Rafal Michal Szaton

dziś nie będzie moimi słowami, a słowami mojej siostry.
o pewnym człowieku. o człowieku, którego miała szczęście w życiu spotkać..
dziś nie wyobrażamy sobie bez Niego życia, choć tyle kilometrów nas dzieli. jest częścią naszej rodziny. ojcem chrzestnym, bratem, synem.. jakby był z nami od zawsze. ot po prostu.. Szaton.

 

„Było…

 Pewnego jesiennego wieczoru stanął w progu naszych starych i obdrapanych stancyjnych drzwi. Mocno tam nie pasował. Na dworze słota i szaruga, deszcz siąpił, a on wszedł jakby z innego świata. Białe spodnie ”dzwony”, dżinsowa kurtka. Ciemne włosy , opadały delikatnie na zgrabne uszy i opalone czoło. Sylwetka jego była nienaganna. „Przystojny młodzieniec” – rzekłaby ma babcia. Na wypielęgnowanych dłoniach lśniły obrączki i bransoletki. Oparł się o stary wiekowy, zeżarty przez korniki i lata zaniedbania kredens z zapytaniem, czy dobrze nam się tu mieszka. Zupełnie osłupiałyśmy. Miał w sobie tyle wdzięku.
Pomimo mroku i nędznej żarówki widoczny był głęboki błękit jego oczu, który zdawał się być
radosny i bezkresny. Oczekiwał odpowiedzi. Byłyśmy Nim tak oczarowane, że chyba nawet gdyby był to bunkier powiedziałybyśmy, że mieszka się nam jak w najlepszej, luksusowej willi.
Za kilka dni wprowadził się do pokoju obok.
Wtedy to zrozumiałyśmy, że cały ten czas mieszkania bez niego był nijaki i nudny. Otwarł przed nami wrota dobroci i szczerości. Lgnęłyśmy do Niego . Czas przestał istnieć. Noc stapiała sie z dniem. Nagle odkryłyśmy w sobie niezmierzone pokłady energii. Bo jemu się zawsze chciało. Spacer w ciemną zimową noc – proszę bardzo. Desery o 4 rano – nie ma problemu.
Staliśmy sie jednością. Warunki życia były koszmarne. Ale z nim wszystko wydawało się wielobarwne i
piękne. Bo dusza Jego była piękna. Imponował mi Jego apetyt na życie. Jego styl ubierania tak bardzo odbiegał od tego co wtedy nosiło się na ulicy. Zakochany był w Madonnie, której plakaty ozdabiały brudne i obskrobane stancyjne tapety ścienne. Zawsze mówił, że pojedzie w świat zrobić karierę. A my zawsze po cichu wierzyłyśmy, że na pewno go zawojujei będzie wielkim człowiekiem. Pochodził z biednej, śląskiej rodziny. Z blokowiska. Kiedyś, kiedy na weekend nie wracałam do domu zaproponował, że mnie ze sobą zabierze. Do swoich. Pierwszy raz widziałam wtedy ludzi biegnących z wiadrami na torowisko przez dziury w płotach, przez krzaki i knieje byleby szybciej, byleby prędzej od pędzącego za nim sąsiada. Zupełnie nie wiedziałam po co Ci ludzie tak biegną do przejeżdżającego pociągu towarowego. Dopiero on mi wyjaśnił, że idą kraść węgiel z wagonów. Obraz, który pamiętam do dziś. To tam zobaczyłam biedę, ale i miłość. Miłość Rafała do babci. To tam pierwszy raz w życiu jadłam chleb podpiekany na kuchni, a potem, gdy się zrobił twardy i czerstwy wcierało się w niego
czosnek. Nigdy potem nie miał on już takiego smaku jak tam, kiedy to pod blachą palił się ogień, woda bulgotała w czajniku, a stara zmęczona życiem i troskami babcia siedziała na przypiecku wsłuchana w opowieści kochającego wnuczka.
To wtedy w drodze powrotnej powiedział, że nie chce tam zostać, że musi uciekać od tej nędzy, bólu,
biedy i braku nadziei na lepsze życie. Doskonale rozumiałam. Jego dusza – dusza artysty pragnęła się wzbić i ulecieć ponad to wszystko co widział do tej pory. Dusił się w tym świecie. W tej Polsce.
Postanowił wyjechać.

