wywiad z Joanną Jax

Każdy z nas, ludzi czytających, ma kogoś takiego, kto pisze wasze wyśnione książki.
Pisze właśnie te, dla których Wyście się urodzili. No i Joasia Jax pisze dla mnie.
Znaczy Ona pisze dla nas wszystkich, ale kiedy czytam to sobie myślę, że życie dzięki książkom może być tak wyjątkowe. Tak niebanalne. Tak zjawiskowe. Tak różne. Tak dobre po prostu.
Joasia potrafi prowadzić bohaterów po Ich losach tak barwnie, tak zaskakująco, prawdziwie…
Potrafi tak czytelnika sobie skraść, że dołącza do mojej ulubionej piątki pisarzy.
Von Becków pochłonęłam, bo to temat o jakim marzyłam od dawna w literaturze, ale nikt nie potrafił poruszyć go tak dobrze. Tak wręcz idealnie.
Czytam sagę „Zemsta i Przebaczenie” i na długi czas moje wieczory będę tylko z Joasią.
Potem sięgam po Zakonnicę i Pamiętnik.
Miałam wielką przyjemność zadać kilka pytań Asi, aby móc podzielić się z Wami.
Mam nadzieję, że wielu z Was zarażę miłością do Jax.

Przede wszystkim bardzo Ci dziękuję za tak szybką reakcję i odpowiedź na moje zapytanie. Bo pomimo tego, że żyjemy w czasach gdzie tyle ludzi pisze i wydaje swoje książki, oraz ja sama je piszę, to wciąż mam takie uczucie, że pisarz to Ktoś ważny. Ktoś taki „niedostępny”. Choć nigdy tak nie myślałam o sobie. Zawsze uważam się za zwyczajną dziewczynę i niezwykle krępuje mnie sympatia innych do mojego pisania czy mojej osoby.. 
Asiu, trafiłam na Ciebie dzięki jednej z moich czytelniczek. Doskonale znają moje upodobania książkowe i filmowe. Druga wojna światowa i Anglia pod koniec XIX wieku to moje ulubione czasy w powieściach. Oczywiście z wątkiem miłosnym.
Przysłała mi zdjęcie pierwszej strony z książki „zemsta i przebaczenie”.
Rozkochuję się w słowie. Myśliwski jest moim faworytem w tym jak potrafi w prostym zdaniu przestawić szyk, budować styl, przenosić czytelnika dzięki słowu w coś więcej niż opowiadaną historię.
Na pierwszej stronie Twojej znajduję moje ulubione „zydelek”, „izba”, „chałupa”.
Na kolejnych stronach słowa, których często używam, a słuchacze patrzą z pytającą miną – „galanty”, „ancug”, „alegancki”.

Stąd moje pierwsze pytanie, skąd Twoje upodobanie do takiego (pięknego, bo dawnego)  języka?

Słownictwo, którym posługuje się w niektórych swoich powieściach jest wymogiem, aby oddać klimat danej epoki czy środowiska.  Nie wynika to ze szczególnego zainteresowania, ale z potrzeby chwili. Występująca w powieści „Zemsta i przebaczenie” postać – Franek „Diamentowa rączka” posługuje się gwarą warszawską – złodziejską i takąż musiałam zgłębić na potrzeby tej postaci. Podobnie jest z niektórymi bohaterami mojej najnowszej powieści: „Zanim nadejdzie jutro”, tylko w tym przypadku „studiuję” język północnokresowy, bo moi bohaterowie pochodzą z dawnego województwa wileńskiego.

Choć polecili mi jako pierwsze „zemstę i przebaczenie” sięgnęłam na początek po „Dziedzictwo von Becków”. Od dawna szukałam w literaturze tematu miłości SS-mana do Żydówki. I choć znalazłam Ich kilka, to żadna z tych książek nie była tym czego oczekiwałam. Ty jesteś Tą, która spełniła moje literackie marzenie.
Jak w Twojej głowie pojawił się pomysł na tę trudną miłość? Właśnie tę?

