ułomność duszy.

Ludzie dużo widzą. Ach, ileż oni widzą. Wszystko czasami. Ale już zawsze widzą prawie wszystko.
A ta prawda, którą dostrzegają jest już bezwzględnie niepodważalne. Co niektórzy, nieliczni, może bardziej świadomi z pokory powiedzą, że wiedzą niewiele, albo jeszcze mniej. 
Taka człowieka natura. Że sądzi według siebie, pod siebie, pod aktualne potrzeby.
A i to co widzimy nie zawsze jest tym samym, choć przez jedne nasze oczy widziane. 
Bo obraz, który przelatuje nam przed nami i jest brany pod lupę analiz, zależeć będzie od kondycji naszego ducha. Bywa, że nasza zdrowa dusza największą ułomność drugiego człowieka, jego błąd i potknięcia weźmie jako koleje losu, jako część (nieodłączną część) naszej egzystencji.
Natomiast te same oczy ze zbolałą duszą, najmniejszą nawet ułomność drugiego człowieka wezmą na swój język i myśli, i nimi rozszargają go na strzępy. 
Wszystko, cokolwiek myślimy o innych, cokolwiek czynimy w naszym życiu zaczyna się w naszej głowie.
Jakże wiele czasu poświęcamy naszemu życiu, które widać. Temu jak wyglądamy, co posiadamy, gdzie bywamy czy co sobą prezentujemy. Jakże mało temu co jest filarem naszego życia – umysłowi.
Jak mało pracujemy nad wartością nas samych, dla siebie samych. Jak mało rozpatrujemy swoje wewnętrzne braki i ich konsekwencje. Swoje ułomności, których nie jesteśmy świadomi. Bo droga do samego siebie jest niezwykle trudna. Nie jest tą, na którą wystarczy wejść aby trafić do celu.
Trzeba w tej drodze się ogromnie natrudzić. Podnieść kamienie, których często sami podnieść nie możemy. A za tymi kamieniami kryją się dalsze wskazówki. Nie jest łatwo przyznać się nawet przed samym sobą do swoich słabości, żali, lęków. Wolimy szybko się wytłumaczyć, zwalić na innych i iść dalej. Ale to narasta i gnije w środku. Nigdy samo nie odejdzie. Rozpracowanie samych siebie jest jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą drogą do szczęścia. Do pokochania innych. Do braku zazdrości czy wyzbycia się nienawiści, złośliwości.
Nie musimy być idealni, ale musimy zrozumieć siebie. Nauczyć się swoich słabości i konsekwencji jakie z nich wynikają. Człowiek nie lubi siebie kiedy jest idealny, człowiek zaczyna lubić siebie naprawdę kiedy zna swoje ułomności. Jakże łatwo wtedy można poradzić sobie z problemami…
Nasz umysł jest jak dom. 
Jeśli mamy dziurę w dachu, przez którą kapie woda i zalewa nam kuchnie i pokoje, nie zmienimy sytuacji wkurzając się na deszcz czy wypompowując wciąż te wodę przed gośćmi.
Musimy iść na strych, znaleźć dziurę i ją załatać. 
Tak jest z naszą głową. Jeśli zalewa nas niechęć do ludzi, toniemy w złośliwości i chęci obgadywania to znaczy, że czas iść na nasz strych i poszukać dziury w naszej głowie… Bo dopóki jej nie zalepimy, wszystko to w czym brodzimy, nie zniknie nawet przy wszelkich możliwych środkach ratunku.
Ratunek jedyny i możliwy zawsze znajduje się w nas. 
Lubię poznawać siebie i odnajdywać swoje słabości w rozmowie z moim mężem. 
Mówię o tym co mnie boli, co drażni, co powoduje moje nieszczęście i wtedy wspólnie szukamy z czym aktualnie moja głowa, mój umysł może się borykać, skoro przekłada się to na owe odczucia.
Czasami bywa, że wypieram tę dziurę w dachu. Szukam powodów wszędzie indziej. Ten dom zalewa. Powoli. Na początku do kolan, potem po szyję. Kiedy ledwo łapię powietrze dryfując pod sufitem, łapię się drabiny i wspinam na strych. Zatykam otwór i woda powoli ulatuje. Wtedy poczucie ulgi przypomina, że to nasz umysł, nasza głowa ma w naszym życiu największe znaczenie. W niej leży problem albo jego brak. Jest ona również najtrudniejszą z nauk. 
Można nauczyć nas czytać i pisać. Można nauczyć fizyki kwantowej. Można pokazać jak się sieje w ogrodzie i gotuje w kuchni. Można nauczyć nas skoków o tyczce i obliczania podatku dochodowego.
