7 żyć.

_DSC0061

lubię jak się w nieckach kładzie mgła.
widać tylko szczyty dachów i kominy.
o szóstej rano, gdy wstawałam było zjawiskowo. zajrzałam w każde okno.
widok dosyć znany, bo o tej godzinie najczęściej budzi się mój syn.
tego dnia spał cały dom. a ja wyjeżdżałam do Warszawy.
cicho się ubrałam, naszykowałam dzieciom ciuszki na kupkach.
nałożyłam krem. potem puder i tusz. wyprostowałam włosy.
na ramiona kurtkę skórzaną w której czuję się jakbym miała wciąż 19 lat..
do torby wrzuciłam aparat i książkę.
zostawiłam auto przy dworcu i odszukałam na bilecie swoje miejsce.
wagon 10. miejsce 37. siedzi koło mnie Pan w garniturze.
i gdy już wyciągałam lakier do paznokci, On wyciągnął kanapkę..
cóż, pojadę w takich pościeranych.. może nikt nie zauważy.. pochowam po kieszeniach
wypijam łyk kawy i otwieram książkę.

jak ja nie znoszę takich niezaradnych mężczyzn.
Joshua, co to w ogóle za imię.
niech spada z tego Jej mieszkania i bierze ze sobą to łóżko.

i czemu Ona tak rozpacza, czy Ona nie wie, że spotka Kogoś innego.. że to dopiero początek tego wszystkiego..
początek tej historii.

a może On? może to będzie ten mężczyzna na plaży?
49 45 39 24 18 1
kurde! po co zadzwonił ten detektyw? w takim razie nic się tutaj nie wydarzy jak będzie musiała wrócić!
o nie! nie znoszą się na początku! w takim razie to będzie On! musi być On. i tyle od Niej starszy.to są piękne związki gdy On tyle od Niej starszy. ta dojrzałość, ta opiekuńczość. ta Jej wtedy beztroska. to musi być On. musi!
ale gdzie jest Jej współlokatorka A.?

mam wrażenie, że minęło parę minut. mijamy lasy, dworce i perony.
dzwoni Kasia i mówi, że idzie rodzić, ale dzisiaj to Jej się chyba nie chce.. to może nie urodzi.
Pan kanapki nie je, ale ja te paznokcie mam już gdzieś.

czeka na Nią pod domem. przecież to nie może chodzić tylko o Amy.
przecież ja to już czuję. Spencer! cholera!
przecież kiedy Ktoś się o kogoś martwi to znaczy coś więcej!
to On jest przy Niej gdy wszyscy inni zawodzą. a przecież jest tylko obcym detektywem.

i ten sam fakt Jego troski, martwienia się, pilnowania… a nie ma żadnego związku cielesnego, wypowiedzianych słów.
przecież jeszcze są na „per Pan”. a to nie ma nic piękniejszego w uczuciach niż ten początek. te nienazwane myśli i tęsknoty.
ten dreszcz gdy On niechcący dotknie Jej włosów, muśnie ramieniem, położy dłoń na łopatki chcąc skierować w stronę wyjścia. nienazwana miłość jest jedną z najpiękniejszych. ta o której się dopiero marzy. na którą się wyczekuje. zresztą, jaka miłość?! przecież to jedynie śledztwo i służbowe spotkania. przecież tak naprawdę się nie lubią!
drażnią nawzajem… i… i wyczekują… choć sami o tym nie wiedzą..

pasażerowie PKP wyciągają ręce sąsiadom przed nos, by włożyć je do rękawów marynarek. Ktoś Komuś stopę przydepnął.
Ktoś walizkę pomógł ściągnąć Komuś. tłoczą się przy wyjściu..

jak to!! jak mogła wpaść na Niego gdy był z Mary?! wiadomo przecież musiał Kogoś mieć zanim Ją poznał.
ale niech to się szybko wyjaśni. zwariuję tutaj! 
moment, przecież Ich nic nie łączy. nic więcej niż to co jest… oczywiste.

