podarunki 48


Dzisiejsze podarunki goszczą na blogu dzięki marce CoolPack.
Ich Matką jest marka Colorino. Znana każdemu z najlepszych kredek na świecie 🙂
Kolekcja LedPack jest zaprojektowana dla dzieci z myślą o Ich bezpieczeństwie. A przy tym dla doskonałej zabawy. 
Kolekcja zawiera plecaki od przedszkolnych rozmiarów do dużych walizek na kółkach.
(My mama rozmiar L, który jest duży, ale plecaków na czas teraźniejszy mamy już trochę i wzięliśmy ciut większy. Aby był też na weekendowe podróże.)
Doskonałe dla dzieci, które już same wracają ze szkół do domu, gdzie w tym okresie jesienno-zimowym zmierzch nadchodzi zdecydowanie za szybko.
23 tryby świecenia, banalnie proste załączanie poprzez naciśnięcie guziczka.
Dokładne i solidne wykonanie. Lekki. Plecy z pianki, 3 komory, miękkie wygodne szelki, gwizdek ratunkowy i wiele innych przemyślanych i trafnych pomysłów.

Dziś mamy dla Was trzy nagrody.
1. 300zł na wykorzystanie w kolekcji LedPack
2. 200zł na wykorzystanie w kolekcji LedPack
3. 100zł na wykorzystanie w kolekcji LedPack.

Wystarczy odpowiedzieć w komentarzu pod tym postem na pytanie:
„Zamykasz oczy. Jesteś ponownie dzieckiem. Zakładasz plecak na plecy i wyruszasz. Gdzie idziesz? Co wkładasz do plecaka? Co robisz aby podczas tej podróży czuć się bezpiecznie?”

Wyniki konkursu 17.12.2018, chcemy by nagrody zdążyły dojść do Was przed świętami.
Aby mogły znaleźć się pod Waszą choinką. Niech te święta będą rozświetlone.

Wyniki:
1. Glanki i pacyfki
2. Kasia i Morrison
3. Mama pisze
4. Magda (uśmiech Mamy i półkotapczan)
(bardzo proszę zwycięzców o kontakt na adres mailowy –  kinga.molak@patio.pl)

66 odpowiedzi na “podarunki 48”

  1. Cześć:)
    Jestem dzieckiem do tej pory, pomimo moich lat..:) Ale z plecakiem na plecach wybrałabym sie z moim ŚP. Dziadkiem Heńkiem na ……grzyby, w przepiekne lasy nieopodal rzeki Grabii ( tam moi dziadkowie mieli swoją ukochaną działkę). Tam buszowałabym co niemiara, kręciłabym się w kółko, poszukując wszystkiego, oprócz grzybków, co przydałoby mi się do kolekcjonowania, postawienia na parapecie, do ogródka. Ja od zawsze chomikowałam wszystko, czym może nas obdarować Natura. I to wszystko ściągam do domu..nawet po dziś dzień, chadzam po lesie i zbieram a to patyczki, a to szyszki… grzyby tez zbieram, ale nie są najważniejsze:) Choć, jak znajdę podgrzybka, to cieszę się jak dziecko, to samo, co z dziadkiem chadzało na grzyby i czuło się przy Dziadku najbezpieczniej na świecie. Nic więcej oprócz termosu z ciepłą herbatą i kanapkami ze smalcem i ogórkiem nie było trzeba:) To tak niewiele i tak olbrzymio dużo zarazem.
    Wspominam z utęsknieniem te czasy, i staram się teraz przekazać choć trochę takiej magii mojemu Dziecku 🙂

    Przy okazji życzę Tobie Julia, i Wam czytającym, jak najwięcej takich magicznych chwil w życiu 🙂
    Justka

  2. 7.50 wychodzę do szkoły. Zarzucam plecak na plecy i wychodzę. Na schodach mama dorzuca mi mała lakoc od siebie mówiąc, że ten drobiazg ma mi umilić dzień. I daje buziaka najcenniejsza rzecz abym cały dzień czuła się bezpiecznie. Tak obdarowana ruszam do szkoły. Ale po drodze mijam dom dziadków i dziadek stojąc przy płocie wciska mi do plecaka ciasteczka, które wczoraj babcia upiekła dla mnie. I kawałek podprowadza do szkoły. I cały dzień jest przeuroczy. A szczególnie momenty, gdzie wyciagam drobiazg od mamy i ciastka od dziadków. Każde dziecko będzie się czuło bezpiecznie kiedy będzie kochane. 🙂

  3. „Zamykasz oczy. Jesteś ponownie dzieckiem. Zakładasz plecak na plecy i wyruszasz. Gdzie idziesz? Co wkładasz do plecaka? Co robisz aby podczas tej podróży czuć się bezpiecznie?”

    Budzę się i pakuję wszystkie swoje skarby do plecaka, za chwilę wyruszam w podróż z mamą. Obojętnie gdzie, najważniejsze, że razem 🙂 Przy niej zawsze czuję się bezpiecznie i wiem, że czeka nas wspaniała przygoda, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

  4. Idę na cmentarz, do Babci. Do plecaka wkładam dodatkowy ciepły szalik i mały jasiek, żeby tam nie było mi zimno. Chciałabym przed świętami posiedzieć tam dłużej. W czasie drogi na cmentarz będę bezpieczna. Mąż będzie wiedział, że tam pobędę. A w drodze powrotnej, tuż przed zmierzchem, będę widoczna, dzięki odblaskom na plecaku. W domu, w plecaka wyjmę dodatkowo coś dobrego na kolację, którą zrobimy razem, rodzice i dzieci. A Babcia….. Bacia będzie z nami jak zawsze….

    1. Dla mnie wygrałaś wszystko…! Dzięki tej Babci. Moja najukochańsza też już nie żyje. Wychowałam się praktycznie u niej. A na cmentarz często brak czasu dotrzeć, a tęskno za Nią…

  5. Zakładam plecak i znów wędruje po łąkach o okolicznych lasach w rodzinnych stronach mojej mamy. Mieszkam w centralnej Polsce a moja mama pochodzi z okolic Gorlic. Góry towarzyszyły mi od dziecka i nadal mnie urzekaja. Owszem morze też jest piękne ale jeśli mam wybierać to wybór zawsze padnie na góry, które są nieoczywiste i zawsze mnie zaskakują. Do plecaka włóżę aparat by uwiecznić te chwile oraz zeszyt i długopis no jak się okazuje dziadkowie mojej mamy mają wspaniałą przeszłość. Jako dziecko nie przywiązywałam do tego wagi, a teraz żałuję bo dziadkowie nie żyją i nie wiemy jakie są nasze korzenie. Moja babcia straciła rodziców kiedy miała kilka lat została sierota wraz z trójką rodzeństwa. Jej rodzice uratowali trójkę żydowskich dzieci a sami stracili życie. Dziś ich nazwiska umieszczone są w muzeum Żydów w Markowej. Swoją drogą to. Miejsce również powinnam odwiedzić. Tata mojego dziadka z kolei przywędrował do Polski z Ukrainy. Jak, kiedy i dlaczego? Nikt tego nie wie, sam zostawił wywieziony w czasie wojny a prababcia sama wychowywała dzieci. Chciałabym odkryć korzenie mojej przeszłości, dowiedzieć się więcej o moich przodkach. Taka wędrówka w przeszłość uspokoiłaby moje sumienie i pozwoliła odkryć siebie, a dzięki bliskości rodziny czulabym się bezpiecznie.

  6. Zamykam oczy, zabieram ze sobą moje dwie siostry i idziemy razem przed siebie. Jak kiedyś. Tak jak zawsze. Byle gdzie, byle z Nimi. Pakuje do plecaka aparat, żeby uwiecznić Naszą kolejną wycieczkę, żeby dziś, kiedy kazda jest w innym miejscu na ziemi moc wspominac te beztroskie chwile, kiedy mialysmy siebie na co dzien. I to one sprawiają podczas tej wycieczki, że czuje się bezpiecznie. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedna.

  7. Wkładam plecak, zapinam zamek i muszę się spieszyć bo na dole przed szkołą czeka siostra która godzinę temu skończyła lekcje ale czeka na mnie żeby iść do domu pieszo. Sama się boi bo za daleko. Więc idziemy razem 4 km. Wcześniej zahaczam jeszcze o pokój nauczycielki i kradnie jedną biała kredę do tablicy. Wkładam do plecaka. Po drodze do domu jemy ją z siostrą na pół. Nie mam pojęcia dlaczego ale wtedy mega nam smakowała. (głodne nie byłyśmy). Jak sobie przypomnę te czasy… Łzy mi się zbierają.

