grudzień

Dwa lata temu dostałam duży list. Pocztą.
W środku była ilustracja podpisana – tak widzę książkę „sierpień”.
Patrzyłam bardzo długo i wnikliwie. Była zjawiskowa.
Na tyle piękna, na tyle chciałam jej więcej, że pomimo moich zarzekań co do kontynuacji „sierpnia” zaczęła kotłować mi się myśl – co można zrobić innego?
Nie chciałam pisać dalszych losów Janki, Baśki i reszty ferajny. Bo czasami mniej to lepiej.
Lecz tamten czas, wieś i zamknięcie opowieści w jednym miesiącu bardzo zaprzątało moją głowę. Choć nie ukrywam, że tę głowę zaczęło zaprzątać do reszty, gdy zobaczyłam tę nadesłaną mi ilustrację Marty.
Skontaktowałam się z Nią i postanowiłyśmy zrobić coś razem.
Jako, że ilustracje, dużo ilustracji, to… dzieci. Jednak pisząc dla dzieci, nie chcę się zamykać na świat dorosłych. A może i pisząc dla dzieci piszę bardziej z myślą o dorosłych…?
Cofnęłyśmy się zatem do tych samych lat, które towarzyszyły przygodom „sierpnia”.
Ale nie ma tam żadnego połączenia bohaterów czy miejsc. Książka „grudzień” jest zupełnie odrębną opowieścią.
Grudniowa gawęda prowadzi przez 24 dni zimowego oczekiwania na Boże Narodzenie.
To świat widziany oczami głównej bohaterki o imieniu Hala. Czytelnik dzięki dołączonej mapie może wraz z mieszkańcami wodzić wzrokiem i palcem po ich codziennych ścieżkach, podwórkach, między drewnianymi płotami. Po Ich doli i niedoli.
To książka przenosząca w świat naszego dzieciństwa, a może i dzieciństwa naszych rodziców. To świat pełen zwykłych zdarzeń, które w oczach dziecka stają się tymi, które tworzą Jego niezwykłe życie. Bo czyż poszukiwanie zagubionych kur po całej wsi, z gromadą sąsiadujących dzieci, pomoc najstarszym mieszkańcom, zjazd na workach pełnych siana, czy pierzowiny nie zbudowały w nas tego, co nosimy we wspomnieniach z największą czułością…?

Czytana po jednym rozdziale według daty, staje się małym, książkowym, adwentowym oczekiwaniem na święto miłości, bliskości, rodziny i zrozumienia.
Jeśli macie ochotę dołączyć do tego, co stworzyłyśmy wraz z ilustratorką Martą Tyfą Woźniakowską, zapraszam Was do książki. Książki liczącej 208 stron, w twardej oprawie z zakładkową tasiemką. Do książki dołączona mapa, która oprawiona w ramę może stać się obrazem.

Książka „grudzień” do kupienia na www.sklep.juliarozumek.pl

życie z kawą

Czasami mam wrażenie, że żyjemy z moim mężem dla kawy.
Kiedy zamykam oczy przed zaśnięciem, myślę o tym, jak rano zejdę na dół i patrząc w okno na las, napiję się porannej kawy. Niezwykłe jest to, że pomimo mijającego czasu, wcale mi się ten powód do porannego wstawania nie nudzi. Wciąż cieszy mnie tak samo.
Nigdy nie piję kawy na szybko i takiej, która mogłaby mi nie smakować… Jeśli istnieje takie ryzyko, wtedy nie piję wcale. Bo to dla mnie cały rytuał.
Jeśli wyjeżdżamy, to badamy kwestię kawy. Czy w danym miejscu jest ekspress, a jeśli nie to czy jest kawiarka Bialetti… Te wszystkie urządzenia pomiędzy, zupełnie nam nie podchodzą.
Najczęściej piliśmy kawę z kawiarki w domku na wodzie. Mieliśmy ręczny spieniacz do mleka, ale Bialetti ma też w swojej ofercie piękne spieniacze, jak na przykład TE. Chyba się im przyjrzę bliżej 🙂
I smakowała bajecznie. Później tych kaw z kawiarki wypiliśmy mnóstwo na katamaranie.
Dobra kawa i ulubione mleko zabieram ze sobą albo smakujemy lokalne. Do efektu finalnego potrzebuję jedynie owej maszynerii.
Cieszę się, że teraz mam swoją. Tylko na takie współpracę się godzę. W końcu „blogowa babcia” ma już swoje przywileje. Wybrałam ten na podróże – na palnik gazowy oraz do domu na indukcję.
A czy Wy widzieliście te wszystkie internetowe przepisy na kawę z kawiarki?
Z czekoladkami w środku? Ach! Wlewasz wodę na dół, kawę do koszyczka, a do pojemniczka, w którym pojawia się po zagotowaniu kawa wrzucasz ulubione słodycze.
Pierwszy dzbanuszek Bialetti powstał w 1933 roku w swoim charakterystycznym stylu Art Deco. Wymyślił go Crusinallo Alfonso Bialetti , który od 1919 zajmował się produkcją półproduktów z aluminium. Wiele lat później wymyślono logo mężczyzny z wąsem. Z biegiem czasu zmieniali ich możliwości jak właśnie kuchenki indukcyjne.
Bialetti jest też marką, która ma swoje kawy, ponieważ jak sami piszą „Odpowiedni stopień mielenia pozwala łatwiej zaparzyć kawę w poprawny sposób. Woda przepływa przez zmieloną kawę w odpowiednim tempie, co przekłada się na poprawną ekstrakcję i napar o oczekiwanym smaku.”
Mój model kawiarki to TEN.
Kawę czekoladową znajdziecie TUTAJ.
A po wszystko inne tej marki zapraszam pod TEN link.

