a na takiej łódce…


Dziś jest dzień blogera. Takie czasy. Jest to jeden z zawodów.
Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że będzie to mój „zawód”.
Z tej okazji firma Apart zaprosiła dziesięć blogerek do zniewalającego miejsca WerandaHome.
Było pięknie, pysznie, kreatywnie. Masaże, zajęcia z dekoracji kwiatami, spotkanie z ambasadorką marki Apart – Kasią Sokołowską. Wieczorne degustacje z Sommelierem. Potem rozmowy do nocy. Joga o poranku. 
Nie ukrywam, że było to wydarzenie/spotkanie estetycznie i duchowo dopracowane w każdym calu.
Od każdego prezentu który na nas czekał, po serdeczne uściski przy rozstaniu…
Gdyby Ktoś dziesięć lat temu powiedział mi, że tak będę świętować swój zawód… trudno byłoby mi uwierzyć..
Drogi Aparcie, za którym stoją genialne dziewczyny, to była wielka przyjemność. Dziękuję.

a na takiej łódce mogłabym leżeć codziennie… czytać, rozmyślać, spać…

pożar

Czasami gdy zdarza się jakaś historia, śmieszna, wzruszająca, rozbrajająca, czy po prostu warta zapamiętania – ubieram ją w słowa i rozsyłam najbliższym.
Jak ta gdy moja siostra w dzień moich urodzin zrobiła mi 35 słoików przecierów pomidorowych na zimę do zup… Opatrzyła mi to opisem co daje potas, a ja uważam, że mojemu układowi nerwowemu się przyda każda dawka..
Albo wtedy, gdy na naszej rodzinnej wsi, zrobili otwarcie kamiennego grilla/paleniska przy starej, wysłużonej remizie..
Poschodzili się mieszkańcy. Andrzej wozem podjechał i wtem Wójt do niego rzecze:
– Andrzej, jedziemy do pożaru. Pali się!
Na co Andrzej odkładając fajkę od ust spokojnie odpowiada..
– Ja jeżdżę tylko do zadań specjalnych. Gaszę napalone wdowy i rozwódki.

Na co Madzia odpisuje, że wielka szkoda iż ona ani wdową ani rozwódką nie jest.
Ala natomiast skomentowała, że Ona wie iż Andrzej ma zasady.
A Asia, jak to Asia… napisała – no cóż, Ktoś musi ugasić pożar samotnych kobiet, jak to się mówi, z dupą nie ma żartów, czy to przy sraczce czy wyposzczonej babie. Nad jednym i drugim nie ma kontroli. Fach to fach. Brawo Tata!
Za to Marcin odpisuje, że w tym wszystkim jest „coś”, gdyby był po prostu napruty i krzyczał zza stolika, to nie byłoby efektu. Ta fajka zrobiła całą robotę. A co na to Mama?
Odpowiadam, że Mama nie była zbytnio zainteresowana, bo całowali ją wtedy w rączkę stali klienci od piwka , kiedy kiosk przy przystanku prowadziła..
Na koniec Marcin skomentował, że to się nadaje na 3 sezony jakiegoś serialu dla netflixa…

Idę na to, ale scenariusz i dialogi rozpisuje Jodi Picoult a reżyseruje Smarzowski.

