Sam cel bardzo często traci znaczenie przy zetknięciu z drogą jaka do niego prowadzi. Bywa bowiem tak różnorodna, pasjonująca i bogata w dobre przeżycia, że cel zdaje się nie tyle blednąć, co ma się wręcz pewność, że to droga jest częścią wartości celu i jego budulcem.
Każda z dróg którą przeszłam doprowadziła mnie do tej chwili. Nie osiągnięte i zdobyte cele, ale przebyte drogi. Nie to co udało mi się na końcu spotkać, ale co zauważyć i poczuć idąc tą ścieżką.
To ludzie, których spotykam po drodze, to atmosfera jaka temu towarzyszy, rozmowy, uczucia.
Gdybym dziś patrzyła na książkę, której wydanie okupione było niezliczoną ilością kłótni, zatargów, obelżywych słów, miałabym wrażenie, że jej okładka przypomina mi o każdym z tych przystanków. A moja droga, choć długa i pełna pracy jest piękna.
Ja, dziś, kiedy patrzę na tę książkę, widzę…
Justynę Jaśko, która ten mój wymarzony snopek zbożowy mi namalowała. To moja od lat wspaniała czytelniczka. Rysowała dla mnie nie pierwszy raz. Przepiękna, dobra, twórcza, zdolna dziewczyna. Mam wrażenie, kiedy do mnie pisze, że z każdym zdaniem jakie do mnie od niej przychodzi, dostaję też mały pakunek z Jej sercem.
Moją korektorkę Paulinę Kielan, która jest moim książkowym aniołem stróżem. Potrafi ugasić każdy płomień, który przez nieuwagę wzniecę. Potrafi zrobić to tak, że po ognisku ani śladu, ale też (co sobie niezwykle cenię) przygrozić mi palcem pisząc – zostaw te zapałki.
To kobieta, która robiąc przy korekcie uwagi poboczne, potrafi mnie wzruszyć, rozweselić, czasami zdarza mi się parsknąć ze śmiechu do monitora.
Nie wiem jaka opatrzność nade mną czuwała tego dnia, gdy została moją korektorką, ale obiecuję Wam, że jeśli kiedyś odmówi mi korekty moich książek, to ja przestanę pisać.
Jest moją książkową Mamą. A jak to mamy – jest wyjątkowa i najwspanialsza.
Widzę moją krakowską drukarnię Colonel, i ich radosny witający mnie wzrok, gdy wchodzę na halę.
Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać ten fakt… Jestem tam raz do roku. Przykładając mnie do wielkich wydawnictw, które każdego dnia mają tam swoje wydruki, jestem małą myszką.
A kiedy wchodzę to mam wrażenie, że znamy się tak dobrze. Z daleka mi machają, pamiętają każdą moją książkę. Zadziwiające i niezwykłe.
Marcina, którego cierpliwość do mnie jest piękna, kiedy po tylu latach nadal nie rozumiem różnicy pomiędzy cmykiem a panthonem. I również nie wyobrażam sobie moich książkowych dróg bez Jego obecności.
Wszystkich tych, którzy dołączyli się swoją obecnością i miłością wobec mnie do powstania tej książki, wymieniam już w niej samej.
Dzięki tej drodze, możecie wziąć do ręki nie tylko papier, grubą tekturę, okleinę i tasiemkę…
Dzięki tej drodze, razem z książką, dostajecie mnóstwo wspaniałej energii jaka temu towarzyszyła.
Dobrych myśli, dobrych ludzi, dobrych uczynków, dobrych rozmów, maili…
Aura tej książki jest nośnikiem dobra. Tak ją czuję i mam wielką nadzieję, że poczujecie i Wy.
Ta piękna droga jaką przebyłam aby dziś móc wypuścić w świat mój „sierpień” jest połową radości i zwykłego ludzkiego szczęścia jakie mam w sobie. Pełnia za to tego uczucia, pojawi się, gdy i Wy będziecie czerpali z słów jakie pozbierałam i ustawiłam na kartach tej opowieści.
Z premedytacją nie wymieniam tego co czerpać z niej będziecie, bo każdy z nas, z każdego zdania zasłyszanego w naszym życiu, czerpie coś zupełnie innego.
Chciałabym aby ten „sierpień” dał Wam ukojenie, obudził w Was pewne myśli, a może i tęsknoty. Aby dawał to, czego spragnieni jesteście dostać. Jeśli jednak nie podaruje nic dobrego, a tylko znużenie czy sen po kilku zdaniach, to mam nadzieję, że kolor okładki pozwoli jej schować się niezauważalnie na jednej z bibliotecznych półek. A tam, stojąc, bezszelestnie i niewidocznie, odda dobro jakie niesie jej historia – domostwu do jakiego trafił.
I napiszcie do mnie proszę. Choć słowo. Jak Wam się te dni sierpniowe dniły.
Dziękuję Wam. Za tyle lat wspólnej, zjawiskowej podróży.
Na koniec się wzruszyłam. To tak dobre wzruszenie.
sierpień – tutaj.