ciężki temat.. ale tak mi chodzi po głowie i musiałam napisać..

nie mogę się pogodzić z tym, że mi tego ukochanego księdza Jana Twardowskiego nie posłuchali.
tak chciał być pochowany na Powązkach, a położyli Go w betonowym molochu..

wracaliśmy z pogrzebu Dziadka gdy Tato mówił, że chciałby tylko taki krzyżyk brzozowy.
Mama mówi, że Jej jest obojętne, bo Jej już wtedy nie będzie. i że Ona nie zastanawia się nad tym, bo życie teraz Jej płynie i szkoda sobie głowy zawracać takimi tam nieistotnymi rzeczami.
ja chciałabym być spalona. mam nadzieję, że wtedy w Polsce będzie już prawo by rozrzucić prochy gdzie się chce..
a chciałabym na ziemi, którą kupili mi rodzice. na mojej rodzinnej wsi. koło takiej starej gruszy co ma dużo ponad sto lat.
i żeby tam się zebrali mi bliscy. coś pogadali, troche powspominali.
z racji tego mojego wyboru, natknęłam się ostatnio na taki film o kremacji (podesłała mi znajoma).
jak owijają nas w folię, wkładają w taki zwykły karton, potem  taśmą klejącą i ten piec.
i nic mną nie wstrząsnęło.. nawet ten mikser co mielił niespalone kości. wszystko to jakoś było naturalne, zrozumiałe..
przeczołgał mnie do granic możliwości widok tego kartonu. zwykłego kartonowego pudła.
bo gdyby dane nam się było ocknąć w tym kartonie na minutę i kijem wisłę zawrócić…
co byś zmienił?
bo jak to?
dziś wydaje mi się sprawą życia i śmierci ta podłoga nieumyta od dwóch (!) tygodni. ten bałagan w garderobie.
papiery i dokumenty co czekają od roku by je posegregować. dziecko co jęczy o coś od pół godziny, a drugie w tym czasie zdążyło łazienkę do góry nogami przestawić. mąż co zapomniał, że ja mam dziś wychodne. koleżanka co ma focha, bo dawno u niej nie byłam.. popękany na kawałeczki ipad, worki śmieci w piwnicy co czekają na segregację…
do jasnej cholery!? kiedy ja się z tym obrobię. czemu ja wiecznie muszę być w biegu, niedoczasie, podczasie, nadczasie i wiecznie wkurzona?! wiecznie z jakąś pretensją do Kogoś albo najlepiej do całego świata…

i od tamtego dnia, przy każdej takiej myśli ja widzę ten karton.. i to jak ważne jest wszystko to o co teraz się tu wściekam. o co się handryczę z życiem, losem, ludźmi a najbardziej z samą sobą.
o co ja się drę, po co, do Kogo, na co?
jakie to ma znaczenie?!
bo jak mnie w to pudło zapakują przy dziewiędziesiątce to może i czasami coś jakieś znaczenie ma większe..
ale Kto to wie kiedy…? a jak za lat dziesięć? bo jak to mówi Jan Jakub Kolski…
„nie ma tak, że Ktoś nie zasługuje na jakiś los, każdy człowiek zasługuje na każdy los”..
jakby mi np przyszło zasłużyć na taki… to co do cholery ja robię w tej garderobie wiecznie układając te ciuchy, co ja robię z tą nadąsaną miną, z tymi pretensjami i życiem jakby miało trwać wiecznie..
po co te nerwy w korku, na co stres by ciasto zdążyć dla gości upiec..
i zamiast cieszyć się ze wszystkiego jak głupek to wciąż, że coś, że coś..
człowiek idealnie by chciał, lepiej, wyżej.. samego siebie przeskoczyć najlepiej..

codziennie widuję różnych ludzi. w tym pewne dwie kobiety.
jedna z nich, urodzona w dobrych czasach, w normalnej rodzinie. wycieczki szkolne, rower górski, szkoła średnia, narty zimą, weekendy ze znajomymi. jakaś praca. czasem lepsza, czasem gorsza. na kino zawsze jest. mąż. po latach dom. na kredyt, ale bez problemu spłacają. zdrowe dzieci. piekny nowy płot i dziadkowie do pomocy.
co rusz to płacze, z mężem się gniewa. z miną ja widuję nadąsaną.
zbyt duża kolejka do mięsnego doprowadza ją do szału…
druga z nich miała 12 rodzeństawa. Ojca alkoholika. zimą jako kilkuletnie dzieci, na boso, w piżamkach uciekali jak wracał w nocy do domu i czekały w polu aż zaśnie.  potem ten dom spalił. uciekli wszyscy. było ciężo zawsze. a gdy miała dzień w którym wypadał Jej termin porodu drugiego dziecka to wkładali do grobu pierwsze. trzyletnią córkę. jak zaoszczędziła pieniędzy to w sobotę jogurty dla rodziny kupowała.
zawsze widzę ja uśmiechniętą. najbardziej cieszą ją dzieci z wnukami na obiedzie w niedziele. a gdy kupili nowe meble do kuchni, to długo  płakała bo nie wierzyła, że takie szczęście ją spotkało.
kiedy kolejka w mięsnym jest wyjatkowo długa, Ona uśmiecha się najszerzej, bo ma w portfelu na rolady śląskie dla dzieci i wnucząt.

i przecież ta moja Mama ma świętą rację. jakie znaczenie ma to jak nas pochowają. ważne jest to co dziś daje nam los.
tylko niektórzy dostają taki charakter, taki dar cieszenia się z tego co niesie dzień..
a inni, jak na przykład ja, muszą czasami zobaczyć takie kartonowe pudło i dostać mocno obuchem w łeb, by uświadomić sobie co w życiu ważne, by nigdy nie żałować.. bo czas płynie nieubłagalnie szybko, i drugiej szansy na przeżycie go inaczej nikt nam nie podaruje..
żyj dziećmi, ciepłym dachem nad głową, dobrą książka przy łóżku, ..
błoto z butów, po deszczowym spacerze na podłodze w przedpokoju, nie ma najmniejszego znaczenia w ten dzień gdy zakleją taśmą szary karton.

bo Kto lepiej utuliłby rano moje zaspane dziecko, które do przedszkola wstaje…

i choć wściekałam się na męża wczoraj, to dałam Mu buziaka rano gdy wychodził do pracy.. 
czasu szkoda, bo Kto wie jaki los nas czeka..

128 odpowiedzi na “ciężki temat.. ale tak mi chodzi po głowie i musiałam napisać..”

    1. nie wolno tak myśleć. To nie moze być tak, że DZIŚ nie ma znaczenia. Ma i to ogromne. Z tego wynikałoby, że w dupie, nic nie robię, olewam wszystko, bo i tak kiedyś umrę. A przecież chodzi o to, żeby swoje życie przeżyć najlepiej jak się da, a i w kontekście tego „powspominania mnie pod gruszą, gdzie moje prochy”, to jak mnie mogą wspominać, jak wszystko za życia będę miała w dupie?
      Więcej uśmiechu, życie jest pięknym darem.
      To, że nie radzimy sobie czasem z codziennością – chodzi nie tylko o obowiązki domowe (właściwie dlaczego to się nazywa „obowiązki”?), ale również służbowe nie powinno odbierać nam radości życia

  1. Niesamowite to twoje pisanie. Poplakalam sie z rana trochę ze smutku – bo masz rację i trochę że szczęścia – bo masz rację. I dopóki nie trafię do pieca będę cię czytać 🙂

  2. Wiesz co……………., jak Ty już coś napiszesz od siebie to choćby jedna łezka ………..
    za rzadko ostatnio Julia piszesz tak od siebie a tak lubię czytać Twoje wpisy…….
    uściski !

    A.

  3. Święte słowa, też niestety należę do tej grupy co Ty ale lepiej późno niz wcale dostać tym obuchem i sobie to wszystko uświadomić. Trochę mi to zajęło, ale powoli, stopniowo idę ku lepszemu 🙂 I też się wczoraj wściekłam na męża, ale nie dałam mu rano buziaka, widać mój stan jeszcze nie tak zaawansowany jak Twój, ale jestem na dobrej drodze 🙂 Buziaki!!!

  4. święta prawda! i ja co jakiś czas tłukę się w swój durny łeb, coby głupich problemów nie wymyślał. raz na jakiś czas każdy z nas „zobaczy” taki „karton”, chorobę znajomych, czyjąś utratę władzy w nogach itp itd. wtedy trzeźwiejemy, szkoda tylko, że na krótko. pozdrawiam!

