Lacie

Otwierasz drzwi i jest taki… Poczekajcie. Idę wymierzyć, żeby było łatwiej zwizualizować tę tragifarsę. Dokładnie żeby było, bez literackich fałszerstw i koloryzacji.
69 na 54 centymetry. Taki skrawek, nie? Że otwierasz drzwi i możesz tam wejść i w tym oto miejscu ściągnąć buty, żeby nie wyjść poza chodnik i nie nawalić błotem na podłogę. Bo mnie to doprowadza do szału i durś na tym korytarzu odkurzam. Bo mi się ten piach nosi potem do łazienki i na pokój..
A piach na stopach w domu, to już wiadomo – krok od stanu najwyższej nerwicy i depresji.
I w tym miejscu sześćdziesiąt dziewięć na pięćdziesiąt cztery, się jeszcze szafka mieści – pięćdziesiąt cztery na dwajścia (!) jeden. Szafka na buty. Zajęta do cna. Butami w których nikt nie chodzi.
I w tej oto pojemnej hali, człowiek musi się tak ustawić, żeby podnieść łokieć i jakoś wrzucić klucze do pojemnika na klucze. Znaczy, tylko ja je tam wrzucam, bo lubię mieć w życiu spokój i dbam o jego budowanie. Bo żaden inny domownik ich tam nie kładzie. Bo każdy (czyt. mąż) zostawia wszędzie indziej a potem (czytaj: trzy razy dziennie) jest mada fak szloch i zgrzytanie zębami graniczące z omdleniem pt „gdzie są moje klucze?” i że na pewno się zgubiły tak, że za małą chwilę Ktoś nam to auto spod wiaty podprowadzi… No moje wiem gdzie są, a innych..? Na pewno nie w szafce na klucze.
Ja tego pojąć nie potrafię. Jak nie można se odłożyć tych kluczy w jedno miejsce, ino roznosić?
I powróciwszy… W tym kawałeczku małym musisz: się łobrócić, najczęściej jeszcze z dwójką dzieci, ściągnąć kurtki, czapki, szaliki i buty. Nie tylko sobie. Całej gromadzie, która widząc Matkę staje się na ten tychmiast niewładna. Ręce wiszą jakby ich nie było i te twarze tak do góry skierowane z długim „Maaaamaaaa ściągnij…” I ja ściągam oczywiście, bo mi też ściągali i nie przeszkodziło to w jako takim ogarnięciu się we wszechświecie.. Jakoś se zasznuruję i autem z podwórza wyjade.
I co dalej następuje… Musisz się tak tam ogarnąć, żeby kolejny wchodzący mógł się w tym małym zakątku zmieścić i rozebrać. Czyli zbierasz ze sobą wszystko, a przede wszystkim buty i układasz w dalej stojących szafkach na buty…
Ale nasz Pan domu, ojciec dzieci mych, konkubent mój ulubiony i ukochany zostawia tam butów par chyba ze sto. Odnoszę wrażenie, że ma Ich więcej niż Jacykow, Szpak i nowy mąż Dżoany Krupy razem wzięci. To są crocsy, adidasy, buty na dwór, buty do piwnicy… I najwięcej jest tych butów do piwnicy. Z trocinami, rozklapanych, zasznurowanych jednako od roku 1987, z wrażeniem, że podeszwa jest tylko złudzeniem. Tych butów jest nie wiadomo z jakich przyczyn prawie milion, bo za każdym razem schodzi do piwnicy przez kuchnię na boso, tam coś wdziewa i wraca dworem zostawiając je w tej hali zwanej przedsionkiem, o rozmiarach zupełnie nie dostosowanych do tej zasobnej garderoby mojego męża.
Czasami sobie myślę, że winny temu architekt. A że naszym architektem był nasz sąsiad ulubiony, to jak Mu kiedyś tymi butami ciepnę przez te dwa ogrodzenia, to serio chłopina poczuje moją dotkliwą i nieustającą rozpacz.