  8. Gdybym mogła znów być dzieckiem… zamykam oczy i widzę je moje starsze ukochane siostry towarzyszki zabaw, przygód i śmiechu do łez zabrałabym je do naszej bazy na drzewie pod domem gdzie wszystko dzięki nim było niepowtarzalną przygodą. Do plecaka wkładam nasze ukochane lalki Barbie, plastikową pokrywkę adaptera imitującą auto dla naszych lal, uszyte przez Kamilę i Martę (siostry moje siostry) ubranka dla lalek i kanapki bo zawsze je zabierałyśmy pyszne kanapki posmarowane koncentratem pomidorowym i posypane zieloną cebulką albo polane śmietaną i posypane cukrem na samą myśl cienkie mi ślinka i gęba się śmieje! Bezpieczeństwo to one zawsze otaczały mnie opieką i miłością to one nosiły mnie na rękach gdy zdarłam kolano, ale to ja biłam się gdy ktoś na podwórku dokuczał im! Nic nie zmieniło się do dziś kocham je całym sercem i dlatego zafundowałabym nam taki wspólny powrót do przeszłości 🙂

  9. Jest wczesny, lipcowy poranek, dopiero świta, a ja pakuję do ecaka pajde chleba z masłem, jabłko, butelkę z napoju „Go Go” z wodą z sokiem, bańke na mleko i pół litrowy, emaliowane garnuszek. Wybiegam z domu i pedzę na przystanek, na miejsce zbiórki. Wyruszamy z koleżankami i sąsiadką Panią Krysią na borówki do lasu. Daleka droga przed nami, żmudna praca, ale też kupa śmiechu, zabawy, wyścigów kto pierwszy nazbiera swój dzbanek. No i potem pochwała w domu i naleśniki na obiad! Fajne, proste przeżycia 😁

  10. 😉 Mam 6 lat,rok 1992 uuuu jak to brzmi 😉 zakładam plecak,który tata przywiózł z delegacji z Niemiec.Błękitny,zamiast zamka ma taka czapeczkę z daszkiem na rzep,ale najważniejsze,na przedniej kieszące jest ON tylko ON- KRÓLIK BUGS.RADOCHA OGROMNA…. Zaraz założony na plecy był ze mna do końca dnia i oczywiście w nocy,tylko jak tu zasnąć w takiej ekscytacji.rankiem zapakowałam kanapkę i dumnie wielkim krokiem poszłam do szkoły klasa „0”B pamiętam,że nie chciałam go ściągać na zajęciach ;)uczestniczył w ważnych dla.mnie chwilach,podróżach do Dziadków na wakacje,jak to damska torebka różne potrzebne skarby przenosił,a w późniejszych latach towarzyszył też mojej młodszej siostrze. Nie jest to w pełni odpowiedź na pytanie,ale musiałam wrócić choć troszkę do tych wspomnień.Uśmiech od ucha do ucha.Obserwując swoje maluchy czekam na moment kiedy jakaś rzecz stanie się dla nich równie ważną jak ten plecak dla mnie,choc w czasach obecnych bombardowani taka ilością zabawek, za każdym razem upragnionych, chyba nie mają szans na tak wielką „MIŁOŚĆ” do rzeczy.Szkoda

  11. Zamykam oczy i… Przenosze sie do swiata, gdzie mama wręcza II sniadanie, pomaga włożyć plecak, całuje nosek, podaje ręke i wyrusza razem ze mna do szkoły. Mozemy kroczyc w kaloszach po kałuży, przeskakiwac je i uśmiechając sie rozmawiać o sekretach dziecięcej duszyczki. Potem czas na książki, zeszyty, koleżanki. Czas minie szybko, przyjemnie. A gdy wybiegne przed szkolne drzwi, ona juz tam będzie. Stęskniona, ciekawa mojego dnia, radosna, ze możemy byc juz razem. Pójdziemy do domu zagadane, bo mama zrozumie wszystkie szkolne smutki . I nawet szarówka nam nie będzie straszna, bo plecak pokazuje juz z daleka, gdzie jestemy.

  12. by czuć się bezpiecznie podczas każdej podróży należy zabrać ze sobą przyjaciela! ja bym wzięła, tak jak zwykle zabierałam na swoje wędrówki naszego psa Arta. owczarka niemieckiego.odkąd go pamiętam był lekko siwy, niezwykle spokojny, ale budził respekt każdego. przy nim zawsze czułam się bezpieczna. do plecaka zabrałabym pączka i wodę, albo raczej … zimną oranżadę! poszłabym za dom. przez bramę prowadzącą do ogrodu, potem przez polne drogi pod las. tam są nieczynne, małe kopalnie piachu. A w takich kopalniach to już są całe miasta, czasem państwa stworów mieszkających na różnych poziomach wyznaczonych korzeniami i trawą wyrastającymi w piaszczystych skarpach. tam można siedzieć tak długo aż kiszki marsza nie zagrają, albo jak się nie zacznie ściemniać. a potem biegiem do domu, aż tchu będzie brakować! jest tak późno, że mama na pewno nakrzyczy…

  13. Droga, która miała trwać pół godziny wydłuża się do bliżej nieokreślonej chwili. Czas tu nie gra roli. Idę ze szkoły z przyjaciółką i znów cała wieś słyszy nasz głos w repertuarze obejmującym zarówno ludowe piosenki, jak i Backstreet Boys i No doubt w wersji ‚ po naszemu’. W plecakach książki, ukochana Musierowicz, bo w szkole może zawsze znajdzie się chwila, by przeczytać parę stron, choćby na nudnej lekcji ….. Dla bezpieczeństwa i w poczuciu czysto dziecięcej swobody idziemy rowem, tak już mamy….. A w domu znów słyszymy, ze mamy tylko dwa biegi: wolny i ganc wolny;-)

  14. Zamykam oczy..
    Pakuje do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy..
    Jakaś ulubiona zabawkę..
    Ciepła bluzę..
    Wyruszam odwiedzić mój kraj, moich bliskich, spędzić z nimi Święta.. Bo ostatnie jakie pamiętam były wspólnie 4 lata temu..
    Wyruszam by dotknąć śniegu.. którego tu brakuje..
    By poczuć zapach kompotu z suszu, który co roku gotuje babcia..
    Wyruszam, po prostu, po to by przytulić ich wszystkich, których nie mam na codzień. I nic więcej nie potrzebuje by czuć się bezpiecznie – tylko to.

  15. Byłam wychowywana w bardzo konserwatywnym domu.Niewiele,albo prawie nic nie było mi wolno.Moi rodzice zawsze tłumaczyli to strachem o mnie.Sama moje dzieci staram się wychowywać inaczej,dużo rozmawiamy… o wszystkim,o życiu,przyjaźniach,miłościach,także o bezpieczeństwie,że bezpieczniej z odblaskami na drodze,ale również z najstarszą córką o bezpieczeństwie np.w sieci.Gdybym miała być znów dzieckiem i ruszyć z plecakiem świat to chciałabym mieć 16-17 lat i wyjazd na festiwal do Jarocina przed sobą…Chcialabym czuć zaufanie rodziców,którego nigdy nie wiadomo czemu nie miałam…Ciepły,letni dzień mama pakuje mi do plecaka kanapki i herbatę,na progu domu daję Jej buziaka,a Ona mówi:”Baw się dobrze córeczko,uważaj na siebie i w razie czego dzwoń do nas,buźka,pa.”Wychodzę i macham ręką na pożegnanie.Świat jest u moich młodzieńczych stóp.

  16. Zamykam oczy i… jest rok 1998, piękna zima, właśnie skończyłam lekcje w szkole podstawowej, razem z czwórką przyjaciół wracamy do domu, ale po drodze jak zawsze wstępujemy do wiejskiego sklepu. Każdy wyjmuje z kieszeni ile ma, uzbierało się 2,40 zł, kupujemy chleb, pachnący z wypieczoną skórką, na lody na ciepło nam nie wystarczyło ani na oranżadę. Wkładam chleb do plecaka i ruszamy do domu. Maszerujemy gęsiego, ale gdy widzimy rowy pełne śniegu, wskakujemy, by mierzyć zaspy. I tak idziemy wygłupiając się całą drogę. To ktoś kogoś popchnie, to kładziemy się, by zrobić aniołka. Robi się ciemno, ale mamy odblaski, które w szkole na lekcji wychowawczej rozdawała Pani. Przystanek przy dębie, chleb tak pachnie, a brzuchy burczą, bo idziemy już chyba godzinę, wyjmuje chleb i dzielimy się, tak na świeżym powietrzu smakuje najlepiej. Czerwone nosy i zmarznięte ręce od mokrych rękawiczek przypominają, że czas wracać do domu. Żegnamy się przy tym dębie i każde z nas rusza w swoją stronę, dom już blisko.

  17. Zamykam oczy i widzę siebie jak pakuje wszystko byle jak, byleby się tylko zmieściło. Niezjedzona kanapka, piórnik. Gumka i ołówek. Zaraz po lekcjach biegiem z klasą na naszą „krzywdę”. To górka z której zjeżdżamy w zimie na workach ze słomą. Zabawa na całego. Wracamy później do babci. Przemoczone do majtek. Ubrania susza się na piecu. My z kuzynką zapakowane w koce pijemy herbatę z miodem. Tak było przez całą zimę. Droga do domu zajmowała nam czasem 2-3h. Do końca życia będę pamiętać naszą krzywdę. Teraz stoją tam domy…ale w m9heh głowie wciąż widzę ogromną górkę z której zjeżdzamy wprost do zamarzniętego strumyczka…

  18. Zamykam oczy i biegnę z nierównych schodównikt,. nie woła uważaj,pozniej dalej przez przejazd wysypany resztkami węgla .Pędze z szybkością kuca wyścigowego,i ślizgiem zakręt żeby nie wpaść do gnoju.A tam już czekają przyjaciele i koty.Bawię się tak długo aż jest ciemno i przychodzi po mnie babcia .W plecaku mam miejsce na te wspomnienia,bo nic mi nie potrzeba.Jestem bezpieczna bo tam gdzie jestem ,jestem kimś ważnymkimś, wyjątkowym kto skacze wysoko ,kto ma fajne pomysły komu się ufa i daje wolność.

