lubię..

Kolaże208 Kolaże203 Kolaże202 Kolaże206 Kolaże205 Kolaże207 Kolaże201 Kolaże204

lubię ciepłe, polane miodem croissanty z lidla.
lubię jak pamiętam wyjąć wcześniej kostke masła z lodówki, by potem w tym twardym dziur nie robić.
lubię takie dni, kiedy wiem w co mam się ubrać.
lubię, gdy nie zapomnę o nowym odcinku „Grey’s Anatomy” w środę o 21ej.
lubię jak uda mi się dobre jabłka kupić. te twarde i słodkie. bez skórki co odchodzi.
lubię jak mój mąż wraca z pracy.
jak jest cytryna lub sok malinowy do herbaty.
jak moja siostra ma dobry humor i nigdzie się nie spieszy.
lubię sobotnie popołudnie u Haneczki.
i pytanie z ust mojego Adama „to co? kawka?”.
lubię mieć produkty na obiad w lodówce w komplecie.. by z rana do sklepu nie lecieć..
lubię ten moment, gdy wchodzę do domu i zakładam dresy.
lubię poznawać w ludziach mądrość i dobroć..
lubię przebaczyć.. bo to tak w środku lżej..
lubię przemeblowania.
lubię wysokie obcasy z sobotniej wyborczej.
lubię łososia.
lubię jak muszę stać na palcach, by uściskać dobrego przyjaciela.
lubię swoje wspomnienia.
zapach świeżo skoszonej trawy i wypiekanego chleba..
lubię poranek przedłużający się do południa, i ja z Antką w piżamach.
lubię możliwość posiadania swoich lubień…

Kolaże200 Kolaże210 Kolaże209książkiKolaże230 Kolaże231

linki:
kolejka – biedronka
krowy – Quax
nożyczki – scandi loft
koszulka biała Tosi – puszek
koszulka żółta w paski – H&M
koniki – masiuki
lala szyta przez Kornelkę (9 lat) na przyjście na świat Tosiulka.
na czarno białym zdjęciu moi rodzice. Mama pasie gęsi, a Tata na rowerze.

(nie) idealnie…

codz

codz1

Kolaże176

Kolaże177

Kolaże180

Kolaże196

Kolaże181

Kolaże179

Kolaże184

Kolaże194

bo w tego Boga to ja nie wierzę..
ale kiedyś, dawno temu, moja przyjaciółka Ola opowiedziała mi taką historię.
pamiętam ją dobrze, często powtarzam. niezwykła mądrość tkwi w tej opowieści. taka mądrość, co ja ją lubię najbardziej..
było to jakoś tak…

każdy człowiek niesie ze sobą krzyż. nasze życie to krzyż. każdy ma swój. i niesie.
pewnego dnia przychodzi człowiek do Boga i mówi:
-Boże, nie radzę sobię. ten mój krzyż jest taki wielki, ciężki. taki niewygodny. tak uwiera gdy go niosę. Boże, zrób coś. daj mi inny. mniejszy. lżejszy.
Bóg wziął krzyż strapionego człowieka i postawił obok innych ludzkich krzyży.
okazało się, że Jego krzyż jest jednym z najmniejszych..

i to nie jest tak, że moje życie jest idealne. że ja wybieram to co lepsze i opisuję. że ubarwiam, bądź dodaje.
każde moje napisane słowo to prawda niepodważalna, bo ja ze wszystkich sił staram się widzieć i czynić to swoje życie wyjątkowym.
doceniać. dostrzegać. i nie przechodzić obojętnie.
idealnie u mnie nie jest.

życie potrafi być tak niepojęte, tak nieprzewidywalne..
więc jeśli jest białe to o tym piszę, gloryfikuję.. bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie czarne..
a tak się zdarzyło, że zaczęłam pisać gdy jest dobrze..
gdybym zaczęła pisać 7 lat temu to czytalibyście o tym jak zwijałam się między nagrobkami na pogrzebie bardzo bliskiego przyjaciela.
gdybym zaczęła 6 lat temu to czekałabym na operację. a 5 lat temu wyłam całą noc w aucie, z powodu miłości i myślałam, że świat się kończy…
i krzyczę o tym szczęściu bo jest.
a kiedy odejdzie to obiecuję Wam, że napiszę..

