łapacz snów…

 

 

Dziś mam dzień zamykania na ostatni guzik prezentów gwiazdkowych.

Dziś mam dzień zamówionych zdjęć.

I dzień, gdzie odwiedza nas Ktoś bliski.

A ja w piżamie, z włosami mocno wczorajszymi. Z pełnym zlewem, brudną podłogą w kuchni i naniesionym kilogramem błota w przedpokoju. Obiadem jeszcze głęboko zamrożonym, suchą jak pieprz suszarką do prania i wirującym bębnem z kolejnym praniem…

Dlatego proszę Was mocno o wybaczenie, za ten post na szybko…

 

Pokażę Wam co kupiłam ostatnio, i z czego jestem niezwykle zadowolona.

Mobil i łapacz snów z Moi Mili (FB tutaj). W tej firmie znajdziecie piękne piórniki na kredki, pudełeczka drewniane, poduszki, woreczki, torebeczki… a wszystko to z bardzo oryginalnych materiałów… U nas do piórnika jeszcze trochę.. a i z mobilem chciałam czekać do domu, bo i tak leży w tym stosie pudełek na kupce składowanych na nowy dom… ale powstrzymać się nie potrafiłam. Mobil robiony na zamówienie, bo jak to ja koniecznie w pastelach…

A łapacz snów.. Oj, to skradł przede wszystkim moje serce.. choć Moi Mili znani głównie z mobili to drem catcher mnie pochłonął bez reszty. Może też dlatego, że Tata Tosi ma takiego wytatuowanego na ramieniu. Indiański.

O jego znaczeniu możecie przeczytać tutaj.

Czekają więc cierpliwie w swoim pudełku, jak misie polarne w zimowym śnie… a ja widzę już jak pięknie zdobią ściany przyszłego Antoniny pokoiku na poddaszu…

 

Tak jak pisałam kiedyś, oszalałam na punkcie butów Emel ( FB tutaj), gdy zobaczyłam je na żywo.

Uwielbiam motywy kowbojskie. Sama mam kilka par butów kowbojskich, a za jedną z nich pojechałam specjalnie 300km, zostawiając całą swoją pensję.. Mam je już 7 lat i kocham nad życie… nie żałując ani grosza, który tam wtedy na nie wydałam.

Mam kilka kapeluszy.. W krowie łaty i pasujące do koszul w krate…

Cieszę się, że mogłam te upodobania przenieść na Antkę… póki jeszcze mi pozwala…

O Emelu zrobię osobny post, bo miałam przyjemność odwiedzić Ich farykę. 

Pomimo, że znaleźć buty dla dziecka mego, jest bardzo trudno (ma wysokie podbicie), to te leżą idealnie. Z kożuszkiem w środku, z uroczym napisem „love” na zamku..

Zastanawiam się jeszczę nad tym modelem na tą zimę, bo bardzo uniwersalny, klasyczny. Do sukieneczki i do jeansów. 

Na wiosnę koniecznie ten, ten, ten  i ten. Jest tam w czym wybierać. W końcu znalazłam markę gdzie butki są świetnie wyprofiowane, a do tego idealnie trafiają w mój gust..

Jestem przywiązana do marek. Lubię coś wypróbować, znaleźć najlepsze i przy tym zostać.. Tak jak mam z bodziakami i rajstopkami.

 

Zmykam więc organizować się mocno na ten dzisiejszy dzień…

i do poniedziałku… a wtedy postaram się wrócić w fotografii i słowie do naszej codzienności..

 

 

 

nic już nie jest takie samo…

 

Miałam ostatnio taki dzień… Koszmarny. Nie, to nie był zaledwie dzień.. To tydzień cały..

Jakby powiedziała Ania Shirley – otchłań rozpaczy… I, że nie otchłań najgłębsza, bo czy zielone włosy, czy rozbita tabliczka na głowie Gila była otchłanią prawdziwą? Nie. Ale w ten czas, dla Jej ciała i duszy była to taka dziś skrajna depresja…

I mi się tak nazbierało. I choć broniłam się najlepiej jak potrafię, przed pędem, gonitwą, stukaniem palcami o kierownicę, z niecierpliwości, gdy czerwone światło uparcie się przedłuża.

I ten tydzień taki, że telefonów dziesiątki, maili, spotkań, wyjazdów…

I wydawałoby się, że w swoim żywiole jestem. Załatwiać, organizować, szukać i na rozmowy pędzić to takie… moje..

I było, i nadal moje jest…

Tylko, gdy na świecie pojawia się dziecko, to już nic nie jest takie samo…

Nie, nie… A i owszem można przecież tańczyć na stołach do rana. Wywijać falbanami spódnicy, nad głowami dystyngowanych par, równo, poważnie siedzących w rzędzie, przy talerzykach i kieliszkach.

Można w kinowym fotelu wygodnie się rozsiąść, z wielkim pudłem popcornu i colą w zestawie XXL. A potem, bez pośpiechu jeszcze rozmowy o filmowym przesłaniu snuć.

Można w butach na obcasach, pędzić autem na spotkania z przyjaciółmi. I słuchać muzyki najgłośniej jak się da, aż głośniki charczeć zaczynają..