  5. Oj tak… Czasem zapominamy co jest ważne, co należy doceniać, przy czym się zatrzymać… Pędzimy przez życie. Chcemy więcej i więcej. Narzekamy. Marudzimy. I po co ta wściekłość, że nawigacja mnie źle poprowadziła i się spóźniłam. Albo, że dopiero odkurzyłam a już chrzęści pod nogami. Jutro może nas już nie być… Niby oczywiste, a czasem trzeba sobie o tym przypomnieć. Dzięki Tobie kilka osób, przynajmniej dziś będzie o tym pamiętać.

  6. Przeczytałam od początku do końca i święta prawda!!!!
    Jestem najlepszym przykładem, że los lubi sprawiać niespodzianki.
    Ale głowa do góry i cieszę się życiem, bo ono jest kruche…..i warte zachodu.
    Pozdrawiam:)))

  7. Jak zawsze w punkt.
    Dwa zdania zostaną ze mną na dłużej:
    „człowiek idealnie by chciał, lepiej, wyżej.. samego siebie przeskoczyć najlepiej..”
    „tylko niektórzy dostają taki charakter, taki dar cieszenia się z tego co niesie dzień..”

  8. Julio, czasami mam wrażenie, że jesteś moją bratnią duszą. Taką Anią właśnie, która to co po głowie chodzi tak pięknie w słowa ubrać potrafi.
    My z mężem mamy pierwsze dziecko, cudowne, najukochańsze ale czasami tak popalić daje, że mam ochotę oknem uciekać, chociaż kraty są. I ciągle wojna w domu o to kto bardziej zmęczony, a kto ma większe prawo by odpocząć. Ostatnio całą sobotę spędziliśmy na wzajemnym oskarżaniu się o „nic nie robienie” a pod koniec dnia jedno i drugie zmęczone tak, że na twarz padło. I w tym wszystkim mój mąż wyjeżdża często, bardzo często. Tysiące kilometrów przejeżdża, a ja mam wtedy takie obawy, co by było gdyby nie wrócił, a ja ostatnie chwile z nim spędziłam wściekając się o naczynia w zmywarce czy ubrania na krześle. Tracimy energię na tyle niepotrzebnych czynności. Czytam niedawno, że trzeba czasami odpuścić (sobie i innym), dać się kurzowi zebrać na półce, wyjąc z szafki ostatni czysty talerz, czasami łóżka nie zasłać. A ten czas poświecić, żeby z mężem na spacer wyjść i razem wózek pchać. Czasami tak sobie myślę, że dla mojego dziecka będę fajniejszą mamą z wolnym czasem na układanie klocków niż wiecznie zabieganą furiatką, szukającą paprochów we wszystkich kątach. I staram się odpuszczać, raz dziennie zrezygnować z czegoś na rzecz czasu z bliskimi. A to poduszek nie poukładać, albo ubrań w szafie 10-ty raz w tym miesiącu, tylko po to, żeby za 3 dni krzyczeć: „czy Ty nie potrafisz złożyć swetra”. Nie chcę, żeby kiedyś moim bliskim brakowało tylko posprzątanego mieszkania, gdy już trafię do „kartonowego” pudła.
    Ściskam Was mocno.

  9. Popłakałam się i ryczę jak głupia, bo ja też ciągle chce lepiej niż mam i więcej niż dają i często zapominam o tych co się do mnie uśmiechają i z sercem przychodzą, ale dzięki Tobie i Twoim postom które tak za serce łapią przypominam sobie i chociaż na chwilę jestem szczęśliwa w tym miejscu i z tym co mam. Wpadam tu często i dodajesz mi otuchy i wiary w szczęście. Tylko czemu tak bardzo boję się żyć że w to sprzątanie i gary tak uciekam. Pozdrawiam ciepło

  10. hmmmm zadumalam sie.Od czasu odejscia Ani ,na ktorej smierc nie ma we mnie akceptacji i zgody wiele razy o ty mysle.Jakie to wszystko ma znaczenie?Za chwile moze nas nie byc.Po swoich osobistych,niezwykle traumatycznych przezyciach zwiazanych z odejsciem bliskiej osoby zyje tu i teraz.A zycie od tamtego czasu jest juz slodko/gorzkie. I niby znam te wszstkie madrosci i proste prawdy a czasem nadal mam focha na kogos/cos.Chcialabym byc bardziej pogodnym czlowiekiem ,cieszacym sie wlasnie tym,o czym piszesz.Staram sie.

  11. Pięknie napisany tekst o ważnej, jeśli nie najważniejszej, sprawie. Czytałam go i uświadomiłam sobie, że ja za mało się cieszę życiem.tak poprostu. mam wspaniałe życie. Cudowne dzieci. Męża takiego wymarzonego. A denerwują mnie takie małe, nieważne pierdoły. Ale już postanowiłam że koniec z tym. Od teraz przestaję marudzić i zrzędzić i irytować się.
    Dziękuję Ci za to!

  12. Julio, Wzruszyłam się!
    Oj prawdziwe, to co piszesz. Wściekamy się o rzeczy nie ważne, choć przez moment przysłaniają nam cały świat i te buty co są postawione nie tak potrafią wyprowadzić z równowagi 😉 Czy one są takie ważne?
    Oczywiście, że nie.

  13. o Julka jak mi taki karton nieraz potrzebny !!!moja Babcia zwykła mowić , ze ” w dupach nam sie poprzewracało” 😉 za dobrze Mamy i z głupot problemy robimy ….bo czy martwiła by Cię ta garderoba gdyby głód był w domu albo choroba? I ja z tych co na ziemie często trzeba sprowadzać … Tylko choćbym nie wiem jak była zła na męża to przed snem ( albo w nocy) go pocałuje , na wypadek gdyby któreś z nad sie nie obudziło …

  14. Cała prawda i tylko prawda i aż się wzruszyłam czytając 🙂 Wyjęłaś mi to z ust i opisałaś najpiękniej 🙂 Ja od nowego roku pilnuję się i zapisuję chwile szczęścia, w ciągu dnia, żeby pamiętać – jak zapomnę w razie czego – ile mam i jaka jestem szczęśliwa. Np dziś czułam szczęście jak siedziałam na tarasie pies bawił się z synem a mi słońce w twarz świeciło – było błogo. A innego dnia, jak z przyjaciółą wieczór miło spędziłam. I tak codziennie coś małego muszę wymyślać żeby te małe chwile szczęścia łapać, bo to one dają poczucie szczęścia a nie cele do osiągania i wielkie marzenia do spełniania….bo tak jak mówisz nie wiadomo co jutro będzie, ile czasu nam zostało…a patrząc na historie ludzi dookoła Nas to naprawdę mamy wszystko i dąsać się nie ma na co…bo to bez sensu jest po prostu 🙂 Zapraszam na swoje pole, natchnęłaś mnie i ja też dziś chyba o szczęściu coś skrobnę po swojemu 🙂

  15. Pięknie napisane! W poniedziałek wstałam lewą nogą, nadąsana nie wiadomo na co, mężowi nie dałam nawet buziaka. . . Dziękuję za ten tekst, przypomniał mi o pewnych postanowieniach, które tak łatwo porzuciłam w życiu codziennym. Pozdrawiam ciepło i życzę pięknego i uśmiechniętego dnia! Mój już na pewno taki będzie

  16. Bardzo ważna życiowa prawda.Ja chciałam być jak mama, która zawsze ma w domu czysto, obiad na stole na trzecią, poprane, poprasowane, ale też przez większość czasu narzeka, że tyle ma roboty i nikogo do pomocy.Ja uczę się z mężem cieszyć chwilą.Wyjść na spacer, pojechać na weekend z córeczką, robić zwykle rzeczy i cieszyć się tym co mam.U nas gary w zlewie mogą poczekać i nam to nie przeszkadza wolimy obejrzeć bajkę z naszą iskierką albo pograć w grę planszową.Mamy tylko jedno życie, a na koniec tak jak napisałaś wszyscy skończymy tak samo w kartonowym lub drewnianym pudle.

  17. To kartonowe pudło, tak myślę, te chcenia: bo ja nie chcę być spalona, bo chcę, bo karton, bo drewno, bo to, bo tamto, to próba maleńkiego, drobnego oszustwa: mimo braku wpływu na 'kiedy’ ma się chociaż jeszcze wpływ na 'jak’, chociaż tyle można ołgać śmierć.
    A w rezultacie – czy karton, czy krzyż brzozowy, czy dębowa trumna stanowi o tym, jak to życie przeżyjemy?
    serdecznie pozdrawiam – M.

