post sponsorowany

_DSC0361 _DSC0087 _DSC0338 _DSC0073 _DSC0287 _DSC0267 _DSC0971 _DSC0485
pamiętam taki tekst, który napisałam o rozmowie dwóch kobiet. lubię do Niego wracać. i ten o sile kobiety.
i zdjęcie życzeń w książce „pamiętnik blumki” którą dostała Tocha od mojej siostry na pierwsze urodziny.
wracam do zdjęć z lata na wsi. i do tych z pięknej jesieni, na starej dzielnicy śląska, gdzie mieszkaliśmy.
lubię te zdjęcia. z konkretnej okazji. dziesięć, dwadzieścia fotografii. kilka słów.
a nie album ze 173 obrazami. kilkanaście lub kilkadziesiąt do siebie podobnych, czasami identycznych. tylko że ta mina inna i ta poza psa nie wiadomo gdzie śmieszniejsza..
nikt nie ma czasu  przejrzeć, przebrać. po prostu są. kiedyś się do nich wróci. potem zapychają komputer, dysk i te najstarsze się kasuje lub na szybko robi porządki by zwolnić miejsce.
lubię te gdzie Antka kręci się na karuzeli, i jak Tata podrzuca Ją do góry.. tyle wtedy było śniegu.
i ten post, który na przekór mego optymizmu napisałam o śmierci. lubię go. bo tak naprawdę dużo w nim radości. i ten kolejny po nim o tym, że człowiek taki mały…
to jest mój blog.
to uczucie kiedy zamykam laptopa, idę schodami w górę do sypialni. ta nieopisana radość na duszy. że już nie musze pamiętać. że zapisałam. że może jutro pewne wątki bym niechcący wytrąciła, wypadłyby mi jak pomarańcze z siatki..
mam. zapisałam. za rok, dwa, może dziesięć do nich wrócę. ale będzie wspomnień. może Tosia będzie chciała poczytać. byłoby całkiem miło.
prawie dwa lata temu założyłam blog. nie miałam pojęcia, że istnieją jakiekolwiek inne blogi oprócz green canoe.
z ręką na sercu. ja nawet do końca nie wiedziałam jak ma się nazywać to co chcę mieć. taki to miał być pamiętnik.
i na początku o tych ubraniach Tosi. ile to tych wpisów „ubraniowych” popełniłam? 4? 5?
od zawsze miało być o tym co nas otacza. bo wariuję na punkcie wnętrz, ciuchów…
bardzo szybko zaczęłam pisać. bo to dawało największą satysfakcję. wtedy okazywało się, że tak jakbym siedziała z Wami w kawiarence, na jednej z krętych uliczek gorącej Barcelony. piła kawę bon bon. i gawędziła do późnego popołudnia.
to jest mój blog.
przyszedł pewnego dnia taki mail. z zapytaniem. czy mogłabym pokazać na blogu coś z Ich strony?
długi czas byłam pewna, że to pomyłka. bo jak to? Ktoś chce mi dać?
za darmo?
no właśnie.. „bloger ma się dobrze”, „bloger to dostaje za darmo”.
dziś już wiem ile pracy trzeba włożyć w to „za darmo”.
taki blog to praca na 3/4 etatu. ale to wiem ja, mój mąż, moja siostra…
post to kilka godzin. koło pięciu. najmniej. przy komputerze. 