Pomysł na tę powieść zrodził się w mojej głowie jakieś dwadzieścia lat temu. Chodziło mi o przedstawienie sytuacji, która nie byłaby czarno-biała. Niejako chciałam wywieść czytelników w pole Niemiec, esesman – to budzi jednoznaczne skojarzenia, zwłaszcza w nas, Polakach. Oczywiście negatywne. I mój bohater robi paskudne rzeczy a jednak go lubimy i kibicujemy mu. Podobnie jest z Antoniną Tańską, bohaterką „Długiej drogi do domu” czy Alicją Rosińską z „Zemsty i przebaczenia”.  Bardzo mi zależało, by czytelnik zatrzymał się na chwilę i zastanowił się: „co ja bym zrobił/-a na miejscu bohatera”. Natomiast nigdy nie potrafiłam i nadal nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: „skąd mi się to wzięło?”. Nie mam pojęcia, co lub kto podpowiada mi tematy powieści w mojej głowie.

Twoje książki posiadają niezliczoną ilość wątków, opowiedzianych historii dla każdego bohatera (nawet tego na krótko). Czy siadając do nowej powieści masz pomysł na wszystko? Jakiś szkic całości? Czy podczas pisania przychodzą pomysły i tworzysz na bieżąco?

Wchodzimy w tajemnice warsztatowe 😉 Kiedyś odpowiedziałam na to pytanie zupełnie szczerze i nikt mi nie uwierzył.  Mam ogólny, bardzo ogólny zarys fabuły a potem wyświetlam w głowie film i zapisuję go na laptopie. Może dlatego wielu czytelników wspomina o adaptacji filmowej moich powieści. W istocie najpierw pojawia się obraz a potem dopiero słowo. Nie znam również zakończenia swoich książek, ono niejako wynika z całości fabuły. Zresztą, co to za frajda, gdy zna się zakończenie. Sama jestem ciekawa, dokąd zaprowadzi mnie wyobraźnia. Wyjątkiem jest „Syna zakonnicy”, ale ta powieść oparta jest na faktach, więc nie miałam wyboru. Konspekt do sześciotomowej sagi miał sześć linijek. W ogóle miały być trzy tomy i ostatni powinien zakończyć się w czasach współczesnych. Ot, co ja zrobiłam ze swoimi planami
Tempo powieści, jej rytm, emocje wynikają również z mojego stanu ducha danego dnia, więc trudno sobie takie kwestie planować. Mimo że moi bohaterowie są postaciami fikcyjnymi przeżywam bardzo emocjonalnie ich losy i mam nadzieję, że owe emocje czuć w moich powieściach. Jeśli jestem wściekła na kogoś, zapewne tego dnia ktoś w mojej powieści zginie albo co najmniej dostanie po głowie. Tak na przykład zginął Tom Anders w „Piętnie von Becków”, chociaż lubiłam tę postać i wcale nie zamierzałam się jej pozbywać. Ale wyszło jak wyszło.

Kiedy Asiu piszesz? Traktujesz to jak pracę? Wstajesz rano, robisz kawę i siadasz do pisania? Jesteś w tym systematyczna? Czy robisz to z doskoku? Wieczorami? Kiedy wpadają Ci do głowy te niezwykłe historie?

Tak, od pół roku to moja praca i źródło utrzymania. Wcześniej normalnie chodziłam do pracy na osiem godzin a potem pisałam. Wówczas musiałam narzucić sobie reżim codziennego pisania, zwłaszcza, że moje powieści wymagają bardzo pogłębionego researchu, bowiem tło historyczne jest prawdziwe. Na przykład w opisie Powstania Warszawskiego, szlaki kanałów i ulic, pod którymi przebiegały są zaczerpnięte z dokumentów na ten temat a pociąg z Warszawy do Wilna naprawdę przyjeżdżał o 22.30. Oczywiście to dwa z setek podobnych przykładów.  Normalnie czytelnik może nie zwrócić na takie szczegóły uwagi, ale chciałbym, by ktoś mówiąc: „wiem to z książki Jax”, mówił prawdę. To pewnego rodzaju odpowiedzialność. Tak to czuję.

