nic nie jest takie jakim się wydaje – listy od czytelników

„Cześć Julio,

Piszę do Ciebie bo wiem, że Ty tak dobrze sobie układasz ten swój świat i nie zamartwiasz się na zaś. 
Ja zaś myślę ostatnio, że nie sprawdzam się jako mama. Mój syn ma rok i 8 miesięcy , chodzi do żłobka ja do pracy i niestety często choruje. 
A ja chwilami nie daje rade z tym jego chorowaniem, płaczem, ten płacz potem siedzi mi w głowie. 
I przecież mam pomoc od rodziców, teściów , niektórzy muszą zmagać się z tym sami, 
a i tak zdarza mi się na niego krzyczeć, albo zatęsknić do czasów przed dzieckiem.
 Może za bardzo rozpuścił mnie ten świat , przed były kina, teatry, podróże teraz też się zdarza , ale już o wiele, wiele rzadziej.
Wiem , że dzieci szybko rosną, i nim się obejrzę to on nie będzie chciał z nami spędzać czasu  i wiem że nie ja jedyna jestem w takiej sytuacji, ale w takie dni jak dziś już od rana mam ochotę na wagary…
P.S skoro nie radze sobie z jednym, to jak bym sobie radziła z dwójką a chciałabym by Borys miał rodzeństwo…

pozdrawiam”

 

Hej Marleno,

Piszesz do mnie bo wiesz…
Zaskoczę Cię..
Zamartwiam się na zaś.. ale od początku.
Kiedy miałam może 5 lat zaczęły mi się tiki na tle nerwowym. 
Moja Mama jeździła ze mną po lekarzach. Różnych. Do dziś pamiętam niektóre z gabinetów.
Bo jak to? Dom, rodzice, siostra.. Wszystko całkowicie normalne, dobre, ciepłe i pełne miłości.
Żadnej traumy w dzieciństwie, żadnego strachu czy lęku. Nic.. a tiki rosły, zmieniały swą postać, nie dawały spać czy normalnie funkcjonować..
minęły gdy miałam może 12 lat. jednak charakter pełen wątpliwości, strachu, obaw wciąż był.
zawsze musiałam mieć wszystko zaplanowane, przewidzieć wszystko co nadejdzie, z obawy przed tym co nieznane i konsekwencjami.
w dorosłym wieku, może 7 lat temu powróciło, w dość stresującym momencie mojego życia.
tak to już jest z tą chorobą, że gaśnie na nastoletnie lata.
wróciła z taką siłą, że czasami mam ochotę wieczorami oderwać sobie głowę. nikt oprócz najbliższych o tym nie wie (do teraz).
przychodzi z takim natężeniem, że mąż zabiera dzieci na spacery, a ja w całkowitej ciszy leżę i czytam – tylko wtedy potrafię się z tego wyłączyć. najgorzej jest mówić, wtedy się pogłębia, a ja gadam nieustannie.
najgorszy jest harmider, zamieszanie, rozmowy, dźwięki. Często wtedy nie spotykam się z ludźmi bo nie mam na to sił, umęczę się a potem powraca z podwójnym uderzeniem.
przychodzi pod rożnymi postaciami. czasami mija, tak jak teraz na kilka miesięcy.
ale lęk nie opuszcza nigdy. gdy jestem bardziej przemęczona, niewyspana, mam dużo na głowie to się pogłębia.
fachowo to nerwica lękowa. ciągły strach i obawy. irytacja. 
piszę to wszystko, tak naprawdę odkrywam się ze swojej choroby, by powiedzieć coś bardzo ważnego.
nigdy nic nie jest takim jakie się wydaje być.
oglądam zdjęcia na instagramie, wszystko jest idealnie skadrowane, piękne, uśmiechnięte. ze wszystkich profili u ludzi biją cudnie ubrane dzieci, kobiety wymalowane, mężczyzna idealnie pasujący trampkami do stylizacji swojej żony.
i Broń Boże nie śmie twierdzić, że tak nie jest, bo sama nigdy nie ustawiam nic pod zdjęcia na tej aplikacji, ale wiem, doskonale wiem, że każdy człowiek na tym świecie się z czymś boryka.
Nawet jeśli tego nie pokazuje, nie mówi o tym, a może sam nie zdaje sobie z tego sprawy.
Tak wygląda świat, że każdy z nas coś tam na tych plecach niesie. 
Idealnego świata nie ma. Ani życia idealnego, ani ludzi. 
Jak myślisz, czy ja jestem tą, która radzi sobie idealnie z macierzyństwem?
Nie… Brakuje mi jakże często cierpliwości, szukam możliwości by wyjść z domu i odpocząć od tego macierzyństwa.
Prawie codziennie jak zasypiają obiecuję sobie, że jutro będę lepszą Mamą. Jutro więcej z Nimi się pobawię, więcej pokoloruję i poskacze..
Czasami rozmawiam z Mamami, które są postrzegane przez społeczeństwo jako ideał i wzór, a One czasami mówią do mnie przez telefon.. „wiesz, jak teraz wyjechali na wakacje, no wstyd się przyznawać ale mogliby jeszcze z miesiąc tam posiedzieć, po co już wracają”..
i wiesz co Marlena? uważam że to jest normalne! całkiem normalne!
powinnaś się zacząć zastanawiać co jest z Tobą nie tak gdy te myśli znikną.
Poświęcanie się całkowite dziecku, a co za tym idzie brak wyrzutów sumienia będzie miało kiedyś koszmarne skutki, bo po pierwsze uzależnisz od siebie dziecko (czy Ktoś w naszym dzieciństwie skupiał całą uwagę na nas?bo ja miałam najlepszych rodziców na świecie a byli zajęci najczęściej pracą. dzieci bawiły się z dziećmi albo same), a po drugie minie Ci Twoje życie.. dziecko z domu wyfrunie a Ty zostaniesz sama z rozpaczą..
W tym życiu chodzi o to, że trzeba być świadomym, jesteśmy tylko ludźmi i jak dajemy dużo z siebie to często brak nam sił i cierpliwości. 
A jak mawia mój Tato, nie ma siły niszczycielskiej większej niż dzieci.
Istnieje teraz kult wznoszenia dziecka na piedestał. Kult macierzyństwa przede wszystkim.
Do tego dochodzą media w których każdy może wykreować swoje życie jak chce..
Często powtarzam bliskim, że czytelnicy wywierają na mnie czasami presję takiej idealnej dziewczyny, mamy, żony..
a ja taka nie jestem..
drę czasami japę od rana na wszystko i na wszystkich. kłócę się, dochodzę, mówię prosto z mostu..
potem oczywiście swoje odchoruję, bo każde to słowo potem odżałuję razy milion. przepraszam potem wszystkich dookoła. płaczę w poduszkę, że jestem beznadziejna, że siebie już nie lubię.
Jestem zwykłą dziewczyną. Zwykłą Mamą.
Wszyscy teraz od siebie oczekują bo pasuje, bo trzeba, bo nie wypada przecież czasami nie lubić swojego zagonionego macierzyństwa.
A kiedyś, gdy nie było internetu, masy mediów, to kobicina wyszła na podwórko, jaja od kur z dziećmi pozbierała, Ktoś w krowim placku się umazał, pod studnią Mama omyła, czasami ścierką kuchenną po dupach wlała jak coś zbrysili (choć bardziej udawała niż wlała) i czy Ona się tam zamartwiała brakiem swojego idealizmu.. instynktownie wychowywała i na słabość sobie pozwalała.
Pozwól sobie na tą słabość. Bo inaczej się udusisz we własnych wyrzutach sumienia.
Życie może być piękne wtedy, gdy ma każdą barwę.. nie da się utworzyć tęczy wyciągając z niej zielony czy żółty..
Chodzi tylko o to by w tych pojedyńczych kolorach nie pozostawać zbyt długo..
Każdego z nich trzeba dotknąć, oswoić się z nim, poznać, zaakceptować.
Idealnych mam nie ma. 
Czasami słyszę jak Ktoś dużo opowiada ale potem życie to weryfikuje i widzi się coś innego.
Często też słyszę od kobiet jakie są beznadziejne dla dzieci, dla męża, a obserwując z boku widzę jakie są wspaniałe – tylko One akurat są z tych, które sobie umniejszają.
przykładaj swoją miarę. 
czasami są Mamy które mówią o tym jakie macierzyństwo jest piękne, jak Ona sobie z tym świetnie radzi..
a Ty wtedy myślisz, Boziu, jaka ja jestem beznadziejna.. u mnie nie jest tak kolorowo..
tylko możesz nie wiedzieć tego, że Ona najzwyczajniej na świecie wymaga od siebie o wiele mniej. 
Robi połowę mniej od Ciebie, daje połowę mniej ciepła, cierpliwości i zainteresowania..
Tylko wymagania wobec siebie macie różne..
a z rodzeństwem jest o wiele łatwiej.. razem się bawią, śmieją, coś wymyślają.. oczywiście po tym kiedy już się pogryzą wystarczająco.
i idź dziś na wagary. Jak mąż wróci do domu idź na wagary i w nosie to miej. 
Jak myślisz, jakie małżeństwa są na dłuższą metę szczęśliwsze? te które spędzają ze sobą 24 godziny na dobę czy te które mają zbiór wspólny ale także osobne? wtedy ludzie są dla siebie przez całe życie ciekawi, pociągający..
pozwól sobie i swojemu dziecku mieć osobny zbiór..
siedziałam ostatnio z moim Tatą przy stole. na stole leżała moja książka.
mówiłam o tym jak się umęczę z tym swoim charakterem, z tym przeżywaniem, nerwicą, tikami…
a On odpowiedział.. wiesz Juliś, gdyby nie to, to byłabyś innym człowiekiem i nigdy wtedy nie napisałabyś tego wszystkiego..
to są wszystko głupoty… brak cierpliwości, takie tam tiki… to są wszystko głupoty..
nic nieznaczące głupoty gdy tylko nauczymy się ze sobą takim żyć.
trzeba siebie polubić, pogodzić się ze swoimi niedoskonałościami.
bo nikt z nas doskonały nie jest… i każdy niesie na swoich barkach coś z czym się męczy i trapi..
takie życie..
   …. może być piękne.
ściskam