dostaje codziennie koło 50 maili. to maile od klientów sklepu szafy tosi i twenty violets, to maile od firm, które chcą ze mną/blogiem współpracować, te w których pytacie jakim aparatem robię zdjęcia (nikonD3100, obiektyw 35. nie mam pojęcia co to iso i przysłona) i te najważniejsze.. od czytelników. choć staram się jak mogę, nie udaje mi się na wszystkie odpisywać.
niektóre z nich są jak najpiękniejsza książka. łzy wylewam jak głupia. o tym, że Ona nie mogła zajść w ciążę. i wtedy trafiła na mój blog. a tam napisane. mocnym drukiem, stanowczym takim, że na wszystko w życiu jest czas i miejsce. i Ona nagle zauważyła, że drzewo Im zaszroniło pięknie za oknem, że ser na kanapce tak śmiesznie w serduszko się ułożył… a potem nie zauważyła a Ktoś Ich w nocy budzi bo głodny, bo przewinąć.. i że Ona mi dziękuje. mam takich maili Waszych mnóstwo. jestem z nich dumna. nie znam nikogo Kto nagromadziłby tyle pięknych ludzkich listów, zwierzeń..
to jest mój blog. przede wszystkim. najpierw jestem ja. to co przynosi mi ukojenie, podnosi na duchu, daje satysfakcję.
w moim menu jest zakładka „kontakt”. by Ci, którzy mają taką potrzebe mogli napisać. gdy nie chcą przed całym światem w komentarzu, na fan page.. gdy chca tylko do mnie i odrobinę więcej..
dlatego na moim blogu jest „kontakt” a nie „współpraca”.
pytacie mnie bardzo często czy mam jakieś rady.. tak. czekajcie bardziej na kontakt, a nie na współpracę.
na początku potrafiłam robić zdjęcia cały dzień. nie raz jechać 70km w jedną stronę. a jak chciałam z Tosią razem być na zdjęciu to prosiłam przyjaciółkę fotografkę, która mieszkała od nas 60km. bo chciałam mieć ładny ten pamiętnik.
i nigdy na nic nie czekałam, choćby leciał pot po plecach. bo nie raz leciał. zawsze robiłam dla siebie. najpierw dla siebie.
maili z zapytaniem o współpracę jest niemało. na wiele nie odpisuję, bo ja po prostu nie daję sobie rady z taką ilością listów.
tym bardziej, że moja Tosia jest cały dzień ze mną. robimy obiad, wieszamy pranie, jedziemy na basen. ja prowadzę normalne życie. w które wplatam bloga. 
czasami tej współpracy się podejmuję.
jest mnóstwo marek przy których myślę, o kurdę, to bym chciała koniecznie wypróbować. mija kilka dni i dostaje maila. czasami mój mąż się śmieje, bo mówi, że to aż niewiarygodne.
prawie z każdą, z którą zaczynam współpracować pracuję do dziś.