  18. Julia… Przeczytałam…siedzę z herbatą w fotelu…synek śpi…celebruje ten moment gdy w domu cisza…a czy wczoraj się wściekałam…tak…pewnie że tak…ale rano tak jak Tobie…już mi przeszło i wszystkich z uśmiechem pożegnałem do pracy i szkoły… Są takie momenty w życiu, które nam uświadamiają że o te bzdury nie warto się kłócić bo po co? By dziecko wspominało ze mama nadąsana, krzycząca… Julia pozdrawiam ciepło i życzę wytrwałości w postanowieniu…

  19. Pani Julio!

    Dziękuję za ten post. Pani słowa są dla mnie obuchem w głowę. Złoszczę się na siebie, bo widzę ile prawdy i podobieństwa czasem w moim życiu o czym Pani pisze.

    Jak człowiek traci czas na te wszystkie rzeczy, na te zmartwienia.
    Jak czasem narzekam, bo chcę więcej. Bo źle. Bo mi nie pasuje. Bo źle tak, bo źle nie.
    Jak marnuję chwilę z bliskimi na rzeczy tak bzdurne, że dzisiaj aż słabo się robi, bo czasu już wrócić nie mogę.

    Zaczynam żyć. Te kilka słów otworzyło mi oczy na wszystko.

    Nie chcę marnować czasu. Chcę żyć z bliskimi, ze sobą. Nie żałować niczego, jak mi się przyjdzie zmierzyć kiedyś z tym kartonowym pudłem. Nie ważne po której stronie się go znajdę.

    Pozdrawiam. I cieszę się, że mogę tu czasem zajrzeć i tak bardzo szeroko otworzyć oczy ze zdumienia. I siebie na świat.

  20. Juleczko.. jak Ty mi się w myśli wpisałaś. Tak słowo po słowie. Tak te wszystkie życia prawdy odkryłaś. I spisałaś jedna po drugiej. I wszystko prawda najprawdziwsza. Tylko problem jeden. Że ludzie niektórzy to nigdy się nie zmienią..

  21. O tak! ale trafilas.kiedy mysle o smierci i o tym jak lata przemijaja i ile z tych lata zmarnowal czlowiek na uzalaniu sie i smutkach i wkurzaniu sie, to az zal mi tego czasu…a jednak za rzadko mamy takie refleksje..za rzadko

  22. Wiesz Julka, ja tak sobie myślę, że tej radości z życia trzeba się czasami nauczyć. U mnie w domu rodzinnym narzeka się na wszystko, bo kredyt, bo frank w górę, bo trawnik skosić trzeba, bo samochód znowu się zepsół. I ten nastrój bardzo się na mnie przeniósł. Też ciągle w biegu, ciągle musze być w czymś najlepsza, pierwsza, wyzywam ludzi na drodze jadąc samochodem, bo jeżdżą jak łamagi, marudze bo do pracy trzeba iść, bo narzeczony znowu coś robi nie tak. Stop! Pracuję nad sobą. Uczę się radości z życia, cieszę się z tego co mam. Staram się nie narzekać i w każdej sytuacji znaleźć pozytywną stronę. A ponieważ dużo jeżdżę samochodem to zaczęłam wyznawać zasadę „lepiej 5 minut za późno, niż 50 lat za wcześnie”. Pozdrawiam.

  23. Tez taka jestem ,ze sie denerwuje,ze mam bałagan,ze nie posprzatane ,nie zdąze i jak ktos wejdzie to co sobie pomysli….Ale raz wyladowałam w szpitalu,lezałam tydzien w bezruchu,nieumyta,jak chciałam siusiu to musiałam zawołac(wiesz Ja? o takie rzeczy prosic…. 🙂 ), basenu tez mi od razu nie wynosili,a ze było bardzo goraco,za oknem upały,to zapach ,no. Ten tydzień to ciągnął sie wieki,dla mnie.I jak to mowi moja Mama to Pan Bóg pogroził mi palcem. i ma racje.Miałam tyle czasu,zeby tam pomyslec,ze po co tak latam,mysle o pierdółkach,czy jestem ładnie ubrana ,czy mam porzadek,jak w sumie danym momencie wszyscy jestesmy tacy sami,bezbronni,o niezamiłej woni.Jeszcze do tego umarła na sali starsza kobieta,lezała 2h.No i człowiek rozmysla.I powiem Ci ,ze troche nauczył mnie ten szpital pokory wobec zycia i zeby cieszyc sie tym co mam !A mam tak duzo! Dwójke wspaniałych dzieci! Męża,który mnie kocha ,chyba 🙂 Niedawno napisałabym ,z jeszcze wspaniałych rodziców……ale teraz juz tylko ukochana Mamę. Szanujmy zycie i jak to moja Mama mowi,troche pokory wobec niego .Zycze wszystkim i sobie tez.

  24. Dziękuję Ci ogromnie za te słowa. Ciężko mi ostatnio było, źle się czułam ale dzisiaj mi trochę lżej i głowę do góry wyżej i wyżej podnoszę i idę się cieszyć słońcem za oknem;) Ps. Chciałabym bym Cię kiedyś poznać i podziękować Ci osobiście za to, że jesteś i dodajesz mi siły! Pozdrawiam

  25. Moja droga, pomyśl, że z takimi problemami borykają się i inni.
    Mam dokładnie to samo. Czasami spakowałabym manatki i wyszła z domu, bo nie wytrzymuję! Dzieci które się kłócą i biją o byle bzdetę, malca które płacze i nudzi sam nie wie o co! Tysiące spraw niepozałatwianych, …kapiący kran, niedokończony prysznic, umywalka która czeka do wymiany już ponad rok, obrazki które chyba same się powieszą, łóżko Mikołaja do pomalowania, bo śpi na materacu( już pół roku), o papierach nie pisze , bo to moja zmora totalna……takich spraw u nas można całe listy pisać. Tylko czy jest sens się denerwować? Powoli jakoś się to zrobi, zmotywuje, wszystko się da, jak to mówią wszystko musi nabrać „mocy urzędowej”. Po co się złościć, stresować, trzeba cieszyć się tym co się ma i każda chwilą spędzoną razem z rodziną, dziećmi. Trzeba przekazać im dobre wartości życia i pokazać im jak bardzo się ich kocha. Przecież nie chcemy by kiedyś powiedziały- „a nasza mama to wiecznie się złościła i krzyczała”!
    Dwa tygodnie temu będąc u rodziny, na drugim końcu Polski , gościliśmy u siostry mojego męża. Dzieci się bawiły, a my piliśmy kawę, rozmawialiśmy…. i co dzisiaj nie ma już wśród nas jej męża. Zmarł nagle, kilka dni temu. Młody człowiek, zostawił żonę 37 letnią i małe dziecko 3 letnie. To jest tragedia. Więc takie sprawy jak rozlany szampon, czy bałagan w szafie to nic, to da się poukładać, o tym potem się nie pamięta, a taka tragedia odbija się na całym życiu.

    Żyjmy chwilą i zawsze spoglądajmy na jasną stronę życia.

  26. No i gula w gardle i łzy z oczu ciekną i katar wrócił… Ciągle uczę się dostrzegać piękno chwil i cieszyć się jak wariat z każdego poranka. Odkąd jest z nami Hania jest łatwiej ale za często zapominam ze zdrowie moje i najbliższych mi ludzi, pełna lodówka, dach nad głową i to że nie strzelają za rogiem to wszystko czego mi trzeba. Pozdrawiam i ściskam ciepło

  27. Tak mi o tym krzyżu brzozowym przypomniałaś… Mój Tato chciał mieć zawsze taki. Nie ma Go już z nami 20 lat. Nie widzi jak sobie plączę życie od lat. Wnuczki nie pozna, która się cudem na świecie pojawiła. Odkąd urodziłam Patusię celebruję każdą chwilę. Bo zwyczajnie się boję. Bo chociaż te 18 lat bym chciała pożyć, daj Boże oby więcej. Bo jestem jej potrzebna jak nikt inny…

  28. Julia ja też sobie codziennie to powtarzam i staram się cieszyć wszystkim wokół i te najdrobniejsze chwile kontemplować… Tylko wiesz to jest tak ,że ja sobie powiem, że nie warto się bzdurami przejmować, że trzeba bardziej na spokojnie wszystko, a zaraz na nowo i tak się wścieknę i głupotą jakąś przejmuje. I znów mnie nosi choć przecież postanowiłam, że tak nie będzie;)) Ech życie. Ale ważne potrafić się zatrzymać i przypominać sobie co tak naprawdę jest istotne, i nawet jak nas poniesie, to szybko to naprawić, a nie dusić w sobie… Bo na kłębienie złych emocji zdecydowanie szkoda czasu…

  29. To nie jest ciężki temat. to jest zycie. Czasem trzeba popatrzeć na takich co usmiechają się mimo iż mają gorzej, żeby uzmysłowić sobie jak zadufani się staliśmy i narzekamy nie wiadomo na co. Śmierć bliskim zawsze jest otrzeźwieniem w tej kwestii, szkoda tylko , że nie na długo.
    Dzięki za ten tekst.

