blog roku – kogo polecam ja..

Ja udziału w blogu roku nie biorę, ale mam tych, na których oddaje swoje głosy…


Kategoria „ja i moje życie”

 Z dniem kiedy zakładałam tą stronę, nie miałam pojęcia co mi ten okręt przyniesie…

A przyniósł mi Iwonkę. Kocham ją niezmiernie. Każde jej słowo. Każdy Jej gest.

Choć Ona za oceanem, to jako pierwsza wyciąga ręke do pomocy, gdy tu w Polsce ktoś chory, ktoś cukru na święta potrzebuje… Wspaniała Mama. Tworzy wspaniały dom. A do tego wspaniale o tym pisze… To taki blog, co zasługuję na ten tytuł bez cienia wątpliwości.. I już widzę ją na tej gali.. Jak wchodzi, taka piękna na scene by odebrać nagrodę.. 

wybieram Iwonkę i Jej blog „Ona ma siłę”.

Żeby na Nią zagłosować trzeba wysłać sms o treści A00344 pod numer 7122 (gdzie zawsze 0 to zero).

 

Kategoria „lifestyle”…

Tak to już jest, że za blogiem zawsze stoi jakiś człowiek. Czyjeś ręce. Serce. Śmiech. 

tutaj, jest ciało wątłe jak u małej dziewczynki. śmiech donośny i zaraźliwy. serce wielkie, że aż zastanawiam się jak mieści się w tej małej istocie. tutaj kryje się wyjątkowa rodzina.

zdolny, mądry Tata. przepiękna, kochana córka. i kobieta jakich mało na tym świecie.. i skąd ta mądrość w tak młodej istocie…?

musicie wiedzieć, ze bardzo wiele tracimy poprzez to, że Karolina pisze tylko o modzie.

Mogłaby nas wiele o życiu nauczyć. To bardzo młoda rodzina. A ja czasami przy Ich wiedzy, sposobie życia czuję się taka malutka. to niezwykła rodzina. Mało takich w XXI wieku… Mało… Albo jeszcze mniej…

W tej kategorii głosuję na „Szafeczkę”.

Jej numer to C00045 pod numer 7122.

 

 Kategoria „pasje i zainteresowania”

Niezwykle zdolne dłonie. Pełna głowa pomysłów. Misie, co by się chciało je z monitora wyciągnąc i przytulić.. A jak Magoomama dołączy do tego słowa, to chciałoby się i ją przytulić do serca.. Choć nie znamy się osobiście, to patrzę na Nią i myślę, że można z Nią konie kraść..

wysyłam. „Magoomama” – numer Goo138 pod numer 7122

 

Kategoria „zdrowie i kulinaria”

Gdybym tylko miała więcej czasu, to i wymyślniejsze obiady bym robiła. Więcej ciast bym piekła. może coś w słoiki na zimę. a mnie czasu wciąż mało..

A Ona.. z dwójką dzieci.. piecze, gotuje, robi… a do tego ładna.. nie wiem czy nie ma za dużo.. ale jakby nie miała, to ja na Nią zagłosuję..

„bisto mama” – Doo301 pod numer 7122

 

Kategoria „literacko i kulturalnie”

A tutaj…

to się zatrzymam dłużej…

nie mam pojęcia jak ma na imię. nie mam pojęcia gdzie mieszka. czy koło katowic czy pod gdynią. nie wiem o niej nic. wiem tyle, ile liter poustawia na blogu. i nawet jak jest ich mało, to ja tam patrzę pół godziny. Czasami nawet cieszę się jak mało, bo łatwiej jest nauczyć się na pamięć..

tutaj pozwolę sobie zacytować jeden z Jej postów..

„Kto się boi pani es. Kto nie. Kto mi poda szklankę na starość. Kto mi poda leki. Od złego mnie uratuje, od zawału. Kto mnie uratuje przed alkoholizmem, przed izmem, szlajaniem się. Przed niewłaściwym towarzystwem, kto mnie uratuje. Kto mi w święta kupi bestseller i krem pod oczy. Kto ze mną pójdzie na wesele, jako że z osobą towarzyszącą. Kto mnie przywiezie zawiezie do szpitala, ze szpitala. Na cmentarz. Kto zajmie się zmianą opon z letnich na zimowe, z zimowych na letnie. I potem na zimowe. No kto. Zdrowie mija. Uroda panie. A kto mi potem poda rękę na schodach. Na pasach.

Kto mi powie, co gorsze. Być z tobą czy nie być. Co gorsze. Co lepsze. Na dwoje babka wróży. A jeśli, to kto mi pomoże, jak nie daj boże. Co więcej kosztuje. Co mniej. Ktoś mi podmienił związek na wagę. Na szale bez szału. Bez pytania. Czasem już nie mogę oddychać. Czy to strach. Jak mam, co mam. To przed czym?