to bardzo miłe. dziękuję.
nie wiem dlaczego tematem tabu są posty sponsorowane?
uważam, że to duma i zaszczyt dostawać propozycje współpracy. tzn, że to co robię jest dobre.
a blogerzy jakoś tak chcą za wszelką cenę ukryć, że dostali. a co tu do ukrycia?
dostaje bardzo dużo. używam. zawsze wybieram sama. nie raz piszę do firm „bardzo przepraszam, ale nie pokaże produktu, bo pomimo tego, że sama dokonałam wyboru produkt się nie sprawdził. nie wytrzymał dwóch myć w zmywarce, urwało się, zeszła farba itp…”. nawet gdy dostaję to reklamuję tylko to co sama bym kupiła, co chciałam kupić i co sprawdziło się w 100%. bo jak mówi mój mąż.. matke oszukasz, ojca oszukasz, ale siebie nie oszukasz. rób tak by móc spojrzeć sobie w oczy w lustrze.
i blogerowi się nie należy. tak jak i pani, która pominęłą w sprzątaniu pokój numer 745 na 9 piętrze. nie należy Jej się, bo nie wykonała dobrze swojej pracy. włóż w coś najwięcej jak potrafisz, tak byś na koniec miał prawie dość.
a potem zrób to po raz kolejny i kolejny.. jeżeli chcesz by Ci się należało.
a najlepiej zrób coś dla siebie.. i na nic nie czekaj..
i przede wszystkim zadaj sobie pytanie… może kilka pytań. gdzie ma Cię to zaprowadzić? jak widzisz się z tym co robisz za 5, 10 lat? bo ja widzę siebie z mężem, którego pytam.. „który rok teraz oglądamy”?
a w tym roku ma być śmiejąca się Tosia, gar zupy na piecu, pierwsze śniadanie na werandzie, kilka słów do śmiechu i do wzruszeń.
to ma być przede wszystkim.
a reklama swoją drogą, ale mocno poboczną.. bo to piękna nagroda za wytrwalość, chęci, i cięzką pracę.. ale czasami trzeba prowadzić bloga by sobie to uświadomić..
a bo jak tam jest 15 zdjęć i 60 zdań to wielka robota…
więc… założenie bloga nie kosztuje nic. każdy może. już. od ręki. zachęcam mocno bo to przepiękna sprawa.
tylko tak przy pierwszej propozycji współpracy firmę założyć. bo inaczej to nielegalne.
kiedyś bardzo ładnie opisała to James, gdy zarzucano Jej, że na blogu jest bardzo dużo wpisów sponsorowanych.
odpowiedź jest bardzo jasna i prosta. gdybym nie zarabiała na blogu to musiałabym iść do pracy. chodząc do pracy nie porwadziłabym bloga. bo po 8 godzinach wpadasz do domu obiad, pranie, sprzątanie, dzieci. nie wiesz w co ręce włożyć.
a blog, reguralnie prowadzony to około 28 godzin tygodniowo.
dlaczego o tym piszę?
chciałam już dawno ten temat poruszyć. dziś miałam dodać zdjęcia i opisać Wam nawilżacz powietrza.
a ten nawilżacz to taka właśnie współpraca najpiękniejsza dla blogera. 
całkiem niedawno znalazłam firmę „beaba”. trochę za późno bo przede wszystkim mają asortyment do 2go roku życia dziecka.
jakiś czas temu napisał do mnie importer. typu „Pani Julio, czy zechciałaby Pani przetestowac nasze produkty? które tylko Pani chce!”.
a ja biorę to co sama bym tam kupiła. bo nie wszystko jest pierwszej potrzeby, konieczne..
sprawdzę jedno, pokażę to będę testować kolejne.. nie sztuka nabrać, chałupe napchać.
i gdyby nie napisała wtedy Owa przemiła Pani  to i tak bym kupiła. bo już kiedyś pisałam, że się czaję na express do mleka tej firmy. i jego na dniach przetestuję. to taka współpraca jaką lubię. taka niematerialna wymiana XXI wieku. 
w każdej paczce dostaję list pisany ręcznie. w każdym mailu zapytanie o święta, wiem, gdzie Ona spędzała sylwestrowy czas. 
taka relacja jest dla mnie ważna. bo jak wiecie w tym wszystkim zawsze najważniejszy jest dla mnie człowiek. 
świat blogerów, firm jest bardzo mały. wszsyscy wiemy wszystko o wszystkich. nieprawdziwy jesteś tylko krótką chwilę.
będę więc testować produkty Beaba, na które chorowałam już dawno. to dla tych co ciekawi. krótkie wzmianki. krótki opis.
bo czy jak ja napiszę, że ten design jest boski a Komuś się nie podoba to kupi? to będzie zainteresowany?
jak nawilżacz wygląda każdy widzi. jednemu się podoba, innemu nie. i czy jak ja napiszę, że musi Ci się podobać to się spodoba?
ano nie…
ale jest tak, że jak zobaczy na zdjęciu i mu się spodoba to się ucieszy, że Ktoś mu podpowiedział.
a nie znam nikogo Kto małe dziecko w domu miał, a nawilżacza nie kupił, lub się nad nim nie zastanawiał.
my mieliśmy trzy. mój mąż ma hopla na punkcie odpowiedniego nawilżenia. teraz w drewnianym domu, zimą okazało się sucho, więc nawilżaczy mamy kilka. kilka niestety poszło do kosza, gdyż nie dało się wyczyścić z kamienia, po kilku tygodniach chodziły jak kombajn.. tutaj za dużej filozofi nie ma. bardzo prosta budowa a dzięki temu łatwy do czyszczenia. forma bardzo delikatna, jak cała kolekcja marki. przede wszystkim cichy. bez kilku guzików z anionami i godziną nastawienia, które tylko przyspieszyły zepsucie poprzednich. technicznie na duży plus. na zdjęciach również lampka nocna beaba. inteligentna. z czujką na dźwięk. opisywać?
to był post sponsorowany. a jak!
nawilżacz można zobaczyć tutaj, a fp Beaba Polska tutaj.