i to nie jest tak, że moje dziecko i macierzyństwo jest bezproblemowe. Ono jest normalnie problemowe, tylko ja się staram podchodzić do tego bezproblemowo.
kiedy gotuję obiad to Antka wisi mi na jednym z bioder, a kiedy cedzę ziemniaki to wisi mi na nogawce.
ale takie jest macierzyństwo. nie czekałam na inne. spodziewałam się właśnie takiego.
ważne, że mam co do garnka włożyć i że to dziecko co pod nogami się wije zdrowe jest.
18 miesięcy ma a ja wstaje do Niej w nocy kilka razy. a przez rok wstawałam po trzydzieści.
nie mam z tym żadnego problemu, myśle sobie wtedy jak wiele kobiet chciałoby tak wstawać,
więc ja naprawdę nie mam na co narzekać.

ja mam normalne problemy dnia codziennego… tylko czy to są problemy..

walę naczyniami i łyżkami do zlewu, gdy ciasto mi nie wychodzi, zachowując się się wtedy jak histeryczka.

do szału potrafi doprowadzić mnie Najwspanialszy mąż, gdy wkłada twarz w dłonie i mówi „co Ty zrobiłaś”, gdy ja wyłączę jednym przyciskiem wszystkie komputery w firmie.
a ja jedynie przyszłam go odwiedzić i Tosi chciałam piosenkę puścić.
bo skąd ja mogę wiedzieć, że akurat w tym komputerze jest zasilanie całej firmy.
i ubieram wtedy Tochę, trzaskam drzwiami i jestem w otchłani rozpaczy przez najbliższą dobę.
choć On powtarza w kółko „Puszku, przecież ja Ci nic złego nie powiedziałem…”

tracę cierpliwość do Mojego Cudownego Taty, gdy zajeżdżam do Nich na wieś a On wszystko o czym nie opowiadamy w czarnych barwach widzi.
kiedy znajomi kulig urządzają, a On nie jedzie.
no nie jedzie i już. bo On stary, bo zimno. bo może za rok.
a potem narzeka, że tak by gdzieś wyszedł do ludzi..
zimno? to załóż dwie pary kaleson, dwa głębsze w saniach wypij i będzie ciepło…
nie. nie ma mowy. nie jedzie i już.
a ja ryczę potem dwie godziny w poduszkę, że czemu On taki uparty. że mu życie między palcami ucieka…

pokłóciłam się kiedyś też z Idealną mą Teściową.
bo Ona miała ciężki dzień i ja też. Ja powiedziałam za dużo i Ona za dużo też..
I od słowa do słowa.
ale na drugi dzień stwierdziłyśmy, że nie ma o co kruszyć kopii..

sukienkę planuję kupić sobie akurat tę, już od kilku miesięcy.
i co miesiąc przekładam na następny, bo może tyle za sukienkę to przesada.
tym bardziej, że w szafie ich koło 80 wisi.
a dom w budowie, może oszczędzania czas…
ale oboje ciężko pracujemy na to, by na jak najwięcej można było sobie pozwolić.. więc czekam na nią cierpliwie, by bez wyrzutów sumienia kupić.

zakończyłam przyjaźń z przyjaciółką od lat wielu co Ją miałam…
bo mocno mnie zawiodła. i uwierzyć nie mogę.
ale tłumaczę sobie, że tak może miało być.
że są ludzie co z nami idą całe życie, a są i Ci przeznaczeni nam na pewien czas..

stoję czasami przed lustrem i myślę…
gdzie to ciało co jeszcze parę lat temu tak błyszczało opalenizną w słońcu?
gdzie te włosy?  i pachnący balsam nakładany co wieczór?

i szczęście nie spadło mi z nieba.
na wszystko co w życiu mam pracowałam sama. od 20go roku życia. pracowali moi rodzice, moi dziadkowie. bardzo ciężko. moja Mama miała dwa dni w roku wolnego. kiedy wszyscy w niedziele jedli chipsy i oglądali filmy moja Mama marzła w pracy. mój mąż kiedy miał 15 lat pracował już bardzo ciężko. nawet za cięzko jak na tak młody wiek. a i dziś pracuje po 14 godzin na dobę.

mam problemy, smutki, ryczę w poduszkę, krzyczę, gniewam się…
ale wiem, doskonale wiem, że to moje życie to taki krzyż, co ja jego ciężaru nie czuję.
zapominam, że go niosę…

