historia będzie o Matce. ale od Ojca się zacznie.
Ojciec w tej opowieści to partner mój. Ojciec dzieci mych, ten co dom wybudował i dzielnie na posterunku trwa.
Matka, to rzecz jasna – ja! Matka to Matka i tutaj ściemy wstawić się nie da.
Otóż wydawać by się mogło, że z posterunku zszedł, bo do kumpla na urodziny pojechał.
Nie mogę być niesprawiedliwa i w tym miejscu zaznaczyć koniecznię muszę, że wychodzi zawsze dopiero gdy pokąpiemy i uśpimy dzieci. nie to, że zostawia mnie w samopas i se tam gdzieś na disko bandżo leci. o nie.
pojechał.
ja żem se tą tacę, co o niej mowa była wcześniej, przyrządziła. posprzątała, a tak serio to wzrokiem omiotłam co by już mietły ani odkurzacza na noc bez potrzeby nie ruszać.
pogasiłam milion lampek, które przecież co wieczór muszę zapalić.. jakby nie można jednej konkretnej, dyndającej z sufitu lampy.. ino świecę milion pobocznych, nastrojowych, przyciemnionych, tych jaśniejszych, żeby przyciemnione wyrównały i żeby można było ustalić gdzie w danej chwili dziecko się znajduje i w jakim kącie się kitra.
po akcji gaśniczej zmierzam ku wierchowi.
wtedy, oczywiście zawsze widzę oczyma wyobraźni w tej ciemności pół Europy, no może przesadziłam, ale pół kraju naszego własnego, który się do nas włamuję. widzę ich z toporami, rakietami, racami, sikierkami, co niektórzy nawet tłuczki kuchenne mają. no obrabować przyszedł mnie w tę noc akurat każdy.
szybko se tłumaczę w tej łepetynie Rozumkowej, że profesjonalny, ten co ma takie, że dziurki wycina w szybach to do nas nie przyjdzie.
bo po co? po stary telewizor co może za pińcet złotych by go sprzedał?
po odkurzacz co sam odkurza i już jest prawie nieżyjący, bo dziecko me najmłodsze na nim jeździ po domu i język (chyba) chiński ustawiło.
czy Wy wiecie jak wygląda dziecko siedzące na odkurzaczu i jeżdżące po domu, które wygląda jakby mówiło „karitatikutita” czy coś w ten deseń.
no po biżuterię to ten złodziej nie przyjdzie, bo mam kilka par kolczyków z czasów liceum i to najczęściej koła. czyli że jedno koło, a drugie już owal.
a po kasę to już na pewno nie przyjdzie, bo w domu jej nie mamy i podobno w banku też nie, bo konkubent mi próbuje wmówić, że wszystko na sukienki wydałam.
ale ostatnio Aśka (wiecie, ta Aśka z Green Canoe) mówi do mnie „julka, jak przestaniesz kupować sukienki to idź ty do psychologa”.
więc mówię temu mojemu, wolisz mieć pieniądze na koncie czy zdrową babę?!?! nie wiem co odpowiada bo już najczęściej nie słucham.
na pewno coś nie po mojej myśli.
no. więc jak już odpędziłam myśli tego całego ataku na nasz dom.. takiego wiecie.. jak w filmie „Braveheart” wyciąga każdy co ma i wszyscy lecą na naszą chałupę..
alarmy pozałączałam wszystkie jakie możliwe i dostępne na rynku wraz z miliardem innych ratunko-wspomagaczy.
obambuliłam stopy w koc. coś na telefonie jeszcze poskrolowałam czyli poprzesuwałam po polskiemu.
i w sen zapadłam, bo raczej nic nie zapowiadało tej obławy bym musiała na czatach stać…
mój syn, Beniem zwany budząc się do mleka, albo sygnalizując, że jest głodny czochra nosem po prześcieradle. delikatnie, cichutko tym noskiem trze…
no i właśnie tarł.
obudziłam się natychmiastowo. budzę się na początku czochrania i szybko robię akcję mleko by tylko się nie rozpłakał, nie obudził siostry i w ogóle żeby mnie tym nie podkurzył. od razu akcja i znowu bambule stopy, nie? jasna sprawa.
i tak samo tym razem. czochranie, ja na równe nogi, sprawdzam godzinę na telefonie, czy to faktycznie pora mleka..
