podsumowanie wyprawki

plansza3

zanim zacznę to może na początek o tym, że wyprawkę kupujemy dla siebie. nie dla dziecka.
nasze dziecko potrzebuje tylko i aż… pełnego brzuszka, suchej pieluszki, ciepłego ubrania, miłości i poczucia bezpieczeństwa.
niemowlakowi obojętny jest kocyk, wanienka i wszystko co my Mamy, tak pięknie układamy w szafkach.
robimy to dla siebie. i to jest urocze. prasować te małe ciuszki z brzuchem pod nos. tulić twarz do nowo kupionego wymarzonego kocyka. dopomagać sobie przewijakami, podgrzewaczami. i bez względu na to czy kosztuje to 10 zł czy 100 zł sprawia nam przyjemność i dołącza się do czasu oczekiwania.
ja z racji bloga dostaje do testów masę rzeczy. wózki, bujaki, kocyki.
dziennie ofert przychodzi dziesiątki, wybieram z tego to co uważam za najporządniejsze, co najbardziej odpowiada mojemu wyczuciu estetyki. a potem gdy okazuję się, że jest ok – pokazuję.
jeden się zainspiruje, inny nawet nie zerknie, Ktoś krzyknie, że za drogo, a mądry co uważa, że za drogo wymyśli coś prawie identycznego tylko tańszego. uwielbiam ludzi, którzy mają głowy nie od parady.
sama mam szafę u Benka za 400zł a każdy uparcie mi Jej zazdrości. pojeździłam po antykwariatach i sobie wyszukałam.
teraz znalazłam łóżko dla Tosi do pokoju za 250. drewniane, stare, piękne. można? można.
ale są rzeczy na które lubię wydać, na które przyoszczędze.
dlatego też zrobiłam listę z tym co uważam za absolutnie genialne spośród wszystkiego co testowałam w wyprawce.

1 i 13. to polska firma pink no more. piorę codziennie. mają wiele zmyślnych produktów. prześcieradła do gondoli. w komplecie dwa. jedno cieńsze, drugie grubsze. super leży na każdym materacyku. bardzo przyjemny materiał. lubię ich pieluszki. poduszeczki małe. Benek ma silny AZS więc zawsze kładę Go na Jego poduszce by nie stykał się z innymi materiałami. ta jest maksymalnie lekka, cieniutka. ceny przystępne, jakość bombowa.

2. nauczyłam się ciuchów praktycznych. wybiegam przed pierwszą po Tosię do przedszkola. wkładam Benka w misia i lecimy. całkowicie zrezygnowałam z kurteczek, rajstop czy dodatkowych spodni. w krótkim rękawku zamykam w pluszaku, czapka na łepetynę i w nogi. miś choćby nie wiem jaka była moda jest zawsze uroczy i rozbraja. Tosia miała misia i Ben też. każdego dnia używam. must have.

3. kiedyś byłam zakochana w marce aden i anais. jestem nadal pod największym wrażeniem koca bambusowego. ale jako pieluszki/otulacze bez dwóch zdań pobija ich lodger. jakość tego materiału, struktura, miękkość jest nie do porównania.
przy Benku miałam już wiedzę o metodzie doktora Karpa, którą uważam za genialną. całkowite owijanie Go do snu działało cuda.
i używałam do tego tylko swaddlerów. mam trzy. prałam też naokrętkę. nic się nie stało. nic się nie wyciągnęło. a w domu i na lato kocyk niezastąpiony. a jak już mój mąż mówi o czymś , że jest super, to musi być.
dla mnie produkt numer jeden!!

4. kocy mam mnóstwo. jednych używam częściej innych rzadziej, a jeszcze innych w ogóle. ten sprawdza się bosko. ciepły, miękki, gruby, duży. bez problemu przez pierwsze miesiące zwijałam go w rożek w nim.  jest na tyle praktyczny, że sięgam po niego najczęściej z grubych kocy dziecięcych. 

