Głos Młodego Pokolenia. Emilka pisze…

Dziś oddaje głos mojej siostrzenicy Emilce Mielczarek.

My-lat trochę ponad zdobyciem dorosłości. 

Trwamy- myśląc, że przez funkcjonowanie już nam się wszytko należy.

Że jesteśmy niezniszczalni. 

Że nasza skóra odepchnie wszystko co złe, a organizm wszystko niedobre wydali. 

Że złych uczynków karma nie zauważy, a dobre odda nam podwójnie. 

Że być razem, znaczy działać mocniej. 

Że być razem, znaczy cierpieć mniej. 

Że światu raz zawalonego nie da się odbudować, nie wiedząc jeszcze, że czas daje nam do tego wszelkie narzędzia. 

Robimy głupie tatuaże, bo w naszych głowach nie ma wyobrażenia poważnego wieku średniego.

Robimy, a następnie rozmyślamy, aby niebawem żałować. 

Mówimy, potem głośno tłumacząc, aby coś miało sens. 

Kochając, z trudem oddychamy. 

Kochając, z trudem rezygnujemy. 

Znajdując swoje przyjacielskie, bratnie dusze, czujemy spokój. 

Bo wspólnie nic nie może nas dotknąć. 

Bo jest ktoś, kto nas uratuje z otchłani rozpaczy.

Wracając po nocach czujemy, że żyjemy. 

Pomagamy, bo wiemy jak wygląda obraz ludzi, którzy są na siebie obojętni. 

Budujemy, bo wiemy jak wygląda obraz ludzi, którzy bezmyślnie niszczą. 

Mówiąc głośno, nie zapominamy o głosie cichszych. 

Ryzykując, krótko przebolewamy porażki.

Wstydząc się za swoje zachowanie, po prostu milczymy. Nie umiemy przepraszać.

Często szukamy siebie w nieodpowiednich szufladach.

Robimy zdjęcia, wiedząc, że nigdy już to nie wróci. 

Nie wychodzimy z pokoju, bo nie tego od świata oczekiwaliśmy. 

Teraz – bojąc się o jutro – żyjemy chwilą. 

Czy jesteśmy egoistami? Czy tylko nie znamy siebie? 

Po długim czasie zdajemy sobie sprawę, że porażki to lekcje. Nie umiemy się z nich uczyć. Czy to wszystko mija? Czy jest ktoś, kto potrafi nam wskazać drogę? Wkrótce dorośniemy. 

Tymczasem bądźmy tymi ludźmi jeszcze przez chwilę. Jeszcze nas w nas niech będzie choć trochę. Z beztroską odpowiedzialnością. Z poukładanym buntem. Z nierozważną rozwagą. Z rozpieszczoną pokorą.

Miliony za życie

Pewnie wielu z Was mignął przed oczami pewien filmik.
Mężczyzna z mikrofonem pyta przechodniów, czy przyjęliby sto milionów dolarów?
Każdy, wiadomo, odpowiada twierdząco.
Następnie pada pytanie – co w zamian?
W zamian, za tę sumę, nie obudzisz się jutro rano.
Ludzie bez słowa odchodzą od mikrofonu.
Twoje życie jest ważniejsze niż każda możliwa suma.
Pomimo zaległych rachunków.
Pomimo dokuczliwych okoliczności.
Pomimo utraconej pracy i zyskanej słabości.
Pomimo wszystkich trudów, jakie na Ciebie bezzmiennie jutro czekają.
Nagle uświadamiasz sobie, że chcesz nazajutrz wstać.
Nagle uświadamiasz sobie, że chcesz postawić o poranku nogi przy łóżku i poczuć jak boli Cię kręgosłup, jak trzeci dzień z kolei łupie głowa.
Chcesz być zmęczona.
Chcesz być w pośpiechu.
Chcesz nawet zgubić i nie znaleźć.
Chcesz przypalić obiad i stłuc talerz. Niechcący.
Chcesz pokłócić się z bliskimi. Choć wcale nie chcesz przecież.
Chcesz stać w korku i przeklinać głośno.
Chcesz czuć, że zawodzą Cię ludzie.
I że nie starczy do pierwszego.
Złość, że tyle spraw nie idzie po Twojej myśli.
Nagle uświadamiasz sobie, że chcesz bezskutecznie walczyć ze swoją nadwagą i patrzeć na brzuch, co wylewa się ze spodni.
Nagle uświadamiasz sobie, że chcesz popatrzeć w lustrze na swój krzywy nos i za duże uszy.
Chcesz czuć przedłużający się brak sukcesów.
Chcesz myśleć już o węglu na zimę, choć lato w pełni.
I przejmować się, że rynek zbytu mały.
I czuć, że kończy się cierpliwość w związku z dziećmi.
I zawołać w myślach – dajcie mi na chwilę spokój.
Nie mieć na to, na co mają inni.
Czasu, pieniędzy, możliwości.
Nie mieć pasji i wciąż się tym zadręczać.
Chcesz nagle nie mieć werwy do życia.
Chcesz móc znowu powiedzieć – nie mam już siły wstawać z łóżka. I wstać. Albo nie wstawać. Dziś i jeszcze tydzień.
Chcesz podkopnąć na środku domu zostawiony bałagan, który piętrzy się od niedzieli.
Chcesz urobić się po pachy.
I czekać na telefon, który nie zadzwoni.
I płakać za tym co było. I płakać nad tym co ma nadejść.
Chcesz walczyć z kretami. Albo marzyć o większym balkonie.
Bo wiesz, że pomiędzy tym wszystkim poliżesz malinową gałkę loda.
Położysz się z twarzą do słońca. Zobaczysz śmieszny żart w internecie.
Spotkasz życzliwych ludzi. I wypijesz kawę o poranku.
Że ktoś poleci dobry serial i się wciągniesz.
Że znajdziesz chwilę na rower. Że rozczulą Cię Twoje dzieci, zaraz po tym kiedy doprowadziły Cię do łez.
Że uprzątniesz suszarkę z praniem i się przestrzeń zrobi.
Że przy stole w kuchni uda Wam się usiąść na chwilę. Razem. I będzie tak miło. I zupa ciepła.
Że chłód wieczorny nastanie. I powiesz – jaka ulga.
Że zmarznięty do domu wejdziesz i powiesz – jak tam wieje.
I położysz się, ledwo żywy, do łóżka wieczorem.
Czasami z wdzięcznością i wypatrywaniem dnia kolejnego.
Innym razem z lękiem i złością.
Ale zawsze z myślą – aby wstać jutro rano.
Jest przecież, pomimo przeciwności, tyle do zrobienia.
I my, jesteśmy tego najcenniejszą walutą.