j.

70 odpowiedzi na “nic nie jest takie jakim się wydaje – listy od czytelników”

  1. Miałam takie doświadczenie na tej swojej drodze, że musiałam usiąść na środku i czekać aż kilkanaście osób, patrząc prosto w oczy powie, co widzi we mnie wartościowego a nad czym mogłabym pracować. Pięć dni wiedziałam, że ostatni dzień to będzie ”lincz” strach był obezwładniający zaczynał się w dłoniach, a kończył kłębkiem w brzuchu.
    Czas zawisnął, zrobiło się duszno, choć był listopad. Czekałam na słowa jak na pociski, bojąc się ich mocy, bojąc się że mnie poranią a może zmiażdżą. Nie było tam mojego męża za którym mogłabym się schować, nie było dzieci których sam widok dodał by mi otuchy.
    I zaczęło się padły słowa, zdania, układały się w melodię, w piosenkę o mnie, i to była przyjemna nuta, taka dzika nieokiełznana pełna energii ale i ciepła
    Oni mnie widzieli o miliardy lepiej, niż ja siebie.
    Codziennie zmagam się z wieloma strachami, codziennie próbuję czuć się z sobą dobrze, lepiej, bo wiem że to jedyna droga do bycia dobrym, lepszym dla nich.

    1. Julio jak Ty mi pomogłaś tym wpisem, trafiłam na niego przypadkiem szukając informacji o tikach u dzieci. U mojej 7 letniej córki pojawiły się kilka miesięcy temu, ostatnio bardzo się nasilają a ja nie mogę już spać ani jeść z tego stresu. Zła jestem na siebie bo córka wyczuwa mój niepokój i smutek. Nie mogę sobie poradzić z zaakceptowaniem tej sytuacji. Ale po przeczytaniu tego wpisu, że Ty też tego doświadczasz, że z tikami da się żyć, że masz taką piękną artystyczną duszę, myślę sobie, że moja córka też da rade.) Moja córka chce być malarką, jest bardzo wrażliwą dziewczynka i muszę zrobić wszystko, żeby jej pomóc. Tylko jak radzić sobie z tym ciągłym lękiem o nią?

