słowa z insta

Czasami publikuję coś na instagramie. I dziś chciałabym sobie zapisać je tutaj. Słowa, które są dla mnie ważne, a boję się, że przepadną.
Ostatnio zbierałam teksty do trzeciej części książki, która posiada zbiór blogowych postów. Ukaże się pod koniec listopada.
I zbierałam sobie też te małe fragmenty publikowane na insta.
Zostawię tutaj. Bo nie każdy ma instagrama. Bo nie jest mi tak bliski sercu jak blog.

Każdy toczy jakąś wojnę.
Ze światem. Ze sobą.
Każdy szuka najlepszej z broni, jaką może wyciągnąć do tej walki.
Każdy z nas, z biegiem lat może stać się też swoją wymarzoną wersją siebie. Daleką od wojowania. A jeśli nawet nie, bo to sztuka wielce trudna, może się ku niej zbliżać… Najważniejszy czynnik, który zapewnia mi szczęście, sympatie do samego siebie i zwycięstwo to… święty spokój.
Ach, ileż ja się w życiu nawalczyłam o swoje ideały, przekonania..
Ileż pragnęłam ludziom wytłumaczyć, ileż siły wkładałam w przemowy…
A ileż to rodziło konfliktów, kłótni…
Dziś walczę już tylko o święty spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Wiem już, że o swoje ideały można „walczyć” każdego dnia – po cichu, w domowym zaciszu. Można działać zamiast krzyczeć. Można dawać przykład zamiast przekonywać.
I sercem oraz dobrocią, cierpliwością i zrozumieniem więcej osiągnąć, niźli roztrząsaniem swoich przekonań na skale ilości swych obserwatorów i ich obserwujących.
Życie udowadnia mi, że dobro i prawda jest najlepszą bronią po jaką możemy sięgać idąc na codzienną wojnę… Tylko w takiej wojnie można spać spokojnie… A ja dobry sen ogromnie sobie cenie. 🤎
_______________________________________________________________

Ze wszystkich podróży najbardziej lubuje się w tych, które są blisko. Prawdopodobnie najbliżej. W podróży, która prowadzi od pralni w piwnicy, do garderoby na poddaszu. Podróżuje wtedy z wielkim koszem wypełnionym ubraniami. Nosze też ubrania innych tu podróżujących. Lubią podróżować blisko mnie. Trzymają się czasami kurczowo jakby mieli się zgubić… Lubię też wyprawy kuchenne i te stałe punkty widokowe, koło lodówki czy piekarnika. Nie wiem czy widziałam w życiu coś piękniejszego, od przypatrywania się rosnącej chałce czy wnętrzu lodówki, w której znajduje się pokarm dla rodziny… Czasami nawet w deszczu odbywam wycieczki survivalowe dookoła domu. Wczorajsza miała za zadanie zmienić w koszach podwórkowych kwiaty letnie na jesienne. Ach! Ile doznań! Przetrwałam! Jedną z najpiękniejszych ekspedycji jest ta, w której pnę się wysokim zboczem schodów ku górze, by tam uratować dwójkę osobników spragnionych czytania przed snem. Lubię też podróże innych kompanów mojej przygody… Na przykład Jego, gdy wraca do domu wieczorem, słyszę brzdęk kluczy na półce i jak zzuwa obuwie by do startu przystąpić… On podróżuje szybko, bo w krótką chwile jest już na szczycie, aby zdążyć ucałować i wyprzytulać Ich przed snem. Kiedy On jest już cały i zdrowy w naszym domu pięknych tułaczek, wiem, że mogę być spokojna… Wtedy pozostaje podróż pomiędzy różnymi krainami, które sprzątam i przygotowuje na kolejny dzień pełen wypraw i wędrówek… Bo wiem, że najpiękniejsze podróże nie prowadzą przez świat cały, a tylko przez zakamarki naszych głów… Jak dobrze być w domu… Ahoj przygodo! 🏡🐾
________________________________________________________________

Od zawsze, gdziekolwiek mnie los nie pognał, a trochę mnie przegonił, najważniejszy był dla mnie kąt. Ten kąt w którym dane mi było mieszkać. Czy to pokój dzielony z siostrą, czy pokój w internacie z trzema innymi dziewczętami, czy wynajmowane w Warszawie mieszkanie wyciągnięte z lat 70’ i nieopróżniane od 60’… aż wreszcie moje mieszkanko na poddaszu w Bielsku… wszędzie tam potrafiłam do rana sprzątać, czy dekorować (zwłaszcza dekorować) aby było mi tam dobrze. Przytulnie, ciepło. Aby zawsze chciało się wracać i nie czuło się potrzeby ucieczki. Zawsze przytulność domu była priorytetem. Zawsze wolałam wydać pieniądze na dom, zamiast na podróże. Bo z podróży trzeba wrócić. A z domu można nie wyjeżdżać. Dlatego nadchodząca jesień jest celebracją domowego ciepła. Celebracją spokoju, zdrowia. Widok wiatru za oknem, pozwala odkrywać wartość poczucia bezpieczeństwa. A ono ma do siebie to, że pokorniejemy. Że to co jest, staje się wystarczające i cenne. Że rzeczy jakich wtedy nagle potrzebujemy, na już, to zapach ciasta z piekarnika, zapach świec czy ciepło kominka… Jesienią nawet zapalona lampka przy łóżku, wieczorową porą zdaje się świecić innym światłem… Tym, które pozwala widzieć nie tylko litery na stronicach książki, ale też nasze życie jako to, które jest po prostu dobre. Ciepło i spokój, to jedne z największych wartości w naszym życiu, ale to dopiero jesień najpiękniej je nam uzmysławia…
________________________________________________________________

