zmarszczki / życzenia

Leżeliśmy na łóżku. Wszyscy razem. Późnym wieczorem. Zaraz przed spaniem.
Zanim rozejdą się do siebie, kokoszą się u nas. Najczęściej też u nas zasypiają.
Potem nie mamy serca Ich budzić żeby przeszli do swoich łóżek.
Chłopczyka jeszcze jesteśmy w stanie przenieść, ale dziewczynkę już ciężko.
Kiedy natomiast zasypiają u siebie, to pomimo wieku, nie ma końca nawoływań nas na ostatni już przytulas i całusek. Czasami stopujemy rozpoczęty film kilka razy i ciągniemy te zmęczone nogi po schodach na górę, aby dać po jeszcze jednym, „ostatnim” przytulasie.
Czasami, owszem, mówimy Im, że zajdziemy do nich raz jeszcze idąc spać.
Czasami, owszem, mówimy – dzieci, już byliśmy, dajcie nam też coś obejrzeć.
Ale zawsze wtedy nie wiem o czym oglądam film, bo myślę sobie, że jestem beznadziejną Matką. I, że kiedyś zapragnę chodzić na te niekończące się całuski.
Ale… wtedy leżeliśmy wszyscy razem, na jednym, sypialnianym łóżku, gdy Benio jeździł palcem po twarzy Taty. Po nosie, policzkach, aż zatrzymał się paluszkiem na czole.
– Czemu Ty masz Tato tyle zmarszczek? – zapytał, po czym dodał – a fuj.
– Zapytaj Mamy, Ona jest specjalistką od zmarszczek.
Odpowiedział tak, bo słyszał jak kiedyś to samo pytanie Benio zadał mnie. I również wtedy przystanął paluszkiem na czole.
– Wiesz synku – odpowiedziałam wtedy – te zmarszczki to jak najpiękniejszy obraz mojego życia. Szkicowany z wielką dokładnością. Gdybym się ich pozbyła, to jakbym po części wymazała jakiś fragment ze swojego życia. A ja, całe swoje życie, bardzo kocham. Dzięki wszystkiemu co się zdarzyło, jestem tu gdzie jestem. Nie chciałabym być w żadnym innym miejscu.

