skrzynia z różnościami.

 

 

Dosyć późnym wieczorem, a może już nocą, wracamy w Nowy Rok z moich rodzinnych stron..

Późno, bo lubię Antkę wykąpać i już w śpiochach ułożyć błogo z mlekiem w fotelik.

A my możemy wtedy mieć chwile dla siebie, na rozmowy nocą.

Muzyka cicho gra, coś opowiadamy, choć ja nawet mało jak na mnie, bo focha otwarcie demonstruję.

I nagle z ciemności, na środek ulicy wyskakuje człowiek. Macha rękami.

Adaś zwalnia i owy człowiek jest prawie twarzą w twarz z nami.

Ja po sekundzie zastanowienia krzyczę „nie Adaś, jedź, nie zatrzymuj się!”

Bo widzę  w wyobraźni tych ludzi, którzy wyskakują z rowu, otwierają drzwi i nas na mróz wyrzucają, szantażują, czegoś chcą.

Bo po tym człowieku nic nie było widać. Czy pijany, czy trzeźwy. Czy zdesperowany, czy to wygłupy.

A za 100 metrów już ten strach w zupełnie inną stronę…

Bo może potrzebował pomocy. Może ktoś ma zawał, może ktoś rodzi.. A telefon akurat nie działa. Jezu! Cokolwiek. Człowiek potrzebował pomocy, a my pojechaliśmy dalej..

Najgorszy z możliwych zachowań odczłowieczenia. Nie zasnę z ta myślą.

Przecież ja zawsze do każdego pijanego człowieka na ławce podchodzę i pytam. Każdego w rowie. Bo zawsze myślę sobię, że gdyby to mój Tato miał zawał i zasłabł w rowie to ilu ludzi przeszłoby koło niego obojętnie myśląc, że pijany?

Adaś widząc moją desperację wyciąga telefon i dzwoni na Policję. Podaje miejscowość, punkty charakterystyczne, przedstawia sytuacje i jadą..

Już mi lepiej. Jadę jakbym była usprawiedliwiona. Ale czy jestem? Nie. Jestem tylko w swojej głowie. Bo zanim dojedzie policja, to może my zdążylibyśmy już pomóc.

A przecież z domu wyniosłam, że trzeba pochylić się nad każdym człowiekiem, nawet w ciemnej nocy. Że wtedy, nie zastanawiasz się nad tym co złego może się stać. Pierwsza myśl, jaka ma być w głowie dobrego człowieka to niesienie pomocy.

A jeżeliby nam się coś stało, to gdzie zapewnienie z naszej strony bezpieczeństwa dla swojego dziecka?

Do dziś analizuję to w głowie i zastanawiam się co jest właściwe?

 

Pamiętam taką dość zabawną historię sprzed kilku lat w tym właśnie temacie…

Jadę autem ze znajomym przez Warszawę. Lewym pasem. W tym kierunku pasów jest aż trzy. Ja zapatrzona w okno dostrzegam mężczyznę gdzieś w trawie, za chodnikiem, pod bilbordem. I mówię, że koniecznie trzeba się zatrzymać. Zapytać. Sprawdzić. Jest przecież taki upał. Może zasłabł. Bo to ani ławki blisko, ani sklepu. No nic. Pusto. Więc zasłabł na pewno. Koniecznie się zatrzymajmy.

Ale nie ma jak. Auta na dwóch pasach z prawej prują jak szalone. Nie ma jak zawrócić, zjechać.. Tak mija pół kilometra, kilometr…

Ja już zamknięta w sobie, przeżywam…

Widzę, że nawraca. Na światłach. Jedziemy. Ale znowu kilometrów kilka do kolejnych świateł, by w poprzednią stronę ustawić swój kierunek…

Jest. Już teraz wolno. Prawym pasem. Zatrzymujemy się dość daleko, bo nigdzie bliżej nie można. Wybiegam z auta. Jestem w połowie drogi i wracam po telefon, bo może trzeba będzie od razu dzwonić. Lecę. Na łeb, na szyję. Podbiegam. Nachylam się nisko i mówię:

– Coś się stało czy Pan jest po prostu pijany?