  30. Siedzę, czytam i płaczę. Ja to wszystko wiem, ja to wszystko mam (smutki i troski te małe i te duże, radość życia, optymizm), ja prawie to wszystko wdrażam w życie. To w takim razie dlaczego płaczę? … bo żałuję, że takich ludzi jak Ty czy Twoja mama jest garstka, że ludzie koncentrują się na rzeczach małych, są pełni zawiści i niezadowolenia.

  31. Ta nieumyta podłoga, błoto w przedpokoju i kolejka w mięsnym, to jest nasza codzienność i ciężko tego w ogóle nie zauważać. Tylko zamiast roztrząsać każdą małą „tragedię” lepiej zobaczyć jej dobre strony. Podłoga nieumyta? No to można se ciapnąć na nią herbatą i nic się nie stanie, bo i tak jest brudna. Błoto w przedpokoju? Znaczy, że dzieci skakały po kałużach i pysznie się wybawiły. Kolejka w sklepie? Fajnie, można spokojnie odpisać na smsa albo pomyśleć, bo nigdy nie ma na to czasu. Tylko to jest sztuka, nie każdy potrafi.
    I wiesz co, Julia… Każdy czasem powinien pomyśleć o tym kartonie, żeby nie zapomniał o tym, ile dobrego go spotkało i pewnie jeszcze spotka, zanim go do niego zapakują.

  32. Dziękuję Ci – zwłaszcza za fragment o błocie pospacerowym… Wściekam się o nie na podłodze, o nie na butach… Nie umiem sobie wyobrazić, że kiedyś nie będzie miał kto tego błota przynieść…

  33. Człowiek często za późno docenia co ma i co docenić powinien już dawno.
    Życie przelatuje a my tylko co by było gdyby.
    Trzeba żyć tym co tu i teraz. Szczęściu pomagać, dążyć do doskonałości ale nigdy nie robić niczego na siłę lub bo wypada. Trzeba Julio być., po prostu, trzeba uśmiechać się do lustra nawet jeżeli włos rozwiany i makijaż z wczoraj straszy.
    Dobrego dnia.

  34. Rozwaliłaś mnie…czytuję Cię już czas jakiś ale nigdy nie rozwaliłaś mnie tak jak dzisiejszym wpisem….a to dlatego, że ujęłaś moje myśli w słowo pisane. Są dokładnie takie jakie układały się w mojej głowie. Też widziałam ten film. I czasem warto jest obejrzeć takie coś, żeby zadziałało na nas jak otrzeźwienie. Jak kubeł zimnej wody. Jak policzek. Od życia. Żebyśmy zaczęli widzieć rzeczy ważne, ważniejsze i takie, które mogą poczekać chwilę, trochę dłużej albo mogą być odłożone do „wiecznego niezrobienia”. Staram się być człowiekiem optymistycznym, uśmiechniętym, ale mi czasem nie wychodzi. Wiem, mam takie prawo, żeby mi się czegoś nie chciało, coś mi się nie podobało. Ale po co wtedy w ogóle zaprzątać sobie nimi głowę. Dla mnie czasem takim obuchem w łeb są telewizyjne spoty, programy, gdzie pokazują prawdziwe ludzie nieszczęścia….utratę dobytku życia, wielkie rodzinne tragedie, nie daj Boże chorobę dzieci…wtedy zatrzymuję się, dziękuję za to co mam. Za zdrowe, cudowne dziecko, za to, że mam gdzie mieszkać, mam dom, do którego chcę wracać, mam ukochaną osobę przy boku (nawet gdy czasem doprowadza mnie do szału), za to, że mam pracę, że mam pasję, że mam rodzinę. I to, że jestem. Bo o mały włos mogło mnie już nie być. I mimo, że wtedy obiecywałam, że zawsze będę wdzięczna, za to, że jestem, to czasem zdarza mi się o tym zapomnieć. I dziś Ty mi o tym przypomniałaś.
    Dziękuję, Julia…..
    A.

  35. 22.12.2014, 23.12.2014. Dwa pogrzeby, osoba bliska i osoba najbliższa. Wszyscy w szale zakupów, prezentów, porządków, zabiegani, a dla mnie czas staje w miejscu. Nie ma to znaczenia czy posprzątam, czy będzie 12 potraw czy tylko chleb i masło. I tak będzie kolejny dzień. Cisza i spokój, inne Świąta a jednak tak jak co roku, były.
    „…uświadomić sobie co w życiu ważne, by nigdy nie żałować.. bo czas płynie nieubłagalnie szybko, i drugiej szansy na przeżycie go inaczej nikt nam nie podaruje..”

  36. Też widziałam ten filmik i wstrząsnął mnie kompletnie… ale dalszy ciąg Twojego wpisu wstrząsnął mną jeszcze bardziej – pięknie to ujęłaś, aż się łezka w oku zakręciła i podpisuję się pod tym całkowicie. :* :*

  37. Julio, ujęłaś to tak, jak sama powiedzieć bym chciałam. Jakie to ludzkie, jakie to moje… nie zawsze potrafię się cieszyć z tego co przynosi dzień. Szukam, drążę, wracam to przeszłości, dąsam się, prowokuję i czepiam. Strzał obuchem w łeb stawia mnie do pionu, ale na krótko, niestety… niemniej staram się i pracuję nad tym. aby cieszyć się życiem i nie tracić czasu na bzdety 🙂

  38. Jak ja kocham Cie czytać! Poruszyłaś ciężki, ale jak ważny temat. Mam 51 lat, często myślę o śmierci, ponieważ dosyć szybko zostałam z nią skonfrontowana w swoim życiu (mając 33 lata zostalam wdową z dwójką dzieci), ale w zwiazku z tym nauczyłam się też cenić i doceniać to co mam, a mam teraz cudownego, drugiego męża. Tworzymy calkiem fajną poskładaną rodzinę i jesteśmy z siebie dumni, że potrafiliśmy ją stworzyć! Ale chcę jeszcze o czymś innym… Mam cudowne przyjaciółki (znamy się od podstawówki, czyli ponad 40 lat!!!), ktore uwielbiam i bez których nie byłabym w stanie funkcjonować. Jakieś dwa lata temu, przy jakimś babskim spotkaniu, zakrapianym dobrym winkiem, stwierdziłysmy, że będziemy nagrywać filmiki z naszych spotkań i będziemy je puszczać na naszych stypach żeby zapamiętano nas tak jak w tych filmikach… , a na to jedna z koleżanek (jestesmy cztery!), dziewczyny, ale przecież ktoras z nas bedzie pierwsza, no i sobie dopiero poryczałysmy…!!! Jak powiedzialysmy, tak zrobiłysmy! Filmy są kompletowane, a rodziny powiadomione! Jesteśmy troszkę crazy, ale jest nam z tym bardzo dobrze 😉

  39. Pięknie napisane!!! Tak bardzo prawdziwe.

    Chyba sobie to wydrukuje i powiesze na ścianie, żeby w chwilach w których szlag mnie trafia (bez lepszego powodu) , zatrzymać sie i zastanowić czy naprawde warto tak sie denerwowac.

    Masz rację, życie mamy jedno i powinniśmy sie cieszyć z tego co mamy 🙂

  40. Mądrze napisane! Dziękuję Julio za te słowa, warto sobie od czasu do czasu przypomnieć co w życiu najważniejsze. Dzięki Tobie to i ja teraz postaram się nie wściekać na mojego konkubenta że talerzy brudnych do zmywarki nie wstawia. Szkoda czasu!

    Pozdrowienia!