w tłumie idę. szukam postoju taksówek.

jak? jak może być chora? to niemożliwe! nie zgadzam się na to.
po  prostu się nie zgadzam. nie! i na pewno umrze! ja to wiem, Ona na pewno umrze!
niech ta książka się nigdy nie kończy. Ona nie może umrzeć.
dlaczego nie poszła wcześniej? dlaczego nie odobiera tego kuponu? 

dlaaaaaaczegooo?!

ocieram łzę.

jeszcze do tego tyle postaci. tyle genialnych ludzi obok. tych bezinteresownych. obcych.
dlaczego Ci najbliżsi tak często lub zawsze zawodzą u Niej najbardziej?
Spencer! dlaczego nie ma Cię w sobotę wieczór! odbierz ten zasrany telefon!

wpadam po kręconych schodach Bristolu.
Madzia wygląda pięknie jak zawsze. ma w sobie taką klasę a przy tym wdzięk małej dziewczynki.
ciepła. spokojna. wita mnie z uśmiechem.
Małgosia, taka kruszyna kochana. jak to dobrze ludzi poznać też tak zwyczajnie..
telefony, maile… to nawet nie namiastka człowieka.
Dawid, ma na żywo oczy tak samo błękitne jak w telewizji. wybawił wszystkie dzieci.
szturcham dziewczynę obok pytając Kto to ta ładna blondynka. odpowiada, że też nie wie.
jak dobrze, nie jest ze mną tak najgorzej. pytam też o to Jastrzębskiej i spadam przy tym z fotela bo dłoń mija mi się z oparciem.
okazuje się, że dziennikarka z TVN24. nie mam to nie wiem.
potem z tą co Ją szturchałam palę na tarasie.
mówi, że jest w weekend Blog Forum w Gdańsku. odpowiadam, że nie biorę udziału w takich imprezach. całkowicie nie mój świat.
Ona ma czerwone włosy i tatuaż z kolorową sową. jest fajną, normalną dziewczyną.
niby jest tam służbowo od jakiś agencji, ale mówi, że ma bloga.
potem odszukuję i okazuje się, że pisze genialnie. pisze nieźle o mieszkaniach do wynajęcia i o Babci z kwiatami.
kolekcja Maki Mon Ami – Wolińskiego i Mamissimy jest urocza. dziś wszystko co powstaje dla dzieci jest robione pod dorosłych.
a tutaj jest w końcu kolorowo, dziecięco, z pomysłem, ładną kreską. podoba mi się.
błyskają flesze. Ci z kamerami nie mieszczą się pod ścianką. „proszę jeszcze na lewo, tutaj Pani spojrzy na chwilę i jeszcze tutaj”
obserwuję z boku. odczytuję sms od Mamy. sprawdzam powrotne pociągi.

chemioterapia numer 001. on goli Jej i sobie włosy. kiedy to robi jedną dłonią trzyma Jej twarz.
potem chce by robił to już tylko On, bo wtedy Ją dotyka.
Ona nadal wygląda dla Niego ślicznie. 
Lily Quinn.
a potem Jej świat wygląda już inaczej. 

i wyrzuca Jego wizytówkę. a On się nie narzuca. 
kiedy Ona mówi „wyjdź” to On wychodzi. Boże! co za skończony głupek!! Wracaj!

zjadam ciastko z brzoskwinią bo wydawało mi się, że jest z czekoladą.
potem z pomocą tej z wytatuowaną sową znajduje też z czekoladą.

w fotobudce nie nadążamy zmieniać masek.

wyobrażam sobie pomimo cierpień i choroby Jej spokój.
Jej błogość.. dzięki tej świadomości, że On jest… gdziekolwiek by był.
i że w tym wszystkim z Nim łatwiej.
wyrabiam sobię opinię o zaginionych i oskarżanych w tej książce by po 10 stronach jednak się wahać..
nienawidzę wszystkich tych, którzy Go nienawidzą.
On siedzi na drugim końcu kanapy, a ja czuję Jej myśli.. choć nikt o nich nie pisze.
terapie, witamina A, alkeran, arszenik. nie ma dawcy.
w tle, a może tak naprawdę jako pierwszy plan rozgrywa się poszukiwanie zaginionej Amy..
a ja słyszę tylko jak Spancer śpiewa Jej do ucha „across the border” Bruca Springsteena..