  19. Zamykam oczy,zakładam plecak z odblaskiem i ulubionym misiem w środku i idę do mojej Babci Janiny, której nie ma z nami już 6lat. Odeszła tak nagle i niespodziewanie przed samymi Świętami. Nie chciała tych Świąt i dla mnie tego roku Świąt nie było…Ja byłam wtedy w ciąży ale Babcia nie zdążyła poznać wnuka. Chociaż chciała pewnie wnuczkę 😊 Niestety nie było im dane się spotkać. Ale kiedyś opowiem Jaśkowi i jego bratu jak wspaniałą osobą była moja Babcia.

  20. Zamykam oczy i budzę się gdy mam 9 lat. Właśnie zaczynam wakacje! Pakuję plecak i w drogę! Jak co roku pojadę do mojej babci i spędzę całe wakacje w Sandomierzu, na magicznej ulicy Kruczej. Tam mam prawdziwych przyjaciół którzy zawsze na mnie czekają. Razem budujemy domek na drzewie w sadzie, biegamy po polach i łąkach, chłoniemy całą magię przyrody. Zajadamy morele i bawimy się, od rana po samą noc. Babcia od czasu do czasu wyjdzie na drogę, przywoła na najlepsze obiady, a z dziadkiem chodzimy zwiedzać Sandomierz i opowie nam historyczne przygody tego miasta, ale to nie będzie nudne, to będą najciekawsze opowieści, bo dziadek ma dar i książki pisze. Rankiem chodzimy z babcią po bułki i inne sprawunki, zawsze biorę że sobą plecak żeby pomóc babci tak dużo jak tylko się da. W drodze przystaniemy na pyszne lody! Niestety wakacje się kończą i mój sen również, choć bardzo nie chcę to muszę wracać do mojego rodzinnego miasta… Otwieram oczy i jestem, jestem i myślę o moich dzieciach że może nigdzie nie jeździmy ale czerpiemy z lata ile się da i zawsze mamy ze sobą plecaki. Ofiarowała bym plecak mojej Julce, i po raz pierwszy opowiem jej wszystkie historie mojego dzieciństwa. Ps. Dziękuję z całego serca za oderwanie się od problemów dnia codziennego i przypomnienie mi tego co było piękne, ważne i czego życzę moim dzieciom.
    -Zwykła mama neurotypowej córki i atypowego chłopca który magię ma cały czas 🖤

  21. Ja poza konkursem, ale tak mi się przypomniało jak 5 grudnia córka chciała dać plecak do bagażnika (bo się z trójką plecaków nie mieścimy w aucie;)), a tam prezenty od Mikołaja. I biedna nie zdążyła go wrzucić całego, bo tak szybko trzasnęłam klapą od bagażnika żeby maluchy nic nie zobaczyły to uwaliłam plastik od szelki plecaka:)))) ale gruchnęło:)))) no i plecak by się przydał, ale wyobraźni nie mamy gdzie byśmy z nim poszły, pewnie do szkoły:))) pozdrawiam:)

  22. Każdego dnia kiedy zamykam oczy mysle o dzieciństwie o czasach , ktore odeszly ….kiedy zakladam plecak wędruje na ogród moich rodzicow ,gdzie stoispiekna szklarnia wypelniona po brzegi rozowymi wielkimi rozowymi pomidorami siadam w niej wyjmuje z kieszeni sol zawinieta w papierek i jem prosto z krzaka a zapach sprawia ze mam gesia skorke ogromne ogorki ,papryka i cale mnostwo tego czego juz tam nie ma tylko pust czarne pole ….chciala bym jeszcze raz zjesc takiego pomidora

  23. Jest ranek. Właśnie idę do szkoły. Jestem podekscytowana i szczęśliwa. Mam nowy plecak, wydaje mi się najpiękniejszy na świecie. W nim mam równiutko poukładane książki, zeszyty. Piórnik na magnes, różowy, a w nim idealny porządek. Marzę, żeby zamieszkał w nim Plastuś. W plecaku jest kanapka, słodka bułeczka i jabłuszko. Mama zawsze troszczy się o mnie. Jest jeszcze kolorowa bibuła, bo dzisiaj będą wyklejanki na plastyce. Idę dumna i zadowolona. Myślę o tym, że jak nadejdą ukochane wakacje, zapakuję do mojego plecaka swoje książki, gry i lalkę. Jest mi tak wesoło. Ale pamiętam, co mówi mama i uważam w drodze do szkoły. Rozglądam się, zanim przejdę przez ulicę. Nigdy przez nią nie przebiegam. Idę spokojnie, chciałabym, żeby wszyscy zauważyli mój śliczny plecak.

  24. Moje droga do szkoły i ze szkoły to droga spędzona z
    koleżankami i kolegami z sąsiedztwa…
    Widzę siebie…siostrę ksero (to ta, która zawsze byla lepiej przygotowana do lekcji niż ja). Maszerują jeszcze Justyna, Bastek, czasem Mariusz….zawsze czekamy pod bramy Anety i czekamy na nią 🙂
    Idziemy przez wieś, ulicą na której po szkole graliśmy w dwa ognie, w gumę, liczymy samochody bo przecież wtedy ich tak mało jeździło 🙂
    Po szkole… stałe punkty postoju: sklep „To i owo”, cukiernia a w niej bezy za 0,50 gr… sklep spożywczy Zawsze ktoś znalazł parę groszy na bazę, którą dzieliśmy między sobą…na gryzy.
    Idziemy razem całą ulicą….to na pewno nie było bezpieczne ale zawsze byliśmy razem:) jeden drugiego pilnował.
    Zimą, kiedy było mnóstwo śniegu kulaliśmy wielką kulę śniegu od szkoły do bramy koleżanki. Wysiłek niesamowity 🙂
    W plecaku różności…. pamiętniki, liściki miłosne 🙂 zeszyt i książka też się były.
    Życzę mojej córci takiej wesołej ekipy 🙂

  25. Gdybym ponownie miała poczuć się jak dziecko do swojego plecaka spakowalabym Odwagę, Humor i ciepły szal, ten zawsze się przydaje nie tylko do owinięcia wokół szyji. Odwagę spakowalabym na pewno bo bez odwagi nie szlabym naprzód. Humor koniecznie musi wejść do plecaka bo bez dobrego nastawienia i dystansu nie ma zabawy.

  26. zamykam oczy i … znów jestem w moim rodzinnym domu, mam kilka lat, chodzę do zerówki… jest ranek, rozgardiasz, mama wybiegła właśnie do pracy, my ze starszą siostrą kończymy śniadanie… na stojąco, zakładając kurtki, bo nie ma czasu, zaraz siostra zacznie lekcje, na mnie czeka przedszkole… tata nas popędza, on tez musi iść do pracy,.. łapię jeszcze w ostatniej chwili mojego ulubionego miśka, wciskam go do plecaka i już zbiegamy po schodach… wsiadamy na motor, ja z przodu, potem tata, a za nim mocno go obejmując moja siostra…. jedziemy bardzo krótko, polną drogą, ale to jest jedna z najmilszych chwil… wracamy z siostrą już same, tą samą polną drogą, właściwie to tym razem łąką, turlając się po trawie… wyciągam z plecaka miśka, idzie z nami, trzymamy go razem za łapki… w plecaku mam też mięsko, przeżute w przedszkolu i szybko, potajemnie schowane do kieszonki plecaka, nie lubiłam wtedy mięsa… zawsze wyrzucałam je z tego plecaka, gdzieś na polnej drodze, dla piesków, jak mówiłam siostrze…
    lubiłam te nasze szkolne eskapady …

  27. Dzieckiem już nie byłam. A może mi się wydawało? Bo czy ósma klasa to taka dorosłość? Mądrość? U mnie bardziej pycha, krnąbrność ale i dobre serce. Przemierzałam te ulice wiejskie z czarnym skórzanym plecakiem. Wkładałam do niego czarne znoszone martensy, które mi chrzestna z USA przywiozła, co spotkało się z krytyką ze strony mamy. Wychodziłam z domu w białych butach „czeszkach”, by zaraz za zakrętem wsadzić je do plecaka i założyć martensy. Szłam na przystanek autobusowy. Z nadzieją szłam, z szerokimi źrenicami a motyle w brzuchu tańczyły macarenę. Tam siedzial ON i grał na gitarze. Mogłam słuchać godzinami. Kiedy coś fałszował, Jim Morrison uśmiechał sie z jego czarnej koszulki. To był chlopak, przed ktorym matki strzegły swoje córki. Moja też. Palił, wąchał, gotował makówki i był dobry przy tym, nikomu krzywdy nie robił, pomagał i grał. Kiedy szłam z nim na spotkanie, nuciłam „November rain” – piosenkę, którą zaśpiewał mi na pierwszym spotkaniu, podczas którego tak bardzo mi się spodobał. Wtedy zrozumiałam, co to spokój, bezpieczeństwo, akceptacja – jednym słowem, co to Miłość… I myślę, że wówczas świeciłam jak odblask, całą sobą.
    W powietrzu wtedy unosił się zapach koszonego zboża, a on grał…