  41. Ja staram się pamiętać aby, niezależnie od tego czy jestem na męża zła, lub pokłócona, przed każdym jego wyjściem, mówić „kocham cię, jedź ostrożnie, wracaj zdrów”..

    długo żyłam przeszłością. mimo, że przetrwałam ten trudny okres (jestem córką alkoholika), wciąż żyłam z lękami z dzieciństwa. i choć nie było już „żadnego” zagrożenia, to czarnowidztwo wielokrotnie determinowało moje wybory, zachowanie.
    nie obyło się bez terapii. i choć zdarza mi się potykać nie raz o „szklankę do połowy pustą” to staram się dostrzegać światełko w tunelu i widzieć jasną stronę życia…

  42. Dziękuję, dziękuję jeszcze raz. To już drugi tekst w tym roku, który jest dla mnie jak pryśnięcie zimną wodą w twarz. Bo po co się wściekać na samego siebie i innych, podnosić głos na własne dziecko, a często mi się zdarza, no po co. Mała prośba, pisz częściej 🙂

  43. Julka kochana… moj dziadek tez chcial brzozowy krzyżyk i jakiś głaz z pola. a babcia mu zrobila pomnik i dzrewka i ławeczke i znicze i wiazanki drogie. a dziadek sie pewnie w tym grobie przewraca ze babcia na niego ostatnie pieniadze wydaje.

    ja tez chce byc spalona i w naszym ogordzie wysypana. zebym mogla w ta ziemie co dom otacza wniknac i czuwac nad losem domu cosmy go za kredyt wybudowali.

    ja tez naleze do tych co sie ciesza jz drobiazgów. ze szarlotka w piekarniku pachnie. ze pogoda taka jak wczoraj i moglam tą moją corcie wyczekana na huśtawki zabrać i oczy od słońca troche zmrużyć i nogami pomachac beztrosko.

    Ale nawet ja ktora kocha zycie i docenia co ma nie umiem sobie poradzic gdy wali się na raz wiele. torbiele na jajnikach i marzenie o drugim dziecku jak banka mydlana peka. i znow trzeba bedzie ciaze niepłodnosci latami z rąk wyrywać. teraz jeszcze od kilku dni wiem, że mogę stracić prace. i choć dopiero co sie martwiłam, ze musze moją roczną Majusie zostawić i do roboty wracac, teraz sie okazuje ze może nie bedzie do czego. a kredyt na dom mamy i ja nie wiem co robić..

    a juz dobiło mnie wczoraj jak sie okazało, że zgubiłam obrączkę ślubną i bransoletke z mealikiem którą po porodzie w podziece za narodziny coreczki dał mi mąż. i choćbym nie wiem jak usilnie probowala szukac pozytywów i sie usmiechac. to mam dola. jak rów marianski. chodze i rycze. moze minie. a moze nie. ciezko jest czasem smiac sie przez łzy

  44. no jakie to ma znaczenie? mi właśnie życie rozpadło się na kawałki, rozpadła się rodzina rozwodzę się i nie mam siły rano wstać z łóżka,zająć się dzieckiem iść do pracy…. pewne rzeczy docenia się za późno a zresetować życia niestety się nie da…nie jest nam dane nic na zawsze…

  45. No ja w tej grupie, co to o tym pudełku musi sobie przypomnieć. Sie nieustająco staram żeby zauważać to co ważne. I cieszę się, że udaje mi sie dostrzegać,i już nie myslę , ze szkoda że dopiero teraz a nie 20 lat temu, bo i tak lepiej że nie za 20.
    Pozdrawiam Agnieszka

  46. Julio Ty nawet nie wiesz jak ja wiele o tym ostatnio myślałam, o życiu o tym czy warto, tak sobie Ciebie czytam po cichu od jakiegoś czasu i mam wrażenie, że siedzisz w mojej głowie i czytasz moje myśli. Pozdrawiam serdecznie

  47. Ech, Julcia…..i na koniec łezki poleciały, bo wiesz, ja na tym samym etapie jestem i do tego samego typu co Ty należę….dom jest, praca, jest, dzieci zdrowe, mąż raz najlepszy na świecie a innym razem do szału doprowadza….ale jak te 32 powolnym krokiem wchodzi w mój kalendarz, to coraz częściej takie przemyślenia mam, że ile czasu jeszcze, że o co się pienię, że o pierdoły….zamiast łapać chwile….ale najważniejsze że zaczęłam sobie uświadamiać, zatrzymywać się, uczyć że najważniejsze jest TERAZ a nie WCZORAJ lub JUTRO….i wiesz, taka maziaja się zrobiłam, co rosz popatrzę na mojego urwisa uczniaka albo na tą małą co ledwo od podłogi odrosła a już taka dwuletnia gaduła stoi przede mną….i płaczę wiesz? Że są, że ich mam, aż serce od tej miłości boli czasem. A dzięki takim wpisom jak ten, dzięki temu, że ktoś mi przypomina co TERAZ, wiem, że to najlepszy ból jaki mi się w życiu przytrafił. Bo co za zakrętem….? tego nie wie nikt….

  48. Miałam kiedyś taki rok, gdy po długiej bardzo ciężkiej chorobie odeszła moja mamusia, po pół roku rozstałam się z mężem i zostałam sama z czteroletnią córeczką. Było mi źle, bardzo. Sama w obcym mieście bez rodziny. Zdana na siebie. Płochliwa, zalękniona ale również silna dla dziecka,chociaż wtedy walił mi się świat to w pracy zawsze się uśmiechałam i nikt nie wiedział, jak bardzo rozdarte jest moje serce. Zawsze sobie mówiłam nigdy nie jest tak źle,żeby nie mogło być gorzej

  49. Tak to niezwykle napisałaś, że zaraz wracam czytać od nowa. Otarłam łzę z oka, spojrzałam na me dziecię zjadające drugie śniadanie na kanapie, na to prasowanie, co mi wisi nad głową od dni kilku nadal nie zrobione… Nie ważne te okruszki, nie ważna ta kupka ciuchów. Ważny jest czas, który został nam dany. Ważne, by wycisnąć z niego jak najwięcej.
    Dziękuję! Bo ja też z tych, co to muszą czasem szturchańca dostać, by ogarnąć myślenie o tym co ważne, a co ważniejsze. Twój tekst mnie poruszył.
    Pozdrawiam ciepło 🙂

    p.s. jak ja się cieszę, że tu trafiłam.

  50. Jula jak Ty jakiej książki nie wydasz to ja normalnie protestować zacznę !!!
    Ryczę już tradycyjnie i czytam po raz kolejny i znów ryczę .. Jakbym o sobie czytała.. choć ja mam na przemian , raz dzień, że w duszy mi gra baardzo głośno , a innym razem , że podłoga i bałagan i wszystko razem mnie wyprowadza z równowagi ..
    a o tym pudełku to i ja od teraz będę myślała już zawsze …

  51. Taak.. chyba każdy słyszał o tym, że „trzeba cieszyć się dniem dzisiejszym”, ale kto tak naprawdę myśli o tym na co dzień? Każdy raczej się od rana wkurza, bo zaspał, bo na ulicy korki, bo się spóźni do pracy, a tam tona papierów do przeglądnięcia, w tym kilka spraw na wczoraj, bo popołudniu w przedszkolu u dzieci występy, a tu nie wiadomo czy z pracy uda sie wcześniej wyjść i tak można wymieniać bez końca. Ale wiem po sobie, że jak pewnego pięknego lub szarego dnia śmierć nam stanie przed oczami – nasza lub kogoś bardzo bliskiego, to człowiek dopiero wtedy uświadamia sobie, że po co ta złość na dziecko, że mleko rozlało i nakruszyło przy śniadaniu? Na męża, że zapomniał odebrać żakiet z pralni? Po co te dąsy i fochy, jak mogło stać się tak, że tego męża już więcej nie będzie, bo odszedł, a my nawet buziaka mu rano nie dałyśmy na do widzenia, tylko krzywą miną go pożegnałyśmy… Że mamy nagle zabraknie, a my do niej od tygodnia dzwonimy i jakoś nam nie po drodze, bo trochę żal mamy że nam wypomniała ostatnio, że zupę źle przyprawiłyśmy…
    I tak mniej więcej od roku, mam w sobie duży luz. Spóźnię się? Trudno, świat się nie zawali. Tona prasowania czeka i nie mam kiedy się za nią wziąć? Cóż, może dziś wieczorem się uda.. Pewnie, że i teraz czasem mnie szlag trafia jak mąż znowu nie zakręci tubki od pasty do zębów i zostawi taką na umywalce, ale przynajmniej wiem, że mąż JEST 🙂 Bo co bym zrobiła, gdyby go nagle zabrakło? Gdyby na czas nie wezwano do niego karetki? Gdyby był sam, a nie z kolegą i nikt by mu na ulicy nie pomógł? Nie chce wiedzieć. I choć czasem i on mnie wkurzy, i dziecko, to zaraz potem głos w głowie się odzywa, że po co to? Cieszmy się, że mamy siebie, i – tak jak napisałaś – dach nad głową, mleko i jajka w lodówce i ciepłe buty na zimę 🙂

  52. Droga Julio,
    Czytam od dawna. Komentuję po raz pierwszy.
    Widzę, że Ty masz tak jak ja. Szklanka jednak jest do połowy pusta….ale co dzień robię wszystko by pamiętać, że jest też napełniona do połowy. Bo tak się lepiej żyje. I wiesz to Ty. I wiem to ja. Ta walka z własną marudną naturą to jest codzienne zwycięstwo!
    Życzę Wam szczęścia. Blog uwielbiam.