_DSC0648 _DSC0645Tosi getry to Radosna Fabryka.
Półka od monmonandbrunto (ale już nie maja w ofercie).

z przytupem.

output_wYDM6L
_DSC0532 _DSC0479 _DSC0588 _DSC0475 _DSC0613 _DSC0601

ja tak mam. ma tak też On i Ty. z moich obserwacji tak wynika. no że prawie każdy ma właśnie tak.
że najczęściej to lubimy z przytupem. widowiskowo. od zaraz. niech każdy wie, a co!?
zapisane notatniki, kartki przyczepione na lodówkach, poinformowana rodzina i przyjaciele.
i najlepiej od pierwszego stycznia. tak na nowy rok. na ten i kolejny. bo jak nie na zawsze to po co w ogóle?
i od myślnika. od góry. 
że papierosy rzucam na pewno.
że raz w tygodniu na basen.
że z dziećmi godzina dziennie z plasteliną i kredkami.
że żone bardziej odciążyć z obowiązków domowych.
i, że na pewno zacznę szukać nowej pracy. – ale to potem wykreślone, bo w dzisiejszych czasach to nie ma co..
dieta! koniecznie dieta. najlepiej cud!
i  w ten monitor mniej ślepia wlepiać.
od pierwszego i do grudnia trzydziestego pierwszego. no bo to postanowienia na nowy rok. tak lepiej.
bardziej można się zmobilizować, podjąć kroki i działania. drastyczne choćby, to działać.
od pierwszego i do ostatniego daj mi siły na to Panie!
a potem, najczęściej tak w połowie stycznia, choć czasem dotrwają i do dwudziestego trzeciego, nie palą, na niedzielę nie logują się na fan pejdżach, a i pranie w domu rozwieszą.
dwudziestego piątego w szkalnym wieżowcu, lub pod sklepem na rogu lecą przekleństwa. a że to tak nie jest łatwo jakby się chciało.
że człowiek ma chęć a słabą wolę. że może by i nie zaprzestał, ale tak go dziś wyprowadziła z równowagi!

no przecież to jest jasne. jak pomyślisz dziś, że coś się kończy, że czas na zmiany, że to wymaga od nas odwagi, cierpliwości, siły, mobilizacji.. to zanim pierwszy przyjdzie, to my już cali w strachu..choć gorsze porównanie ciśnie mi się na usta.

a bo czy Kto widział, że świat się zmienia od już, od zaraz. natychmiast i z wielkim przytupem..?

chodzę ostatnio jak ta bomba zegarowa. tykam i tykam. choć nie.. tykanie to zbyt łagodne słowo.
jakby Kto obok mnie z sekundnikiem stał. o wszystko! chodzi mi generalnie o wszystko!
wstaje i już mi chodzi! 
czemu tak głośno ta szczoteczka od zębów?! i czy ciszej by nie mogła?!
czemu ten kabel od odkurzacza się tak wolno wciąga?! co za grat!? a tyle kasy!
dlaczego jak wstane to te koce na tych kanapach porozwalane!? czy nie mogłbyś ich składać?!
dziecko, przestań mi uciekać! chcesz jechać do Babci czy nie? bo ja nie mam siły!
Jezu! oszaleje z Tobą! już cztery razy Ci mówiłam a Ty nie pamiętasz!
dajcie mi wszyscy święty spokój! 
a najgorsze jest to, że na Nim opiera się najbardziej to, że o wszystko mi dziś od rana chodzi.
On zbiera na klate moje miny, słowa i podniesiony ton. zbiera to, nie ukrywajmy jak najdzielniejszy rycerz.