  28. Gdy zamykam oczy i myślę o dzieciństwie i o moich długich powrotach ze szkoły z 10 – tonowym plecakiem na plecach to zawsze mam jedno wspomnienie….
    Odkąd pamiętam marzyłam o tym żeby mieć konia.
    Po sąsiedzku nie miałam żadnych koleżanek z którymi mogłabym pokonywać 2-kilometrową drogę powrotną i współdzielić udręke wrzynającego się w ramiona plecaka więc wyobrażałam sobie historię o „moim” koniu…
    Dziki mustang (taki rasowy, rodem z westernów które w sobotnie wieczory ogładałam razem z moim tatą) pędzi i demoluje wieś… Nikt nie może go zatrzymać, ujarzmić, chociaż wielu śmiałków próbowało.
    Nagle pojawia się na mojej drodze. Ciemnymi, głębokimi ślepiami patrzy na mnie, ja na niego… wiemy że jesteśmy sobie przeznaczeni. Ja z mojego plecaka, który nagle staje sie lekki jak piórko, wyciągam jabłka które zawsze miałam przy sobie (może podświadomie wierzyłam, że taka sytuacja będzie mieć kiedys miejsce 🙂
    Narowisty koń próbuje bronić się przed sobą samym ale wie że nie da rady. Ulega. Zjada jabłka. Pozwala mi się objąć i dosiąść. Galopujmy przez łąki w stronę lasu.
    Czuję, zapach wiatru który zabiera mi oddech. Tą wolność, przestrzeń, już nic nie wgniata mnie w ziemię. Dziwne niesamowite uczucie.
    Po latach gdy o tym czasem myślę, serce tak jak wtedy bije mi szybciej 🙂

    Nie umiem ładnie pisać i wiem że za bardzo nie ma temat ale jak przeczytałam temat dzieciństwo i plecak to po prostu musiałam 🙂

    Ps. A tak na marginesie dodam, że tylko raz w życiu udało mi się jeździć na koniu, chociaż jeździć to za dużo powiedziane. Słowo podreptać bardziej by tu pasowało, ale spodni w które wtedy miałam na sobie nie prałam chyba z rok. Trzymałam je w szafie i wieczorami wąchałam żeby czuć najpiękniejszy że wszystkich zapachów. Zapach konia…

  29. Idę do sąsiadów. W ręku trzymam kankę, bo to wyprawa po mleko, do plecaka chowam ciasto zapakowane w pergamin i latarkę w razie gdyby zrobiło się ciemno. Zabieram ze sobą starszego brata żeby czuć się bezpiecznie, idziemy ścieżką „pod linią”. Nazwaliśmy ją tak, bo wzdłuż tej drogi nad głowami ciągnie się sznur z prądem. To nasza codzienna trasa. Kiedy docieramy na miejsce, ciasto zanoszę cioci Ani, a wuja Adam w tym czasie nalewa do emaliowanych kubków mleko, jest jeszcze ciepłe, prosto od krowy. Jest tak dobre, że aż słodkie. Wypijamy praktycznie jednym duszkiem. Do dziś pamiętam ten smak… Trochę jeszcze się pokręcimy po podwórku, bo tam zawsze jest co robić i wracamy do domu. Dobrze, że wzięliśmy latarkę, bo zaczęło się ściemniać. Jeszcze tylko kanka w rękę i w drogę, tą samą wydeptaną przez nas ścieżką. I tak sobie myślę – mimo, że to przyszywana ciocia i wujek, bo tak się kiedyś mówiło na bliskich sąsiadów, szczególnie na wsi to chwile spędzone u nich są niezapomniane!

  30. Wkładam plecak i idę … gdzie ? Oczywiście, że do Babci. Jeździłam wraz z Bratem raz w miesiącu. Piątek po lekcjach. Już od rana ekscytacja, sprawdzanie torby, wyczekiwanie na dzwonek po ostatniej lekcji. Szliśmy, daleko szliśmy na pętle autobusu MPK, czasem woleliśmy pójść pieszo choć szło się godzinę. Po drodze jedliśmy niezjedzone kanapki z serem i ketchupem (w końcu to był piątek ) . Całą drogę wygłupy, wyścigi, konkurs modeli samochodów , liczenie rowerzystów … Kiedy zbliżaliśmy się do bloku Babci już wiedzieliśmy, że czeka z obiadem bo zapach unosił się po okolicy. Pierogi z serem i ziemniakami skwierczały już na patelni. Cudowny czas. W plecaku gazeta dla Dziadka, w której zawsze na czerwono zaznaczał oferty pracy choć był już na emeryturze. Potem obiad i bierki, długo graliśmy w bierki, rozmawialiśmy się i śmialiśmy do rozpuchu. Chciałabym choć na chwilę wrócić w ten beztroski czas, bo to wszystko już wspomnienie. Ale cudne wspomnienie, dzięki Tobie Julka je odkurzyłam. Dziękuję

  31. Ja wkladam ksiazki, zeszyty, 2 kanapki z chleba z maslem i z szynka, butelke po soku z ciepla herbata, gume do skakania i segregator z karteczkami. (Wyjmuje rowniez zielone kanapki- no czasem nie ma czasu zjesc ani ich wyjac 😀) Wychodze z domu i po drodze zachaczam o dom dziadka zeby sie napic herbaty z termosu idealnie doparzonej i oslodzonej jakiej nie ma nigdzie indziej. Jade z kolezanka rowerkiem do szkoly, zeby sie pouczyc a na przerwach pograc w gume, pobawic sie cala szkola w „mam chusteczke haftowana…”. Na jednej z przerw wymieniam sie z kolezankami karteczkami i zdobywam nowe skarby. Siedze na swietlicy albo na scenie na pietrze z moimi kolezankami i zajadamy sobie papierowe banknoty, andruty, zelki myszki albo takie dlugie kwasiory! I wymieniamy sie kanapkami bo czyjas zawsze wydaje sie lepsza 🙂 po lekcjach wracam do domu, po drodze zajadam w lesie poziomki i nawracam sie do dziadka na kanapke z pasztetem i oczywiscie herbatke z opowiesciami! A po powrocie znow nie mam czasu na wyjecie pozostalej kanapki… Oj jak chcialoby sie cofnac czas na jeden taki dzien!

  32. Budzę się. … jest 1998 rok, mam 15 lat i właśnie zaczęły się wakacje ☺ wyciągam swój magiczny plecak bez dna i pakuje: książki, cd Player, kalosze i krem do opalania,ciepły sweter i bikini … cały niezbędnik letniego podróżnika. Zmierzam na pociąg. … Odwiedzę moją ukochaną babunię. Babunia ma codzień rano przynosi mi do łóżka cieplutkie jeszcze mleczko prosto od krowy z puszystą pianką. Podróżuje ze mną mój ukochany pies, suczka Dina. Przy niej mogę czuć się bezpiecznie, już kiedyś uratowała mnie przed atakiem rozwścieczonego białego koguta, kiedy to biegałam po kałurzach w czerwonym płaszczyku. To wspomnienie na zawsze będzie ze mną, tak bliskie i tak realne jakby właśnie zaczęły się wakacje 1998 roku. Pozdrawiam

  33. Jestem. Zakładam szelki plecaka i wyruszam. Zamykam oczy. Na kilkadziesiąt lat. Plecak ciąży bo dużo tam wszystkiego i wszystko co w plecaku niemiłosiernie ciężkie jak na kilkulatke. A ja podążyć jedynie chcę na drugą stronę ulicy i potem kawałek łąką na dół bo tam ślimaki przy potoku żyją sobie szczęśliwie. Siadam nad wodą. W plecaku mam lęki i przekonania Dorosłych o świecie. Że samochody, obcy ludzie i że zabłądzić można. Święta racja. W plecaku nie ma kanapek w zatluszczczonym papierze. Nie ma też zapewnienia o ufności, nauki proszenia o pomoc czy słów zachwytu nad światem.
    Trwa to bardzo długo ale się przebudzam. Jestem Mamą. Pakuje plecak czterolatkowi. Kanapki w zatluszczony potem papier. I jeszcze dużo więcej niż mnie kiedyś zapakowano. To wszystko czego kiedyś brakło w moim plecaku. Moj chłopczyk biegnie przed siebie z lekkością. Patrzę na ten obrazek z poczuciem spokoju i mogę tylko powiedzieć Dziękuję

  34. Jest lato, mam znów lat 7. Kończę pierwszą klasę śpiewając „lato lato, lato czeka, razem z latem, czeka rzeka…” a już następnego dnia z plecakiem wypakowanym na maksa ruszam na pierwszy w życiu obóz harcerski. Cały rok dzielnie chodziłam na zbiórki, zdobywałam sprawności, szykowałam mundur, grałam w podchodu, zbierałam makulaturę…obóz jest uwieńczeniem tego roku! W plecaku spakowane podstawowe przybory toaletowe, kilka majtek i skarpet na zmianę, dres, krótkie spodenki i tshirty. To co najważniejsze – zuchowski mundur mam na sobie. W plecaku jeszcze menażka, coś na komary, śpiwór. Nie wiele tego mimo, że wyjeżdżam na cały miesiąc! Miesiąc bez mamy, bieżącej wody, prądu! Najlepsze wakacje ever, choć jeszcze tego nie wiem – przede mną! Nigdy więcej tak mało nie zapakuje na wyjazd, i nigdy już niczego brakować mi nie będzie! Ach tak, zapomniałam, latarka na nocne podchody aby nic w lesie nie wystraszyło. Jak ja bym znowu chciała mieć 7 lat i ruszyć na ten obóz!!!