      1. Aguś, przede wszystkim pierwsze, najważniejsze, to Ty musisz osiągnąć spokój. Choćbyś zdobyła złote góry dla niej to nie będzie jej lepiej jeśli ty się nie uspokoisz. I nie udawanym spokojem a prawdziwym.
        Po pierwsze, tiki w wieku dziecięcym nie przesądzają, że będzie sie je miało zawsze. Mogą nastąpić i minąć.Nigdy nie wrócić.
        Ale tiki mówią już ( w większości przypadków o zaburzeniach nerwicowych vel lękowych). Z tym da się żyć. Nie jest łatwo ale się da. Myślę że bez nogi też łatwo nie jest. Nie jest łatwo z mężem alkoholikiem, z brakiem pieniędzy na prąd czy diagnozą raka. Czyli każdy coś ma. I teraz w zależności co się ma, to się bierze ten problem na klatę i szuka rozwiązania.
        Moja Mama w dzieciństwie chodziła ze mną po wielu lekarzach. Ja miałam nawet ataki paniki jako dziecko malutkie już.
        Moja Mama wiedziąc, że jestem wrażliwa robiła wszystko abym jak najmniej się musiała martwić a tiki jak podpowiadała jej intuicja i jeden z lekarzy – nie wyolbrzymiać sprawy. Zostawić. Nie gadać o tym , nie roztrząsać itp…
        I tak będzie z tikami zawsze. Trzeba o nich najczęściej zapomnieć aby minęły. Zaakceptować, olać, itp..
        Ale zacznij od siebie, jeśli Ty masz lęk o nią, co jest oczywiste bo każda Mama ma ( a już na pewno ta która ma zdiagnozowany zespół zaburzeń lękowych – patrz ja 🙂 ) to znaczy, że jej też udziela się Twój lęk. Zacznij żyć dziś, bo lękiem to dziś właśnie sobie odbierasz. Są tiki, to są. Przyjdą, albo pójdą. Taki jeden z Waszych towarzyszy i tyle. Ja tak o nich dziś myślę (bo mam akurat bardzo nasilone aktualnie).

        1. Juluś dziękuję Ci za taką szybką odpowiedź, za Twoje słowa. Lubię Cię czytać 🙂 tak jak napisałaś każdy ma coś… Dopiero przy bardziej wnikliwej rozmowie czy bliższym poznaniu możemy odkryć to z czym się zmierza. Na pozór idealne życie może skrywać cierpienie. Muszę zaakceptować obecna sytuację i wierzyć w lepsze jutro. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie ❤️

  2. Julio, tak ładnie i trafnie napisałaś o tej tęczy. Ze postanowilam zostawić swój pietrwszy komentarz. wiesz jeszcze urodzinowo ja Ci życzę takiej tęczy , i szczęśliwości ale we wszystkich odcieniach bo chyba wtedy tylko może być pełnia. I mniej lęków . Bo mnie też nękają ( jak pewnie każdego z nas)

  3. Pojedyncze dzieci mają niekiedy ciężko, bo ta troska rodzicielska jest nieraz za duża jak na ich ramiona „przygniata” je przez całe życie, muszą sprostać temu i owemu czego rodzice od niego oczekują, jak dzieci jest więcej, to już nie ma tego ciężaru odpowiedzialności za niespełnienie owych oczekiwań, sami rodzice też mają większy margines tolerancji na rozmaite sytuacje, a chociażby dlatego, że mają więcej na głowie a zatem mniej czasu na rozkminianie w sumie nieistotnych drobiazgów ;), a i dzieci uczą się zajmowania się sobą i rodzeństwem, i nie jojczą o każdy drobiazg, bo wiedza, że rodzic też człowiek i ma złe i dobre dni, mało czasu, swoje sprawy i humory.
    Julio, piękne to ujęłaś, wszyscy jesteśmy w miarę normalni, lepsi i gorsi, całe życie, się uczymy i jak mówi moja mama głupi umieramy :), ot, trzeba nie bać się żyć , nie bać się potykać i upadać, ponosić konsekwencji i szukać w tym wszystkim sensu i piękna ;), jednym słowem jeść nie ze strachu przed śmiercią, a z miłości do życia 😉
    uściski i dla autorki listu i dla Ciebie silna Julio 😉

  4. Czesc!
    Julia pocieszylas mnie tym wpisem bo ja też za idealną Cię uważałam, niby tlumaczylam sobie, że tak nie jest ale jak oglądałam zdjecia i Was cudnych na nich to myślę nie no ideał ?. I też często myślę że beznadziejna jestem bo nie pracuje, zajmuje się dwójka dzieci a są takie dni, że nie mam czasu na zabawę z nimi a przecież ” siedze” w domu to powinnam bo inni pracują i jeszcze się bawią ale że na spacery co dzień wychodzimy już nie widzę.
    Cudnie o tej tęczy napisałas.
    Zdrowia, radości, spokoju i tej tęczy w sercu życzę?.

  5. Julio, nawet nie wiesz ile w moim życiu zmieniłaś….
    dzięki Tobie cieszą mnie najdrobniejsze rzeczy, cierpliwość do dzieci większa. Piszesz, to co ja chciałabym powiedzieć, ale daru do przekazywania myśli nie mam… dlatego czytam Cię z zapartym tchem, pisz Kobieto Mądrości Życia bez końca!

  6. Cudnie się to czytało….jak często mylnie widzimy wszystko po 2 stronie monitora…ale i patrząc z boku na otoczenie.Uświadomiłam to sobie gdy najbliższe przyjaciółki wytknęły mi że ja mam idealne życie bez zmartwień.Siedzę sobie w domu z dziećmi i nic mnie nie interesuje.Życia nie znam i już….bo one pracują w korporacjach, bo kredyty, bo sukienkę trzeba kupić na imprezę….A nikt poza mym mężem i rodzicami nie wie że dla mnie nic nie jest istotne bo udało mi się wygrać 2 walki na śmierć i życie..że zostałam z dziećmi bo nie wiedziałam czy dożyję następnych urodzin i chcę chłonąć każdą sekundę ich życia.Także czasem nie wszystko złoto co się świeci.

    1. Dokładnie. Też mi się kiedyś oberwało, że jestem idealną matką… I naprawdę nie wiedziałam, o co chodzi. Bo za idealną nie uważam się, a poza tym nie ma chyba takiego ideału/wzoru, według którego masz postępować. I albo jesteś blisko, albo daleko… Bez sensu! A oceniono mnie przez to, co ktoś widział na fb, co sobie dopowiedział czy też zrozumiał. Przykre, że ludzie oceniają tak po okładce, wierzą ślepo w jakąś jedną informacje i dopisują do tego swoją historię i ocenę.