  53. Myślę, że nie jest tak źle skoro stać Cię na refleksję 🙂
    Wszyscy zapędzamy się w tym życiu. Czasem przystajemy i mówimy sami do siebie „hej, gdzie tak pędzisz?”. Trafiłaś w punkt, Twoje przemyślenia są mi bliskie. Myślę, że każdej z nas…

  54. A czy Ty wiesz że posta puściłaś w ”blue monday”?
    I nic to obuch w każdy dzień dobry, choć moja łepety bardzo odporna, dostaje, zapomina, dostaje zapomina.
    Ściskam 🙂

  55. To prawda, temat ciężki, każdy z nas ma nadzieje, że wciąż jeszcze tak odległy, że nas to jeszcze nie dotyczy i obchodzić nie musi, ale… No właśnie, ale…, bo nigdy nie widomo co komu pisane. I dobrze byłoby dojść do wniosków, o których piszesz, „wcześniej niż później”. Docenić to, co nam dane, choć czasem tak ciężko. Warto łapać każdą chwilę i „delektować” sie nią, „bo Kto wie jaki los nas czeka…”
    Wszystkiego dobrego życzymy…

  56. Ja w przeciagu 2l pochowalam oboje rodzicow, oboje zmarli tragicznie.
    Kiedy mysle o tym wszystko zyskuje inna wartosc ale i tak za chwile przychodzi ten ped ped to „dobrego bytu”
    Smutne to ale takie zycie :/
    Nie mozemy ciagle myslec ze dzisiaj, jutro, za miesiac, rok, dwa, piec – moze cos sie stac.

    Tak jak powiedziala Twoja mama musimy zyc tu i teraz i starac sie robic to jak najlepiej.
    I starac sie z tego blota na podlodze tez wyciagac cos pozytywnego 🙂
    Choc to wszystko nie jest takie łatwe …

  57. Piekne i prawdziwe… Uwielbiam Twoje posty..
    Ja tez jestem zawsze zabiegana, bo z 3 dzieci nie da sie inaczej, ale czasem trzeba sie zatrzymac i cieszyc sie chwila.. Ostanio gdy padal deszcz wyszlam na werande posluchac jak spadaja krople deszczu .. cudowny dzwiek, ktory strasznie uspokaja.. Kiedys zapytala mnie moja corka, czy slyszalam jak pada deszcz? No wlasnie nigdy. Czasem mozemy od naszych dzieci wiele sie nauczyc, rzeczy , ktore nam umykaja… trzeba ich tylko sluchac, co maja do powiedzenia.. Pozdrawiam serdecznie

  58. Hej, nigdy nie komentowałem Twojego bloga , zaglądam tu czasami -zaczęło sie od wyprawki dla młodego bo i mi przyszło zostać mamą w ubiegły piątek minął miesiąc jak nią jestem

  59. a ja 31 sierpnia przeżyłam szok, takie bardzo bliskie spotkanie z tym, jak śmierć zabiera człowieka w dowolnym i najmniej spodziewanym momencie .Nie patrzy czy ktoś będzie czekał, tęsknił, płakał po nocach. I ja tak teraz z tą moją siostrą płaczę razem po nocach, bo ona już doznała tego, czego w jej wieku nie powinna, a jednak….
    Masz rację Julka, czasem potrzeba nam obucha.

  60. Naturalne?? Zrozumiałe?
    Muszę skomentować, bo bardzo mocno rezonuje we mnie książka emerytowanego profesora biologii Bernda Heinricha „Wieczne życie. O zwierzęcej formie śmierci.”, którą przeczytałam już z pół roku temu. Pisze on też o kremacji. A właściwie nad nią kręci głową. Do spalenia ciała potrzeba ogromnych ilości energii, emisja dwutlenku węgla jest taka, że stanowi już poważny procent ogółu amerykańskich zanieczyszczeń, i najważniejsze – paląc nasze ciało, zbudowane z tak wartościowej materii „głodzimy ziemię”.
    Może przemyśl jeszcze, czy nie lepiej dać się pod tą gruszą po prostu zakopać? W jakiejś ładnej, sosnowej trumnie. Bo jeszcze do tego ta taśma klejąca, folia, jakoś mi to nie pasuje do Twojego wizerunku 🙂
    Pozdrowienia serdeczne,
    Iza

    PS Co do reszty to w pełni się zgadzam!

  61. Cześć Julio! Jak ja czekałam, aż skończy się ta dłuuuga przerwa świąteczna i będę mogła przeczytać znów Twoich kilka słów…
    A tak w temacie. Ja też tracę cierpliwość, mam jej coraz mniej z każdym dodatkowym obowiązkiem. To sprawia, że denerwuje się na wszystkich i na wszystko. To sprawiło, że po raz pierwszy krzyknęłam na własna córkę. Też ciężko jest mi się cieszyć kiedy dookoła taki bajzel. Staram się jednak wtedy myśleć, że robię dobrze wybierając dzieci, darowanie mojego czasu właśnie im.
    Ściskam Cię ciepło:)

  62. Uwielbiam Twojego bloga. Każdy wpis ma tyle mądrości życiowej. Zawsze się popłacze, zastanowie i od razu z dobra energią wstaje od monitora.Dzięki!

  63. Mega! aż muszę się ogarnąć> Byłam dziś na pogrzebie babci mojej kolezanki…. wróciłam i zaczęłam się zastanawiać …. nad wszystkim. Weszłam na fejsa i ten Twój wpis…. Muszę się wsiąść za siebie. Jestem jak ta pierwsza babka….;/ Pozdrawiam

  64. Zazwyczaj właśnie tak się dzieje, że musimy zobaczyć coś, co nas dogłębnie poruszy, żeby doceniać otaczające nas szczęście i doszukiwać się go w każdej chwili. Pamiętasz, gdzie byłyśmy jeszcze 4 miesiące temu??? Nie do uwierzenia, jak ten czas szybko leci i ile przyniósł nam szczęścia moment urodzenia naszych synów. Na tym się skupmy, na nowym życiu, które dałyśmy chłopakom 🙂 Szymek pozdrawia Benia!

  65. Niebywałe.. Kilka dni temu miałam dokładnie te same myśli..
    Z tą tylko różnicą, że nie potrafiłabym o tych moich myślach tak pięknie i wzruszająco pisać.. Jesteś niesamowita. I tym tekstem po raz kolejny sprowadziłaś mnie na ziemię.
    Bo za czym tak pędzić? Gdzie szczęścia szukać skoro ono już tu jest i patrzy na mnie błękitnymi oczami… Nic więcej nie ma znaczenia! Ani dziś, ani jutro…

  66. Wiesz, ja tez tak non stop biegne i biegne i czasu jakos brak by sie zatrzymac i ze wszystkim zdarzyc. Tez czesto zastanawiam sie nad losem i ile mi go dane. I chcialabym syna wychowac na wspanialego mezczyzne i by nigdy nie byl sam a stworzyl rodzine jakiej my nie mamy. Jestem samotna mama a to ciezki kawalek chleba. Czesto lapie sie tez, ze zwyczajne blahostki bardziej mnie wytraca z rownowagi niz cos wiekszego. A kiedy sie otrzasne zastanawiam sie i po co mi tak bylo? Przeciez nie warto. Mam wyrzuty sumienia i chce byc lepsza kazdego dnia najbardziej dla mojego synka.
    Rzadko tu zagladam, ale zawsze kazde Twoje slowo mnie porusza. Dziekuje za te madrosc kazdym slowem wypisana. Cieszmy sie zyciem i tym co mamy. Najwazniesze to cieszyc sie z tego co sie ma i dostrzegac to w kazdej chwili.
    :-*

  67. Czytam Twojego bloga od czasu jakiegoś, ale piszę po raz pierwszy, bo temat strasznie mi dzisiaj bliski. Wracam tutaj od czasu do czasu – z dużą przyjemnością, bo należę do grona wielbicieli spokoju. Spokoju głębokiego, życiowego, takiego co to pozwala się zatrzymać, dostrzegać codzienność i jej wielkie – drobne przyjemności. I czytając Twoje wypowiedzi mam poczucie, że Ty też tak masz i chyba to mnie przyciąga.