ranczo nad wodami

(przypominam o ustawieniu jakości filmu na kółku zębatym na dole 1080p.)

Czasami o czymś myślę, coś mi się wyjątkowo podoba.
(Znaczy myślę nieustannie i podoba mi się zawsze coś, ku nieszczęściu mojego męża, ale …. o konkretnej sprawie tutaj…)
Coś nagle zaprząta moje wyobrażenia i układa w kompozycję wirtualnych zdarzeń.
Szaleńczo wciągnął nas serial „Yellowstone”. Ach! On mi się po nocach śnił.
Oglądaliśmy z mym lubym z wielką pasją. 
Bo ja w poprzednim wcieleniu byłam kowbojką. To widać po moim chodzie.
Potem wciągnęliśmy przyjaciół i tak też zostałam nazwana imieniem bohaterki – Beth.
Kto nie oglądał, polecam ogromnie. Czasami niektórzy nie potrafią poczuć tych motyli na pierwszych odcinkach, ale potem już następuje wielka miłość i uzależnienie. 
Rzecz dzieje się w Montanie, na wielkim ranczo, obok parku Yellowstone.
I to ranczo potrafi telewidza zaczarować.
Przestrzeń, kowboje, estetyka detali, konie, Indianie, charakterne postacie, bydło, stroje, dom właściciela, którego gra cudowny Kevin Costner…
Po prostu – jest wart obejrzenia.
I kiedy skończyliśmy oglądać, a ja jeszcze w głowie miałam ten obraz, jakby żywy, dostałam propozycję stworzenia kadrów filmowych o…. Ranczu z bydłem. I to najpiękniejszej rasy świata – Highland.
I tu znowu – Szkocja, którą jestem zachwycona.
Tak się dzieje w moim życiu…
Czasami o czymś myślę, a to potem dookoła mnie krąży, dając mi tyle przyjemności.
„Ranczo nad wodami” – zjawiskowo piękne miejsce. 
Wszystko to, co można tam zobaczyć zostawiam Wam w wersji filmowej, choć muszę dopisać, że to dopiero początek tego, co się tam ma wydarzyć…
Tego, co ma czynić to miejsce piękniejszym i ciekawszym. Choć trudno uwierzyć, że się da.
Stodoła powstała przede wszystkim jako miejsce na warsztaty kulinarne, na które może się zapisać każdy. Idealna sprawa na prezent dla Kogoś, Kto kocha gotować, Kto poszukuje nietuzinkowego czasu w niecodziennym miejscu.
Można też wynająć stodołę na przeróżne uroczystości jak urodziny, firmowe eventy, śluby, warsztaty różnego rodzaju itp…
Za małą chwilę powstanie oranżeria, aby pomieścić więcej gości. I domki noclegowe.
Właśnie teraz zobaczyłam w wyobraźni parę młodą na sesji ślubnej z krowami. 
Mogłyby być naprawdę wyjątkowe i niebanalne.
Wystarczy przeskoczyć przez płot. 
Wszystko to znajduje się na 30 hektarach kolorowych łąk i pachnących lasów.
Dziś już ponad 250 krów spaceruje po bezkresnych pastwiskach, żywiąc się tym, co naturalne i zdrowe.
Dla tych, którzy są mięsożerni i marzy się Im coś tak dobrego z eko hodowli mogą zamówić wysyłkowo. Opcji jest tam na wszystko mnóstwo, a do tego Właściciele są otwarci i elastyczni, więc każdy pomysł na realizację Waszych marzeń w tym miejscu jest mile widziany.
Więcej szczegółów znajdziecie na Ich Instagramie TUTAJ i Facebooku TUTAJ.
Tam też można kierować zapytania. Albo TUTAJ.
Pamiętajcie, że to dopiero preludium tego niezwykłego siedliska.