Można zatracić się w centrum handlowym i oprócz gotówki, nad kartą przestać też panować.

Można…

Tylko.. jakoś tak usilnie i z głowy wyjść nie chce myśl…

Czy tam czasami skarpetka się nie zrolowała i w buciku nie uwiera, przy chodzeniu…

Czy czapkę nie za mocno pod szyją ma zawiązaną..

I czy jak wróci ze spaceru stopy niezmarznięte? A jak tak, to czy pamiętają rozgrzać?

Może zadzwonię przypomnieć…

I jak będą wkładali do fotelika samochodowego koniecznie kurteczkę na dole pociągnąć, by wygodnie się siedziało.

To gęste mleko przez smoczek trójprzepływowy, bo przecież w czwórce za ciężko Jej się pije.. Na pewno o tym zapomnieli. Zadzwonię.

No i żeby na telewizor nie patrzyła zbyt długo.

I włoski odgarniać z czoła, bo do oczu wchodzą, a spinkę zjada wciąż… żeby pamiętali..

I tam w torbie jest krótki rękaw, gdyby było za ciepło w domu… Na samym dnie dałam, może nie zauważą… To napiszę i przypomnę.

I na tym spotkaniu przecież nic mnie nie goni, miło tak się rozmawia i produkcja zaklepana.. A ja myślami już, a może od początku, zupełnie gdzieś indziej…

Bo kiedy rodzisz dziecko… nic już nie jest takie samo…

 

 

 

 

 

W jeden z wieczorów tego zaganianego tygodnia przyszła paczka.

Całkowicie o niej zapomniałam. I nie czekając więc… nie przedreptując z nogi na nogę wypatrując kuriera… dostałam dawkę pozytywnego zaskoczenia.

Wielu z Was wie, że zagraceni jesteśmy okropnie, gdyż metraż mieszkania nie przewidział mojej miłości do aranżacji wnętrz… I ja na przykład aranżuję w jednym pomieszczeniu kilka pomieszczeń… ot co.. Ale przyszedł kres… Nie da się już normalnie funkcjonować..

Wszystko co piękne, a oprzeć się nie potrafię, trzymam w pudłach. Ładnie poustawiane czekają na dom. Myślę też, że gdy tylko się pojawi, to dziecięcych drobiazgów będzie na blogu znacznie mniej… Wyprą je zaaranżowane kąciki bibloteczne, ściany wspomnień, białe donice i lampiony na werandzie…

Nie mogąc się oprzeć zamówiłam kilka kolejnych drobnostek w Scandiloft.

Cudne stęple z tuszem.. i zawieszki. Kontener z butelkami i słomki.

Alfabet stęplowy w uroczym pudełku. I kilka innych, które pokażę przy kolejnej okazji..

Zamierzam robić już w domu zawieszki na dżemy, soki.

Na klamki do dziecięcych pokoi, z różnymi napisami. Doczepiać do prezentów i drobnych upominków. Kilka drobnostek, za małe pieniążki a można wymyślać i tworzyć mnóstwo dekoracji. Tych ważnych i codziennych.

Okazało się, że właścicielka sklepu zna naszego bloga i Tosia w prezencie dostała lampkę nocną.. Królika. A że jest z miękkiej gumy, to zasypia z nim regularnie. Dziękujemy bardzo!!! Sama bym tego nie odkryła, a jest niezastąpiony.

 

 

 

Każdy tekst przed opublikowaniem wysyłam mojej przyjaciółce Andzi. 

A Ona mówi mi, czy w ogóle da sie przeczytać, i te literówki porawia bo ja z pośpiechu połowę liter gubię…

A na końcu zawsze dodaje mi coś od siebie… i dziś Wam wkleję co napisała.. bo ładne bardzo…

„Ostatnio gadam cały czas z ludźmi. W tych autobusach, busach, pociągach, na przystankach. Non stop gadam z nimi. Ciekawych i fajnych ludzi spotykam. Jedna bardzo  interesująca,  za jej sprawą też pisze juz list motywacyjny  na wyjazd na ten wolontariat 🙂  a i w sklepie ostanio przy półce z chlebem i miodem. Stoję i patrzę, a tam pani w płaszczyku z tatum, który bardzo mi sie podobał! I mówię do niej! O, Pani ma piękny płaszcz, ten z tatum, ale na mnie był za duży! a jest śliczy i Pani tak pasuje…. no i  gadamy! o jajkach od chłopa co w  Wieliczce można na rynku kupic, i warzywa świeże też tam. A że ona młoda mama, więc zwraca uwagę na to… a teraz jej dziecko śpi więc wyjscie do delikatesów to  relax…a to jak młoda mama, to ja polecam blog taki piękny, szafa Tosi! aaaa że zna i zagląda bo jej sie podoba! a to moja przyjaciółka robi :)a to ona na wymiane zaprasza do ich bistro baru, który za tydzień otwierają na Szlaku, bo to blisko mnie…. o rany jaka to była miła rozmowa na koniec dnia!!!!echhhhh”