Kiedy ja wkładam coś do bagażnika auta, Oni przepychają się między sobą przy drzwiach, bo drugie są zbyt blisko drzewa i nie da się ich otworzyć… lewym uchem słyszę dialog…
– Jesteś głupia i brzydka – mówi On.
– To zaskakujące, że jesteś moim bratem, bo jesteś taki mądry i piękny, a do tego wybitnie dowcipny. – odpowiada Ona.
Kiedy zamykam klapę bagażnika, spoglądam z pół uśmiechem Jej głęboko w oczy, a Ona mruga do mnie porozumiewawczo tym okiem…
W nosie mam, że nie idzie Jej płynne czytanie… Dla mnie z mądrości życiowej ma szóstkę z plusem. 🤎
_________________________________________________________________

Mam 37 lat. 
Mam dom. Po łebkach posprzątany.
Mam zdrowe dzieci. Niejadki.
Męża z najpiękniejszą cierpliwością i życiową mądrością, który robi praktyczne prezenty bez fantazji.
Mam powieść, w którą wdarło się kilka błędów drukarskich.
Mam sąsiadów z wielkim sercem, poczuciem humoru i basenem nie na moim podwórku.
Rodzine zwariowaną, pełną miłości i troski. Jakby też trochę Włoską.
Mam ogrom pięknych, wręcz zjawiskowych ludzi dookoła. Ale też czasami sobie po niektórych ludziach pochlipuje. Nawet po dwóch latach.
Mam express do kawy i rurki do mycia.
Mam też kraj bez wojny, ale z chwilowym defektem.
Mam na obiad pełną lodówkę, ale jeszcze nie rozładowaną zmywarkę.
Mam do siebie dużą sympatię, ale nikt mnie tak nie wkurza jak sama siebie potrafię.
Mam 37 lat. 🎂
Mam wszystko.
_______________________________________________________________

Moja córka zapytała mnie wczoraj o to, co robiły feministki…
Odpowiedziałam Jej, że to niezwykle odważne kobiety, które zmieniły świat. Że to dzięki Nim, Ona może dziś chodzić na półkolonie windsurfingu. Że dzięki Nim ja mogę wydać swoją książkę. Że możemy zakładać spodnie i zażywać edukacji. Że to One spowodowały, iż dziś na rowerze mogę podjechać na wybory i oddać głos. Że nasz głos jest ważny i trzeba się z nim liczyć. Wymieniałam dużo. Powiedziałam o okrutnej prawdzie… Że w swojej walce o naszą dziś wolność, były bite, katowane, palone i mordowane. Na koniec dodałam najważniejsze co dziś z szacunku i wdzięczności do Nich możemy zrobić – „Nigdy Córeczko nie rezygnuj ze swoich możliwości.” I oby pamietała, że jeśli będzie chciała wychowywać dzieci, prać i gotować, to też jest to możliwość, a nie konieczność. Tylko wtedy można osiągnąć spełnienie…
_______________________________________________________________

Urodziłam się w domu pełnym pasji. Mój Tato kochał konie. Mieliśmy ich kilka. Bryczki, wozy, sanie. Kucyki. Całe dzieciństwo popołudniami zakładałam uzdy,chomąta, podpinałam dyszle. Mój Tato pasjonował się motocyklami. Zaczęłam jeździć mając osiem lat. Dopóki nie urodziłam Tosi, moje życie kręciło się tylko dookoła motocykli. To było moje hobby, praca, sposób na życie. Mój Tata ma ogromną pasje w sobie do antyków. Mamy swoje muzeum staroci. W moim domu pasja była tym, co tworzyło codzienność. Moi przyjaciele kochali mój dom i moich rodziców. A ja nie wierzyłam , że moi 18 letni koledzy chcą słuchać piosenek z lat dwudziestych, które nakręcał mój Tato na patefonie. Chcieli. Uwielbiali to i jedli wtedy lody z pucharków, które robiła moja Mama… Ale te wszystkie pasje byłyby niczym, bez najważniejszej pasji jaka była w moim domu i której orędowniczką była moja Mama… Pasji do życia i ludzi… 🤎
________________________________________________________________