  7. Pięknie to napisałaś! I w samo sedno. Samoakceptacja – od tego trzeba zacząć, siebie polubić. Do mnie to dotarło jakiś czas temu, podczas lektury książki Sylwii Szwed pt.: „Mundra” (polecam gorąco!!!). To zbiór wywiadów, genialnych rozmów z położnymi. Dzięki tej książce odkryłam na nowo siebie jako kobietę i jako matkę. Zrozumiałam, że właśnie moja kobiecość i macierzyństwo są źródłem mega siły i że każda z nas ma taką siłę, tylko jej wykorzystanie zależy od tego, czy w nią uwierzymy, zaakceptujemy i wykorzystamy. A ponadto wspaniale możemy się nią dzielić z innymi kobietami – i wtedy jej moc się zwielokrotnia. Twój blog, Julio, dla mnie jest takim pięknym przykładem dzielenia się z innymi wielką kobiecą siłą właśnie. Ileż z nas otrzymało w napisanych przez Ciebie słowach radość, powód do uśmiechu, znalazło potrzebny nieraz dystans czy właściwą perspektywę. Dzięki Julia!

  8. „nie da się utworzyć tęczy wyciągając z niej zielony czy żółty..” Julii jak idealnie to napisałaś. Wiem o czym pisze Marlena, oj jak dobrze wiem. Choroba dziecka to dla mnie najgorszy strach. Pracuję, zależy mi na pracy. Mam dzieci, teraz już mam je dwie, kocham tak, że aż skóra cierpnie, ale kiedy pomyślę o zestawieniu – moja praca i ich choroba to ciska mnie wręcz po kątach z nerwów, jak ja to pogodzę, jak odbiorą mnie kiedy wybiorę dziewczynki, bo są dla mnie najważniejsze. Zaraz potem stukam się w czoło – mam je dwie, mają zdrowe rączki, nóżki, oczka! Kobieto, mówię do siebie – angina czy ospa to żadna choroba w porównaniu z niepełnosprawnością czy chorobami nieuleczalnymi. Co będzie jeśli kiedyś przyjdzie mi się zmierzyć z taką rzeczywistością? Nie daj Boże. Co wtedy zrobię? Jak sobie poradzę skoro teraz mnie paraliżuje strach? Nie odmawiam sobie żadnych emocji, taki mam charakter że przeżywam milion razy bardziej to na co inny machnął by ręką, ale są momenty kiedy zwyczajnie stukam się w to czoło i kręcę głową z politowaniem dla samej siebie…

    Dzisiaj zamknęłam Twoją książkę. Skończyłam czytać. I choć czytałam wcześniej wszystkie Twoje posty, choć jestem tu bardzo często, choć nie komentuję już tak często jak dawniej to jestem i tyle co dała mi Twoja książka to dawno nic mi nie dało do myślenia. Czytałam i momentami byłam naga, goła golusieńka, odarta całkowicie ze wszystkiego… Momentami sponiewierałaś mnie, przeczołgałaś. Ryczałam i śmiałam się. Teraz już stoi w biblioteczce, widzę ją teraz piszą te słowa i choć bolało jak czytałam czasem, to uśmiecham się do niej i do Ciebie. Dziękuję. Całuję.
    Paulina

  9. Julka dziekuje za ten wpis! Ja tez nie wierze w te różowo pastelowe życie mam instagramowych,tak sie nie da bo każdy ma rożne strony i rożne kolory. Jak to mawia moja mama- w każdej rodzinie cos jest…. Jestes kochana?

  10. Dziękuję Julia za każde słowo.Szkoda,że nie spotkałam cię kiedyś na swojej drodze w tak zwanym realu.Wartościowy z ciebie człowiek.Ja jestem dumna z siebie jak małymi kroczkami idę do przodu. Na przykład dziś nie wyprowadziłam się ani razu z równowagi i nie podniosłam głosu na dzieci.postaram się aby takich dni bylo wiele!!!!

  11. Jak ja na ciebie trafiłam w sieci ??? Juz nawet nie pamietam … Jedno wiem napewno … Długo mi towarzyszysz i odpuscic ci nie zamierzam…. Jestes moja chwila oddechu, ciszą jestes… Głęboko cie oddycham …
    Dziekuje za kazde twoje słowo.. Niech trwa

  12. Wiesz Julia, jak tak Ciebie czytam to widzę samą prawdę i piękno w macierzyństwie. I kurcze mam nadzieję, że jak już będę miała swoją małą gromadkę to nie ucieknę od tych chwil słabości. One przecież tyle uczą, tyle pokazują. Budują tą całą tęczę no. Dobrze, że jesteś.

  13. Dziękuję? Jesteś lepsza niż wszyscy coatchowie razem wzięci!!!!! ?

    A tak całkiem na marginesie, jak tylko otwiera się strona z postem i pojawia się ta plama kawowa to przypomina mi od razu o tym uczuciu gdy czytając Twoją książkę, palcami przesuwałam właśnie po tej chłodnej, śliskiej plamce, tak bardzo kontrastującej z tą satynową w dotyku, ciepłą całą okładką i to było bardzo przyjemne uczucie ? mówią nie oceniaj książki po okładce, ale w tym przypadku jak najbardziej można bo i ta okładka intrygująca i treść piękna! ??

  14. Zawsze kiedy ktoś pyta o moje dzieci- odpowiadam że mam ich czworo. i zawsze to zdziwienie na wszystkich twarzach dookoła… jak to przecież masz ich dwoje. ale to nie prawda bo życie jest inne niż się wszystkim dookoła wydaje. ci co mnie znają- wiedzą że mowię całkowitą prawdę. bo życie tak mi sprawiło i się ułożyło że dwoje z nich mi zabrało. lecz żyję dalej. i ci co nie wiedzą- gdy się dowiedzą zawsze kiwają głowami i mówią: o kurcze ty to ale jesteś dzielna. a ja zawsze odpowiadam że do bohaterki to mi daleko i wcale dzielna nie jestem. jak każda mama mam gorsze dni. w zasadzie bywał czas że ciągle wydawało mi się że jestem beznadziejna. chyba każda z nas tak ma. o tyle cześciej miewają taki stan osoby stawiające sobie w życiu wysoko poprzeczkę. jestem właśnie z tych. i codziennie rano gdy się budzę dziękuję Bogu że żyję, dziękuje za to ci mnie w życiu spotkało, za ludzi których postawił na mojej drodze, za moje wszystkie dzieci i codziennie proszę o spokój i cierpliwość żebym się na nie nie wkurzała, czasem nie krzyczała a potem nie miała wyrzutów sumienia jaka ze mnie matka…?