35


Obudzili mnie wchodząc z kwiatami.
On wstał kiedy jeszcze spaliśmy i pojechał po wszystko co moje ulubione..
Świeże pieczywo, bułki klonowe, orzechy brazylijskie i wielkiego arbuza…
(Choć po świeże pieczywo jeździ codziennie. I orzechy kupuje mi kiedy tylko mi się skończą.)
Dostałam grubą kopertę pięknych ilustracji, wyciętych serc i ukradniętych mi z albumu zdjęć.
Zadzwonił Tata z telefonu Mamy. I mówię Mu – myślałam, że to Mama i chciałam Jej podziękować za trudy   te trzydzieści pięć lat temu. Milczał dość długą chwilę po czym z nutką niepewności zapytał – urodziny masz?
Zatem w dzień moich trzydziestych piątych urodzin nic się nie zmienia. Tata nadal pamięta, że urodziłam się latem, a Justynka jakoś zimą, bo zaspy były jak do szpitala jechał.
I bardzo mnie cieszy ten brak zmian w tym temacie. Bo to znaczy, że zdrowi są.
Oddając Mamie telefon mówi Jej do ucha „urodziny ma”.
Jakby kobieta – Mama mogła zapomnieć… Bo Mama dzwoniła już wtedy, gdy spałam jeszcze…
A Tata dzwonił się zapytać, czy podobał mi się ten American LaFrance..
Nasz Informatyk, a bardziej część naszej rodziny, jechał i już od zakrętu wyglądając przez okno śpiewał na pół wsi „sto lat”. Po tych naszych polach kurzyło się za nim okropnie, a On się tak pięknie darł.
Dostałam kartki od czytelników i kurier też zakurzył wjeżdżając z paczkami – prezentami.
(Ania, prezenty z Wyspy Księcia Edwarda wspaniałe!)
Przyszli sąsiedzi wpadli z bukietem trzydziestu pięciu kwiatów i przepysznym winem.
Po południu pojedziemy na rowery. Na obiad zrobię sos słodko-kwaśny bo Benio uwielbia.
Dla Tosi mam kluski śląskie od Teściowej.
Zadzwonię do spa u nas na wsi. Może mają miejsce, to pójdę na masaż gorącymi kamieniami.
Dziś nie będę czytać. Skończyłam wczoraj i dziś jest ten dzień kiedy zbyt mocno żyję jeszcze tamtymi bohaterami. Muszę dać sobie czas, może dwa dni, aby się z nimi rozstać i być gotową poznać nowych.
W wieku trzydziestu pięciu lat lubię siebie bardzo. Choć nigdy bardziej nie byłam aż tak świadoma swoich wad, niedoskonałości..
Lubię to, że mój mąż już wie, że jak się nie posłucha żony to kara przychodzi natychmiast.
Bo jakby się mnie posłuchał to by ręki nie złamał.
A to już coś, aby mąż w tym wieku już tyle wiedział…
W tym wieku dostaje się już zasłużone życzenia. Od sąsiadów co są na wakacjach, od firm z którymi współpracuje od lat, od znajomych co mają mnie zapisaną w kalendarzu a nie na facebooku…
Od siostrzenic nastoletnich…
„Można podziękować Ci za mnóstwo rzeczy, bo wiele dobra wniosłaś do naszego życia. Również dzięki Tobie mamy dzisiaj w głowie sporo mądrości i wskazówek na przyszłe lata. Dostało nam się sporo szczęścia , mając przy sobie tak duże wsparcie i troskę , nie tylko z matczynych ramion. Lata lecą i z roku na rok każdej z nas przybywa wieku, doświadczeń i trosk, ale chcemy żebyś wiedziała , że niezależnie od pory roku i kilometrów, zawsze będziemy uważać Cię za naszego Anioła Stróża.     
Twoje kochające Siostrzenice”
I dziś marzę tylko o tym, choć życie człowieka się każdego dnia zmienia, aby się już nic nie zmieniało.
Nigdy nawet nie marzyłam, że można mieć takie trzydzieści pięć lat.
Abyśmy byli we względnym zdrowiu i aby nie było wojny. Wszystko inne jest koleją życia i losu.
Nie chce niczego więcej, bo to co mam, to już wszystko.


Sukienka, bluzka i spódnica – Natula.
Za każdym razem kiedy chcę o czymś napisać w zachwytach myślę sobie, rany przecież już to pisałam, albo zachwycałam się tak tym albo tamtym…
Może zróbmy tak, zobaczcie na ich stronę. Na jej dopracowanie w każdym szczególe. Na zdjęcia. Na smak. Na estetykę od początku do końca. Na to, że paczka przewiązna sznureczkiem, z guziczkiem, ususzoną łodyżką, metką vintage… No dla mnie perfekcyjnie.
Uwielbiam takich ludzi, co jak już coś robią to ma to taki wydźwięk. 
Właścicielka tej marki to Ktoś z kim mogłabym pracować. Mam wrażenie, że rozumiałybyśmy się bez słów.
A ubrania…? Sukienka. Teraz szczerze, chyba nie miałam wygodniejszej i w której bym się lepiej czuła..
Spódnica lekka, z kieszeniami, kobieca, ale do noszenia na każdą okazję.. Do trampek i szpilek.
Polecam najszczerzej.

Torebka – SempreArte – została wykonane ręcznie,  w małym rodzinnym zakładzie w Meksyku. Każda torebka ma inny wzór. Kawał porządnej torby. Dużo pięknych, małych kopertówek. Taka klasyka, która nigdy nie wychodzi z mody.

Biżuteria – tamilove – delikatnie, zwiewnie, niby nic a jednak bardzo dużo.. tak jak być powinno.