zjadam obiad z Anią, co mi już od lat bliska. co jakaś taka już na stałe w to moje życie wpleciona.
wypijam kawę u Bartka a On opowiada mi o tym, że chyba już w końcu zakochał się na poważnie.
Kasia przysyła zdjęcie.. bo urodziła, choć Jej się nie chciało dziś rodzić wcale.
spóźniam się na pociąg. nic nie szkodzi. kupuję bułkę z cynamonem.
wagon 14. miejsce 95 okno.

Jej Matka ma problem z alkoholem i depresją. 
Ojciec, siostry i brat z mnóstwem innych historii. Babcia uciekła do Ameryki po wojnie w Polsce.
i życiorys każdego z Nich. nie na jednej stronie, dwóch czy kilkunastu..
a ja widzę przede wszystkim tego Spencera. widzę dobrze twarz Lily.. widzę Ją  najlepiej.

ciągle zastanawiam się dlaczego ten pociąg nie jedzie przez Gdańsk..
bo wiem, że przyjdzie mi dziś się z nimi rozstać.
za oknami całkowicie ciemno. skubię bułkę. koła stukają.
sosnowiec. zdążę. zdążę jeszcze trochę.

jak dobrze, że chociaż ten lekarz wie, że z ważnymi sprawami to najbardziej do Spencera.

drzwi otwiera mi Tato. siedzi w biurze i czyta książkę. Mama ogląda „Fidyka”. Mąż pracuje przy komputerze.
w domku czysto. dzieci wykąpane śpią..
wróciłam. cała i zdrowa.

nie jestem pewna czy byłam w Warszawie, ale dam sobie uciąć głowę, że byłam u Lily i Spencera.

powiadają, że kot ma 7 żyć.
człowiek ma tyle ile przeczyta książek.

_DSC0012 _DSC0030 _DSC0025 _DSC0026 _DSC0029 _DSC0055 _DSC0044 _DSC0022 _DSC0004 _DSC0034

na instagramie zadaliście dużo pytań o moją sukienkę i torbę z tamtego dnia.
torbę kupiłam jakiś rok temu w Verso. mają piękne skórzane torby. nietanie, ale już wiem, że bardzo konkretne , porządne.
a sukienka z koronką – w sklepie co mam za płotem Scandidecor.pl

mogłabyś..