Dzisiaj mogę pozwolić sobie na maratony pisarskie i to właśnie uwielbiam.  Nie muszę patrzyć na zegarek. Mogę układać swój rytm pracy dość dowolnie, ale oczywiście mam też obowiązki domowe, jednak to zupełnie coś innego niż etatowa praca. Pracując, pisząc i wyjeżdżając na spotkania autorskie nie było możliwości, by znaleźć czas na coś innego.  Zwłaszcza, gdy czułam presję ze strony czytelników, którzy czekali na kolejne tomy powieści. Teraz jest pięknie, bo robię to, co uwielbiam i jestem w stanie z tego przeżyć.

Im więcej człowiek czyta, tym większe ma wymagania. Nie zaspokajają mnie już książki przewidywalne, napisane językiem po którym się nie płynie..
Staje się coraz bardziej wybredna. Wiem co chcę czytać i nie sięgam, albo szybko odkładam coś co nie daje mi tego wariactwa by kraść czas na czytanie.
Dla Twoich książek mogłabym zatrzymać czas. „Niech staną zegary, zamilkną telefony.” Chce tylko czytać i czytać…Chcę dalej i więcej.
Gdybyś była jakąś tam Julią i trafiła na książki Joanny Jax, Kto byłby Twoim ulubionym bohaterem?


To bardzo trudne pytanie, bo jako Julia lubiłabym wielu moich bohaterów. Antoninę, Alicję, Karego, Rafaela, Wernera. Naprawdę nie potrafiłabym wybrać tego jednego, jedynego, ukochanego. Ale może jeszcze kiedyś takiego stworzę.

Czy jest w Twoich opowieściach coś co przeniosłaś z prawdziwych historii? Swojej rodziny czy historii zasłyszanych?

Jak wspomniałam tło historyczne jest prawdziwe.  Pewne historie, które przytrafiają się moim bohaterom są zaczerpnięte z życiorysów osób znanych lub mniej znanych lub też są inspirowane ich losami. Co zabawniejsze, to właśnie one uznawane są przez niektórych czytelników za najmniej wiarygodne. Bywa to irytujące i przykre, bo warto byłoby pewne rzeczy sprawdzić, zanim się uczyni autorowi z tego zarzut, ale cóż, biorę to na tzw.”klatę”.

Muszę zapytać Kto jest Twoim ulubionym pisarzem? Choć nie ograniczaj się w odpowiedzi do jednego? Ulubione książki? 

Nagrałam kiedyś na ten temat filmik. Mam trzech faworytów: Kena Folleta (niejako mój mistrz i to jego trylogia stulecia zainspirowała mnie do napisania podobnej historii z trzech perspektyw, tylko bliżej naszego „podwórka”), Jonthana Kellermana i Ryszarda Kapuścińskiego.

O czym Asiu marzysz?

Zawodowo – by przetłumaczono moje powieści na inne języki, prywatnie – by być szczęśliwą, to znaczy,  jak to powiedziała jedna z moich bohaterek – Hanka Lewin, budzić się każdego dnia i mieć wybór. No i chciałabym bardziej w siebie uwierzyć a nie ciągle chować się po kątach i oblewać się rumieńcem, gdy ktoś komplementuje moje pisarstwo. Albo chociaż na tyle, by nie przejmować się przykrymi opiniami, niekiedy wręcz hejterskimi na temat mojej twórczości, bo przecież nie jestem w stanie zadowolić wszystkich.

Co sprawia Ci radość? W czym znajdujesz spełnienie? W ciszy czy tańcu? Co robisz gdy masz czas?