– Jaaaa…? Nieeee… Ja zwyczajnie na kolegę czekam. – odpowiada lekko podchmielony.

Podobno kiedy odchodziłam, aż podniósł się na łokciu, by odprowadzić mnie zdziwionym wzrokiem do auta…

 

 

Linki dla zainteresowanych:

 

Szmaciana laleczka, która tak często towarzyszy Tosi, a o której pisałam tutaj, jest do kupienia. Autorka szmacianej Tosi, po powrocie do Polski, zajęła się tym na większą skalę.

Oprócz laleczek, jest mnóstwo innych niezwykłych rękodzieł.

Polecam mocno – Craftovnia.

 

Butelkę od Safe Sippy 2. Jak w kwesti zakupów najczęściej udaje mi się trafić, tak do butelek nie mam szczęścia. Mam ich cały koszyk. Jakieś 360 stopni, z dziubkiem takim i siakim. I nawet znajomi w Anglii kupili mi kubek-termos, bo w Polsce nie widziałam, a na zimowe spacery jak znalazł. I choć chcieli bardzo dobrze, to miałam pecha bo trafił mi się przeciekający. Kupiłam ostatnio także taki ze słomką. Wszystko było mokre. I gdybym tylko wiedziała, to kupiłabym jeden. Ten. Trzyma dłużej ciepło niż zwykły kubek. Nie kapie. Ma części wymienne. Wygodny. No i dzieci wielkich gwiazd kina i estrady je mają.. A najlepszym recenzentem jest Tocha, która tylko tą butelkę akceptuje. No i picie jak ze słomki jest przez nią uwielbiane.

 

Kiedyś, na targach dziecięcych w Warszawie, znalazłam fajnych facetów przy jednym ze stoisk. Kolekcja zupełnie nie w moim stylu.. ale patrząc z perspektywy czasu, myślę, że to jest przełamanie tego, co dziś w modzie dziecięcej króluje. Kocham te szarości, pastele, niedoszyte mankiety, postrzępione materiały.. ale nie może tak wyglądac cały świat. I to jest kolekcja dla tych, co poszukują chcąc inaczej… Ja napiszę tylko, że mnie bardzo mocno przekonują.  Strona firmowa – BabyHood. Pozwolę sobie przekierować Was do Kogoś, kto modę dziecięcą potrafi pokazać w najlepszym stylu –  In the Hood (klik).

postanawiam.

Dom jeszcze śpi.  Ja gotuję wodę na pyszną herbatkę z cytryną. Robię śniadanie, a w głowie tak sobie postanawiam… Wstałam dziś z wyjątkowo dobrym nastawieniem na zmiany i działanie… 

 

 

christmas time..

Kolaże51 i po świętach1 i po świętach Kolaże77 Kolaże71 Kolaże68 Kolaże43 Kolaże45 Kolaże53

Dzielę się opłatkiem. Od rana w głowie układam słowa i myśli. Powtarzam, żeby nie zapomnieć. Co komu powiedzieć. Co ważne, czego potrzebują. Czego już nie chcą w swoim życiu i nowym roku. Jakie szepnąć choć jedno słowo, które potem pozwoli coś przemyśleć, przeanalizować. Zrobić rachunek sumienia.. 

A potem przychodzi do tej chwili, i z moich planów, i wyuczonych wersów zostają strzępki słów. Coś na szybko, zupełnie w innej kolejności, i tak dalece odległe od planowanego…

Ale dzielę się opłatkiem. I to ważna chwila. Najlepiej żeby światło przygaszone i cicho kolędy w tle… Choinka by nastrój dawała. I ja tu na uszko siostrze słowo, a tam za plecami słychać śmiech bliźniaczek. A troche poważniej, jak Tata ze Szwagrem mym te życzenia wzajemnie sobie składają…

 