A poza tym – pomyślałam – który fragment miałabym wymazać aby zachować to życie takie jakie mam? Czy te złe?
Kiedy właśnie te złe chwile, doświadczenia, te smutne zdarzenia, pozwalają wyciągać lekcje i żyć lepiej niż dotychczas. To one robią terapie, które działają. Wciąż powtarzane myśli aby nie przejmować się tym czy tamtym, nie stają się naszą wcieloną w życie lekcją. A nawet jeśli, to bardzo długą nauką. Żmudną, do której często traci się cierpliwość.
Tylko doświadczenie, gdy zawiedzie Cię Ktoś, Komu dałeś całe serce umocni wiarę w to, że nie masz wpływu na to jak odbierze Cię świat. Świat odbiera Cię przez pryzmat swoich problemów, nie przez pryzmat Twojego zachowania.
Czasami dasz Komuś całą lojalność swoją, a On ją zdepcze, bo będzie potrzebował potupać nogami.
Innemu dasz mało co, a On będzie Cię cenił, bo spokojnie kroczy przez życie i wiele ma w sobie pokory.
Tylko doświadczenie, gdy zawiedziesz Kogoś Kto oddał Ci serce i lojalność swoją, umocni wiarę w to, że refleksja nad tym zdarzeniem jest głęboką lekcją.
Z tego jest ogrom zmarszczek. Bo takie lekcje mają wielką wagę. Skóra, która ten ciężar musi unieść, mocno się naciąga. Kiedy teraz przychodzi zmartwienie podobnej wagi, szukam na twarzy bruzdy, która odpowiedzialna jest za tę już przepracowaną lekcję. Uświadamiam sobie, że ta mądrość już wyryła się zarówno w głowie, duszy jak i na mym czole. A może odrobinę między brwiami. Gdzieś tam. Noszę ją wraz z sobą.
Uwielbiam te zmarszczki przy zewnętrznych kącikach oczu. Najintensywniej tworzą się latem. Gdy na leżaku czytam książkę. Słońce świeci tak mocno, że muszę zawsze przymykać jedno oko. Kiedy przewracam się na drugą stronę, przymykam drugie.
Po takim dniu na słońcu, od oczu odchodzą mi kreski jak promienie słońca. Trzy nieopalone w środku zmarszczki. Mówią o tym ile udało mi się przeczytać wciągających historii. I jak piękne okoliczności towarzyszyły temu czytaniu. Zatem jak oddać tak piękne wspomnienia?
Nawet wprost przeciwnie, co lato tworzę nowe.
Przecież każda ta zmarszczka miała też swój początek. Czy już wtedy, gdy będąc nastolatką, o późnej porze spóźniał się pociąg, a dworzec zdawał się być trochę straszny.
A może początki zmarszczek sięgają dnia stresu przy przedszkolnej, pierwszej recytacji?
Pogłębiają się w tęsknocie przy pierwszej miłości, w gniewie przy czwartej, i śmiechu przy ostatniej? Ileż w żłobieniu zmarszczek swojej roli miał wciągany katar, gdy stało się na przystanku autobusowym? I cóż namalowały głupie miny?
Przecież strojenie głupich min również przystroiło na stałe naszą twarz.
Każde zdziwienie, które porusza całe nasze czoło sprawia, że już nie musimy dziwić się po raz kolejny i idziemy już spokojniej, po tym co oswojone.
Moja przyjaciółka Ala (która jest odpowiedzialna za większość moich zmarszczek śmiechu), mawia – Twoje czoło żyje swoim życiem.
To prawda. Ono całe się porusza gdy mówię. Gdy pokazuję. Jest odzwierciedleniem mojego charakteru. Tak samo żyję. Całą sobą. Czasami takie życie robi naprawdę głębokie zmarszczki.
Świetnie trafiło, bo ja swoje zmarszczki bardzo cenię. Jestem z nich dumna.
Ze swoich przeżyć, po których się podnoszę. Ze swoich śmiechów do łez, w których wielbię tonąć. Ze zmartwień, które nazywam – wszystko działa na moją korzyść. I wtedy też tworzę jakąś zmarszczkę, gdy w skupieniu szukam korzyści.
Zmarszczki smutków, rozpaczy, błędów trzeba trzymać blisko, bo świadomość ich nabycia pozwala przetrzymać je w teraźniejszej formie. Tylko takie zatrzymanie ich pogłębienia mnie interesuje. Natomiast te od śmiechu niech idą w najgłębsze tonie.
Życie nauczyło mnie, że tylko piękno i wartość naszych doświadczeń, naszych uczuć, naszego czerpania z chwili jest nieśmiertelne. Bo ich energia krąży po świecie nawet wtedy, gdy nas już zabraknie.
Zatem lubię każdą z moich zmarszczek. Te, których sympatią darzyć nie powinnam, są ważne poprzez lekcje jakie dane mi było z nich wyciągnąć. Jestem dumna, że odrobiłam na te lekcje prace domowe. Czasami z opóźnieniem, ale ocena poprawiona.
O tonących w zmarszczkach dłoniach mogłabym napisać trzy tomy. Kiedy wyprostuję dłoń, nie posmarowawszy jej wcześniej kremem (bo mało kiedy to czynię), widzę te zmarszczki jak gęste fale oceanu, które uderzają o kostki jak o brzeg.
W tych falach widzę przerzucone tony prania, przewiniętych pieluch, doprawionych rosołów, rozłożonych zmywarek, przejechanych na motocyklu kilometrów, gdy zapomniało się rękawiczek… I pewnie one też miały swe początki właśnie wtedy, gdy przerzucałam koleją stertę cegieł i pustaków aby zbudować nowy dom przy warsztacie Taty, a w nim ugotować zupę z piasku i mleczy…
Z wielką czułością patrzę na swoje zniszczone dłonie i czoło pełne bruzd.