Spełniona czuję się wówczas, gdy coś tworzę. Tak, to najcudowniejszy rodzaj spełnienia. I nie tylko dotyczy to pisania, ale również malowania czy grafiki. Sama projektuję sobie okładki, robię trailery do powieści, ciągle czegoś się w tym zakresie uczę i to sprawia mi również ogromną frajdę. Wierzę także, że niebawem powrócę również do malowania, bo to mnie wycisza i uspokaja. A pisząc powieść przez cały czas czuję w sobie pewnego rodzaju rozedrganie.  Ciągle kotłują mi w głowie rozwiązania fabularne czy kwestie pt.”Jak zaskoczyć czytelnika?” I spalam się przy tym okrutnie, dlatego gdy niekiedy trafiam na recenzje blogerów, którzy bezpardonowo zdradzają fabułę powieści, jestem bliska apopleksji. Rozumiesz, ja się zmóżdżam godzinami, by podtrzymywać napięcie, zaskakiwać, robić coś, czego czytelnik się nie spodziewa, a ktoś w trzech linijkach opisuje, co się wydarzy. To tak, jakby recenzując kryminał ktoś napisał: „A zabił Malinowski, sąsiad z trzeciego piętra”. Nawet powieści obyczajowe powinny wywoływać w czytelniku jakiś dreszczyk emocji czy niepewności.

Wracając do książek, Kto jako pierwszy czyta Twoje powieści? Z czyim zdaniem liczysz się najbardziej? Słuchasz rad, korektorów? Czy wierzysz swojej intuicji? Poprawiasz coś w swoich powieściach? Wracasz i dopisujesz?

Są trzy osoby, które czytają moje powieści w trakcie ich powstawania. Czasami słucham ich rad, czasami nie. Oczywiście z redakcją już nie jest tak prosto i tutaj rzadko upieram się przy swoim, ale zdarza się.  Poprawki oczywiście robię, ale rzadko przewracam wątki do góry nogami. Oczywiście pisząc zdarza mi się popełniać jakieś drobne błędy fabularne i to także, co zrozumiałe, poprawiam.

Nie ukrywam, że czekam z utęsknieniem na kuriera, który ma mi dostarczyć Twoją książkę napisaną pod pseudonimem Patrycja May. Dlaczego nie chciałaś napisać jej jako Joanna?

„Pamiętnik” to zupełnie inny styl. To komedia. Prawie współczesna.  Nie chciałam wydawać tej książki jako Joanna Jax, by nie rozczarować czytelników, których przyzwyczaiłam do opasłych, epickich powieści.  Z punktu widzenia sprzedaży, zapewne lepiej byłoby posłużyć się nazwiskiem, które czytelnicy już dobrze znają, ale chciałam być fair. Sięgając po Jax i po May po prostu będą wiedzieli, czego się spodziewać.

Do której książki włożyłaś najwięcej swojego serca, czasu, pracy? Która z Nich jest tą najbliższą?

Serce wkładam do każdej, bo bez tego nie wyobrażam sobie pisania powieści. Najtrudniejszą powieścią była „Długa droga do domu” i z uwagi na potrójną narrację, w tym dwie pierwszoosobowe, jak i tematykę, ponieważ jest mało materiałów na temat wydarzeń o których pisałam. Niejednokrotnie musiałam korzystać z portali anglojęzycznych i hiszpańskojęzycznych.  Ta książka w ogóle powstała w sposób przedziwny. Miałam w głowie zupełnie inną. Z islamem w tle. Pół roku zbierałam materiały, studiowałam Koran i wszystko, co wiąże się z tą kulturę, obłożyłam się książkami , gazetami, otworzyłam laptopa…I napisałam zupełnie inną powieść. Nie odpowiem, co mi strzeliło do głowy, bo nie wiem, ale nie żałuję. Bardzo lubię tę książkę, bo jak na polski rynek wydawniczy, jest ona dość nietypowa i porusza temat o którym mamy mgliste pojęcie a jednak wpłynęło to na kształt obecnego świata.

