Wbijam jajka do misy z mlekiem i mąką. Ręce brudne, bo łowię tę skorupkę, co wpadła mi niezgrabnie… Ser z cynamonem rozrabiam. Truskawki co zamroziłam latem, rozmrażam na polewę. I przy tych naleśnikach dzwoni mąż.. że paczka do mnie. No to dobrze, ale skąd? Bo czekam na kilka…
– Z Nowego Sącza – odpowiada On.
– Z Nowego Sącza??
– No tak. Paulina jakaś.
– Nie mam pojęcia Kochanie. Otwórz proszę szybko, albo nie, przyjeżdzaj prędko z nią… Obiad już na stole..
A obiad jeszcze w pieleszach, a może bardziej w skorupkach. Ale jak tu wytrzymać?
Kłamię więc otwarcie, że na stole stoi i stygnie.
Białe pudełeczko. Biały papier w szare gwiazdki, przewiązany świątecznym sznureczkiem.
Bo prezent zaczyna się właśnie tutaj. W tym miejscu, gdy zachwycona opakowaniem, trudno mi o ten pierwszy ruch, by zburzyć misterną pracę ludźkich rąk. Bo ja się niewyobrażalnie nad tym pochylam. Rozsypuję na drobne przy takich ozdobach.
Ale ciągnę za ten sznurek, by zatopić oczy w tym co w środku…
Nie wiem… nie wiem jak słowami nazwać to co mnie spotyka… a wydawałoby się, że zawsze tyle mam do powiedzenia…
Ale kiedy przychodzi do tych chwil gdzie w gardle tak ściska…
To ja… Cóż ja mogę…
I najprościej jak potrafię, napiszę… że tam w środku pierniczki. A jak pachną!
Czuć święta u nas. I nie dlatego, że cynamon, że miód, że przyprawy korzenne…
Czuć święta, bo to jakaś magia.. Boże! Czym ja na tą magię zasłużyłam?
I każdy piernik ozdobiony, z literkami, napisami, w kropki i paseczki. Gwiazdki, płatki śniegu… I gdybym teraz Wam o tym mówiła a nie pisała, to usłyszelibyście głebokie nabranie powietrza do płuc.
Dziś święta to te zapchane centra handlowe, kolejki po ryby, korki uliczne, ból głowy z nadmiaru rzeczy do zapamiętania, bieg po papier pakunkowy, a bo jeszcze, a bo pasowałoby…
Dziś święta to sms z życzeniami „wyślij do wielu” z tą samą rymowanką o drzewku i nowym roku…
I ubrana choinka na szybko, i dwa kilo pomarańczy w siatce, co ucho przed samym domem się urwało..a my zamiast w świąteczny śmiech to w przekleństwa pod nosem brniemy…
Dziś magii świąt nikt nie czuję, bo po prostu nie ma na to czasu.
A to trzeba się zatrzymać. Po dniu porządków i czyszczenia szafek, (że aż paznokcie poźdźierane) świeczkę zapachową wieczorem zaplić. Herbaty zaparzyć, imbiru do niej natrzeć. Gazetę otworzyć, z mężem słowo zamienić, o dniu minionym zwyczajnie pogadać.
Na tą choinkę mieć czas popatrzeć.
