie usiądzie pod lipą, czy gruszą na podwórku, to on nawet nie wie czy to nuda, czy cisza…
Bezmyślnie patrzy w niebo. Płyną chmury. Wiatr kołysze liście nad jego głową.. zmruży oczy i nie myśli o niczym. To leczy człowieka. Jego duszę i umysł.
Ktoś by rzekł, może to racja, ale dziś taki świat, że gdzie tej pracy szukać? Pola nie mam, podwórka również, małe mieszkanie z balkonem…
To odpowiem – ostatnio dużo ludzi mówi mi, że zazdrości mi czasu na czytanie..
Mam dwoje dzieci, pracę (wymagającą skupienia i czasu), dwa obiady i codziennie coś piekę. Posprzątany dom, prawie codziennie gości w progu i wyplewiony trawnik. To nie jest kwestia czasu, to kwestia priorytetów.
Brak czasu, brak możliwości, brak predyspozycji, brak pomysłu, brak siły nie jest powodem, to tylko powtarzane przez Ciebie usprawiedliwienia w które zaczynasz wierzyć.

Jest taki moment, zaraz po tym jak zachodzi słońce. Robi się taka cisza i spokój. Bezwietrzne, spokojne niebo. Nikogo już nie razi w oczy. Odbijamy paletkami lotkę i słychać miarowe paf – paf, paf – paf…
Po trzydziestu minutach idzie nam tak dobrze i miarowo, że jesteśmy jak Foresty Gampy, zapominamy, że gramy. Pomiędzy siedzi Benio na fotelu i sędziuje. Zza pól słychać jak Tosia wydaje okrzyk skacząc u sąsiadów do basenu. 
Moja prawa ręka zaczyna zwiastować jutrzejsze zakwasy. 
Dobrze się gra biegając na boso po krótkiej trawie. Dziś może nic już nie zjem. Choć chałka pachnie.
Dam radę sobie odmówić. Na noc najgorzej. 
Dzieci pójdą brudne spać. Może tylko zęby niech pamiętają.
Znajdę jakiś zdrowy, złoty środek pomiędzy tym wszystkim. Uda mi się.
Świat zmierza w złym kierunku.. Ale czy ja muszę być tym światem…?