  35. Wieeem! – krzyczę nagle. – Juz wiem co porobimy! Nachylam sie i szepcze siostrze na ucho jakbym nie mogła na głos. A nie, bo obok, przy stole tata siedzi i cos tam sobie majsterkuje… a on nie może słyszeć, bo wtedy nie będzie tak fajnie i tajemniczo… Siostrunia podekscytowana kiwa głową na znak że fajny pomysł. I trzeba go jak najszybciej zrealizować. Bierzemy plecak, ubieramy wygodne buty, wyciągamy rowery. I sru do plecaka termos z kakaem, połamaną czekoladę i pyszny sernik tatusia co to go dopiero upiekł i w kuchni na blacie jeszcze stygnie i pachnie. Kroimy w kawałeczki i do pudełeczka. Chichramy się i uciszamy, żeby tata nie zobaczył że my ten jego sernik ciepły jeszcze podkradamy. Spakowane siadamy na rowery i pedałujemy do lasu na ambone ile sił. Na skraju lasu jest nasza ulubiona, taka z oknami. Usadawiamy się w niej, jemy chłodne juz ciasto palcami i gadamy o wszystkim i niczym. I co by nie było, gdzie bym nie pojechała to najwazniejsze ze z Nią. A sernik był pyszny mimo ze troche nam sie ukruszył i rozpadł po drodze brudząc cały plecak 🙂

  36. Wiesz Julio ja to pisać nie umiem tak ładnie jak poprzedniczki, ale bardzo chciałam wziąć udział w konkursie, więc tak sobie wyimaginowałam:

    U mnie wszystko jest zawsze na prosto i z przyjaźnią do tego, co praktyczne i tak mam od dzieciństwa. Zamykając oczy i będąc ponownie dzieckiem: zakładam plecak i wyruszam beztrosko piaszczystymi drogami na łąkę przy lesie, do dębów, które jako ostatnie gubią liście, zbieram żołędzie, wkładam je do pustego plecaka a do rąk chwytam patyki te takie gołe i macham nimi wracając. Żołędzie wędrują na skup, a ja wytrzepuję ten plecak z leśnych paprochów i pakuję książki, zeszyty i przyczepiam ulubiony brelok. Tyle 🙂 Pozdrawiam

  37. Jestem małą dziewczynką i ruszam tą jedną jedyną droga, moją własną, z plecakiem pelnym wiary, ze moge to zrobic, pelnym przekonania, ze potrafię to zrobic i milosci Mamy, by pamietac, ze zawsze mam gdzie wrocic:-)

  38. Mała Ja taki plecak kładzie na widocznym miejscu w pokoju, odpina zameczki, zapina zameczki, sprawdza wszystkie zakamarki, światełka…i nigdzie z nim nie wychodzi, bo jej szkoda go niszczyć.

  39. Do plecaka wkładam gwiazdy-dziecięce marzenia jak ta dziewczynka z plakatu Katarzyny Stróżyńskiej Goraj i idę wysoko na dach by się spełniły. Mimo, że wiele tu domów widać las, a ja w dziecięcej wyobraźni widzę góry (moje kochane a w dzieciństwie znane tylko z książek) lub wsiadam na Reksia (mój rower odziedziczony po starszej kuzynce co stoi w garażu do dzisiaj i może jeszcze kiedyś pojedzie w nieznane).
    Taką gwiazdką są również książki. Dziś (a w zasadzie już 6lat) pragnę zarazić nimi córkę co od września pójdzie do szkoły. Mamy wiele książek-perełek, które pewnego dnia powędrują na strych by czekać na wnuki. Część z nich niedawno z niego przywędrowała , to książki z mojego dzieciństwa, z dzieciństwa siostry ciotecznej, a nawet z dzieciństwa dziadka. Regularnie chodzimy do biblioteki. I choć koncentracja u niej dość słaba wierzę,że pewnego dnia stanie się molem książkowym. Bo dziś jak te mole książki wąchamy, przeglądamy i się zachwycamy. Trochę też je kolekcjonujemy.
    Dla bezpieczeństwa zabiorę psa. Ona tak pięknie broni dzieci, a gdy były małe czuwała przy wózku. Kocha je całym sercem i wyczuwa swoim psim serduchem dobrych ludzi. Ona nigdy się nie myli.
    Pozdrawiam

  40. Wyruszam tam, gdzie był mój szczęśliwy świat. Z daleka widać kamienne schody, obok których rosną gerbery. A pod schodami mała piwniczka, która wyglada jak tajemnicze wejście do innego, malutkiego świata. A muchy szybują na niebie niczym samoloty. Zawsze czekali na mnie ludzie z traw, laleczki, które były związanymi na krzyż dwoma zdzblami trawy. I świeciło tam słońce mimo nocy. I nadzieja, ze kiedyś tam powrócę, choć wtedy nie wiem, ze to będzie już zupełnie inny świat.

  41. Obiecałam mu dziś spacer
    za horyzont, niech zobaczy,
    gdzie najwyższa rośnie trawa
    i najlepsza jest zabawa.

    Zabierzemy ptasie piórka,
    cztery metry super sznurka,
    nowy domek dla jaszczurek
    i kolekcję różnych rurek.

    Dobry humor spakowany,
    jeszcze tylko całus mamy.
    Z kim wyruszam? Nie, to nie tak…
    W drogę pójdę ja i … plecak!

    1. Raz walizka z neseserem
      omawiali swą karierę,
      że poznali dobrze smak
      wyższych sfer oraz high-life.

      Zarzucali plecakowi,
      że za mało jest światowy,
      że zawartość też przyziemna,
      mówiąc krótko – mało cenna.

      On im na to – Moi mili,
      ciekaw jestem, gdzieście byli,
      kiedy zwykły mały plecak
      zwiedzał świat na czyichś plecach…

  42. „Popraw te szelki, znowu idziesz z plecakiem na jednym ramieniu. Będziesz mieć krzywy kręgosłup.” „ Coś ty tam napchała do tego plecaka? Kamienie?”. „Dziecko zlituj się, zaraz zamek pęknie i w co włożysz książki”. „o matko tu nic w tym nie można znaleźć-gorzej niż w mojej torebce”. „ Daj poniosę Ci go, nie dźwigaj i odprowadzę cię kawałek przez park do szkoły …” pamiętam te wszystkie słowa mojej mamy, pełne troski i te rzadkie momenty kiedy wspólnie szłyśmy przez park. Za rzadko bo w tamtych czasach kobiety miały tyle obowiązków, że wspólnego bycia było tak mało. Ale jak zdarzały się te chwile to pamięta się je do końca życia. Pamiętam jak szłyśmy, zapach jesieni, szelest liści pod stopami i mijaną panią Elę. A potem wiele lat później usłyszałam od mamy: „będę odprowadzała Twoje dzieci do szkoły… „ Bardzo żałuję, że moje dzieci nigdy nie poznały swojej babci, a mnie pozostały wspomnienia. Wspomnienia bez fajerwerków, super wyjazdów z milionem atrakcj. Wspomnienia pełne smaku zupy pomidorowej, suszonych grzybów, jesieni w parku. I dobrze – niech zostaną jak najdłużej.

  43. Peleryna przeciwdeszczowa, termos z malinową herbatą, sznurek, notesik i długopis, latarkę- sama nie wiem co powinnam jeszcze spakować do plecaka, żeby wybrać sie do Bullerbyn. Może jeszcze pudełko landrynek. Najcudniejsza wycieczka na mojej liscie marzeń niedospełnienia. 🙂 Moc pozanac Lisę i Annę, Lasse i Bosse! Pobawić się z nimi, ustalić szyfr mrugającą latarką! Wysyłać do siebie liściki w pudełeczku – po sznurku- od okna do okna. Moze i w moim wieku nie wypada, ale gdyby ktoś chciał mnie zabrac do Bullerbyn byłabym gotowa w 5 minut! Z całym ekwipunkiem !
    PS A plecaki są swietne, moj maly podroznik na pewno wiedzialby, co do niego spakowac 😉

  44. Wyszłabym z pustym plecakiem… na stawy albo do parku i dopiero na dworze zapełniłabym go „skarbami”. Przytargałabym ładne kamienie, szyszki, żołędzie, patyki albo dżdżownice, które na drugi dzień będę wynosić znowu na dwór bo mi się będzie wydawało, że są w ciąży albo tęsknią za rodziną 🙂 Możliwe, że w plecaku przyniosę do domu liście jeżyny dla moich patyczaków. O!

  45. Wychodze na spotkanie z Tata, ktory zmarl 29 lat temu, bylam wtedy mala dziewczynka. Wyobrazam sobie ze jestesmy w gorach, siedzimy na skraju urwiska, blisko nieba, nasze twarze kapia sie w promieniach slonca, patrzac w dol podziwiamy piekno naszej ziemii a na horyzoncie rozciaga sie dal, swiat z ktorego On przybyl by sie ze mna spotkac. Jest pieknie, cicho, spokojnie i magicznie, tylko Ja i On, a w oddali spiew ptakow, szum drzew i raz na czas delikatny wiaterek smyra nasze usmiechniete twarze. W plecaku mam dla niego mnostwo opowiesci, albumy zdjec wszystkich jego 5 corek, 5 zieciow, 15 wnukow i 3 prawnukow, ktorych on nigdy nie mial okazji zobaczyc i poznac. Ogladamy zdjecia, opowiadam mu wszystko o kazdym z osobna, cala nasza historie zycia rodzinnego po tym gdy juz Jego zabraklo. Nadchodzi zmierzch, czas rozstania, kazde z nas podarza w przeciwnym kierunku, idziemy ku swym roznym swiatom, by kiedys byc moze znow moc sie spotkac. Tym razem w plecaku niose moc wrazen i radosci. Plecak pelen historii, opowiesci i wspomnien.