5. szczerze? brak mi słów. serio. ten wózek jest wart każdej wydanej na niego złotówki. mieszkamy na wsi, gdzie jeździmy po drodze polnej, a często na skróty po dzikim polu. nie mam słów by określić jego zawieszenie. ten wózek pływa. składam go jedną ręką do auta. ściągam z tarasu sama wraz z dzieckiem w środku. gondola jest wielka, wygodna, zabudowana, jest też po ściągnięciu kołyską. w gondoli można ustawić pozycje pół siedzącą, tak by dziecko widziało więcej niż tylko niebo lub dach budki. wielki, mega porządny plecak na dole. jak dla mnie 10 na 10. i choć nie ma kształtów rodem z francuskiego katalogu branży dziecięcej, to dla mnie wygrywa wszystkie rankingi. taki maxi cosi co miałam to daleko w tyle.. biorę na siebie odpowiedzialność każdego zakupu tegoż wózka 🙂

6. śpiworek. lubię, bo nie boję się, że dziecko mi wpadnie pod koc i się będzie dusić. mam hopla na tym punkcie.
śpiworków też testowałam dużo. ten jest śpiworkiem malutkim. tzn, nie ciągnie się cały długi dół podczas gdy noworodek zajmuję 1/7 długości. ok, rozumiem, że ma starczyć na długo. ale ten był bardzo praktyczny właśnie dlatego, że malutki. od środka milutkie futerko. cieniutkie zapięcia na ramiączkach, co też ważne by nie ocierało buźki dziecka.
starcza na pierwsze pół roku. ale choć nie tani to uważam, że taki produkt się po prostu potem odsprzedaje, a za tę kwotę kupuję większy już tańszy. w ogólę cenię i lubię tę markę.

7. torba na wózek. już pisałam, że ja nienawidzę żeby mnie coś zaskoczyło. zawsze muszę być przygotowana na każdą ewentualność. noszę ze sobą wszystko. torba musi więc być. z takim wyposażeniem na stałe. mam tam ubranko na przebranie, kremy itp.. tą uwielbiam, bo Ona jest tak bardzo wygodna, że nawet jak nie będzie tam Benka asortymentu to będę w niej chodzić normalnie. wygodniejszej torby nie miałam w życiu. droga, fakt, ale jak Kogoś stać to warta grzechu. jest całkowicie w środku przystosowana do matki i dziecka.

8. mata. mam ją na kanapie i jest w użyciu naookrągło. przewijam Go na niej, odkładam gdy idę otworzyć drzwi, czy zrobić cokolwiek. dokupiłam taką małpkę na górę z tej samej marki i idealnie się wszystko komponuje. On tę małpkę kocha. śmieje się do niej w głos nieustannie. a że maty są najczęściej jakoś kosmicznie kolorowiaste, to ta ze wszystkich najbardziej odpowiada mi swym wzorem. 

9. dla mam karmiących mlekiem modyfikowanym coś bajeranckiego. express do mleka. ostatnio była u mnie mama karmiąca piersią. gadam coś z nią i robię mleko. na co Ona -jak to? już? niewierzę! 
wlewasz odmierzoną ilość wody na górę. wciskasz guzik, w tym czasie do butelki sypiesz odpowiednią ilość miarek i wlewasz wodę, która w ciągu kilku sekund jest podgrzana do temperatury idealnej dla dziecka. woda oczywiście musi być wcześniej przegotowana. rozkłada się na dwie części, więc wożę ze sobą wszędzie, bo podróżujemy sporo. bardzo ułatwia mi to życie. jest też podgrzewaczem słoiczków. 
nie jesteśmy w stanie tego zniszczyć więc również potem można sprzedać dalej i odzyskać sporą kwotę.

10. leżak wiklinowy. no lubię bardzo. Benio sobie na nim zawsze śpi. jest bardzo wygodny, z fajną pozycją. dużo miejsca.
potem dla starszaka. genialny wygląd. używamy codziennie.

11. śpiworków mam dużo. spacerujemy codziennie. ważny to dla mnie produkt. ten sprawdza się najbardziej. gruby. porządny. oddychający. na długi czas. od noworodka do czterach lat. do fotelika, gondoli, spacerówki, na sanki. używam zdecydowanie najczęściej ze wszystkich jakie mam.