– Tu Synku – powiedziałam na tym sypialnianym łóżku, delikatnie głaszcząc Taciną zmarszczę – jest zapewne zmarszczka, która powstała, gdy Tatuś budował nam domek.
Ta może wtedy, gdy rodziłeś się Ty albo Tosiulka. Jedna z nich ugruntowała swą pozycję, gdy Mamusia miała wypadek. O! – wskazałam na środkową i największą – ta na pewno jest od wygłupów. Przecież wiesz, że Tata jest w tym świetny. A początek tych zmarszczek sięga tam gdzie opowieści Babci, gdy wracał jako dziecko przemarznięty cały z zimowych szaleństw. Wiesz ile musiało się na tej twarzy dziać? Ile zmartwień, gdy iglo nie chciało się trzymać tak, jak z kumplami założyli. Gdy śmiali się jak Ktoś w zaspę wpadł…
To jest piękne czoło synku. Czoło pięknego życia.

Spuścił ze mnie wzrok i na nowo zaczął jeździć paluszkami po twarzy Taty. Już zupełnie inaczej. Z wielką uwagą i w zamyśleniu. Pewnie tyle tam dostrzegł życia, o którym nie zdołałam opowiedzieć…

Jak i zmarszczki, tak i siwą swą lubię głowę. Swoją i Jego.
Czasami ludzie rozmawiając ze mną, patrzą mi na włosy zamiast w oczy, pewnie się nadziwić nie mogą, że można mieć tyle siwych włosów w tym wieku. Ach pewnie!
Każdy siwy włos to moja opowieść. Mam ich pełną głowę.

Życzę Wam moi Drodzy na te święta i na życie, abyście zaczęli cenić swoje opowieści.
Bez względu na to jakie są.
Bo najważniejsze jest to, jakimi dzięki Wam się staną.

grudzień

Dwa lata temu dostałam duży list. Pocztą.
W środku była ilustracja podpisana – tak widzę książkę „sierpień”.
Patrzyłam bardzo długo i wnikliwie. Była zjawiskowa.
Na tyle piękna, na tyle chciałam jej więcej, że pomimo moich zarzekań co do kontynuacji „sierpnia” zaczęła kotłować mi się myśl – co można zrobić innego?
Nie chciałam pisać dalszych losów Janki, Baśki i reszty ferajny. Bo czasami mniej to lepiej.
Lecz tamten czas, wieś i zamknięcie opowieści w jednym miesiącu bardzo zaprzątało moją głowę. Choć nie ukrywam, że tę głowę zaczęło zaprzątać do reszty, gdy zobaczyłam tę nadesłaną mi ilustrację Marty.
Skontaktowałam się z Nią i postanowiłyśmy zrobić coś razem.
Jako, że ilustracje, dużo ilustracji, to… dzieci. Jednak pisząc dla dzieci, nie chcę się zamykać na świat dorosłych. A może i pisząc dla dzieci piszę bardziej z myślą o dorosłych…?
Cofnęłyśmy się zatem do tych samych lat, które towarzyszyły przygodom „sierpnia”.
Ale nie ma tam żadnego połączenia bohaterów czy miejsc. Książka „grudzień” jest zupełnie odrębną opowieścią.
Grudniowa gawęda prowadzi przez 24 dni zimowego oczekiwania na Boże Narodzenie.
To świat widziany oczami głównej bohaterki o imieniu Hala. Czytelnik dzięki dołączonej mapie może wraz z mieszkańcami wodzić wzrokiem i palcem po ich codziennych ścieżkach, podwórkach, między drewnianymi płotami. Po Ich doli i niedoli.
To książka przenosząca w świat naszego dzieciństwa, a może i dzieciństwa naszych rodziców. To świat pełen zwykłych zdarzeń, które w oczach dziecka stają się tymi, które tworzą Jego niezwykłe życie. Bo czyż poszukiwanie zagubionych kur po całej wsi, z gromadą sąsiadujących dzieci, pomoc najstarszym mieszkańcom, zjazd na workach pełnych siana, czy pierzowiny nie zbudowały w nas tego, co nosimy we wspomnieniach z największą czułością…?

Czytana po jednym rozdziale według daty, staje się małym, książkowym, adwentowym oczekiwaniem na święto miłości, bliskości, rodziny i zrozumienia.
Jeśli macie ochotę dołączyć do tego, co stworzyłyśmy wraz z ilustratorką Martą Tyfą Woźniakowską, zapraszam Was do książki. Książki liczącej 208 stron, w twardej oprawie z zakładkową tasiemką. Do książki dołączona mapa, która oprawiona w ramę może stać się obrazem.