Kiedy zaczęłaś pisać? Pamiętasz ten dzień i ten czas? Czy pisanie było w Tobie od zawsze?

Zamarzyłam sobie o zostaniu pisarką dawno temu, gdy miałam 14 lat. Jednak to było jedno z tych marzeń  o jakich nie myśli się na poważnie. I tak ciągnęło się to za mną przez lata. „Dziedzictwo von Becków” powstało w mojej głowie, ale wciąż uważałam, iż napisanie powieści  jest ponad moje możliwości. I kiedyś przyznałam się przyjaciółce, po wielu latach, że takie oto marzenie roiło mi się w głowie. Ona wówczas popatrzyła na mnie jak na wariatkę i powiedziała, że jak nie ja, to kto. Ta jej wiara w moje możliwości dodała mi skrzydeł i postanowiłam spróbować.

Każdy z nas Kogoś lubi i ceni. Ktoś nam imponuje. I nie mówię tu o najbliższych. A o ludziach „świata”. Kultury czy sztuki. Filmu czy książki. Postać historyczna czy wokalista.. Z kim chciałabyś wypić kawę i pogawędzić o świecie?

Niestety, osoby, z którymi najbardziej chciałabym pogwarzyć o świecie i wartościach już nie żyją. Na przykład chętnie bym porozmawiała z Władysławem Bartoszewskim albo z Ireną Sendler.  Z osób żyjących chętnie bym poznała Agnieszkę Chylińską, bo myślę, że pod powłoką tej ostrej, niekiedy wyszczekanej kobiety, kryje się bardzo wrażliwa osoba.

Na końcu zapytam o to co mieszka w Twojej głowie. Co w niej siedzi takiego, co bardzo chciałabyś przenieść na karty papieru?

To, co siedzi w mojej głowie jest dość płynne. Jednak wiem, że niebawem spróbuję swoich sił w thrillerze. Chodzi to za mną i nie daje spokoju. Jak zwykle mam obawy i opory, ale jak nie spróbuję, to nigdy nie dowiem się, jak sobie poradzę z tym gatunkiem.

Bardzo Ci Joasiu dziękuję za Twój czas, tym bardziej, że wiem o Twojej grypie. Pisać dobre  książki to jedno, ale jeżeli idzie za tym piękny człowiek jako autor, to jest już wszystko – arcydzieło.

„koszyk” – już jest!

Dużo już Wam napisałam w poprzednich postach. Ile to dla mnie radości i co w „koszyku” gości. 🙂
Zatem pozwólcie, że dziś napiszę już tylko konkrety związane z jego pojawieniem się.
Tak, zdążymy przed mikołajem. Książki zamówione do 02.12 dotrą na 100%.
A potem na bieżąco, na instagramie będę pisać jak mają się wysyłki.
Książka kończy się Bożym Narodzeniem tego roku. A ja Boże Narodzenie kocham. 
Pomimo dorosłego wieku, wciąż czuję jego magię i doświadczam świątecznych cudów.
Jest zatem też coś świątecznego oprócz książki. Taki świąteczny zestaw.
Są różne kombinacje książek. koszyk i liść. koszyk i gucio. koszyk, liść i gucio.
Zestaw ilustracji oraz zestaw pocztówek. Żeby napisać Komuś coś ważnego.
Do każdej książki dodawana jest jedna z pocztówek. Niechaj idzie w świat, albo niech światem jej będzie męża torba z pracy, albo plecak koleżanki ze szkoły. Niech pocztówki te niosą dobre słowa. Ważne. 
A jakby miały iść pocztą to miejsce na znaczek jest. Niechaj będzie coś więcej od listonosza niż rachunki.
I dajcie znać proszę kiedy do Was dotrą. Bo do każdej zaklejonej koperty dołożę odrobinę serca.
Pewnie będziecie pytać o dedykacje. Tak, są możliwe. Proszę podczas zakupu w okienku „uwagi” napisać dla Kogo ma być dedykacja. Jednak książki z podpisami będą wychodzić nieco później. To znaczy będą mieć kilkudniowe opóźnienie w stosunku do tych wychodzących bez wpisów. I bardzo ważne, niestety nie podpisuję książek „za pobraniem”, czasami te książki wracają i zostają bez właściciela. A przecież do właściciela przypisane. Takie stają się bidulki bezdomne.
Książka ma 62 strony i 28 ilustracji. 
Jest tego samego rozmiaru co „liść” i „Gucio” – 20 x 22 cm.
Koszyk jest w sklepie – sklep.juliarozumek.pl
Czy coś jeszcze powinnam napisać? 🙂