 

Ostatnio przeczytałam fantastyczny wpis…

„Czasem przypatruję się tak z daleka, tym porównaniom, co to je spotykam tu i ówdzie. Tym wątpliwościom zadawanym gdzieś  
w smutku treści. Tym minizazdrosnym słowom, a może niepewnym: „bo Ona to potrafi, a ja nie”, „Ona ma to, tamto i TO jeszcze, i umie,
i posiać i ugotować, i trójkę dzieci ma – a ja jedno i bałagan w domu, 
w głowie…”, „I krzesła nie umiem tak pomalować, nie umiem, 
no i garnek mi się przypalił, a Ona ma ładne garnki TAKIE z pitupitu (najlepsze!) powłoka – jej to się nie przypala”. 
Skąd?! 
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…”
aby przeczytać całość odsyłam tutaj..

Kolaże182

Kolaże188

Kolaże192

Kolaże185

Kolaże193

Kolaże187

Kolaże186

Kolaże178

Kolaże195

Kolaże189

Kolaże197

Kolaże198

 

linki dla zainteresowanych:
Antosi zestaw wyjazdowy w torbach:
lala z torbą – Fanette (podobała mi się bardziej Jeanne, ale Fanette była największa, a chciałam dużą lalę dla To)
kręgle – Marbushka. Jestem każdego dnia pod wrażeniem tych gier i zabawek. Czasami nachodzi mnie ochota, by pojechać do Węgier i poznać ludzi, którzy to tworzą.. Uwielbiam ludzi z tak niezwykłą fantazją.
różowa piżama z Little Rose (ale chyba już ich nie ma :(, a szkoda bo ja jestem bardzo z niej zadowolona. ciepła, przy ciałku, milutka)
ponczo z H&M
szary sweterek „i’m fine” w spadku po Nikolce (z SH)
widoczny na zdjęciu hamak tutaj

reżyser

długo jeszcze siedzę wbita w fotel..

ludzie się tłoczą, przechodzą,otrzepują popcorn, trącają moje kolana. a ja nie wiem gdzie mam czapkę i torebka przewrócona.

zapalili światło, Pan stoi i czeka na śmieci z wielkim koszem. kończą się litery. wstają. idą. wychodzą.

a ja mam zaburzoną rzeczywistość. wstaję i coś bym się ubrała. nie potrafię się odnaleźć.

każdy Jego film to trauma.

taka trauma, że mnie od środka żre. boli. gniecie. jakbym miała za chwilę stracić przytomność.

po jednym z nich nie pamiętam jak wróciłam do domu. podobno kiedy weszłam to uklękłam w przedpokoju na podłodze i wyłam w głos. to nie był nawet płacz. to był krzyk.

nigdy nie oglądam Jego fimów po raz drugi. nie zniosłabym tego. wystarczy. i pamiętam już na zawsze każdą scenę, każdy dialog, każde skomlenie, hałas. ale najbardziej pamiętam każdą ciszę…

po jednym z filmów leżałam całą noc zwinięta w kłębek. trzęsłam się z zimna i wewnętrznego cierpienia.

nie miałam siły sięgnąć po kołdrę.

po każdej premierze, dla mnie niewyobrażalnej do przeoczenia…

cieszę się rano, że woda z kranu ciepła leci.

że gołąb usiadł na parapet i ciepło w domu.

że wstawiam czajnik na herbatę..

że spokojnie.

że Tosia podskakuje na jednej nóżce tak śmiesznie..

siadam wtedy na podłodze w kuchni, i tak się potrafię na to dziecko zapatrzeć…

dziś również wróciłam z Jego filmu. tulę Antoninę i myślę sobie…

na co to wszystko…

że się człowiek byle czym w życiu przejmuje..

te filmy, choć zostawiają w nas ślad do końca życia, to budzą też nowe życie..

że człowiek coś sie tak zatrzyma, uniesie nad tym wszystkim i zacznie wartościować na nowo..

to co ma.

przeżyć życie i nie zobaczyć filmów Smarzowskiego to wielki błąd…

wielki.

skąd w tym człowieku bierze się taki talent…

róża2

 

no ale dobrze..

już… 

jutro wracam z nowymi podarunkami i kolorowym światem dziecka…