12. a tutaj to jest taki rarytas dla Mamy. nawet goście co przychodzą do nas i nie są gadżeciarzami w ogóle, potem przyznają się, że kupili ten bujak. tak bardzo ułatwia dzień. przy stole, przy gotowaniu. wszędzie, cały dzień. chyba gdybym miała tylko jedną rzecz zostawić z wyprawki Benka to zostawiłabym ten leżak. jak go dostałam to nie spodziewałam się, że aż tak się sprawdzi. no jest nieporównywalny do żadnego innego. ten komfort dziecka wysoko jest boski. jest kilka pozycji siedziska. pasy, wkładka dla noworodka. codziennie gotuję obiady. to jest tak wielkie udogodnienie. gadam do Benia, nogą bujam i mam Go obok a nie gdzieś tam nisko, albo za wysoko na blacie. super pomocny, przydatny. i jak z resztą, można kupić leżak za 300 (tak jak ja przy Tosi) i sprzedać za 30 bo tyle jest wart, albo kupić za 600 i sprzedać za 400 (bo za tyle ten z beaby używany na allegro kupiła teraz moja szawagierka).

spisałam rzeczy, których używam najczęściej.
(w każdym punkcie któreś (kolorowe) słowo jest linkiem do produktu. no niektórzy nie wiedzą. mogą.)

myśl pocieszająca

na dobre rozpoczęcie tygodnia. 

„– Czyż to nie cudownie, Marylo, że jutro następuje nowy dzień, w którym nie uczyniłam jeszcze żadnego głupstwa?
– Jestem pewna, że popełnisz niejedno – rzekła Maryla. – Pod tym względem nikt ci nie dorówna.
– Wiem o tym – przyznała Ania żałośnie. – Ale czy Maryla zauważyła u mnie ten pocieszający objaw? Nigdy dwukrotnie nie popełniam tego samego błędu!
– Niewiele na tym zyskujesz, jeśli wymyślasz coraz to nowe.
– Ależ Marylo. Chyba musi być granica dla błędów, jakie jedna osoba może uczynić, więc kiedy popełnię już wszystkie, musi przecież nastąpić koniec. Jest to stanowczo myśl bardzo pocieszająca.”

                                                                                                                                                  L.M. Montgomery

anne5a

małe opowieści.

_DSC0020

dawno, dawno temu, za siedmioma górami i za siedmioma rzekami…

zupełnie nie tak. całkiem niedawno i zadziwiająco blisko.

za siedmioma drogami krajowymi , za siedmioma supermarketami, w dzień halloween.
w maleńkiej wiosce, gdzie na skrzyżowaniu szkoła zielona stoi. gdzie do mleczarni rano z kankami się ustawiają.
wozem z koniem. Ktoś po masło czeka, a Ktoś inny po mąkę. wieś tak mała, że sklepik w mleczarni zrobili.
i można tam konserwę kupić i cukier. nie trzeba rowerem do wsi większej obok jechać. wnuczka do biedronki w mieście wysyłać.
jest i górka, gdzie na sankach cała wieś zjeżdża. a wiadomo, że dobra górka to podstawa do udanego dzieciństwa.
taki prawie koniec świata.. choć w centrum na mapie usadzone.
domy pustoszeją. do miast ludzi rwie. a Ci co zostali dni swoje dnią, jak i każdy z nas, od świtu do zmierzchu.
co rusz, choć już prawie dobrze, to lis kury wyłapie, to sztachety popróchnieją i trzeba załatać.
i w ten dzień halloween zebrali się uczniowie u swej nauczycielki. w jej drewnianym domku w lesie.
czarnych rajstop nazakładali, zęby na czarno pomalowali oby jak najstraszniej było i w drogę poszli.
-chodźmy najpierw do mojej Babci, bo Ona zaraz spać pójdzie – wykrzyknął jeden.
skręcili więc za piekarnią w lewo. płotek zielony. domek taki maleńki. z komina dym leci.
pukają. głos Babci słychać. 
-wchodźcie, wchodźcie.
cisną się do izby jeden po drugim. zmieścić się nie mogą. malutka kuchenka.
spod wielkiej wysokiej pierzyny, z pierza prawdziwego, siwiuteńka głowa wystaje.
siada na łóżku. w koszulince białej do kostek.
w piecu ogień się pali. skaczą iskry. drewno strzela. stół ceratą nakryty. ciepło tak w tej izdebce małej. czyściutko.
Babuleńka krucha taka. uśmiecha się i mówi „czekałam na Was moje dzieci”.
od domu do domu. nauczycielka i Jej uczniowie. po drodze opowieści, śmiechy.
a gdy już całą wieś obeszli to przypomnieli sobie o pewnym domu. oddalonym od wszelkich zabudowań.
dom koło młyna. i choć już byli trochę zmęczeni i zmarznięci to jeszcze tam ich nogi poniosły.
gdy przy bramie byli to psy ujadać zaczęły. stoją i wyglądają.
wyszła gospodyni , do środka prosi i mówi:
– One tak na Was czekały, a ja im powiedziałam, że nie przyjdziecie, że za daleko tu mieszkamy. musicie wejść koniecznie.
jak stanęli w progu ujrzeli dwie małe dziewczynki. w piżamkach takich samych. ta mniejsza trzymała w rączce misia. uszy mu się po podłodze wlekły. stały takie dwie małe krupeczki i oczy wielkie miały.. bo to strachy i do nich przyszły.