  15. Juleńko Ty wspaniały człowieku i znów mnie wzruszyłaś nieprzeciętnie… tak pięknie napisałaś, tak prawdziwie otworzyłaś się przed ,,nami” … p.s. jestem zawsze pod ogromnym wrażeniem komentarzy jakie znajdują się pod postami piękne, mądre, wzruszające ,pouczające. Ten Twój blog Jula to wyjątkowe i niepowtarzalne miejsce :* love

  16. Julka mam tak samo, walczę z nerwicami ale kocham swoje życie i staram się żyć pełną piersią nie oglądać się za siebie i nie patrzeć za bardzo w przód, uwielbiam Cię i suepr że jesteś i że trafiłam na Twój blog 🙂

  17. Dziękuję Ci, Julko, za tę szczerość, na którą wielu kobiet jeszcze nie stać. A szkoda, bo gdyby tak trochę odrzeć się z tego lukru, odrapać z pastelowego tynku, byłoby łatwiej nam wszystkim 🙂 Moim marzeniem od dawna jest to, żebyśmy my, babki, potrafiły się ze sobą solidaryzować, wspierać się nawzajem i przestać sobie w końcu wytykać, że „dziecko ci wisi”, „zobacz, ja karmię swoje maleństwo piersią, a ty co? sztuczne gówno podajesz?” czy „popraw temu dziecku pasy zamiast robić zdjęcia, bo je zabijesz” (cytaty z instagramowych profili). Nawet mnie to nie denerwuje, raczej – zasmuca. Podobnie jak przesadne idealizowanie swojego wizerunku, karmienie swojego ego czyjąś frustracją, że on taki nie jest, że nie daje rady, nie karmi / nie nosi w chuście / drze japę / czasem ma ochotę wykopać grzdyle na Marsa i tak dalej. Pamiętam też taką sytuację z tyskiej giełdy kwiatowej – byłam tam z synem, potknął się, przewrócił, i w płacz! Z góry na dół zostałam obsobaczona przez jedną ze sprzedających, że tu ludzie pracują, a ja sobie przyszłam na spacer, z wrzeszczącym bachorem, że mam go natychmiast zabrać! To było okropne, a jeszcze bardziej okropne było to, że jedyną osobą, która się za mną wstawiła, był młody chłopak. Panie po prostu oglądały przedstawienie, z uśmiechami. Pamiętam, że z przykrości przeryczałam pół dnia, nie mogłam powstrzymać potoku łez. Zwłaszcza, że zawsze bardzo pilnuję tego, żeby moje dzieci nie przeszkadzały innym, więc tym bardziej poczułam się zdeptana.
    Tak że ten… Bądźmy dla siebie lepsze, dla siebie samych, dla innych kobiet i bądźmy mniej idealne 😉 Jesteś, Julko, świetnym przykładem na to, że można mówić wprost o swoich słabościach i błędach (bo ok, zdjęcia są piękne, ale przecież nierzadko wspominasz również o swoich potknięciach czy niepopularnych wyborach) i nie tracić nic na swoim wizerunku, a nawet na nim zyskiwać. Uściski!

    1. Tak, ale często ten 'idealizm’ to przypisują czytelnicy/obserwatorzy. Nikt nie wstawia zdjęcia z podpisem 'to ja, jestem idealna’, 'to nasz super duper eko obiadek, jestem idealna’. Ten obłęd z idealizmem tworzy się przez błędną ocenę skrawka rzeczywistości. Ostatnio właśnie na insta jednej z dziewczyn polały się żale, jak tydzień po porodzie wstawiła zdjęcie ciastka i kawy… No bo jak to?! Jak to tydzień po porodzie można tak kawe i ciastko i zdjęcie takie idealne. Ale co poza tym ciastkiem i kawą dzieje się u niej to już nikt nie wie i nie pomyśli. I jedna ocena -idealnie! Każdy ma 'coś’, ale przecież nie będzie o tym trąbił na prawo i lewo, żeby ktoś inny komu źle poczuł się lepiej. Fajnie jest się dzielić swoim szczęściem, tym co nam się udało itp.
      Jak pisałam o tym, co robię ze swoimi dziećmi, pokazałam zdjęcie ubrań czy zabawek które im uszyłam, a ktoś tam jeszcze bąknął że zupe z dyni ugotowałam, to oberwało mi się, że jestem idealna! Bo powinnam pisać o śmierci taty, chorobie mamy i jej kolejnej operacji…pokazać, że kolejny dzień jemy makaron z serkiem, bo nic innego nie ogarniam, bo tak źle się czuję, a nie mam nikogo kto mi się zajmie dziećmi, jak mam zapalenie płuc. Taka jestem idealna! Tylko kto by wtedy chciał to czytać i oglądać?! Dla własnego samopoczucia, że ktoś to jednak ma też źle?! Po co?

  18. Mam depresje poporodowa, myślę o tym, ze powinnam ze sobą skończyć. Takie posty dają nadzieję, ze jednak moze byc normalnie, chociaż teraz w to nie wierze…

    1. Mam dwoje małych dzieci i pamiętam czas ( po porodzie), w którym hormony kobiety cały czas się stabilizują, ciało wraca do poprzedniej ,,formy,, , dochodzi stres przed obowiązkami przy dziecku, lęk czy podołam, czy wystarczy mi pokarmu itd. Wiem jak to jest bo po pierwszym dziecku też miałam taki stan, myślałam że sobie nie poradzę, że nie nadaje się na mamę. Ważne jest wtedy wsparcie najbliższych osób, żeby byli przy tobie, pomogli w obowiązkach. A ty sama musisz jak najwięcej odpoczywać (spać, kiedy dziecko śpi) i myśleć jaką jesteś szczęściarą że masz dzieciątko!! Za jakiś czas to minie i pomyślisz że to co było to wszystko NIC!! To że ciągle tylko ,,karmiłaś i przebierałaś,, i się nie wysypiałaś to szybko mija!! i czasami potem za tym się tęskni!! – uwierz mi bo ja to przeżyłam i z perespektywy czasu wiem że jest to piękny czas w życiu kobiety tylko trzeba to ,,zauważać,, i umieć się tym cieszyć.