Ale też skąd biedny mógł wiedzieć, że rzeczony, ten o którym tu mowa taki będzie w obuwie zaopatrzony, skoro potrafi przez dwa lata w jednej parze spodni chodzić.. No na elegancika nie wyglądał jak dom zamawiał..
A tu masz, samych butów do piwnicy cały przekrój kolorystyczny.
Raz jeden powróciwszy z przedszkola. Z dziećmi sztuk dwa. Z siatami z lidla i biedronki oraz mięsnego na rogu i tych siat sztuk 7 albo 17. Trudno określić, bo zawsze ważą tonę. I zawsze wtedy dzieci idące przed Tobą, gdy Ty z tymi siatami, zwalniają i przystają bo tyle spraw pilnych. „Ło dzieci, idźcie no szybciej bo mi ręce wyrwie!” I tak je próbuje ominąć idąc z tego auta.
Wchodzę wtedy w ten przedsionek nasz.
Ja, siaty, dzieci, kurtki, czapki, plecaki, klucze, kalosze i ta szafka z butami, nikt nie pamięta jakimi..
Ach!! Przecież ja widzę Wasze komentarze teraz. Jak je widzę!!!! 
– Jakbyś se tę szafkę posprzątała, to byś miała miejsce na buty i nie jęczała tu o nic! 
A to se zobacz, czy ty masz tam tak wszystko sprzątnięte, co by się wydawało, że takie proste..
No jakby było proste, to by było posprzątane..
Widocznie proste nie jest, albo może nie odpowiednia robota na tę chwilę właśnie. O!
I co tam jest? Ustawionych butów naszego modnisia (rozklapanych laci) par jak zwykle milionów ze sto.
Panie, w Zalando tyle nie mieli w ofercie od powstania platformy.
Ja te buty serio przez lata zbieram, układam, roznoszę we właściwe miejsca, żeby mógł wchodząc ponownie dołożyć kolejne..
Ale tak żem się wtedy wściekła, że rozchyliłam szerzej drzwi i zaczęłam je wypierdalać na dwór.
Ten zamach ręki był niezwykle istotny, na tyle duży by poczuć satysfakcję z wyrzucania, a na tyle nie maksymalny, żeby za płot nie wyleciały.
Wydupiałam je i przy każdym krzyczałam „oł jeah!!”Robiąc taneczny obrót by wziąć kolejny lać.
Bałam się, że podczas lotu mogą zmienić swoją konsystencję ze stałej na wielocząsteczkową.
I wtedy na królewskim miejscu postawiłam swoje. Świeżo wyprane białe adidaski.
Jak ten mój wielobutny parner wrócił do domu, to już ciemniało.
Dołożył kolejną parę w jakiej wrócił z crossfitu i obok położył torbę crossfitową!!
W tej przestrzeni 69 x 54. Pamiętacie?
Ta torba mnie do trumny wpędzi jak bum cyk cyk.
Na tablicy nagrobnej będzie – Leży zmarła od torby. A na wieńcu – Zżyta grupa crossfiotwa z godziny 17-ej wyraża głębokie współczucie pozostałemu na ziemskim padole koledze.
Co też dalej…?
Kiedy pojaśniało, wyszykowałam grupę szkolno – przedszkolną o wzroście do metr dwadzieścia osiem, która zamieszkuje nasz dom. W korytarzyku na szybko poczesałam Im kity, nałożyłam czapki, po całusku i pa pa. 
Otwarli drzwi a tam w rosie, mgle i przymrozku oraz szronie leżą ONI.
Różnie. Do dołu licem. Bokiem. Rozsznurowani i zwarci ciaśniej.
Jedni daleko od siebie, inni zbliżeni.
Stoją dzieci i patrzą, na tę patologię wręcz by można wysnuć z owych opowieści..
No bo Kto normalny wyrzuca mężowi buty przez próg?
I wychodzi ON. Patrzy i mówi..
– Tak mi tu to Puszku na śnieg brzydko wyrzuciłaś? Tak mi tu? Tak O? 
Potem daje mi całusa i jadą do placówek edukacyjnych, wcześniej idąc rozchichotani do auta…