  46. Gdy tylko zamknę oczy przenoszę się do dzieciństwa. Robię to z wielką chęcią bo to takie błogie uczucie. Jestem szczęśliwą mamą i żoną i z nikim bym się nie zamieniła ale tamten świat wydawał się być bardziej bezpieczny i wszystko było proste.
    Przenoszę się do dnia kiedy nadchodził dzień kopania ziemniaków i mogłyśmy z siostrami nie pójść do szkoły. Cała rodzina zjeżdżała się do dziadków którzy mieli wielkie pole ziemniaków. Wtedy wydawało się takie wieeeelkie. Do plecaka trzeba było zabrać jakieś ubranie, bluzę na chłodny wieczór. Bo przecież wykopki trwały do wieczora. Coś do picia i jedzenia ale niewiele bo Babcia jak co roku piekła na tą okazję pyszne bułeczki z serem. Nieziemskie, do tej pory pamiętam te rumiane, posypane mąką bułeczki. Nikt nie był głodny. Dla nas dzieci, czy było potrzebne coś jeszcze? myślę, że nie. Byłam dzieckiem, z rodziną, czas upływał na zabawie. Było bezpiecznie. A najlepsze było na koniec. Ognisko i powrót do domu. To zmęczenie, to też był błogi stan. I świadomość, że czeka na Ciebie łóżko do którego odprowadza mama.
    Dziękuję

  47. Boziuchnu moja! Pierwsza myślą było wziąć plecak i wsiąść do maszyny czasu, tak aby przeniosła mnie na wieś do babci, do zapachu lata, pola, siana na wozie ciągnietego przez Mucke. Do siedzenia pod grusza na ławeczce, grania w młynek i do kuchni z piecem kaflowym. Do plecaka wzięłabym aparat, zeby zrobić mnóstwo zdjęć i nic więcej, zeby zostało miejsce na wspomnienia i kamyki na szczęście 🙂

  48. Warszawa,1992 rok
    W plecaku, chcę schować uśmiech mamy…A ona tak rzadko się śmieje, zapach jej włosów…tylko nie ma czasu się przytulać… Niestety ciągle mnie korci,żeby wziąć misie i ulubioną sukienkę i pójść przed siebie… iść,iść… z daleka od tych domowych smuteczków. Ostatnio tak nawet zrobilam…zamknelam drzwi, wyszłam.Ale wrócilam zaraz.Nie mogę jej przysporzyć przecież dodatkowego smutku i łez ..ona już więcej nie wyciśnie… I potem ukladalam na nowo te misie na tapczanpółce i sukienkę do szafki na miejsce.
    Tak lepiej…Ale może spakuję się raz jeszcze???

  49. Zamykam oczy… poranne słonce ledwo osuszyło rosy, my po śniadaniu, ale obiad już ugotowany, toż to żniwa są. Wypadam z braćmi i kuzynostwem na ganek, „wujki” z dalsza już zjechały na wozach, sprane drelichowe spodnie, spódnice i proste koszule, „mycka” na głowie musi być, abo (!) kapelusz, u wujenek chustki kolorowe. Witają się, gwarno, bo zjechało się ich jak na święto sporo wiary. Twarde landryny w ciocinych kieszeniach dla nas, niejeden wuj strzechę chłopakom potarmosił, na konia serdecznie na oklep posadził, lejce w szczęśliwe ręce włożył i w pole z wesołą gromadą na wozie wywiózł śpiewając.
    Szczerze mówiąc nie pamiętam plecaków… Wysłużone, wynoszone koszyki w ten czas były. Urocze, niektóre śmiesznie już dziurawe. Niczemu to nie przeszkadzało. Pakowało się do nich chleb, co to w piecu upiekliśmy (po prawdzie Babcia upiekła, my świetnie się bawiliśmy mąką podsypując świat wokół, bochenki kulając, takie to nasze pomaganie było 🙂 Chleb zawinięty w lniane postrzępione ściereczki, poobijane papierówki naprędce pozbierane, blaszaki do picia, kanki ze świeżo przestudzonym kompotem (w studni!), zimnym kwaszonym mlekiem, co to kroić nożem można było i serwatką. Nakryte ściereczką, na polu schowane przed słońcem pod pierwszymi snopkami. Wujek szedł, kosę naostrzył, zsiekł rząd od miedzy i tak te pierwsze snopki ukręconymi powrozami szybko jedzenie przykryły. Potem następne w kucki stawały. My biegaliśmy, bose nogi obdzieraliśmy na ściernisku kłosy zbierając i opowieści rodzinne słuchając śpiewnym zaśmiechem przerywane. Na odpoczynek szło się ku tej miedzy, w międzyczasie krowy trochę dalej przebijając na świeżą trawę. Mama, babcia albo któraś z ciotek jedzenie wyjmowały, kromki grube podawały, koszyki pustoszały, ktoś papierówkę zagryzł, ktoś się zdrzemnął ciutkę i do pracy wracał. Rosły kopka za kopką, pole w ściernisko obrastało, gołe nogi poobdzierane goniły polne myszy, konika za uzdę z wozem prowadziły. Gdy słońce za wysoko stało, za mocno grzało, ku domowi zbieraliśmy się. Pod lipami obiad jedliśmy, koszyki na powrót napełnialiśmy, by wrócić na pole i aż do zmierzchu zboża kłosy równo układać. Po kolacji wozami wujki rozjeżdżały się do domów, my biegaliśmy jeszcze, starsi pod domem odpoczywali, wody trzeba było naciągnąć, nagrzać, koszyki koło pieca ułożyć gotowe na jutro. Czy kto co szczególnego do nich wkładał, czy serca dziecięce, wakacyjne o cudach wtedy myślały… swojsko bezpiecznie nam było pod rodzinnym dachem, na polu żniwnym wśród swoich, przy pracy nielekkiej. Wspomnień mamy ogrom z tego wędrowania między polami po pagórkach, między pszenicą a żytem, między kłosami, po ściernisku, do zmierzchów…do końca wakacji, tu pojawiają się już tornistry :)…do jesiennych wykopków, też z koszami i wiadrami, na posiłki, na zbierane ziemniaki, na śmiechy, łzy, opowieści, czas bezcenny!

  50. Wkładam plecak I biegne do domu moich ukochanych dziadków, którzy mieszkaja w domku w lesie, koło Bielska Białej (Wilkowice;;). To tam spedzalismy z bratem kazde wakacje, to tam chodzilismy z dziadkiem zbierac grzyby do lasu a z babcia na jagody. To tam jadlam najpyszniejsze buchty (kluski na parze) z borówkami, to wtedy pokochałam las, góry I zwierzeta. To tam nauczono mnie miłości I dano mi betroskie dzieciństwo. Marze o tym zeby dac takie wspomnienia moim dziecia, zamienic nasz dom w UK na ten dom w srodku lasu, gdzie wszedzie daleko, gdzie nie bylo kablowki, internetu I telefonu, a hustawka zrobiona na drzewie przez dziadka I basen, ktorym byla duza miska przed domem. Prababcia czeka na Zosie I Mikusia w wakacje, juz nie mozemy sie doczekac, a najbardziej Ja!

  51. Mieszkam na wsi. Życie tu płynie tak jakoś spokojniej, bez gonitwy, tych wszystkich szaleństw jak w mieście. Jak byłam dzieckiem, z całą naszą zebraną bandą wyruszaliśmy na łąki, polany, pola. Nic się nie liczyło, pajda chleba do ręki i tak do wieczora. Zabawy w podchody, ognie, palanty. W zimie worek wypchany słomą pod pachę i biegiem na najwyższą górkę. To nic, że smary z nosa po pas, ręce przemarznięte, liczyła się zabawa i ta spójność, że wszyscy razem. Dziś jak patrzę na Twoją Tosię i Benia, to tak jak bym widziała siebie jakieś 20 lat temu:) Dziś i ja mam już 2 dzieci, lecz czasy się zmieniły, niestety. Era tableta, telefonów, laptopów. W latach mojego dzieciństwa było tak jakoś weselej, radośniej, nie było dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Bardzo bym chciała, aby moje dzieci wychowały się w takiej atmosferze jak byłam wychowywana ja. Babcia czekająca w domu z bułeczkami drożdżowymi, gdzie zapach było czuć na całą wieś i wianuszek dzieci w kolejce kto się załapie:) w magiczny plecak spakowała bym moje wspomnienia i wyruszyła z moja rodzinką do miejsc, gdzie czas płynie spokojniej, wolniej. Tak abym ja mogła znowu poczuć się dzieckiem, bez problemów tego świata, chorób i tych wszystkich sztucznych obróbek i przekazać im najważniejsze wartości, którymi warto kierować się w życiu.