 Jest…

 Jego jestestwo błąkało się po Europie, aby znaleźć swój raj na ziemi,. Swój zakątek. Na życie. Na
nowych przyjaciół. Na twórczość. Po długiej wędrówce znalazł się w Valencji. Dla nas wtedy to kraj kojarzący się ze słońcem, corridą, śpiewnym językiem i pomarańczami. Każdy chciał jechać do Hiszpanii.
Dla Niego to trud życia codziennego, walka z bezrobociem, z mentalnością Hiszpanów, z lekkością ich bytu. Trafił do artystycznej mekki, ale w bezgraniczną otchłań pustki. Nauczył się języka, skończył prestiżowe uczelnie, grał w reklamach, przedstawieniach teatralnych. Miał swój udział w nagrywaniu płyt muzycznych, wspaniale pisze, cudownie maluje. Odnalazł pokłady dobra i człowieczeństwa wśród ludzi stamtąd . Każda jego praca to wieloznaczność, kulturowość, obyczajowość. Żaden człowiek nawet laik nieznający się na sztuce nie może przejść obojętnie obok grafik, ceramik i obrazów. W nich zawarta jego charyzma, liryczność i artyzm i dobroć człowieka zmęczonego życiem.

 Będzie…

 Nie jesteśmy już młodzi. O nie. I kiedyś przyjdzie taki czas, że żyć będziemy wspomnieniami. Złożonymi z nas. Z naszego życia utkanymi jak z przędzy cieniutkiej. I będą w tej sieci zaplątane wielkie pęki złożone z naszych problemów dnia codziennego i będzie też ta nitka płynna, pięknie wijąca się wśród gąszczu dobrych wspomnień. Oczyma wyobraźni widzę nas splątanych w tym kłębku życia. Na mym tarasie. Na którym bezkres nieba zdaje się nie mieć końca i spotyka gdzieś w oddali horyzont. W domu, gdzie pachnie mój chleb i ciasto świeżo upieczone dla moich gości. Bo to będzie gość specjalny i wyjątkowy. I skoro świt tylko zajrzy w me okna, otworzymy drzwi na przestrzał ,aby śpiew pierwszego skowronka na nieboskłonie dodał nam sił. Bo młodzi już nie będziemy. O nie. I usiądziemy z gorącą kawą w ręku i liczyć będziemy każdą swoją zmarszczkę. I patrzeć będziemy na swoje dłonie spracowane. Niby na tym samym kontynencie, a jednak tak daleko od siebie. I to będzie ten czas naszych wspomnień. I śmiać się będziemy do rozpuku. I płakać . Bo łez naszych nie musimy się wstydzić. O nie. Bo życie nas rzuciło w krainy odległe i każdy z nas codziennie budzi się z listą spraw do zrobienia i załatwienia. Lecz świadomość, że patrzymy na to samo słońce i marzymy przy tym samym księżycu sprawia, że wierzymy w to, iż kiedyś przyjdzie ten moment. Na mojej werandzie. Przy kubku gorącej kawy. Bo czas tak nieubłaganie pogania nowe minuty i miesiące, że nawet czasami nas samych wyprzedza. Ale nadzieja na lepszą i powolniejszą starość jest w nas wielka. Jak wielka jest nasza miłość i przyjaźń. I pomimo, że tysiące kilometrów nasz świat oddziela to nas nie rozdzieli żadna miara. Bo dzień ten, kiedy przyszło nam się spotkać jest jednym z piękniejszych w moim życiu. Kim bym dziś była, gdyby nie On? Jakie byłyby moje poglądy? Czy byłabym równie tolerancyjna i wyczulona na krzywdę ludzką i biedę? Spotkałam w moim życiu wielu ludzi. Wiele ognisk, zabaw do rana, tańców na stole i wina. Ale tylko nieliczni są w ścisłym gronie tych ,których warto pamiętać. On jest pozostając na zawsze. Co roku czekam z utęsknieniem na kolejną jesień. Od pewnego czasu bowiem to moja ulubiona pora roku…
Czekam na Ciebie każdego dnia mocniej. Kocham Cię Mój Wyjątkowy i Niepowtarzalny Artysto …”

prace Rafała można zobaczyć w Polsce tutaj. trochę więcej informacji o Jego twórczości tutaj. a już niedługo wyczekujemy Jego wystawy w galerii Narodowej.

rafał4 rafał2

let’s play birds

z Tatą Antoniny to jest tak, że jak mu wpadnie jakaś piosenka w ucho to słucha na okrągło.. więc dziś, od rana, stutysięczny raz leci… fismoll.. a ja nie zaprzeczę.. piękna.