no właśnie. ano właśnie.
co począć?  jak na zmiany już za późno.. bo dziś to chyba… który to?  szesnasty styczeń. o szesnaście dni za późno by deklarować, zapisać i przyrzekać..
więc tak najzwyczajniej. bez przytupu pomyślałam sobie. choć nawet za bardzo nad tym nie myślałam. przebiegła mi taka idea przez głowę, że jutro postaram się opanować emocje. tylko jutro. żeby dać mu odsapnąć, bo On ze mną zwariuje.
tak zanim powiem pomyśleć. zanim powiem pomyśleć… o tak, tu jest klucz. bo podczas tego myślenia opadną mi emocje i rozwścieczenie paniczne.

leżę więc. oczy zamknięte. rano. On wstał wcześniej. słyszę jak ta szczoteczka mu chodzi. żesz jasny gwint! ile można myć zęby! a ja tylko czekam aż Antka się obudzi przez te Jego szczotkowanie! ale nic. milczę. znaczy udaję, że śpię.
zakłada buty. wychodzi. wchodzi. wychodzi. wchodzi. wychodzi!!!!!!! a za każdym razem alarm pika na cały dom!!
jak tego nie wyłączy to wstane i Go… no coś mu powiem dosadnie.
dzień mija podobnie. wszystko jak codzień. ale ja miałam tę idee. więc się trzymam planu.
wieczorem napiszę posta – myślę. schodzę na dół. uśpiłam. odstawiam butelkę do zlewu. a tu cyrk! na stole, na podłodze. wszędzie.
zanim posprzątam to usiąde za godzinę! a ledwo przecież stoję! czy On tego nie widzi? ale nie, nie… nie dam się sprowokować.
do końca dnia wytrzymam. 
mówię więc delikatnie.. – wiesz, mam dziś też wiele do zrobienia, a jakbyś mi pomógł posprzątać, to usiedlibyśmy razem.
na co On – nie wyobrażam sobie Puszku, że mogłoby być inaczej..
bo On szedł po brudne szklanki ze stołu a nie usiąść.
powinnam to wiedzieć, bo zawsze po nie idzie.

jest dwudziesta trzecia. fajny dziś dzień. dziś lubię siebie mocniej. i Oni lubią mnie dziś może mocniej.
i tak sobie pomyślałam… ale bez spięcia, że może jutro też mi się uda. tak jest zdecydowanie lepiej.
spróbuję. 
a jak się uda to może za tydzień pójdę biegać wieczorem.. bo też często o tym myślę. 
ale to może.. 

a przy najbliższej okazji kupię mu cichszą szczoteczkę.

_DSC0525 _DSC0501 tos22
koc/narzuta- SillyU. jest zjawiskowa. strasznie grubo pleciony. cudne kolory. przędza bawełniana miła w dotyku. dla Tosi mam milion kocy, ale ten jak przyszedł ostatnio to zwariowałam! zdecydowanie to taki koc na pokolenia, gdzie fajnie jest go zostawić w tym pudle z pierwszymi bucikami, z paskiem ze szpitala, zdjęcia usg i koc. ten koc. to jest kawałek wełny, która jest w 100% warta tej ceny! popadłam w totalne szaleństwo na jego punkcie i każdy Kto do nas przychodzi.

spodnie – lulu and the pug bardzo fajne gacie. przyjemny materiał. piorę ciągle i nie zmieniają się nic. Tocha je uwielbia, a to chyba najlepsza rekomendacja.