    2. Uśmiechnij się Słoneczko i pomyśl nawet kiedy łzy będą płynęły po policzkach że nigdy już nie będziesz Sama a i Ono zasługuje na Mamę:)!
      Bo nawet jeśli to Dziecko Twoje daje Ci popalić i płacz i nerwy i brak wiary w Siebie i lęk i depresja i myśli w galopie same najczarniejsze to za chwilę wyjdzie słońce 🙂
      jeśli chcesz to pisz jeśli mogę to pomogę, chociaż słowem

  19. Julia z tą tęcza to wydumałaś nieźle -wena pourodzinowa ha ha 🙂
    a tak całkiem poważnie to jak zawsze fajnie odpowiedzałaś Marlenie, w sumie i mi bo pod Marleny listem mogłabym się podpisać – też mam czasami takie dylematy.z tym macierzyństwem,z lękami to takie wszystko prawdziwe .
    To życie…
    Dziękuję za kolejny wachlarz uczuć jaki we mnie wywołałaś tym postem
    Kocham niezmiennie
    Buziaki dla Waszej Czwórki <3

  20. Nie wypada w pracy a ja mam świeczki w oczach bo ukradkiem czytam pod biurkiem chociaż sterta do zrobienia rośnie, co polecasz Julio do czytania kiedy tak zle?

  21. Całą noc komar mi bzyczał nad uchem. I jeszcze gardło zaczęło pobolewać. Myślałam, że kurwicy dostanę. Spanie takie na pół gwizdka. I pobudkę moje dziecko zrobiło mi dziś o 6, a nie jak wczoraj po 9, choć wczoraj lepiej wyspana byłam, więc czemu wczoraj nie obudziła się o 6, tylko dziś?! I zaraz siku, pić, filmiki na telefonie, piosenki na komputerze… A ja nie potrafię tak hop siup z łóżka wyskoczyć i od razu funkcjonować na wysokich obrotach. Muszę poleżeć, mózg dobudzić, najlepiej kawę wypić, którą mąż do łóżka przyniesie. A mąż dziś w robocie, to musiałam poczłapać na dół i sama se tę kawę zrobić. I z powrotem do łóżka z tą kawą. Dziecku sok i chrupki przyniosłam (śniadanie jak się patrzy…),  „Mr Beana” animowanego na laptopie zapuściłam, a sama w telefonie w necie zaczęłam grzebać, co by szybciej mózg do stanu używalności doprowadzić. Pomyślałam sobie, że dziś czwartek, Julka post obiecała, ale tak rano to chyba jeszcze nic nie będzie… A tu TAKI post! Uryczałam się jak głupia. I do tej kawy te łzy leciały. Bardzo mnie wzruszyło Twoje wyznanie. Jak ja Cię, Juleńko, rozumiem! Bo ja doskonale znam temat nerwicy lękowej, tików. Moja siostra z tym się boryka od dziecka i moja siostrzenica (obecnie 11-letnia), i moja mama, i ja ciągle lękiem podszyta (tików nie mam, ale zachowania kompulsywne owszem i skłonność do stanów depresyjnych). A moja Rózia też bardzo lękowa i przewrażliwiona, wszystkiego się boi. I tak mi to sen z powiek spędza. I zaraz winy się w sobie doszukuję, że może jednak za mało ją kocham… albo za dużo… A Ty przecież z takiego cudownego, kochającego domu… i na pewno poczucia bezpieczeństwa Ci nie brakowało. Więc skąd te lęki, powiedz? Co mówili lekarze? Czy to jakiś wrodzony defekt układu nerwowego, taka nadwrażliwość??? Wiem, że można z tym żyć. Że – tak ja mówi Twój Tata – to wszystko głupoty. I wiem też, że choć czasem tak nam ciężko samym ze sobą na tym świecie, to świat potrzebuje takich nadwrażliwców jak my. Bo gdyby żyli na nim wyłącznie cynicy, niezdolni do wzruszenia, empatii, współczucia, solidarności z drugim człowiekiem, to ten świat dawno już by szlag trafił. 
    I wiesz co – pewnie to głupio zabrzmi – kocham Twojego Tatę! Za mądrość i za całokształt. Uściski, Juleczko :-*

    1. się uśmiałam :))
      Daga, u mnie to jest wrodzone, nie ma znaczenia to, że jestem z cudnej rodziny, bez żadnych problemów.
      To jest najzwyczajniej na świecie wrodzona nadwrażliwość.
      Już od dziecka wszystko analizowałam, przeżywałam, dość dużo widziałam.
      Pomimo tego, że ja jestem taka wiesz… od cholery:) wszędzie wejde, wszystko załatwię.
      Jestem pyskata, władcza itp..
      mam taką cudną neurolog, która nie leczy mnie lekami a książkami, różnymi sposobami.
      uzupełniamy poziom magnezu itp..
      Ona nazywa to „wie Pani, to taka popularna choroba – kurwica z nerwicą” 🙂 a ma 70 lat.
      bo ja wiem, że to jest przejściowe, wpisane w moje życie. no jeden ma ciągle chore zatoki a ja mam tiki 🙂
      wiem, że jak dzieci podrosną, zrobi się spokojniej to znowu minie.

      1. Też jestem strasznie wrażliwa, wszystkim się przejmuje, wielu rzeczy się boję nawet prowadzenia samochodu,co kiedyś kochałam. Też odnowiło się parę lat temu, pociesza mnie, że Ty mimo wszystko dajesz radę zawsze to jakiś promyk nadziei dla mnie. Dziękuję Ci jeszcze raz za bloga

  22. Ja to sobie chyba wydrukuje i będę czytać jak mnie dopadna TE momenty zwątpienia. Dobrze przeczytać coś takiego. Dzięki za szczerość. Pozdrawiam gorąco. Mama dwójki chłopaków.