A to wiadro, co z wodą na środku kuchni jeszcze stoi, myślami ominąć…
Bo wciąż biegniemy jakbyśmy mieli żyć wiecznie.. A przecież nie wiadomo ile kto tych świąt jeszcze nam zapisał… Ile pierników upieczemy, ile ryb usmażymy, ile girland powiesimy, ile prezentów pakować będziemy, ile pierwszych gwiazd wyczekiwać i laskami cynamonu dom ozdabiać…
Nikt nam tego nie powie, a my łudzimy sie nadzieją, że może kolejne spokojniejsze będą… Lecz kto z nas o te kolejne pewien jest… że nastąpią takie… w zdrowiu i dobrobycie…
Mój maż chodzi koło tych pierników. Ślicznie w koszyczku ułożonych i głowa kręci… bo uwierzyć nie może, że Ktoś zrobił to dla nas. Poświęcił masę tego cennego czasu, pracy i serca…
Paulina zadała sobie ten trud, by między słowami na blogu odszukać firmę męża i tam nadała paczkę… więc ten prezent nie zaczął się od pięknego opakowania, a od niespodzianki. Tej najprawdziwszej jak się tylko da…
I list. Na trzy strony. Ręcznie pisany. Chowam do walizki z listami. Która mam nadzieję do śmierci wędrować ze mną będzie. By czytać w te święta, gdzie niezgrabne pomarszczone me dłonie ją otworzą.. taką mam nadzieję.
Jedyne co mogę zrobić w podzięce to obiecać Ci Paula, że dopóki zdrowie me pozwoli pisać tego bloga, będę to czynić, bo niewyobrażam sobie jak ubogie byłoby me życie bez Takich ludzi jak Ty… A przecież Ty czytasz kilka moich słów, a potem ja Twoich w komentarzach… Ot tyle się znamy i ani odrobinę więcej.. a zmieniasz moje życie.
To jest w ogóle magiczny czas. Moje pierwsze święta z blogiem. A bardziej z ludźmi, którzy go tworzą.
Dostałam gwiazdkową paczkę od moich kochanych Amerykańskich dziewczyn (Julitty i Iwonki).
Od One Little Happines przyszedł ogromny karton ciuchów (przepięknych) dla biedniejszych dzieci i prezencik dla Tosi też był. Chyba za samego kuriera zapłaciła majątek, zza tych swoich wód. Niezwykła dziewczyna.
Udało mi się poinformować kilka osób o Domu Samotnej Matki, które potrzebują pomocy. I wiem, że poszły tam przepiękne podarki. A i od nas wyszły też dziś kartony rzeczy potrzebnych na codzień jak i małych prezentów. Robiłam też dla Nich paczkę za pieniążki nadesłane z Ameryki, bo dziewczęta choć w innym kraju to o swoim mocno pamiętają. A i Effii prezenty wysłało i sanki… To tak cieszy. O rany! Chciałabym byśmy pamiętali o Nich nie tylko na święta.
Ostatnie moje miejsce pracy to firma „Olek Motocykle”.
I tam na święta przychodziło mnóstwo prezentów. Piekne choinki z Castrola, świecące opony z Dunlopa, i wiele innych…
A ja pamiętam jedno…
Pewna firma z Czech, przyjechała z podarunkiem świątecznym. Wielki karton. A w środku setki małych ciasteczek. Żona właściciela z synową robiły całą noc. Piekły, lepiły, dekorowały. Tam było dziesiątki rodzajów tych pyszności. Pamiętam to do dzisiejszego dnia i pamiętać będę do swego ostatniego… Jak pierniczki od Pauliny…
Mój świat jest niezwykły, i nie mam pojęcia komu za to dziękować…
A dziękuję każdego dnia…
„Jak mi piknie w serduchu kogo chciałabym obdarować to każdy produkt kupowany jest z myślą o tej osobie. I tak też było tym razem. I miód jakiś słodszy był od myśli o Tobie i Tosi. I cynamon bardziej pachnący i lukier się pięknie układał…
Julia, tak mi porwałaś serce swoim blogiem, że od października o tych pierniczkach dla Ciebie myślałam…
I o tych małych Tosiowych paluszkach co będą te gwiazdki trzymały. Dobrze mi w tym Waszym świecie i chciałam się choć ciut odwdzięczyć za tą radość i te emocje, które dajesz pisząc…”
„Siedzę teraz w kuchni, cisza w domu, na piecu bulgocze syrop piernikowy do kawy, pachnie i jest ciepło…
A miało być krótko…”
http://www.youtube.com/watch?v=mHff55AeEAQ