Mam też kod rabatowy dla Was
Na hasło ROZUMEK jest 15% zniżki na markę Bialetti.
Hasło działać będzie do końca września.
A wszystko to możecie znaleźć na stronie Coffeedesk.pl (klik)

Bolek i Lolek

Każdy z nas, kto wychował się na Bolku i Lolku wie, że jest kwintesencją naszego dzieciństwa. Jest symbolem dzieciństwa w Polsce. Tak jak krecik stał się symbolem Czech.
W związku z premierą nowych wydań „Bolka i Lolka” pomyślałam, że pojedziemy z Beniem do Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku – Białej. Ale niestety jest jakiś remont i dopiero na jesień będzie można odwiedzać Ich na nowo. Ale jak już otworzą, to podobno ma być szał!
Warto o tym pamiętać myśląc o jesienno-zimowych, ciągnących się popołudniach.
A tymczasem Bolek i Lolek powrócił w pięknej, nowej odsłonie i poszliśmy Ich śladami poznawać sekrety lasu. Autorką tej wersji jest Liliana Fabisińska, a ilustratorem Bartosz Kolczykiewicz.
Tym razem za przyjaciółkę mają Tosię i wspólnie z Nią odkrywają Polskę.
Są nad naszym Bałtykiem i tam uczą się rodzaju flag. Tego jak rozpoznać bursztyn.
I wszystkich ptaków jakie można spotkać na plaży. Że to nie są tylko mewy.
Czy są tam rekiny albo jak mrugają latarnie morskie.
Zdobywając Tatry poznajemy rodzaje górskich przysmaków pochodzących z owczego mleka, kolory szlaków, części góralskiego stroju, niezbędnik turysty czy zwierzęta Tatr.
A na sam koniec czeka na nas odznaka.
My, w lesie szukaliśmy drzew i przysmaków takich jak jeżyny, jagody, poziomki czy maliny.. Na grzyby było za późno. Leśne zwierzęta wymieniliśmy, a mrowisko udało się nam odnaleźć.
I jak pisze wydawca – „W lesie dzieci dowiedzą się, czy sarenki mogą jeść muchomory, po co żuk robi kulki z kupy i kto rządzi w mrowisku.”
W tym odkrywaniu złapał nas cudowny, letni deszcz. Las wtedy pachnie zjawiskowo.
Uroczo wydane, idealne na wakacje i podróże realne, jak i palcem po kolorowych ilustracjach, a wyobraźnią po obrazach, zapachach i dźwiękach.
Więcej o książkach można dowiedzieć się pod tym linkiem – TUTAJ.
Można je też zakupić po bardzo fajnych cenach.

A i ja mam dla Was do rozdania kilka egzemplarzy.
Wystarczy zostawić swój komentarz na instagramie, pod zdjęciem Benia z książeczkami, odpowiadając na pytanie – jaki region Polski jest Twoim ulubionym i dlaczego?
Wyniki 19.07.23