  23. Ja to sobie chyba wydrukuje i będę czytać jak mnie dopadna TE momenty zwątpienia. Dobrze przeczytać coś takiego. Dzięki za szczerość. Pozdrawiam gorąco.

  24. ponoć nie ma ludzi doskonałych, ale wielu chciałoby się takimi doskonałymi światu prezentować. i, szczerze, Ty, Julka, taka idealna mi się wydawałaś. przebojowa, pewna siebie, pracowita, świetna mama… ale w tym wszystkim jakaś taka nieprzystępna… a tym wyznaniem roztopiłaś moje serce. gratuluję odwagi! trzymam za Ciebie kciuki i życzę wszystkiego dobrego! uściski

    1. dlaczego nieprzystępna?
      zawsze jestem normalna, odpowiadam, pisze zwyczajnie – rzekłabym swojsko.
      żadna to odwaga, to coś co każdy z moich bliskich wie, chodzi o to, że mnie już przerosły wygórowane oceny względem mnie przez czytelników. ja wciąż powtarzałam i powtarzam – jestem zwykła dziewczyna! 🙂
      nie jestem Bóg wie jak elokwentna, mądra, dystyngowana, wyważona. jestem zwykła Julka.
      :*

      1. oj jula, to jak z smsami, człowiek pisze, wydawałoby się, zabawny tekst, a druga strona odbiera go na opak, nie słychać tonu głosu, nie widać mimiki… internet to nie jest prawdziwe życie. i może ja odniosłam takie wrażenie na podobnej zasadzie. a słowo o odwadze podtrzymuję, bo najbliżsi, to jednak nie jest to samo co tysiące, co prawda dobrze nam życzących, ale jednak obcych ludzi. i jeszcze przy tych, jak sama piszesz, wygórowanych oczekiwaniach i ocenach względem Ciebie…
        buziaki swojaku 🙂

  25. Czytam Cię już od dawna, ale piszę pierwszy raz. Jakbym czytała o sobie. Tylko pierwszy raz pomyślałam, że ten lęk w sobie mogę zaakceptować, a nie walczyć na wszelkie sposoby. Trudno, jestem depresyjna, zamartwiam się na zapas i nie zawsze czuję szczęście. Ale taka jestem, taka byłam przez ostatnie 40 lat swojego życia i bardzo prawdopodobne, że taka pozostanę. Może pora przestać z tym walczyć, spojrzeć z boku i zobaczyć, co się wydarzy. Bo, kurczę, taka beznadziejną mamą zawsze byłam, a takie fajne córki mam… Dzięki, i Ty, i Autorki komentarzy uświadomiły mi, ze takich „wariatek” jak ja – jak o sobie czasem myślę – jest więcej. Dziękuję. M.

  26. Ja z Tobą miałam Julia tak, że jak znalazłam tego bloga to się zakochałam, ale później przyszedł taki moment, że ze złości zaglądać tu nie mogłam, bo myślałam sobie tak – przepraszam, za to co pisze, ale „siedzi sobie mama w domu, ma czas na wszystko, stać ją na wszystko i jeszcze się wymądrza i w dodatku pokazuje zdjęcia jak tu wszystko ogarnięte i poukładane”. I chyba bardziej niż to jaka jesteś przeszkadzały mi właśnie takie oczekiwania, że może ja też powinnam się bardziej starać, a ja taka nie jestem, bałaganiara ze mnie straszna, roztrzepaniec, w dodatku z nadciśnieniem, z niczym zdążyć nie mogę.
    Ale jakoś przestać zaglądać tu nie mogłam. A później im dłużej Cię czytałam, to nie to że znowu wpadłam w jakiś taki amok uwielbienia 🙂 Ale teraz tak szczerze mogę powiedzieć, ze bardzo Cię lubie, chociaż się nie znamy 🙂
    A za tego posta lubię cię jeszcze bardziej, chociaż z całego serca życzę ci zdrowia. Myślę sobie, że w jakimś sensie miarą tego jakimi jesteśmy ludźmi jest umiejętność przyznania się do słabości 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂

  27. Julenko,dziekuje….poryczalam sie ,zebralam mysli i wstaje z fotela.Zabieram dzieciaczki nad jezioro.Dalas mi wlasnie taaakiego kopa… koniec z rozmyslaniem jaka jestem!!!! caluje i przybijam piateczke!!! Udanego dnia wam dziewczynki zycze i dajmy z siebie wszystko co najpiekniejsze,a zycie samo nam odplaci,najlepiej jak potrafi! Wierze w to!!!

  28. Julia, wiem o czym piszesz…. Dziękuję. Chodzi mi o te lęki, bo nie o dzieci (nie mam wiec się nie wypowiadam). Też mam takie lęki. Odbierają racjonalne myślenie, paraliżują na maksa. Czasem wyje w poduszkę, żeby mnie cały blok nie słyszał 🙁 Nie wiedziałam, że to ma jakąś fachową nazwę. Nie jestem w stanie normalnie wtedy funkcjonować. A już jak przyjdzie wieczór…. 🙁 Masakra. Sama w pustym mieszkaniu…. 🙁

    Teraz widzę, że nie tylko ja tak mam…. Dziękuję za ten wpis.
    Pozdrawiam.

  29. Julio,
    coz znaczy byc idaelem ? Ja idealna nie jestem, a kiedys idealna byc chcialam. Dlugo to trwalo zanim to zrozumialam i zaakceptowalam. Kiedys pracowalam – duzo, nawet bardzo duzo-nieprzespane noce, weekendy . Zawsze bylo: ” zaraz”, „za chwilke ” itd. I wlasnie wtedy przyszedl taki moment- diagnoza naszego syna: mukowiscydoza. Weszla ta choroba do naszego zycia, a moze raczej wtargnela, cala swoja sila.. Od tego dnia nic nie bylo jak kiedys, najpierw plakalam, dni cale , pozniej jak kazda matka znajdowalam w sobie sile , aby walczyc o nas ,o nasza rodzine, syna i o „normalna codziennosc”. Zrezygnowalm z pracy. Jestem tu i teraz – w moim domu przy lesie ,z ogrodem i moimi dziecmi. Kazdy dzien bez infekcji i szpitala,kazdy dzien spedzony w domu, kiedy moge polozyc nasze dzieci spac i kolejnego dnia obudzic- jest cudownym dniem. Od tego dnia wiele sie zmienilo, na lepsze …Zaluje tylko, ze dopiero choroba mojego syna zmusila, mnie do przemyslen, ze dopiero wtedy zrozumialam, ze rodzinna i chwile spedzone z moimi dziecmi sa najwazniejsze. Jestem szczesliwa, ze piszesz tak pieknie, ze moge twoja ksiazke czytac.. Dziekuje Ci za inspiracje..
    Gosia z Obczyzny