Książka „grudzień” do kupienia na www.sklep.juliarozumek.pl

40


Usiadłam do składania po dwóch miesiącach, bo czas wypełniony po brzegi.
Filmik nie kłamie.
Tata jest milczącym myślicielem. Benio jest Babci oczkiem w głowie, bo zawsze marzyła o synach, a ma dwie córki i trzy wnuczki. Tosia jest Córunią Tatunia.

Filmik miał być tylko naszym prywatnym wspomnieniem, ale go tu zostawię, bo Babcia i Dziadek zawsze wszystkiego szukają na moim blogu. To Ich dorosły pamiętnik prowadzony przez córkę.

Mój mąż zapytał mnie co chcę na 40 urodziny. Odpowiedziałam, że czas z najbliższą rodziną.
I pojechaliśmy na kilka dni wszyscy razem. Cudownie, że nie świeciło słońce, bo moi rodzice słońca nie lubią, a było na tyle ciepło, że dzieci mogły się w jeziorze kąpać.
Znaleźliśmy domek idealny na rodzinny wyjazd. Każdy miał swój pokój, i dużo przestrzeni wspólnej. Basen, jezioro, plaża, małe miasteczko. Cudowny czas.
Zaśmiewamy się z moją siostrą (bo jesteśmy najbardziej Włoską rodziną z Polski), że jak z takiego cichego człowieka jak nasza Tata, mógł się stworzyć taki harmider? 🙂
A najpiękniejsze jest to, co mówią nasze bliźniaczki
– Wiesz Ciocia, że jak gadamy z ludźmi to Oni mówią „święta z rodziną – trzeba to jakoś przeżyć”, „obiad niedzielny – trzeba to jakoś przetrwać”, a my nie możemy się zawsze tego czasu wspólnego doczekać.
Zawsze jest tyle śmiechu, rozmów, dyskusji zagorzałych, wymiany poglądów, sprzeciwów, ciepłych słów i gestów, tyle przytulań. Każdy może być sobą. Wtedy kiedy jest wkurzony to każdy wie, że jest wkurzony. Kiedy jest zły czy smutny. W naszej rodzinie nie ma żadnych kurtuazji. I każdy ma takie samo prawo głosu.
Moja siostra pod jakimś zdjęciem na naszej grupie whats’up skomentowała:
„Fajni jesteśmy, co? Rośniemy, starzejemy się, kłócimy, godzimy.
Wiele w nas siły i miłości.”
Nie wyobrażam sobie lepszej rodziny do życia. Z nimi nigdy nie jest nudno. Z nimi zawsze się człowiek rozwija i uczy. Z nimi zawsze czuje się bezpiecznie. Z nimi czuje się ważnym i docenionym. Z nimi po prostu chcę się żyć.

I ta zapętlona dwa razy piosenka… Ale jako, że filmik ma być naszym wspomnieniem, a słowa są idealnie pasujące do moich myśli, to sobie tak zrobiłam i jestem zadowolona. 🙂

Patrząc ciągle tylko w przyszły czas
wypatrując ile nam przyniesie
co będzie, jak lepiej
i kiedy wreszcie będzie
Nieustannie wróżąc z cudzych kart
Nie wiesz nawet ile wciąż umyka
przez palce ucieka
Ucieka dobra z życia

To co dobre
To co lepsze
Co najlepsze to jest dzisiaj
To co dobre
Co najlepsze
Dobrze się wszystkiemu przypatrz

Patrząc jak przechodzi dzień za dniem
W niedopowiedzianą bliżej przestrzeń
Nie tęsknić, nie możesz
Masz wszystko wokół siebie
Raz przeczytaj co już w rękach masz
Zamiast kaligrafią kreślić w myślach
pocztówki te z życia
których nie zdążysz wysłać

To co dobre
To co lepsze
Co najlepsze to jest dzisiaj
To co dobre
Co najlepsze
Dobrze się wszystkiemu przypatrz

Jakość na kółku zębatym (na dole po prawo) – 1080p