w jednym z domów, w wieczór wigiliny jak pewnie w wielu słychać gwar. zapach zupy grzybowej się unosi.
w rybach przebierają. przy stole dziatwy dużo. i było ich tak wielu,  że postanowili zrobić przed świętami losowanie.
Kto Kogo wylosuje ten mu prezent kupuje. i wszystko w największej tajemnicy być miało.
i już Każdy dopytywać chciał. że w sekrecie, że na boku, że może coś…
jednak największą zagadką był Dziadek. Kogo wylosował dziadek. 
bo cóż ten dziadek kupi. w supermarkecie nigdy nie był. telefon odebrać i wydzwonić tylko potrafi. Dziadek od wszyskiego co nowe z premedytacją ucieka. a jak wylosował tą co by chciała płyte z Justinem Bieberem? to co?
nic nie dają podpytywania. dziadek twardo tajemnice trzyma.
po kompocie z suszu czas już na te prezenty. dzieci spod choinki wyciągają. każdemu po kolei. 
zanim kolejny otworzy to czekamy co ten dostał.
na jednym z nich w papierze szarym napis widać „Justynka”.
i już po charakterze pisma każdy wie…
odwinęła z papieru. a tam pudełko. takie po żarówce. a w pudełku kartka. taka ze środka zeszytu wydarta. w kartce pieniążki.
Babcia już go łokciem trąca, że nie pomyślał, że mógł coś się postarać.. a On nic nie odpowiada.
kiedy wszyscy się już prawie rozeszli. Dziadek cichutko, jakby dla samego siebie opowieść zaczyna.
jak przyszedł pewnego dnia. w kieszeni miał kartkę i długopis schowany. powiedział, że ręce idzie myć.
i wtedy na tą kartkę spisał sobie nazwy perfum z półki.
a potem pojechał do miasta najbliższego i jak opowiada sam..
– poszedłem do takiego sklepu co się nazywa krosman czy coś i dałem Pani tę kartkę. a Ona powiedziała, że spisałem tylko główne nazwy. a muszę mieć jeszcze dokładny zapach i że to bardzo indywidualne i mi nie pomoże.
i kiedy kończył opowieść z kuchni wyszła Justynka. oczy miała takie zaszklone kiedy na Niego patrzyła..

małe wielkie rzeczy dzieją się każdego dnia. w każdej chwili. takie zwykłe. tylko trzeba się zatrzymać i obserowować.
nie brać życia pobieżnie i naprędce.
o tak, że biorę pod pachę i lecę…

_DSC0027 _DSC0011 _DSC0055 _DSC0052 _DSC0054 _DSC0059