    Mam też świadomość, że jestem szczęśliwa – jest człowiek, który jest opoką, jest dziecko – podwójny cud medycyny – kochane, cudowne, jest praca, jest dach nad głową, jest całkiem komfortowe życie. Ale jest też codzienny bieg z przeszkodami, który często mi to wszystko przesłania i sprawia, że staję się skrzywioną, jęczącą, marudzącą kupką nieszczęścia. Strasznie dużo wysiłku kosztuje mnie to, żeby się zatrzymać i przypomnieć sobie, że to nieistotne, że to głupoty, że to zmęczony, niewyspany umysł próbuje skrzywiać perspektywę. Nie jest to łatwe, mimo że mam kotwicę, która pomaga się zatrzymać – siedem lat temu zginął człowiek, którego kochałam. Siedem lat temu część mnie odeszła, a dzisiaj pomaga mi to być szczęśliwą i mieć tego świadomość.

    Serdecznie pozdrawiam i łączę się w zbieraniu dobrych myśli codziennych.

  68. Pierwsze dziecko urodziło się z wadą, do 6rż był już po 5 operacjach – chciałam być perfekcyjną matką, żoną i panią domu, wściekałam się o wszystko – o chore dziecko, o każdy dzień podobny do poprzedniego, o wyjazdy męża co weekend na studia, do tego wszystkiego mieszkaliśmy kątem u teściowej, więc różowo nie było.
    Wyprowadziliśmy się, syn w wieku 7 lat został starszym bratem- idealne dziecko, zdrowe, ładne.
    W drugiej dobie życia usłyszeliśmy : Syn ma guza w mózgu, macie państwo pecha.

    Przestał mi przeszkadzać leżący kurz, podłogę myję jak się zaczyna lepić lub mają przyjść goście 😉 , mam w nosie , że wszystko nie jest na tip top.
    Moje dzieci, dzieci w szpitalach z gorszymi chorobami, które widujemy, weryfikują wszystko.
    Nie śpieszę się, potrafię z przedszkola z synami wracać pół godz ( chociaż mamy je 5 min od domu), bo oglądamy wszystko dookoła, jestem wręcz flegmatyczna wg mojej mamy, która nie może zrozumieć, że wolimy coroczne rodzinne wakacje, niż odkładać kasę, żeby szybciej spłacić kredyt hipoteczny 😉

    Nauczyłam się odpuszczać pewne sprawy, nie miotać się bo coś jest nie tak, bo i tak nie mam na to wpływu, żyjemy dniem dzisiejszym, chociaż czasem myślę, co będzie później, ale wiem już, że plany sobie, a życie sobie.

  69. Chciałabym dodac, ze potrafimy się nauczyć szczęścia, ze charakter da się zmienić.
    A początkiem jest właśnie obserwacja samej siebie i wybór tego co prostsze, prawdziwsze, szczere, zwykle spokojne i za darmo. Tylko ten świat pełen złudzeń tak nas ciagle ściąga na te zawiłe ścieżki do nikad.

  70. Ja dziś obchodzę czwartą rocznicę dnia, w którym w moim życiu wiele się zmieniło. To nie był piękny dzień, dziś też jakoś tak niefajnie, ale wiem, że mimo, iż wtedy zawalił mi się świat i wiele rzeczy runęło potem to te lata od tamtego zdarzenia dużo mnie nauczyły. Poskładałam swoje życie, w którym nadal pełno chaosu, złości, smutku, rozgoryczenia, ale też mnóstwo radości i docenienia. Nauczyłam się doceniać, choć pewnie nadal mi do perfekcji daleko w tym temacie, ale stojąc dziś prawie w tym samym miejscu co w tamtej chwili sprzed lat,myślę: Boże, co to ma za znaczenie-żyj teraz, doceniaj, bądź szczęśliwa teraz nawet pomimo… I nawet jeśli godzinę później przeklinałam wszystko na czym ten świat stoi i mimo, iż zdarza się mi zapomnieć, że nie pamiętam w każdej chwili, to dziś już wiem co jest ważne i staram się jak mogę by żyć teraz tu i doceniać co mam, co ważne. A stojąc w kolejce to już zawsze pamiętam, bo paradoksalnie to nawet jak zdarza mi się być wściekła w tej masakrycznej kolejce to zaskakuje mi wtedy tryb: Hej, jest fajnie. Jakie to życie piękne, Boże ile ja mam. Szczęśliwa jestem 😉 I każdemu teraz to mówię, pewnie mądrzę się przebrzydle :p, ale jak ktoś mi zaczyna stękać na tę kolejkę to mówię: Ej doceń, zobacz jakie masz szczęście. Zobacz za chwilę zaczniesz biec, teraz stoisz w kolejce. Błogi spokój-szczęście 😉 Ten tryb z kolejką to mam dzięki Tobie Jula i Iwonie i Wasze blogi zrobiły ogromna robotę w poskładaniu mojego życia przez te lata. I dziś nie jest idealnie, ale w tym niefajnym dniu umiem stwierdzić, że jest pięknie. Dziękuję ;* I dobrze wiesz, ze uwielbiam czytać Cię zawsze i wszędzie, ale cieszę się, że akurat dziś w tym dniu trafił się u Ciebie właśnie ten o trudnym temacie, ale cudny post 🙂

  71. Dzisiaj podobno dzień depresji. Widzę , że w szafie Tosi głębokie przemyślenia. Zgadzam się , że możemy wyrazić swoja wolę odnośnie kremacji. Ale sam pochówek zostawmy tym, który go będą organizować. Może twoje dzieci zechcą , aby ich mama odpoczywała na małym wiejskim cmentarzu, gdzie zawsze będą mogły pójść. Po drodze odwiedzą grób babci, dziadka a może nawet pradziadków. Z chwilą oklejenia szarego pudła, niech się nasz głos nie liczy.

  72. Pięknie napisane codziennie sobie próbuję wmawiać, że to właśnie TA chwilka jest ważna bo może już się nie powtórzy, ze względu na pracę choroby i śmierć są ze mną codziennie więc wiem jak szybko czasami z tym bywa. Też uważam, że czasu szkoda a jednak po całym dniu nerwów właśnie kiedy mała śpi a K. do pracy wychodzi ja zamiast odpocząć, żeby na dzień następny mieć siły do wali z samą sobą o to, żeby mniej się przejmować ,,pierdołami” łapię za szmatę i szoruję, układam, przekładam itd. a potem dosłownie padam na pysk i rano znowu to samo…
    Też chcę być spalona…ale wizja przebudzenia się w kartonie by mnie chyba ruszyła 😉

  73. Julia, wiesz ze Cie czytam nje od dzis..ze z zachwytu padam jak czasami napiszesz to, co ja w sercu i glowie nosze od jakiegos czasu tylko przelac na papier i ubrac w slowa bym nie umiala..tak wlasnie w zyciu jest..i ja jestem ta, ktorej czasami pewien widok, obraz czy slowa musza uswiadomic co w zyciu NAJwazniejsze…!! I tylko z jednym malutkim szczegolem sie nie zgodze 😉 moj tata byl kremowany i nie owiniety w folie, nie w kartonie tylko ubrany w to, co ja sama mu przygotowalam, w surowej, nielakierowanej sosnowej skromnej trumnie wlozony do pieca zreszta tak niedaleko Ciebie bo na slasku..i taki obraz bede miec przed oczami..a potem prochy przesypane do skromnej wybranej z mama urny…duzo lzej patrzec na mala urne niz na ogromna ciezka trumne.. Sciskam najmocniej :-*

  74. Ja od 3 lat mam swój „karton” przed oczami. Od 3 lat staram się nie marnować ani chwili. 3 lata temu umarła moja Mama, a ja wtedy POCZUŁAM, a nie tylko zrozumiałam, do szpiku kości, do głębi serca, że życie trwa tylko chwilę a śmierć jest wszechwładna.
    I ja mogę się tego przestraszyć. Ale mogę też żyć. Cała sobą. Bez narzekania. Zachłannie kochając życie.
    Pozdrawiam Cię Julka mocno!

  75. Pieknie napisane… Ja tez z tych, co muszą sie ustawiac do pionu… Choc ostatnio coraz rzadziej, bo wraz z wiekiem zaczynam czuc „zmeczenie materialu”:) a jeszcze 3 maluchów w domu faktycznie w cudowny sposób zmusza do patrzenia na swiat, na najprostsze rzeczy, z…zachwytem… Ale przypomnien nigdy dosc – dziekuje:)

  76. Prawdziwe, ludzkie i takie ciepłe… o tym co nieubłagane, naturalne.
    Czytuje blog regularnie i podziwiam. Zawsze znajduje tutaj to „coś” co pozwala cieszyć się kolejnym dniem, tygodniem.
    Zdrówka dla całej rodzinki i pozytywnej myśli na cały rok.