tak cholernie zwyczajne. oczywiste. banalne i niezauważalne. po prostu jest.
rano wstać.
zaspanym, spóźnionym, wkurwionym.
z głową nieumytą. a można było umyć jednak wieczorem, to by nie trzeba było się zwlekać już.
w krzyżu Cię łupie, ręka boli. a łeb? zaraz rozpieprzy ten łeb!
świeci słońce. pada deszcz. lubisz jak pada bo masz nowe kalosze. lubisz zwyczajnie bez powodu.
pijesz kawę.
o! to w porankach kochasz najbardziej. parzoną bez mleka i cukru. i ten zapach.. 
Dallmayr. prodomo. w lidlu na promocji.
albo po babsku. dwie rozpuszczalnej. z mlekiem i cukrem.
albo celebrujesz śniadanie.
musisz najpierw zjeść to śniadanie. 
nie ma świeżego pieczywa. zostało dużo chleba i zjeść trzeba, bo co z tym zrobić. robisz grzanki.
dziubiesz w zimnym maśle. a On potem poprawia po Tobie i wygładza. 
po co gadasz przy myciu zębów i po domu chodzisz? z tą szczoteczką w buzi coś poprawiasz, na szybko poduszki uklepujesz.
masz wielką plamę na bluzce od pasty bo Ci z gęby leci.
wychodzisz.
telefon jak zwykle nienaładowany. i Kto znowu jest winny zagubienia drugiej ładowarki?! i to na pewno jest On, nawet gdybyś była Ty.
dzieci na leżąco zakładają buty w przedpokoju. wałkonią się po podłodze. szybko. ło jasny pierun, dzieci!
albo dzieci nie masz i zatrzaskujesz szybko drzwi.
w aucie dowiadujesz się , że jest księżniczką na zamku, ty królową, a Tata królem.
mogłaś wziąć temu dziecko inne odzienie, bo wieje, a przez ten sweter wszystko przeleci.
a jak dzieci nie masz to stoisz w korku, na przystanku… rajstopy mogłaś założyć. a nie założyłaś. Ty głupia. początek jesieni a Ty już chora. na uczczenie tego wyciągasz higieniczną i smarkasz głośno. wręcz ostentacyjnie.
albo nigdzie nie wychodzisz i zostajesz w domu. znowu zostajesz w domu a wyjść byś może w końcu chciała.
tak się rano odszykować i wyjść. do ludzi. w biurze przy expressie do kawy poplotkować.
spódnica ołówkowa by Cię uwierała i musiałabyś wciągać brzuch. a tak nic nie musisz i w dresie chodzisz pół dnia.
obiad. odgrzany. wczorajszy. nabrał smaku. czemu nikt tego z kuchenki nie schował na noc do lodówki?!
o mój Kochany, znowu pamiętał schować ten gar z kuchenki zanim poszedł spać.
w sklepie nie mieli świeżego mięsa. zrobisz znowu naleśniki.
po co się tutaj z tym obiadem dziś rozłożyłaś jak nie zdążysz?
dziecko, śpij jeszcze chwilę. jeszcze tylko pokroję cukinię.
albo wbiegasz o 18-ej i na szybko ze słoika wlewasz sos na podgrzane mięso mielone.
halo! halo? no jesteś, coś przerywa. kup po drodze chińskie bo obiadu nie robiłam.
halo? oooo… dzisiaj to są pyszne gołąbki. pół dnia zawijałam.
czekasz na wieczór. marzysz o filmie co ściągnęłaś dwa tygodnie temu, albo już zupełnie nie pamiętasz kiedy, tak to było dawno.
po pierwszym dialogu usypiasz. a miałaś umyć te włosy, żeby rano się nie zrywać.
miałaś zadzwonić do Mamy, bo widziałaś , że dwa razy się dobijała. nie miałaś czasu. wszystko do dupy!
do Mamy zawsze trzeba oddzwonić.
dzisiaj pełnia i pewnie znowu nie pośpisz…
albo padniesz jak kawka i odeśpisz wszystko. cały ten stres i zmęczenie…
takie to do bólu zwyczajne. oczywiste. cholernie oczywiste.
wstać, wypić kawę, jechać do roboty i schować gar z zupą na noc do lodówki…
czasami powiedzieć pod nosem „kurwa mać”.. i dobrze jak Mama nie słyszy, bo to okropne tak z ust dziewczynki takie słowa..
a przecież można by nie wstać. z tym bólem głowy, strzykającym kręgosłupem..
mógłby nie padać deszcz.. albo padać tylko za oknem i zerkać na Niego z białego łóżka.. a Pani w białym fartuchu mówi, że operacja przesunięta na 17-tą..
mogłabyś nie być królową, a On królem..
przecież mogłabyś… 