Wyczekuję już od listopada świątecznych dekoracji. W sklepach, na ulicach. W telewizji śniadaniowej i na bilbordach. W oknach i na werandach. Wieszam już w domu namiastkę świąt z tej niecierpliwości na początku grudnia. A potem zapach choinki, i szukanie na drabinie ozdób świątecznych w tej najwyższej szafce…

Renifery, serca, pierniki, jemioła i girlandy…

 

Nucę pod nosem kolędy. I do trzeciej zwrotki nawet wyśpiewam. Refreny z zacięciem głośno akcentuję. I noga przytupnę na „Chrystus się rodzi, nas oswobodzi”…

A potem jeszcze raz na „Anieli grają, króle witają”

 

A w Boga nie wierzę ni ciut, ciut…

Hipokrytka. Do granic możliwości.

 

Tylko ja te święta kocham jako tradycje. Jako czas dobroci, spokoju, przemyśleń, przebaczeń. Czas na rozmowę z drugim człowiekiem. Ale nie tym, gdzie w tle na Polsacie film o Griswoldach leci, co kot lampki przegryzł i fotel sie pali.

A i owszem. A i film dobrze w święta zobaczyć. Rodzinnie. Z herbatką, z serniczkiem.

Na kanapie z nogami pod wspólnym kocem. Tylko to wszystko musi mieć sens. Umiar.

Kocham te święta, bo człowiek zwalnia na chwilę. Wyłącza komputer, telefon. Kokosi się z dziećmi dłużej w pościeli. Nic nie musi, nigdzie nie pędzi.. 

 

I w tego Boga nie wierzę od kiedy pamiętam. 

Choć szcunkiem wielkim darzę tych co wierzą. 

Moja przyjaciółka śpiewa w Gospel. Ja w pierwszym rzędzie, śpiewam z Nimi powtarzające się zwroty. „Dżizys! Dżizys!”. Klaszczę i podskakuję.

Gdy Ona na ulubioną msze pędzi, to ja w krużgankach czekam cierpliwie.

Szacunkiem darzę tych katolików, którym wiara pomaga w tym, by być dobrym człowiekiem…

 

Pamietam jeden z Wigilijnych spacerów z Tatą. Bo ten spacer Wigilijny to tradycja.

A ja przecież nienawidzę tych spacerów. No nienawidzę. 

Z ciepłego domu na ten mróz. I łzić po wsi bez celu…

Ale jak już wróce to jaka radość, że byłam. I że człowiek powietrza zaczerpnął, tak zdrowo nagle się robi.. i przecież takie cudowne, to spacerowanie…

Idziemy. Trzymam za rękę Tatę. Moja mała wtedy rączka w wielkiej męskiej dłoni.

Podskakuję. Ślizgam się. Wyskakuję rytm piosenki. No różnie. Coś gadamy. Trochę pomilczymy. W okna ludziom zaglądamy na Ich choinki.

Podnoszę głowę do góry. Czapka mi na oczy spada. I pytam w tą ciemnię, choć na Tatę patrzę…

– Tato? 

– Tak Julisiu?

– A jak to jest? Jak Ty w Boga nie wierzysz, to w co wierzysz? Co jest dla Ciebie ważne?

– Najważniejsze w życiu… to być dobrym człowiekiem. Dobrym człowiekiem Julisiu.

 

I może gdyby nie te spacery, których nienawidzę przecież, to innym byłabym dziś człowiekiem…

 

Kolaże63 Kolaże62 Kolaże55 Kolaże56 Kolaże58Kolaże60

A taki domek będzie sąsiadował z naszym. Już nie mogę się doczekać, aż zapukam tam z Antosią, i z koszykiem muffinek zaprosimy Ich na kolację zapoznawczą..

Kolaże59

Tylko, że Oni mają konie… a Antka jak widać koników nie za bardzo.. Choć w książeczkach to są najulubieńsze obok kotków…

Kolaże61 Kolaże57 Kolaże65 Kolaże76 Kolaże64

 Dla Tych, co potem pytają, to muffka do wózka tutaj.

Dodatki do świątecznych opakowań tutaj (klik).

Przypinki i magnes inkipinki.