I jak mi Ktoś opowiada, że mąż zapomniał kwiatów dać z tej czy innej okazji, że nie zrobił niespodzianki wyjazdowej czy kolacji nastrojowej, że on taki niedomyślny, nie romantyczny i nie taki i sraki… to ja sobie myślę… Obyś nigdy mi mój Kochany nie robił tych kolacji i niespodzianek wyjazdowych, obyś zapominał o kwiatach na ważne rocznice i o sercach na walentynki, ale żebyś zawsze dawał mi ten błogi spokój w jakim dzięki Tobie mogę żyć. Bo to jest najpiękniejsze co możesz mi dać i coś, czego dziś ludzie mają tak niewiele…

A te stare piwnicowo – garażowe lacie, obyś mi tu układał jak najdłużej. W rządku. Wychodząc poza długość sześćdziesiąt dziewięć centymetrów i zahaczając o salon. Do późnej wspólnej starości. Oby się udało.

34 odpowiedzi na “Lacie”

  1. Umarłam ze śmiechu ,
    Juluś u mnie 3 osoby, każda ma swoją szafkę na buty
    na korytarzu szafa na buty plus miejsce na „dzienne buty” czyli na takie co dzisiaj,
    a i tak stoją na środku !!! I gdybym nie układała i nie sprzątała to stało by ich tam z 30 par !!!
    Łączę się z Tobą 🙂

  2. torby z zakupami,torebka, zgrzewka wody, dzieci, i to wszystko my kobiety damy radę nosic, dziwignąc. Fajna historia i podejrzewam,ze znana z każdego domu. tylko nie kazda ma tak cierpilwego męza. pozdrawiam z lubuskiego, u nas dzisiaj rano był piekny szron.

  3. Ale przyznaj bałaś się trochę jak zareaguje? 😂 Bardzo obrazowo oddałaś wszystkim nam znaną frustrację i wkurw. Ubaw po pachy i wzruszenie po łzy 😢 tym zakończeniem pięknym. To nie do wiary, że tak powiedział. Mnie też rozbroiłby zupełnie. Każdy facet powinien umiec powiedzieć sobie w duchu, w takich chwilach: tylko spokój nas uratuje. Taki facet co daje się sprowokować wkurwem żony, kłóci się i przekomarza to nie facet dorosły. Każdemu czasem nerwy mogą puścić, ale właśnie w takich chwilach facetowi nie powinny. Brawo Adam! Nie dziwi, że to Twój bohater. Jesteście obłędni z tym swoim dystansem do siebie i świata. Jak Was nie kochać 💕

  4. O jak ja Cię rozumiem! Jak ja dobrze wiem, o czym ty piszesz! Jak ja czuję ten ciężar siedemnastu siat w rękach, gdy dwoje moich dzieci pełznie jak ślimaki z auta do domu odległość czterech kroków. I jeszcze po drodze trzeba palec w dziurę na ścianie wetknąć, brata popchnąć i na moje „Idźta szybciej bo nie doniosę!!!!!” zdziwionym wzrokiem popatrzeć. Jak ja znam to miejsce… Tyle, że u mnie jest tak, że dom z garażem łączy pomieszczenie gospodarcze… Jakieś dwa na dwa. I tam mamy buty wszelakie. I tam mamy szafki, regały, półki i srółki na te lacie. I tam nawet wstawiłam pufa, co by można wygodnie przycupnąć i te buty założyć. Błąd był mój, bo dzieci sztuk dwie a puf jeden i zawsze wojna: który zdąży pierwszy usiąść, który którego zepchnął przezywając przy okazji szpetnie drugiego i dzień mu psując na amen i dokumentnie. Ale to jest dopiero przedsionek mordoru. Bo otwierając drzwi do garażu przed sobą mam jeden stopień. Jeden pierdzielony stopień wielkości metr na trzydzieści centymetrów. I na tym metr na trzydzieści zawsze, ale to ZAWSZE leżą buty, lacie, kapcie, kalosze, trampki i inne mordozbije. Tak leżą, że stopy nie postawisz! Ja nie wiem, ale u mnie na bank mieszka jeszcze ktoś, kogo do tej pory nie miałam okazji poznać, bo przecież na nas czterech aż tyle butów nie może przypadać!! Nosz cholera jasna! Jak ja się kiedyś nie wnerwiłam, jak nie postawiłam tych siat przez te drzwi, jak się nie zamachnęłam, jak nie zaczęłam wyrzucać tych buciorów przez drzwi garażowe (frunęły daleko, niektóre skubane osiągały niezłą siłę odśrodkową bo kręcąc się jak dobry spinner lądowały dopiero przed furtką), jak nie klęłam przy tym wściekle i z satysfakcją, jak mi z tego machania aż czapka na oczy nie opadła a szalik aż pod nos podjechał… A jak już było po wszystkim, to dzieci moje z pełnym rozbawieniem stwierdziły: „A wiesz, że swoje też wywaliłaś?”. NOSZ…

