grease…

no kocham nad życie.. film obejrzałam milion razy, a piosenek wysłuchałam dwa miliony…
na szkolnych przedstawieniach byłam Travoltą, a teksty z filmu znam z siostrą na pamięć…
jest szaleństwo… 

 

historia..

kiedyś to w teledyskach była historia. można się było tam wzruszyć, zakochać, niecierpliwić, ekscytować,
wyczekiwać, wracać, dopowiadać… no można było tą historą żyć jak najlepszym filmem.
miałam szczęście dorastać z tą muzyką.. i nie miałabym nic przeciwko, gdybym dorastała również wśród teledysków Czerwonych Gitar, czy Trubadurów, gdy wychodzili na scenę w takich samych garniturkach..
czasy muskularnych mężczyzn w złotych ketach i nagich kobiet nad basenem są mi mocno odległe..
wracam więc nieustannie do ulubionych muzycznych historii.
i pamiętam jak kasetę video urwałam na 3:41, gdy jest sekunda obrazu na Slasha z góry.. I On w tej rozpiętej, wywleczonej koszuli, w tych buciorach… o rany!
no a my na wsi mieliśmy tylko tvp1 i tvp2.. a potem doszedł nowoczesny polsat.. więc moja siostra przynosiła od znajomych kasety VHS z nagranymi teledyskami…
Jako, że dziś muzyczny piątek to moje ulubione historie…