  30. nauczyłam się troszeczkę nie oceniać ludzi,nie porównywać do nich…bo czasami ideały mogą nas rozczarować…przytoczę jedna historię:kolega z pracy mówi wiesz Lila ta idealna koleżanka mojej żony od pięknych zdjęć na profilach społeczeńsciowych. Ta właśnie koleżanka wpadła do parku z myślą że nikt jej nie widzi ustawiła dzieci, zrobiła cudne zdjęcia i pobiegła dalej , a zdjęcie trafiło na profil. A jego żona znowu zastanawiała się jak ona to potrafi ogarnąć. Wydaje mi się że poprostu trzeba zyc w spokoju i nie oglądać się na innych. Samej mi ciężko, nawet gdy mówią że dam radę, że potrafię. Nie potrafię jeszcze do końca,ale wieże że kiedyś wszystkie troski i leki przemina i Wam tego życzę 🙂

  31. Wiesz Julio, prawdziwy ten Twoj tekst, bo kazdy „cos ma” niestety ..
    Ja zmagam sie od Matury z migrena oczna, a Mature zdawalam 13 lat temu…
    U mnie czynnikami wyzwalajacymi migrene sa stres, niewyspanie, cisnienie itp.
    Najgrosze jest to, ze w czasie ataku migreny nic nie widze, widze tzw. aure, czyli milion malych punktow, musze zamknac badz przymknac oko, aby „odpoczelo”.
    Wiele razy lapala mnie migrena w czasie zabawy z niemowlakiem i nie przerywalam zabawy, ale robilam to na tzw czuja, co jakis czas uchylajac delikatnie oko.
    U mnie napady trwaja od pol godziny do 2-3 ha.
    I jest podobnie jak u Ciebie, czasami przez wiele miesiecy cisza, a pozniej przychodzi ze zdwojona sila i mam dwa napady w ciagu doby przez 2-3 dni…
    Pamietam jak pierwszy raz dostalam Migreny, bylo to w klasie maturalnej i strasznie sie balam, ze moge oslepnac …
    Niby wiem ze to migrena, bo bylam badana u nie jednego neurologa, ale zawsze mam stracha w czasie ataku… ale ze mnie taka panikara juz jest :-/
    Zycze zdrowka! Glowa do gory, sa gorsze choroby, prawda? My mamy jeszcze szczescie! :-*

  32. No i się wysłało….:) niesforne palce:)
    A miałam rozwinąć tą wzniosłą myśl …:)
    Trafiasz i to prosto w punkt.
    Jesteś piękną osobą. Masz talent i potraisz się nim dzielić. Niech każde dobro, które dociera do nas -czytelników, wraca podwójnie do Ciebie.

  33. Pięknie napisane…ileż to razy dziennie i ja wyrzucam sobie, że nakrzyczałam, że nie miałam cierpliwości, że nie przyłożyłam dostatecznej uwagi do dziecięcych problemów, że znowu za bardzo pochłonęło mnie sprzątanie zamiast zabawy z dziećmi, że jeszcze tyle na głowie a one mi ją zawracają, że….miliony czasem tych „że”, ale z drugiej strony mobilizuje mnie to do tego by postarać sie bardziej jutro 🙂 jesteśmy przecież tylko ludźmi… Dziękuję Ci Julio za Twoje posty…dzięki nim zmieniło się moje spojrzenie na świat, ludzi i moje niedoskonałości…

  34. Czytam Ciebie od dawna, rzadko komentuję. Czytam i uwielbiam 😉 I długo się naszukałam teraz tego akurat wpisu… Moja córeczka ma 6 lat i właśnie zaczęły sie u niej tiki nerwowe… Wylałam morze łez, analizowałam wszystko bo przecież moja córeczka to cud kolejny, najwspanialsze (jak dla każdej matki) dziecko świata, staramy się z mezem dać jej wszystko czego potrzebuje, kochamy do utraty sil i ona o tym wie. Jest cudowna, mądra ale wrażliwa zbyt mocno, empatią moglaby obdarzyć pół świata i niby wiem, że to dlatego ale kiedy patrze jak mocno mruzy oczy, jak tika to z jednej strony dziękuję, że to tylko tiki ale z drugiej jakże chciałabym jej je zabrać, uwolnić ją od nich… Płaczę kiedy myślę o jej dorosłości i tikach, które mogą nie minąć… I wśród tych łez, przypomniałam sobie Twój post, właśnie ten i dlatego go odszukałam… I pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się do siebie (bo przy córeczce wciąż się śmieję) – Ty dałaś radę, okiełznałaś te tiki, pomimo ich potrafisz cieszyć się chwilą. Więc i Ona, moja córeczka może da radę…

    1. Margot, nie wiem czy tak jest zawsze, ale w większości wypadków.
      Te tiki mogą być chwilowe. I prawdopodobnie niedługa zanikną. Pojawią się w dorosłym życiu, ale wcale nie muszą.
      Bardzo ważne!! Podawajcie bardzo dużo magnezu. Uzupełniajcie Jej magnez. On może je zmniejszyć a często i całkiem zlikwidować.
      Tylko musicie być systematyczni i musi to trwać pół roku powiedzmy.
      Co do megnezu, te z apteki to często placebo. W zawartości musi być cytrynian magnezu a nie sam magnez.
      Gdybyście chcieli więcej informacji odeślę do mojego męża, który temat zgłębił baradzo.
      Ja od kiedy łykam magnez jaki on mi kupuje czuję się i radzę sobie o niebo lepiej.
      ściskam. będzie dobrze! :*

      1. Dziękuję Kochana za dobre słowa! Ty to potrafisz człowieka podnieść na duchu 😉
        Będę bardzo wdzięczna za namiar na dobry magnez.
        Sciskam ciepło i jesiennie 😉

Skomentuj Monia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.