  5. Ojoj cudownie opisane,te ilości butów, siatki że zakupami (też wolę za jednym razem wszystkie przenieść aż ręce opadają niż iść kilka razy do auta) ja też mam mały korytarzyk i mnóstwo butów nie moich naustawiane 🙂 przypomniało mi się, jak to mój mąż miał kiedyś zawieźć do babci wytlaczanki od jajek, które dla niej pieczołowicie zbierałam, przypominałam mu kilka dni że rzędu żeby je ze sobą zabrał, aż pewnego dnia postawiłam te wytlaczanki na jego butach żeby nie zapomniał jak będzie wychodził jakież było moje zdziwienie gdy okazało się że po jego wyjściu z domu dalej te wytlaczanki na jego butach stoją , nie widział butów swoich to założył inne i pojechał 😉 Julia a spokój i opanowanie Twojego Adama to na medal jest:)

  6. o matko z córką ! to o to samo wczoraj (dosłownie wczoraj) piane biłam w moim domu.
    złościłam się niemiłosiernie, klęłam pod nosem a czasami nawet na głos.
    Nikt z domowników zrozumieć mnie nie chciał, nie chciał pocieszyć ani mi współczuć jak te xxxx par butów w tym wiatrołapie ustawiałam po raz 1000 w tym dniu.
    A gwoździem do trumny był kot – nawet nie mój, bo on chyba niczyj jest ale ja dokarmiam więc tak jakby się pod domem naszym zadomowił – no i ten kot wlazł po cichu do tego zawalonego buciorami wiatrołapu i w tym bałaganie się usadowił i spał ile wlezie.
    I tak słodziutko wyglądał!

  7. Oplułam monitor, posmarkalam się i popłakałam ze śmiechu, a wszystko to w biurze w pracy.. Aż wyjść musiałam się uspokoić, bo już na mnie dziwnie patrzyli, jak próbując się powstrzymać chrumkałam pod nosem:) Daaawno oj dawno nie czytałam czegoś równie cudownego. Ja te buciki na tym śniegu to widzę normalnie i minę sobie męża Twojego wyobrażam jak je zobaczył:) .. pozdrawiam Was serdecznie!!

  8. Juliś, przyjedź do mnie – niedaleko przecież, jakbyś pierdolnęła z trzeciego piętra to jeszcze by człowiek herbaty mógł się napić i ze spokojem obserwować jak leciiiiiiii…
    A jest czym rzucać…. także… wal śmiało!!!

  9. Położyłam się, bo się obudziłam o 3 w nocy i zasnąć nie mogłam. Dzieci w pokojach się bawią, wiec mówie sobie, że odeśpię choć 15 min. Ale patrze w tel, jest post od Julki, to koniecznie przed drzemką przeczytam😉 No i tak sie uśmiałam, że znowu nie zasne. Dobre to było, oj dobre😁😁 Pozdrowienia

  10. „A piach na stopach w domu, to już wiadomo – krok od stanu najwyższej nerwicy i depresji” hahahaaa :))) myślałam ze tylko ja tak mam :))) u nas maz moj ma tyle par ze nie sposób zliczyć, na pewno więcej niż ja plus dzieci razem wzięte i większość z nich musi oczywiście stać na wierzchu bo jak tylko schowam do szafki na buty to juz ich nie odnajdzie za chiny! tez mu kiedyś wszystkie na środek wypierdzieliłam ( niektóre pamiętają czasy kawalerskie a my juz razem lat 14…choć po ślubie 4) i mowie wybieraj to co zostaje a co wyrzut… na wyrzut nie poszło nic :)))