ale jesteś.. królową. a On królem.. Ona jest księżniczką…

gdyby…

image-4
ciężko Mu się wstaje, bo stopę rozwalił na rajdzie w Rumunii.
ale wstał o 5:40 do naszego syna, który rozpoczął wtedy dzień.
o 5:40! i stękał i jęczał o drugiej, piątej..
tak pomiędzy… czyli koło pierwszej i trzeciej chciała się zadrapać od komarów Tosia.
nie było ani jednego komara cały rok i akurat w dzisiejszą noc cała plaga!
nie śpi. kręci się . drapie. Ona się drapie, ja Ją drapie. pozy zmienia co 10 sekund. tak przez dwie godziny.
biorę Ją na ręce i zanoszę do nas. żeby nie było nam zbyt wygodnie budzi się Benek.
On targa Ją za włosy. Moja głowa zwisa z łóżka. rąbkiem koca przykrywam nerki.
okna na oścież otwarte żeby był chłód. a za oknem od 6:00 wiercą i walą młotami na budowie u sąsiada.
większość robię po omacku,  z zamkniętymi oczami.
muszę wstać zamknąć te okna. ale nie wstaje.
Mały jęczy Mu na dole. robię na ślepo mleko i zrzucam z góry.
dosypiam drapiąc Tosię pod kolanem. pod kolanem, na ramieniu, na powiece, na stopie… 
i jeszcze o tu mnie Mamo drap.
wstaje po fenistil bo i tak nie zasnę… tylko leżę i się wkurzam.
wiercą młotem pneumatycznym, tamten ryczy o coś, ta się drapie. a tamten jeszcze chodzi jak przetrącony.
sam jechał, taka pasja – takie konsekwencje.. udaje, że mi Go nie szkoda.
płaczę gdy odjeżdżają do przedszkola. macham Jej długo.  a Jej słońce w oczy świeci i już nie patrzy a tylko macha.
On mnie denerwuje, bo zamiast mi opowiedzieć w szczegółach to odpowiada jak facet, że wszystko super.
ale jak super? czy maść ze sobą wzięła? które kapcie założyła? jak ta nowa sala?
Benek! śpi jak jesteś śpiący! co Cię chłop z młotem interesuje?
w zlewie cała sterta. upał znowu od rana! a ja nie znoszę tych upałów. tak mi słabo. ledwo chodzę.
pomidory zgniły. nie zdążyliśmy zjeść.
jak jeszcze raz ten przeciąg trzaśnie tymi drzwiami i obudzi Benka to oszaleję!
i tak chciałam posta rano napisać. już wieczorem jakieś słowa ułożyłam. jakiś początek i koniec.
fajnie w myślach brzmiało. a tak mnie nosi od rana, że zdania nie potrafię.
żeby do siebie pasowało, sens miało.
i jak mam się skupić jak On stuka łyżeczką w talerzyk, pyta o coś jak ja bym chciała dwa słowa napisać, bo zaraz ten zlew, głowa z wózka wyjrzy…
zrobię sobie kawę i wiem.. tak dobrze wiem, że to piękny pierwszy września.
letni skwar przez okna wpada…
budują się nowe domy, można nogi poobijać na rajdach, pojadę kupić nową maść na ugryzienia a Jemu coś na ząbkowanie.
podstawię koszyk żeby te drzwi nie waliły. post będzie jaki będzie. i Ona taka piękna do tego przedszkola.
tylko tych pomidorów szkoda…
ale to naprawdę dobry dzień…
bo… mogłoby być tego pierwszego września tak zupełnie inaczej…
bo… gdyby do nas przyszła… 

7703

Gdy dorosły chmurny – marszczy brew,
Wtedy wojna jest i psika krew.
Wojna to sport, a sport to zdrowie:
Skoki do gardła i rzuty ołowiem.
Zawsze jest powód do użycia noża,
Płock żąda dostępu do morza!
Żołnierz na wojnie gnije w okopie,
żona pisze: brzuch duży i mały kopie…
Myśli żołnierz – w dupie z wami i waszymi wojnami.
Myśli żołnierz – w dupie z wami i waszymi wojnami.
Myśli żołnierz – w dupie z wami i waszymi wojnami.

Gdyby do nas przyszła,
Skłamałbym, że wyszłaś,
że na świat nie przyszłaś.
Kłamałbym jak popadnie,
Choć kłamać, córeńko nieładnie.
Nieładnie.
Nieładnie.