Dorosłość jest, gdy wolisz giełdę kwiatową od sklepów z ubraniami, gdy czujesz zazdrość na widok już porobionych weków u innych, gdy na przyjście gości szykujesz ciasto zamiast chipsów, gdy drżysz podczas burzy i pamiętasz o praniu na suszarce, zanim spadną pierwsze krople… Dorosłość jest wtedy, gdy czujesz, o wiele mocniej niż wcześniej, że nie tyle świat należy do Ciebie, co Ty do świata… I jest Ci z tą myślą bardzo dobrze… Ale przecież wiadomo, że każdy z nas dorasta inaczej, albo wcale. I to tez bywa dobre. Kiedy byłam dzieckiem kochałam dzieciństwo i wydawało mi się czymś najlepszym, co może zaistnieć w całym życiu. Potem młodość zdarzyła mi się taka, jaką chciałoby się zatrzymać na zawsze. Dziś, będąc dorosłą, cieszę się, że inne etapy już za mną, bo ta dorosłość taka piękna, najpiękniejsza… Moja Mama mawia – „zobaczysz dziecko jak jest na starość, nie ma lepszego okresu w życiu… Wszystko możesz, już nic nie musisz.” Wierze Jej. Ale teraz, będąc dorosłą, dorosłość kocham najmocniej. 🤎
_________________________________________________________________

Idźcie swoją drogą… Nie moją i nie cudzą. Z odwagą dokonujcie swoich wyborów. Błędne nazywajcie doświadczeniem. Nie wstydźcie się być inni. Mieć inne poglądy i inne priorytety. Róbcie dużo rzeczy małych ale i przed wielkimi stańcie. Wydobywajcie życiowe podpowiedzi zarówno z głowy jak i z serca. Trochę miłości i trochę rozumu. Raz więcej miłości, a raz więcej rozumu. Najlepiej zaufajcie swojej intuicji. Nie na daremno jest Wasza. A każda intuicja do potrzeb swojego człowieka jest dostosowana. Pod jego wrażliwość i siłę. Idźcie swoją drogą… Raz lasem, a raz miastowym deptakiem… I niech nie wyskoczy Wam tam niedźwiedź zza drzewa, ani zbir zza rogu. Idźcie swoją drogą… Dbajcie tylko proszę o to, aby do domu zawsze wrócić bezpiecznie. I dla ludzi dobrzy bądźcie. Rozglądajcie się wnikliwie w tej podróży. Ważne, aby dużo zauważyć. Niekoniecznie dużo widzieć, lecz dużo zauważyć. Idźcie swoją drogą… Ja moją odnalazłam i z Wami nią idę. Jeśli kiedyś zechcecie, puszczę Wasze ręce… Jednak jeszcze dziś, jesteście moimi małymi dziećmi… Bądźcie nimi jak najdłużej… Bo kiedyś na pewno zechcecie iść swoją drogą, lecz na razie budujmy wspólnie mądrą i dobrą mapę na te Waszą podróż… 🤎
__________________________________________________________________

Ile czasu każdy z Was poświęca na rozmyślanie o sobie? O sobie jako człowieku, który pełen jest myśli, czynów, zachowań. Ile czasu udaje się Wam poświecić na analizę swojego bytowania. Na jakość owego bytowania. Nie względem komfortu bywania i posiadania, a względem zgody i zadowolenia z tego jakim wobec siebie i innych na co dzień jesteśmy. Ile czasu macie na to, by rozgryzać siebie, a ile poświęcacie go na rozgryzanie innych? Czy ta proporcja jest słuszna? Analizując dogłębnie słowa innych ludzi, czy myśli o które ich podejrzewamy, jest niejako stratą czasu, bo zawsze będą jedynie przypuszczeniami naszej miary. Za to samoobserwacja zawsze jest czasem, który procentuje… Tylko dzięki samoobserwacji jesteśmy w stanie zmienić nasze życie na lepsze, bo to na siebie mamy największy wpływ… Tylko należy nie zapomnieć o najważniejszym – bądźmy w tym obiektywni. Ani zbyt okrutni, ani zbyt pobłażliwi. Ale na pewno bądźmy ze sobą szczerzy…
W czasopiśmie z 1946 roku (z muzeum Taty) czytam…
📜
„Psychika człowieka zmienia się pod wpływem samoobserwacji. Badanie własnej psychiki coś w niej zmienia. Jest to swoista psychologiczna „zasada niepewności”, analogiczna do zasady niepewności w fizyce. Otóż gdy staramy się spełnić wezwanie – „Poznaj siebie” – czy odkrywamy coś w sobie, czy tworzymy?”
📜
Zatem twórzmy każdego dnia lepszą wersje siebie. Gdyż żadna nowo nabyta sukienka, nie potrafi ofiarować tyle szczęścia, co  zwyczajna sympatia do samego siebie. A potem duma ze swoich dobrych czynów i myśli… 🤎

7 odpowiedzi na “słowa z insta”

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.