  11. Dżizas coś jak u mnie, tylko w roli głównej torba, a raczej torba i plecak oraz właściciel czternastoletni „Pan piłkarz”
    i kur… a moje ulubione słowo ZARAZ, a przy kolejnej próbie, że nie zaraz tylko teraz- drugie SPOKOJNIE. Mam ochotę wtedy podgryźć tętnicę

  12. Dawno temu, jeszcze na początku znajomości z obecnym mężem ;-), pomieszkiwaliśmy w Lublinie. Pewnego wiosennego dnia spacerowaliśmy sobie jakąś uliczką, i ja szukałam portfela w takiej przepastnej torbie (nie wiedzieć dlaczego ciągle noszę wielkie torby, mimo, ze niczego nie umiem w nich znaleźć). Grzebałam w tej torbie jak głupia, ciepałam inwektywami na prawo i lewo, zdążyłam rozczochrać się ze złości i wywalić zawartość komuś na parapet, po czym on wziął tę cholerną torbę, spokojnie odnalazł cholerny portfel, włożył z powrotem całą resztę, przytulił rozczochrańca i pocałował. I ja już wiedziałam. Bo żaden wcześniejszy tak nie zrobił. Bo wcześniej były kwiaty i niespodzianki, owszem, ale jak furia, to obustronna, i po każdej takiej akcji czułam się jak ostatni pajac. Dokładnie miesiąc temu świętowaliśmy 11 rocznicę ślubu – z piwem, przed serialem netflixa, było cudownie 😀
    Uściski!!

  13. No z tymi butami, to zawsze problem 😁 Mój mąż twierdzi, że klapek mam chyba z 1000 par (no wiadomo- jedne na dwór, drugie do domu, następne na plażę itp. Itd; ale zaczęłam liczyć jego i okazało się, że mało lepszy jest 😉).
    A spokój ważna rzecz, jak nie najważniejsza… 😉 mnie niestety brakuje tej cechy, ale druga połowa trochę bardziej w nią wyposażona, także jakoś dajemy radę 😉

    😚

  14. Siedzę w domu, właśnie po wyrwaniu zęba, więc humor nie najlepszy niestety. A tu patrzę i jest nowy wpis u Ciebie. Poprawiłaś mi humor i ulżyło mi że to nie tylko ja mam tak… Mój, bądź co bądź, cudowny M. ma syndrom zostawiania butów(i nie tylko) na środku. No bo się spieszył jak do pracy wychodził, no bo sprzątnie później… No to mu kiedyś zostawiłam ładnie, precyzyjni na środku. Zaraz jak wszedł to w nie wlazł i baaardzo był zdziwiony cóż one tam robią…. Ale też go bardzo kocham. I cudownie, że Twój tak pięknie reaguje… i tak bardzo się darzycie tą miłością!

  15. Poprę entuzjazm poprzedniczek dla trafności Twoich spostrzeżeń obuwniczo-obyczajowych. A jeszcze większy wyrażę w związku z tym, że piszesz świetnie i w klimacie refleksyjnym, i na wesoło. Ekhm, to może niepotrzebnie wysłałam Ci link do strony z kowbojkami (ale nie wiem, czy doszedł, bo mail wracał). No, ale w końcu to On ma za dużo butów, nie Ty:-).

  16. Woła mnie, puć na kawa. Biorę szklankę, zwykłą brązową z uchem bo tylko w takich lubi kawę, chcę sięgnąć po kurtkę a na wieszaku- moja fioletowa sportowa, płaszcz na teraz, płaszczyk na ciepły październik, jakaś przerzutka, bluza. Już uśmiecham się pod nosem bo wiem że w sieni stać będą, botki, adidasy, trampki. Gdyby mąż mój jedyny na co także mam nadzieję dośmiertną wyrzucił to wszystko miedzy te nasze piękne róże powstałby kolorowy kolaż.

  17. aaaaa przecież to opis naszego przedpokoju… nic dodać nic ująć, choć wcale się nie znamy. Ja jedynie bywam u Ciebie wirtualnie; czasem to takie oczyszczające przeczytać, że to nie tylko mnie denerwuje 😀

  18. Wszystkim przyjaciółkom od razu Twego posta rozsyłam, żeby się pośmiały razem ze mną. I żeby im się mrok wewnętrzny i życiowy rozjaśnił. Piękna byłaby z tej historii krotochwila na scenie wystawiona! Z tymi butami to coś niemożliwego po prostu. U nas też rozłażą się po całym przedpokoju. A potem zbieraj to błoto i ten piach… Wrrr!