Ale żadna ze szkół nie nauczy nas najważniejszego i nie da wiedzy o nas samych.
Mogłaby się okazać jednym z najtrudniejszych przedmiotów. Sięgamy w nim do najtrudniejszego w ludzkiej naturze – do przyznania się i odkrywania cech wstydliwych, bolesnych.
Myślę, że ludzie mają problem z akceptacją niedoskonałości. A czasy w jakich żyjemy temu nie sprzyjają.
Nie jestem zwolennikiem odkrywania się przed całym światem. Ale zdecydowanym orędownikiem odkrywania się przed samym sobą.  Bez wstydu. A z dogłębną analizą.
Ludzkie ułomności. Ciała i duszy. Te cielesne widać od razu. Nawet z bardzo daleka. Jadący na wózku człowiek bez nóg, czy ze sparaliżowanym ciałem znajduje u nas usprawiedliwienie.
Kiedy trudno Mu podjechać pod górkę, gdy nie dosięga w sklepie górnej półki. Potrafimy nawet wytłumaczyć jego opryskliwe zachowanie, myśląc – ach, gdybym ja był na wózku, też bym miał złość do całego świata, albo – jak tu się nie wkurzać…
Natomiast ułomności duszy nie widać. Można by stanąć blisko, najbliżej, i nic nie ujrzysz.
Wtedy nie znajdujemy wytłumaczenia do niewidzialnego.
I nie dziwi fakt, że nikt o swojej niepełnosprawności umysłu nie mówi. Bo gdyby taki człowiek bez nogi mógł ten brak ukryć, to by ukrył. Przed samym sobą też najchętniej by ukrył. Ale nie może. Na szczęście.
Bo ten, który braki swej duszy i myśli ukrywa ileż musi się nacierpieć. Sam ze sobą i świat z nim.
A może niejeden by Mu pomógł. A pewnie i też wyśmiał, jak nie jeden, który kogoś na wózku popchnął.
Jesteśmy w tak komfortowej sytuacji, że przed całym światem tych braków w koszyku nieść przed sobą nie musimy, ale możemy ten koszyk braków pokazać wybranym. Możemy przede wszystkim sami usiaść w swoim pokoju, zamknąć drzwi na skobel i w tym koszyku pogrzebać. Posortować, poskładać, na kupki wszelakie… Takie dobre, do naprawy, do wyrzucenia…
Największe ludzkie ułomności biorą się z kompleksów. To one powodują, że nie lubimy innych, że inni nas złoszczą, że nie czujemy się szczęśliwi, spełnieni. One powodują, że nie odpoczywamy, że jesteśmy podminowani czy zirytowani. 
Braki naszej duszy wychodzą na wierzch gdy czynimy źle. Jednak nie umiemy wytłumaczyć sobie siebie ani innych. Doszukujemy się zła w samym źle. A ono mieszka zupełnie gdzieś indziej. Zło naszych zachowań, reakcji, wypowiadanych słów leży tylko w naszej głowie. Ta głowa rodzi się już taka, czasami życie jakie dostajemy te braki pogłębia. Od kiedy stąpa człowiek po ziemi, nie narodził się taki, który by tych braków uniknął. Czmychnął przed nimi. 
Nie są niczym złym, jeśli tylko nauczymy się ich szukać w sobie, uczyć się ich, analizować. Jeśli nauczymy się o nich rozmawiać, czy chociażby myśleć.
To długa droga. Nie da się nią iść na skróty. To tak jakby pod te dziurę w dachu podstawić wiadro.
Przyjdzie w końcu ulewa, która wiadro przepełni i zobaczymy w kuchni pod stopami płynącą wodę…
Dużo czasu mamy dla ciała które widać, mało dla duszy.
Coraz częściej znajdujemy czas na ćwiczenia gdy marzy nam się płaski brzuch i jest on naszym kompleksem. Jednak czasu brak na kompleksy, których nie widać w sklepowej kolejce i firmowym przyjęciu. 
Nauczmy się przebywać z samym sobą. Bez otaczającego nas chaosu XXI wieku. 
Jeśli usiądziemy do stołu z samym sobą, bez nikogo i niczego innego, może się okazać, że jesteśmy doskonali w swojej ułomności.

3 odpowiedzi na “ułomność duszy.”

  1. pięknie ubrane w słowa Julka! moim zdaniem do takiego stanu się dorasta, jedni szybciej, drudzy wolniej, trzeci w ogole, bo im zycia nie starczy. Za to kocham każdy kolejny rok w mojej metryce, za to całkiem inne spojrzenie na siebie i innych.
    ściskam :*

  2. Z wiekiem, zdobywanym doświadczeniem oraz przede wszystkim wraz ze wzrostem wiary w Boga dostrzegam jak bardzo jestem ułomna i marna i jaka daleko droga przede mną aby nad całą sobą pracować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.