  52. Zamykam oczy i znowu jestem 8letnią Madzią, chociaż ja chyba nigdy nie będę o sobie myślała jako o 30 letniej kobiecie, mamie dwóch córeczek. Uwielbiam tą dziecięcą radość, dzwoneczka z Piotrusia Pana i Barbie….hmm ale idę ze szkoły, ogromny plecak na tych małych pleckach (zawsze byłam najmniejsza w klasie), podskakuję podśpiewując ,,Gdy strumyk płynie z wolna…” i zbieram skarby lasu. Zawsze to uwielbiałam taki wielki patyk ochroni od złych myśli, szyszką zawsze można rzucić gdy leśne dźwięki uruchomią wyobraźnie zbyt mocno, a liście… a z nich to powstają plastyczne dzieła (wtedy byłam pewna swego talentu, do tej pory tata pokazuje moim córkom moje ,,dzieła”). Każdy krok generuje nowe historie, w latach gdy się narodziłam opaski odblaskowe tata przynosił mi z targów, aby jednak bezpieczeństwo minimalne było zachowane i tak się z nich cieszyłam! Idę tym cudownym lasem na poszukiwanie przygód, bo dzięki tym przygodom wyrosłam na taką zawsze uśmiechniętą dziewczynę, która dzieciom wpaja że najlepszym co mamy to rodzina i wspomnienia.

  53. Jestem Miłosław. Mam 30 lat. Historia, którą zaraz opowiem wydarzyła się naprawdę… Była noc. Za oknem gwiazdy i księżyc rozświetlały bezchmurne niebo. Świat miał w sobie coś magicznego. Nie mogłem spać. Wiatr powiewał wprost w moją twarz. Moje oczy były przymrużone. Uznałem, że najlepiej będzie podziwiać otaczającą mnie rzeczywistość innymi zmysłami aniżeli wzrokiem…Zamknąłem oczy. Czułem, że sen nie daje za wygraną, jednak siłą woli nadal pozostawałem obecny tu i teraz. Zdawałem sobie sprawę, że znajduję się na pograniczu dwóch światów… jawy i snu. Po dłuższej chwili dałem się ponieść…

    Na co dzień tak bardzo racjonalny, tak twardo stąpający po ziemi, teraz poczułem się wolny. Poczułem, że mogę wszystko, a świat nie stawia przede mną żadnych ograniczeń. Zaufałem instynktowi. Nieznana wcześniej moc dała dodatkowe siły, które pozwoliły mi przenieść się do świata mojego dzieciństwa. Z plecakiem na plecach wkroczyłem do krainy, w której najważniejszym wyznacznikiem mijającego czasu oraz spełnienia była dobra zabawa. To ona determinowała wygląd rzeczywistości, a beztroska pozwalała na odkrywanie niczym nieograniczonych przestrzeni. Plecak w tej podróży był moim towarzyszem. To on stał się zarazem strażnikiem czasu, jak i nauczycielem emocji. Przybrał formę i kształt anioła. Tak, przyznam się otwarcie… to mój Anioł Stróż.

    Ruszyliśmy w drogę. Zdawałem sobie sprawę, że ta droga nie będzie prosta, ale do odważnych świat należy. Zakrętów zbyt wielu na szczęście nie było. Lata mojej młodości okazały się być przepięknym czasem przygód, uśmiechu, poznawania świata, rozpoznawania talentów, nauką okazywania uczuć oraz wyrażania emocji. Zgodnie z naszą wcześniejszą umową, Anioł Stróż zgodził się na to, bym do jego wnętrza włożył jedną jedyną rzecz, jaka moim zdaniem będzie w tej podróży niezbędna. Zabrałem dawno przeze mnie nieużywany wspomnieniopis. Z tej podróży koniecznie chciałem bowiem mieć pamiątkę.

    Tylko mój Anioł wiedział, że wspomnieniopis będzie rozrastał się z każdym kolejnym dniem, a uczucia i emocje będą zajmowały w plecaku coraz więcej miejsca. Byłem absolutnie gotowy na dźwiganie coraz większego ciężaru. Wraz z upływającym czasem, Anioł odsuwał się wciąż bardziej na bok, robiąc miejsce, bym mógł nieść swój własny bagaż doświadczeń. Dziękuję mu za to, bowiem mogłem odkrywać tajemnice otaczającego mnie świata, a drogi ku nim prowadzące były idealnie oświetlone. W ten sposób pomagał trafiać do obranego przeze mnie wcześniej celu. Dodatkowo, dzięki jego promieniom, byłem doskonale widoczny, co zwiększało komfort podróży i wzmacniało pewność siebie. Anioł nieustannie dbał o to, bym czuł się bezpiecznie. Był przy mnie. Był ze mną.

    Świat widziany oczami dziecka jest pełen barw. Przypomniałem sobie, jak bardzo szczęśliwy wówczas byłem. Zrozumiałem, jak bardzo mocno poznane wówczas uczucia wpłynęły na moje późniejsze życie. Nie miałem dotąd świadomości, że swoboda w określaniu siebie, na jaką wówczas mogłem sobie pozwolić, w przyszłości zaowocuje tak świadomym wyrażaniem przeze mnie emocji w dorosłym życiu. Dziś już wiem, że moja dorosłość nabrała realnych kształtów w okresie dzieciństwa. To zabawy połączone z nauką życia w praktyce, pozwoliły na to, że dziś mogę bez problemu zakładać na siebie plecak z zapisanym wspomnieniopisem… myślę, że póki co, wypełniony jest on mniej więcej w połowie.

    To właśnie mój Anioł robiąc miejsce w plecaku dla wspomnieniopisu, zadbał o to, bym mógł swobodnie kształtować swoje teraźniejsze życie z uwzględnieniem planów na przyszłość i przy wykorzystaniu nabytego doświadczenia z przeszłości. Mój plecak przez całą podróż był bardzo wygodny i dopasowany. Dlatego też jego ciężar nie spowodował żadnych negatywnych skutków dla organizmu. Dzięki temu mogę pokonywać wszystkie drogi życia przyjmując prawidłową postawę. Kroczę wyprostowany, z silnym kręgosłupem oraz podniesioną głową.

    Po powrocie do teraźniejszości okazało się, że jedno wymagać będzie zmiany. Plecak, który nosiłem w dzieciństwie, teraz jest już zbyt mały. Nie wszystkie wspomnienia i doświadczenia mogą się w nim zmieścić. Anioł Stróż też jest coraz większy (stosownie do wieku), a on zasługuje na wyjątkowe traktowanie. Odkryłem ostatnio, że potrzebne będzie jeszcze dodatkowe miejsce… miejsce na miłość. Moje imię do czegoś przecież zobowiązuje. Odetchnąłem więc z ulgą, gdy dowiedziałem się, że plecaki takie występują w kilku rozmiarach. Tak, żeby być idealnie dopasowanymi do potrzeb właściciela.

  54. Jest lato. Pakuje plecak i idę na wakacje do babci. Babci dom jest oddalony od naszego bloku 3 kilometry. Ale wakacje u babci to wakacje u babci i nic tego nie zmieni. Idę oczywiście na skróty. Droga prowadzi przez stare garaże, potem tory kolejowe trzeba ominąć( lepiej piechotą, bo rower składak zielony w kleksy ciężki i przenosić go przez te tory trzeba) potem łąka,rzeka „smródka” stare przedszkole, uliczka z jednym domem, skrzyżowanie, na rogu ulicy krzyż. Już prawie jestem, jeszcze jedna piosenka i jestem. Mijam domu sąsiadów babci i sklep. Zachodzę tam. Sklep „Bolek” chyba tak sie właściciel nazywał. Kupuję kefir dla babci i coś słodkiego dla mnie. Chowam do plecaka. Oczywiście plekac juz na jedno ramię i już biegiem do babci. To jest obraz moich prawdziwych wakacji. Babcia niestety już nie żyje, w tym domu mieszka skłócona rodzina
    Ja mam 32 lata. Ale to najpiękniejsze obrazy są.

  55. Gdy zamykam oczy ,zakładam plecak(biednie było,więc nigdy nie był wypasiony,zresztą nas biedniejszych,niemarkowych było jakoś wtedy więcej i nikt się tym nie przejmował ),i…czuję ten luz i spokój.Że świat jest przede mną i nie muszę, a nawet nie mam się czym tak martwić …Teraz wiecznie się martwię,przejmuję,staram za bardzo …czemu Antoś znowu kaszle,nie zasnę pół nocy nasłuchując….a gdy zasnę to Jaśko mnie obudzi ,bo się jeszcze karmimy piersią.Nad ranem Franko nie będzie znów chciał iść do szkoły,myć zębów ,a ja i tak w duszy będę się cieszyć ,że mimo dużej nieśmiałości i tak ma bliskiego kolegę.I tak wiecznie się martwię ,czy będą zdrowi,czy dadzą sobie radę ,czy jestem dobra mamą…?I nie żałuję żadnej chwili bo kocham tych moich 3 chłopców,tylko czasem zamykam oczy ,żeby poczuć ten spokój,ten luz i z plecakiem z kanapką i książka….po prostu iść.

  56. Dobra, wystarczy zamknąć oczy tutaj teraz, a otworzą się oczka wtedy. Jednak zanim w pamięci pojawi się jakiś obraz jako pierwsza napływa fala zapachów: smażone jajka w śmietanie z białym serem jedzone prosto z patelni w kuchni u babci. Ten zapach nie ma konkurencji 🙂 Potem pojawiają się dźwięki: miarowe stukanie zegara z pokoju, stare radio kuchenne, dzwonek telefonu z tarczą. Obrazy też tu są, nieco spóźnione ale uzupełniają te wspomnienia, zmieniają w rzeczywistość, która toczy się za zamkniętymi oczami. Brakuje tylko jednego do pełni szczęścia – prawdziwa kulminacja i pełnia bezpieczeństwa. Tym ostatnim elementem jest dotyk – chwycić ponownie rękę mamy tak jak to umie dziecko, wtulić się w fartuch babci, pobawić się zmarszczkami twarzy dziadka…

  57. Zarzucam plecak na ramię ciężki od myśli. Złapałem jeszcze i przytrzymuję mocniej jej uśmiech. Umknął mi on ostatnio, a może domagał się uwagi pomiędzy radami, 'sprawdzianami’ z kolorowania, bieganiem za piłką.
    Wspólnie z nią przemierzam drogę z przedszkola do domu – ile jest wtedy pytań, zagadek, opowieści na gorąco.
    I z 'Pinokiem’ w plecaku, pss.. i z 'Szatanem z siódmej klasy’ od siostry, czuję się raźnie i bardzo bezpiecznie.