  19. A ja się tak wzruszyłam końcówką, że płaczę jak bóbr, a dopiero co ryczałam ze śmiechu 🙂 I wiesz, ten piasek na stopach to zaczęłam traktować jak peeling, i już mi nie przeszkadza 😉 Dziękuję Ci. Zuza

  20. Oj warto było wziasc ten telefon do łóżka i kliknąć czy Julia Rozumek coś napisała ,warto było .Rzucałam tymi butami z Tobą ! A tez takie pytanie mi się nasunęło kto zbierał? Bo historia tak jakby niekompletna :p.Julia my od roku prawie mieszkamy w domu ,dawniej był blok i mieszkanie.I teraz tak wejścia do domu mam dwa .Jedno normalne drugie tarasem, dalej wszyscy boso ,a buty na tarasie zostawiają ,mąż to taki ekstrim ,że tydzień temu nadepnoł nocą jeża vosa stopa .Dzisiaj patrzę co on robi a on boso pali przed domem w skarpetkach ubiera buty i mi tymi drzwiami tarasowgmi włazi na wpół do kuchni na wpół do salonu .Czujesz to ?Sodoma Gomora Meksyk Rumunia

  21. Julka, to się nazywa „zrobić komuś dzień” 🙂 Myślałam ze tylko ja będę miała na grobie napis „leży zmarła od torby” i wieniec od zżytej grupy crossfitowej z godziny 7-ej rano 🙂 jak byś żyła w moim domu i opisywała moje życie … niesamowite i wspaniałe 🙂

  22. No dobra Puszku, ale ja jestem ciekawa jaki nikt, kto te lacie z tego szronu i rosy wyzbierał koniec końców, czy Ty czy rzeczony Konkubent 🙂 a swoja drogą mnie też wisi czy ja te kwiaty na rocznice dostanę/ wczoraj właśnie trzydziestą mieliśmy 🙂 i dostałam rogala świętomarcińskiego bo on wie że ja lubię, a ja mu w zamian przypaliłam gryczaną kaszę na obiad 🙂 /, bo po stokroć bardziej sobie cenię, że on znosi moje wady, i nosa nie wsadza w moje sprawy za bardzo, toleruje humory, nie czepia się bzdetów i ma to nawzajem w pakiecie i dobrze nam z tym, jest jak jest raz bajka raz nie bajka, jak to w życiu, ale jest tyle wzajemnej swobody i zaufania by nie oszaleć jak trudy nadchodzą.

  23. ja wciąż w domu w godzinach nocnych naiwjam: 'ciszej mówmy, bo dzieci się obudzą’, a gdy przeczytałam co przeczytałam u Ciebie, śmiech szalonej wariatki opanował mnie do prawie ostatniej kropki, bo przy ostatniej kropce, to łzy głębokiego wzruszenia pięknie mnie dotknęły.
    Dzięki!

  24. Właśnie… nie ma miłości są dowody miłości(gdzieś wyczytane)…takie naznaczone codziennością. Też doceniam i w swoim życiu wiem, nie po kwiatkach i prezentach ale po niuansach, że to miłość. Super tekst!

  25. O właśnie, ten spokój i stabilność. To jest bardzo ważne…
    Mi brakuje właśnie tego. Mój luby niestety lubi się gniewać i łapie się na tym, że czasem to już podświadomie zastanawiam się nad jego reakcją.
    Trochę mnie to męczy i wprowadza takie podskórne napięcie.
    Chociaż ja święta też nie jestem.. tak że może nie ma co narzekać bo ogólnie dobra chłopina 🙂

  26. Julko dodam swoje. Mój regularnie u wejścia, na progu, zostawia wytłaczankę jajek… już nawet nie reaguję na pytający wzrok listonosza, bo choćbym umarła nie sprzątnę tych jajek po nim… i kiedyś wchodząc do domu objuczona torbami jak wół no kuźwa w te jajka wlazłam… był siwy dym… jak u Ciebie z butami…

Skomentuj Zuza Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.