naciskam pierwszy lepszy guzik w fonie żeby podświetlić ta godzina pierunie… znaczy jeden mam guzik więc po co głupio tu piszę, że pierwszy lepszy. jeden mam! jeden!
a na tym telefonie!!!!!!!?????? ludzie!!!!!!!!!
czego tam nie ma????!?!!! istny armagedon!
nieodebrane połączenia, wiadomości, mesydże, srydże… no neony, migacze i sracze…
a na samej górze, najbardziej wiodczny sms od „Sabina sąsiadka” – „dzwonić na policję?!”.
na co ku……? kurde znaczy się. kurcze pieczone. na co dzwonić?
no druga w nocy. ten czas mleka faktycznie. dalej czochra, zaraz się do piwnicy dokopie, a ja próbuję załapać co jest grane..
wychodzę na mostek zwodzony, patrzeę na dół, no wszystko ok. Ani Majowie jak przed upadkiem cywilizacji nie składają krwawych ofiar z ludzi, ani nikt z tłuczkiem, ubijaczką do ziemniaków i wykrojnikiem do pizzy nie lata.. cisza, spokój…
od Ojca tego co czochra nie odebranych połączeń siedem!
oddzwonie, może co ważnego, że tak o tej 1:59 naparzał ..
siadam na łóżku, nóżkę na nóżkę i telefonik do uszka… tamtemu już mleko zaaplikowałam bo biedny by nos do reszty wytarł, a i tak mało go ma. guziczek powiadają. nos guziczek. po Ojcu.
toż to wiadomo… moja Mama zawsze mawia, że ładnie tańczymy po Niej a pryszcze to na pewno po Tacie! ma ktora wątpliwości, że inaczej się dziedziczymy…? no żadna!
dzwonię. po 1/4 sygnału odbiera. już miałam zażartować, że ileż mam czekać…
a On mi w monolog, do słowa nie dopuszcza…
przerywam, bo nie bardzo rozumiem i pytam czy On się dobrze czuje, bo jest na imprezie a ja czuję, przez ten telefon, że wódką to On nie śmierdzi! czuję, bo ja guziczka nie mam. i czemu czas marnuje? że jak jest druga w nocy, to powinien być choć może lekko wstawiny, na rauszu, na luzaczka..
a On mi w te słowa „Puszku!!! (obawiam się, że kiedyś zapomnę swego imienia, a na nagrobku będę mieć „Puszek – spoczywaj w spokoju), kiedy ja otrzeźwiałem w sekundę jak mi te alarmy zaczęły przychodzić!! Ja już wsiadam w taksówkę i będę za sekundę.”
faktycznie był, za minut 6. taksówkarz widać też się w rolę wczuł. taki wiecie Rajan Gosling w Drajwie. a był to Kaziu w skodzie faworit.
no i słuchajcie Wy mnie. co też tu się działo.
alarm w domu naszym wył dwa razy, co obudziło sąsiadkę czujną mą, bo Ona nigdy nie śpi, bo na mnie czatuje pół europy, ale na Nią galaktyka świetlna wraz z planetami nieodkrytymi. i u Niej nie idzie na tłuczki i otwieracze do konserw a na broń pneumatyczną!
wydzwoniła więc do męża mego, do mnie (ale ja tam takie akcje mam w … znaczy gdzieś i se śpię w najlepsze).
mąż jako, że w sekundzie dostaje powiadomienia o alarmach zawiadomił brata swego strażaka. a strażak jak wiadomo na akcji jest na ten tychmiast.. przyjechał On, ochrona, policja, coca cola, rollercoaster…
sprawdzali szyby, drzwi, chodzili, świecili, przyjeżdzali, odjeżdżali, fikołki, koziołki…
no obława na całego… a tu mała myszka siedzi sobie i ząbkami serek skrobie..
przyczyna wprost banalna. wyło i wyło, bo dom pływał jako że na terenach kopalni mieszkamy, a tam pod tą ziemią się osunęło właśnie.
widziecie jak to jest z Matkami… stu dwudziestu przystojnych, mundurowych chłopa przed domem a Ty śpisz nieświadoma i budzi Cię gmeranie noska guziczka o prześcieradło .. też nie pomyślałam. mogłam Mu to mleko dać i jeszcze wyjść. może jeszcze co bym poderwała.
taki los Matki no, taki los… świat Cię nie obudzi, a nosek w mig na równe nogi postawi.