  58. Wkładam plecak i zamykam wewnątrz wyścig z czasem,kolejny trudny dzień,oczekiwania innych wobec mnie,kaprysy dzieci,dorosłe życie i niespełnione oczekiwania.Wyruszam przed siebie bez celu ale z pokorą i miłością do ludzi,szacunkiem do samej siebie.Docieram do dziadków gdzie przy nagrzanym piecu czeka na mnie fotel na biegunach.Oblizuję palce po przepysznym cieście drożdżowym z kruszonką.Spokojna i szczęśliwa wyruszam na spotkanie z dziewczynką z zapałkami.Chcę ja ocalić ale ona nie słuch,chcę ją zabrać do mojego domu ale ona nie chce,chcę zrobic cokolwiek ale nie wiem co.Jestem dzieckiem. Wracam do domu ze łzą w oku bo wiem jak ta bajka się kończy.W domu gwar zapach żywej choinki.Mama która jest lekarstwem na każde zło.Tato co śledzi wiadomości dnia. Zamieram w bezruchu obrazy przemierzają mój umysł: rodzice szepczący do siebie ,brat z gitara ,siostra zaczytana kolejną powieścią.A ja czuję jak plecak mi ciąży.Wyrzucam wszystkie złe emocje i zaczynam normalnie żyć bo plecak to życie. Dobre życie którego nie zamieniłabym na nic innego. Obrazy z dzieciństwa to czas dobrych wspomnień pozytywnych emocji beztroski i swobody naładowania akumulatorów.I dalej w drogę ku przygodzie.W dorosłe życie.A w plecaku jak w życiu należy posprzątać i mimo zbędnych kilogramów dążyć do celu.

  59. Jest wiosna, cieplo jest. Mam ok. 13lat czuje się już dorosła, jednak z perspektywy czasu wiem, że byłam dzieckiem. Biorę plecak, drugie śniadanie i idę do szkoły, wchodzę do szatni, ale nie przebieram się. Zabieram najlepszą koleżankę i ulubionego kolegę i idziemy na bunkry nieopodal starego niemieckiego cmentarza. Wspaniałe czasy szkoda, że tak szybko minęły i już nie wrócą. Kto będąc dzieckiem myślał o bezpieczeństwie ?Liczyła się tylko zabawa! Że nam nigdy tam nic się nie stało… cudownie powspominać te beztroskie życie.

  60. Zamykam oczy… Cofam się pamięcią jakieś 30-25 lat…. Jestem małą dziewczynką… chrześnicą podróżnika, obserwującą Jego podróże w dalekie zakątki świata. Największym rytuałem było pakowanie właśnie wielkiego plecaka… pamiętam dokładnie jego kolor – khaki… zapach… naszywki… przypinki… przetarcia… zapach… jakby unosiły się z niego zapachy potraw, ulic, domów, ludzi wszystkich państw, w których był….
    To co miało się w nim znaleźć było przygotowywane bardzo starannie dużo wcześniej: finka, pakiety szczepień, dokumenty medyczne, paszporty, wizy, wojskowe ubrania, wygodne buty, odpowiednie leki, kilka zdjęć, notatnik do zapisywania myśli, książka, mapy, wiersze…
    I właśnie wtedy gdy byłam dzieckiem marzyłam, że w tym plecaku zostanie trochę miejsca dla mnie, że kiedyś wejdę tam, ukryję się i polecę samolotem w wymarzoną podróż… w miejsce nieznane… do którego odwagę polecieć miało niewielu…

  61. Zamykam oczy… Cofam się pamięcią jakieś 30-25 lat…. Jestem małą dziewczynką… chrześnicą podróżnika, obserwującą Jego podróże w dalekie zakątki świata. Największym rytuałem było pakowanie właśnie wielkiego plecaka… pamiętam dokładnie jego kolor – khaki… zapach… naszywki… przypinki… przetarcia… zapach… jakby unosiły się z niego zapachy wszystkich państw, w których był….
    To co miało się w nim znaleźć było przygotowywane bardzo starannie dużo wcześniej: finka, pakiety szczepień, dokumenty medyczne, paszporty, wizy, wojskowe ubrania, wygodne buty, odpowiednie leki, kilka zdjęć, notatnik do zapisywania myśli, walkman z ulubionymi kasetami…
    I właśnie wtedy gdy byłam dzieckiem marzyłam, że w tym plecaku zostanie trochę miejsca dla mnie, że kiedyś wejdę tam, ukryję się i polecę samolotem w wymarzoną podróż… w miejsce nieznane… do którego odwagę polecieć miało niewielu…

  62. Zamykam oczy, zakładam plecak i idę… najpierw do szkoły, pakuję wszystkie książki, malutkiego misia, mojego najlepszego przyjaciela i drugie śniadanie, (przynajmniej dwie kromki chleba). Choć jem rano, w domu, to w szkole zawsze jestem głodna, a koleżanki się ze mnie śmieją gdzie ja to mieszczę. Do szkoły idę czywiście pieszo, bo mało kto ma samochód, rodzice żegnają mnie znakiem krzyża na czole, odkąd pamiętam ten znak towarzyszył mi wszędzie i przed każdym wyjściem i to głównie dzięki niemu czułam się bezpiecznie. Mama, jeśli umie, zawozi mnie na rowerze, a ja muszę uważać i trzymać nogi szeroko. Najłatwiej jest z górki, gdy jest pod górkę schodzę, bo jest ciężko. W szkole dzień mija szybko i trzeba wracać do domu. Znowu ta długa droga, chyba ze trzy kilometry. Po drodze las i zero domów. Czasem boję się iść sama, ale wtedy otuchy dodaje mi modlitwa i mój mały przyjaciel. Ściskam go mocno i modlę się do Anioła Stróża. To zawsze mnie uspokaja. Zanim się obejrzę, już widać mój dom. Tam wita mnie mama, zapraszając na obiad i pytając o oceny w szkole. Po odrobieniu zadań, biorę mój plecak, pakuję do niego swoje skarby (misia, kredę, gumę do skakania, piłkę, paletki, chustkę), jakieś owoce, coś do zjedzenia i picia i pędzę do kuzynów którzy mieszkają naprzeciwko. Tam zaczyna się zabawa. Do wieczora bawimy się w chowanego, gramy w klasy, skaczemy w gumę, gramy w paletki przez bramę, dwa ognie, Baba Jaga patrzy oraz wiele innych gier, śpiewamy piosenki i śmiejemy się do bólu brzucha. Dzień mija szybko. Spędzam go z najlepszymi przyjaciółmi, z krzyżykiem na czole i dlatego właśnie czuję się bezpiecznie.
    Dziś jest mnóstwo rzeczy dzięki którym możemy czuć się bezpiecznie. Kiedyś tego nie było. Musiało wystarczyć odprowadzenie mamy, buziak na drogę, czy błogosławieństwo.
    Dziś, mając swoje dzieci, żegnam je tak samo, jak kiedyś mnie moja mama. To nasz rytuał i mam nadzieję, że kiedyś, one będą robiły tak samo.

  63. Zamykam oczy i cofam się do czasów kiedy byłam dzieckiem. Czasów kiedy żyła moja Kochana Babcia. Miała na imię Helena i była najbardziej ciepłą, kochającą, mądrą i pogodną osobą. Miała w sobie coś takiego, że chciało się z nią spędzać, słuchać opowieści o dawnych czasach. To u niej spędzałam wszystkie wakacje i to Ona nauczyła mnie gotować, piec, to Ona zaszczepiła we mnie bakcyla do szycia i robienia na drutach. Opowiadałam jej o swoich problemach, dylematach, zawodach miłosnych. Zawsze słuchała z uwagą, nie „wymądrzała się”, nie oceniała, nie krytykowała, wysłuchała. Nawet jak nie godziła się z moimi wyborami, nigdy nie dyskredytowała mojego zdania, moich uczuć. Miałam z nią lepszy kontakt, niż mam obecnie z moją mamą. Teraz kiedy jej nie ma bardzo mi jej brakuje… Spotkania świąteczne bez niej nie mają takie uroku. Z plecakiem na plechach chciałabym ją zabrać na spacer przed siebie, urządzić piknik dla niej. Bo wcześniej jak żyła to ona troszczyła się o nas wszystkich. Nie musiała by nawet nic mówić ważne, żeby była obok. A może opowiedziała by jeszcze o dziadku, którego nigdy nie poznałam. Szkoda, że nie poznał jej mój syn..

    am jej o swoich problemach, zawodach miłosnych. Nie oceniała, „nie wymądrzała się”. Nawet jak mówiła, „Dziecko, on nie jest dla Ciebie, daj sobie z nim spokój”

    Każdego wysłuchała, nie oceniając, nie krytykując, „nie wymądrzając się”. Zwierzałam się jej ze swoich problemów, przeżytych zawodów miłosnych

Skomentuj Violetta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.