Kto tego nie ma, kto ma? Kto się boi? Ja się boję. Kto mi poda herbatę. Idź, połóż się zaśnij. Idż nie myśl. Musisz mieć kogoś, kto ci poda.”

To jest jeden z setek postów, które bym jadła łyżkami. gdyby chciała za ten talent miliony, to ja bym te miliony nawet ukradła.. nawet jakbym miała całe życie za to siedzieć…

Dla mnie arcydzieło!

 „tylko spokojnie” – E00142 pod numer 7122

 

A Kogo polecacie Wy?

To nominowałam ja…

photo by koperska.eu

 

no miło mi…

miło bo… w ostatnim czasie dostałam dwa maile z zaproszeniem do wywiadu…

i to nie , że po znajomości czy ze strony od koleżanki.. nie, nawet nie od koleżanki mojej koleżanki..

dlatego tak mi miło.. że to od zupełnie mi obcych osób… no teraz już nieobcych..

w pierwszym z nich, się rozgadałam na całego.. a i tak na koniec stwierdziłam, że nawet połowy co chciałam nie „powiedziałam”…

może uda mi się dopowiedzieć..

i jak to ja… nie odchodzę po wywiadzie ot tak.. że zawijam kiece i lece… nie, nie.. po tym wspólnym „gadaniu” umówiłyśmy się na kawę.. to dopowiem resztę…

żeby przeczytać zapraszam – Projekt Pozytywka (klik)

 

 

 

a drugi.. to już krótki.. ale fantastyczna forma.

taką prezentacje widziałam kiedyś w jakiejś kolorowej gazecie.. i zawsze sobie myślałam.. ale fajnie.. co ja bym wtedy powiedziała..

a tu masz…  jak to dobrze marzyć, bo jaka radość gdy te marzenia się spełniają..

do „Mojego świata” zapraszam Was do Lili naturalna (klik)

 

zmienia się człowiek…

 

uwielbiam jak w przedpokoju buty stoją równo. jeden koło drugiego.

jak łóżko pościelone tak gładko, że nie ma pagórków tam, gdzie piżama pod pościel wrzucona.

jak ręczniki złożone w pół, w łazience wiszą. i jak nie piętrzą się sterty ciuchów na koszu, na pranie.

uwielbiam pusty, czysty zlew. i koniecznie, żeby w koszyku odpływowym paproszek żaden nie został.

jak na blacie kuchennym nie stoją niedopite kubki po herbacie, kawie, soku.

kocham nad życie idealnie poukładane ciuchy w szafach. osobno krótkie rękawki, osobno te na ramiączkach. i kolorystycznie.

idealnie poodkurzany dywan i okna czyste.

jak nie ma zacieków i tłustych plam, przy uchwytach w kuchennych szafkach.

jak za kanapą nie ma kotów z kurzu.

podłogę czystą w kuchni wielbię niewyobrażalnie.

jak z szafki pod zlewem nie wysypują się tony reklamówek, pudełek po jajkach, butelek plastikowych..

i koniecznie idealnie lśniące baterie w łazience.

muszę mieć idealny porządek, by być szczęśliwą. a nikt w to nie wierzył.

gdy byłam mała, Mama patrzyła na mój pokój i machała głową mówiąc:  „dziecko, dziecko, co z Ciebie wyrośnie to ja nie wiem”, albo „zarośniesz w tym brudzie, i to dziewczynka, wstyd.”..

no a ja nie wiem nadal, czy coś dobrego ze mnie wyrosło, ale wiem na pewno, że ten porządek to ja muszę mieć. jestem nawet chora na jego punkcie.

nie jestem w stanie obejrzeć filmu, wypić spokojnie kawy, nie mówiąc o czytaniu książki, gdy ze zlewu wystaje uchwyt od garnka..

pamiętam jak Antka miała kilka miesięcy, i to wychodzenie zimą na dwór to był wyczyn niezwykle wyczerpujący, to ja jeszcze zanim wyszłam musiałam się rozejrzeć po mieszkaniu, by być pewną, że jest zostawione w idealnym stanie.. bo inaczej cały spacer ta myśl w głowie, że tam ten piach w przedpokoju koło wycieraczki..