  77. Tez tak mam. Nie potrafię się cieszyc tym co mam….niestety. I dostałam w końcu obuchem w głowę, los ze mnie zadrwił , a tak wogóle to temu wszystkiemu ja pomogłam i jestem temu winna. Im w życiu człowiek ma mniej tym więcej go cieszy…Bo co może cieszyć człowieka, który ma wszystko….Dom nie na kredyt, zdrowe dzieci, dobra praca to zbyt mało było….. teraz wiem że za dużo, za dużo szczęścia na raz….To się posypało i mam przysłowiową „kupę nieszczęścia”. Może to mnie w końcu nauczy radości z pierdół, rzeczy małych, których zupełnie nie zauważałam

  78. Zacytuję tu tylko słowa piosenki Marka Grechuty: Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
    Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy….
    Czy coś więcej jest ważne w życiu…? To co będzie jak nas nie będzie i tak już nas nie będzie dotyczyło…

  79. Ładnie napisane i zgadzam się co do meritum jak najbardziej, ale nie wyciągaj też pochopnych wniosków o ludziach po pozorach. Ludzie się różnią, chociażby ekstrawersją/introwersją, jedni się dzielą każdym przeżyciem ze wszystkimi, inni tłamszą uczucia i chowają je nawet przed bliskimi, a pomiędzy tymi dwiema skrajnościami jest cała masa przypadków pośrednich.
    Pierwsza kobieta, którą opisujesz, może mieć potrzebę dzielenia się z otoczeniem każdą byle frustracją, ale być ogólnie zadowolona z życia. Druga może mieć pogodne usposobienie lub stara się sprawić takie wrażenie, ale w głębi serca może cierpieć tak, jak sobie nawet nie wyobrażasz… Nie zawsze co na zewnątrz to w sercu.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  80. Julia , mam tak samo wściekam się o to , że piach pod butami , że blat umazany .. zamiast się cieszyć ,że jest ktoś, później refleksja i żal straszny , że znowu jędza jestem.

  81. ooo takiego poczytania mi dziś było trzeba 🙂
    uspokoiłam sie i zabieram sie na spokojnie za sprzątanie po mojej psinie która zjadła połowe ozdób z choinki tych pieknych, recznie robionych przez uzdolniona znajoma, obsypała połowe igieł świerkowych i sie w tym wyturlała…
    z usmiechem na twarzy mówie- NIE SZKODZI, wyłaczam kompa i lece po odkuracz jak tylko zasnie moja zabkujaca i przez to zła na cały swiat dziecinka

    asia z http://www.wkawiarence.l

  82. Julko bardzo lubię czytać Ciebie, uważam,że jesteś bardzo mądra kobietą wiele się od Ciebie uczę ale jeżeli faktycznie uważasz, że śmierć to koniec to szkoda mi Ciebie, przecież umiera tylko nasze ciało i to nie na zawsze a dusza takiej fajnej dziewczyny, która uczy inne jak żyć jak cieszyć się życiem i doceniać to co mamy , jak mądrze wychowywać dzieci nie umrze Julko, no jak możesz w to nie wierzyć????Julka modlę się za Ciebie o wiarę:)pozdrawiam serdecznie i czekam na wpisy

  83. Brak mi słów…Wszystko co napisałaś jest takie prawdziwe! A łzy napływają do oczu…kiedy moja mama odeszła, wiele rzeczy przestało mieć znaczenie.Nie warto żyć w biegu, liczy się każda chwila…

  84. Witam. Bardzo potrzebny był mi taki tekst do przeczytania i zastanowienia się nad sobą.
    Potrzebny mi jest wielki kop w cztery litery:) Pewnie, zawsze chciałoby się mieć więcej, pojechać gdzieś, coś zobaczyć, kupić sobie drogie buty. Ale czy szósta para butów da mi szczęście? Trzeba się cieszyć,tym że ma się co do gara włożyć, że jesteśmy zdrowi, stać na jakieś wakacje, mamy gdzie mieszkać, że mamy kochającą połowę i zdrowe, śliczne dziecko! Czy trzeba coś jeszcze więcej? A czas leci………..nieubłaganie szybko!
    Wpadam do Pani już od dłuższego czasu i niezmiennie zachwycam się, jak nie zdjęciem to tym co Pani pisze. Pozdrawiam serdecznie. M S-P

  85. Pieknie napisane i madre slowa, ja tez ciagle wszystkim sie przejmowalam ,wszystko mialo byc zrobione ,ale w tym roku doznalam olsnienia przed swietami ,kiedy zle sie czulam ,bylam zmeczona powiedzialam sobie dosc i odpuscilam wszystko .Po ponad 30 latach pierwszy raz mialam swieta dla siebie nic nie robilam ,okna nie umyte pomyslalam sobie zycie i zdrowie jest wazniejszy od wszystkich porzadkow ,Swieta przeszly i wcale nie byly gorsze od wczesniejszych , mysle ze nawet lepsze .

  86. Dziękuję Ci, do końca życia zapamiętam to zdanie:” cieszyć się ze wszystkiego jak głupek” – tak! tak trzeba żyć! a od dzisiaj w takich momentach, kiedy brudna podłoga jest końcem świata pomyślę o szarym kartonie.Pozdrawiam. Monika

  87. A drzewo zetną i za dwa pokolenia słuch po Tobie zaginie. Człowieczeństwo opiera się na potencjale kulturowym, pamięci o przodkach ich naukach. Grób to pomnik.

  88. jesteś niesamowita Julka…. Teraz mi uświadomiłaś co najważniejsze w życiu, bo po co ja się tak szarpię???? Najważniejsza jest Julka, moja Julka… Też niesamowita tak jak Ty i też brunetka…..

  89. Dziękuję za ten wpis. Tak bardzo w tej chwili potrzebny ! Bo właśnie zaczynałam się irytować swoją sytuacją życiową: kartonowe mieszkanie w kartonowym bloku na kartonowym osiedlu na końcu świata. Wszystkich dookoła słychać jakby się mieszkało w jednym a nie oddzielnym mieszkaniu. Nie dawno sąsiad zaczął walić w ścianę, bo mój synek strasznie płakał w nocy ! szok! Jak On tak może ?!!! Przecież nie robi tego specjalnie ! Przed chwilą sąsiadka wracała z dwójką dzieci do domu. Raban jak zawsze, ale przecież to dzieci. Teraz słyszę jak radośnie szaleją 🙂 i byłoby ok, ale MOJE dziecko ŚPI …
    I się wkurzyłam, że nie można normalnie funkcjonować, że trzeba się stąd wyprowadzić. Żeby dziecko mogło płakać, krzyczeć, skakać kiedy chce, żeby sąsiadka mogła coś miksować o 23.00, żeby sąsiad mógł swobodnie puścić bąka.
    I tu nagle ten wpis … analiza … wniosek …
    Trzeba żyć tu i teraz, cieszyć się z tego, co się ma, nawet z tego kartonu 😉 bo niektórzy nawet tego nie mają. Egoistyczne zapędy trzeba schować do kieszeni, twarz przyozdobić w uśmiech i widzieć w pierwszej kolejności te dobre strony 🙂
    Jeszcze raz dziękuję, było mi to bardzo potrzebne
    :*

  90. Witam :). Myślę podobnie, w znaczeniu, że nieraz gubimy mądre proporcje i przestajemy rozpoznawać, co tak naprawdę jest ważne, ponadczasowe. Jednak jedno w Twoim felietonie mi się nie podobało. Mianowicie ocenienie kobiety, która według Ciebie ma wszystko, a mimo to jest nieszczęśliwa. Może to rzeczywiście nieumiejętność docenienia tego, co ma… A może to coś innego: może brakuje tej kobiecie czegoś, co nie jest „wycieczką szkolną, rowerem górskim, szkołą średnią, nartami zimą, weekendami ze znajomymi. jakąś pracą, kinem, domem, zdrowymi dziećmi, pięknym nowym płotem i dziadkami do pomocy”? Może ten mąż wspomniany jednym słowem jest mało obecny? Może ta kobieta zagubiona? Może miała dzieciństwo pełne rzeczy, ale nie miłości i uwagi? Czy Ty to wiesz? Nie mamy prawa oceniać.
    Pozdrawiam :)!

  91. Witaj – przelałaś na papier myśli nie jednej z nas. Myślę, że jesteśmy jak bratnie dusze. Mi również czasami potrzebna jest chwila zatrzymania aby uchwycić to co najważniejsze.
    Każdy człowiek powinien czasami zwolnić tempo i docenić, docenić to co ma a nie ciągle gonić.
    Szkoda, że czasami otaczają nas osoby, które nie widzą, nie chcą docenić… i im nawet „kartonowe pudło” nie pomaga…

Skomentuj Agnieszka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.