drukarnia – „koszyk”


Z Panem Andrzejem, przy maszynie drukarskiej, ostatni raz widziałam się rok temu. 
Teraz spotkałam Go drugi raz. Spotykam różnych Panów operatorów. Zależy od zmiany czy dnia, albo maszyny.
Podchodzę a Pan Andrzej mówi – Dzień dobry, jak tam Wasz spokój pod lasem?
Każdego dnia, drukują tam kilka, kilkanaście tytułów. Zatem ludzi, którzy przyjeżdżają zatwierdzać druk – mnóstwo. A On mnie pamięta. No wiecie co? Wiecie jak to się miło robi?
Wyciągnęłam ciasto. Pan kierownik przyniósł nóż i talerz. Kawę, cukier, mleko.
Kilka godzin rozmów przy szumie drukowanych arkuszy.
Kiedy było już ciemno ja ruszyłam do domu, a książki drukowały się jeszcze pół nocy.
Te książki dla dzieci dają mi ogrom satysfakcji. Bo to jest taka prosta prawda.
I choć piszę je dla dzieci, to z myślą o dorosłych. Bo przecież nie ma nic przyjemniejszego, niż położyć się wieczorem z dziećmi pod kołdrę i czytać Im. A wtedy i czytać samemu sobie.
Bo życie nie składa się z niczego innego niż z prostych prawd. Prostych rozwiązań.
Jak za każdym razem, do książki będzie mały dodatek. Zostawię to sobie do wtorku w tajemnicy.
Bo każda niespodzianka, nawet najmniejsza cieszy człowieka.
Od kilku miesięcy pytacie mnie o dodruk „Liścia”. Tak, będzie. Również od wtorku.
One się tak szybko rozeszły, że ja nie zdążyłam zareagować, a na terminy w drukarni się troszkę czeka.

Kiedyś myślałam, że jak wszystko może to spowszednieć. Może nie wywoływać już takich emocji czy radości…
O jak się myliłam. Wciąż tyle samo uciechy, niecierpliwego oczekiwania na tę książką jak przy poprzednich.
Zawsze najlepszym moim „doradcą” jest mój mąż. Jemu pierwszemu czytam to co napisałam.
Nikt nigdy nie dał mi tak trafnych uwag jak On. Jako że zna mnie doskonale, to wie jak skonstruować uwagę, aby dodać mi skrzydeł w ulepszaniu, zamiast zniechęcić.
Kiedy przeczytałam Mu ostatnią już stronę, powiedział – To jest dla mnie Twoja najlepsza książka. Myślę, że Im więcej piszesz, tym lepiej Ci to wychodzi..
Nawet nie wiecie jak ciężko mi to było Wam napisać, bo to nie jest ani pokorne, ani skromne.
Nie do końca Mu wierzę. Jest może nieobiektywny bo mnie kocha. Ja sama wciąż mam do siebie tyle zażaleń w kwestii pisania. 
Ale tak bardzo, bardzo chciałabym aby się Wam spodobała, bo włożyłam w Nią swoje myśli, a przede wszystkim serce.