 

…koło 21ej wychodzę z sypialni.. wolnym, niepewnym krokiem bo już i mnie się prawie oko przymknęło przy tym usypianiu.

w ręku butelka z niedopitym mlekiem.

stawiam obok zlewu. bo w żadnej z dwóch komór nie ma miejsca. może bym i schowała do zmywarki. ale żeby schować to trzeba wyciągnąć te, które właśnie się umyły.

a hałasu narobię. talerzami będę trzaskać. nie, nie..

siadam przy stole w kuchni. na stole kubków cztery. z niedopitą herbatą, po kawie, z jakimiś gałęziami żeń-szenia i po siemieniu lnianym. rany, ile On tych mikstur może narobić…

podłoga brudna jak święta ziemia.

idę choć ogarnąć łazienkę, żeby prysznic wziąć. rajstopy i zużyty pampers wyglądają na mnie już sprzed drzwi. wszystkie płyny, szampony, odżywki, pilingi pływają w brodziku. zabawki w konfrontacji z nimi nie mają szans. układam równo z powrotem na półkę. jak co wieczór. wypuszczam wodę, składam ręcznik…

siadam na kanapie. włączam tv. obieram nam pomelo. patrzę na ten bałagan i zastanawiam się jak mogłam bez niego żyć..

przecież ten bałagan to dom. ten rozmazany jogurt na nogach od stołu. te piloty całe w czekoladzie. lalki wciśnięte do bębna w pralce. wysypana na środek kuchni półka z bibelotami. patrzę i już wcale mi to nie przeszkadza. zamykam wtedy oczy i mówię w myślach „ten dom żyje”…

dziecko tu jest zdrowe i dlatego ma tyle energii. naleśniki z serem były pyszne, stąd ta kuchenka taka zatłuszczona. spacer w mroźny dzień i naniósł się ten piach pod butami..

psy koniecznie wszytkie trzeba zobaczyć, stąd te łapki na każdym z okien…

i choć nadal porządek kocham i staram się jak mogę, to nauczyłam się czasami machnąć ręką i stwierdzić …

jutro się posprząta…

 

 

świat rzeczy… rzeczy świat…

zupełnie zapomniałam, że kiedyś, dawno temu, zakładałam tego bloga z myślą pisania o dziecięcych trendach.. zaniechałam to dosyć mocno… i może dobrze, bo jaki ze mnie wyznacznik tego co modne… 

ale na pewno mogę napisać co mi się podoba i mam nadzieję Antoninie.. i co między innymi trafiło ostatnio pod nasz dach..

ale zanim o tym, to znalazłam ostatnio bardzo fajną stronę z regularnymi kuponami zniżkowymi- cuponation.

czekam cierpliwie aż będzie rabat do sklepu z hunterkami,  bo wypatrzyłam, że mają ich w swoich partnerach.

teraz aktualnie jest fajna oferta douglasa i rossmana – tutaj. może to już dawno jest, tylko ja o tym nie wiedziałam…

no ale… kiedyś brałam udział w konkursie.. post konkursowy tutaj.

zajęłam pierwsze miejsce, a wygraną był voucher w sklepie Bokado.

powiem Wam, że to była jedna z trzech rzeczy jaka skłoniła mnie do wzięcia w nim udziału. ta wygrana do wybrania w Bokado.

wybrałam rowerek biegowy – skuterek kiddimoto. czekam jeszcze, aż dziewczyny sprowadzą mi kask z tej samej firmy dla Antoniny.

 osobny post zrobię o tym co jeszcze wybrałyśmy…

 

 

pamiętam jak Tosia była mała, i przychodziła do nas znajoma z synkiem Brusiem.

zawsze w woreczku miała dla Niego ciesteczka. było to mocno urokliwe i pomysłowe.

dlatego właśnie ten wykorzystam na te ciasteczka – zwierzaczki i flipsy.

dostałyśmy go wraz z tym serduszkiem od Nicoli, a Mama Nicoli kupiła go dla nas tu.

 

 

zupełnie przez przypadek, wpadając jak burza po pampersy do Rossmana, kupiłam karty zwierzaki, żeby Antka nie rozwaliła wózka i sklepu zarazem. 

były jeszcze kształty, kolory. i myślę, że to fajna sprawa, bo sa małe, mieszczą się do torebki w kieszonce na telefon. dla maluchów i dla dzieci kilkuletnich. kosztowały naście złotych a coś innego niż książeczka.. małe, poręczne, zajmujące dziecko na długo..

 

 

wyprzedaży szał. 

i jak ja zawsze na wyprzedaże wchodziłam pierwsza i ostatnia wychodziłam, to w tym roku przeszły mi koło nosa. nie było za grosz czasu, ale i potrzeby. 

pojechałam tylko do Zary, bo tam już dawno upatrzyłam buty dla Tochy. 

Ona, jak prawdziwa kobieta, znalazła sobie torebkę i potykając się o pasek, nie chciała oddać nawet do skasowania. chyba w ogóle dziecięce wyprzedaże najbardziej lubię w Zarze..

a Tata złapał się za głowę, że dwie kobiety z tysiącem torebek w domu, to już szaleństwo.. ale chyba za to nas kocha…

i to na dziś tyle ze świata rzeczy..

ach… spodnie z misiem na pupie – tutaj, bo na ulicy mnie wszyscy pytają..