budzę się w białej, pachnącej, niewyprasowanej pościeli. nie za bardzo nawet pamiętam gdzie mam żelazko, a i deskę do prasowania wydałam…
podnoszę głowę i zerkam w lewo. od brzegu śpi mój mąż. na brzuchu. na tym białym prześcieradle wygląda jak murzyn. spod rękawa wystaje mu tatuaż. i chociaż wiem, że zaraz dostanę szału, bo poranki są dla Niego ciężkie, to lubię tak na Niego popatrzeć..
niestety nie mogę się przytulić bo zaraz obok, a pomiędzy nami leży Ben. wielki Ben. leży i patrzy. tak ma, że jak nie śpi to leży i patrzy. nie płacze to dziecko prawie w ogóle..
o rany!!! jak mogłam to napisać?
to Ty nie wiesz, że On jeszcze da ci w kość. zobaczysz. teraz ci śpi, ale zaraz zaczną się kolki, noszenie.. jak ja uwielbiam to podejście ludzi.. zamiast sie cieszyć, że jest dobrze, to trzeba już się smucić, bo przecież będzie gorzej… a tu masz Ci los! nie będzie.. a tyś głupi się nasmucił i czas zmarnował..
bo jak będą kolki i noszenie, to choć padnę nad ranem na twarz.. muszę Cię rozczarować.. nie będzie mi gorzej..
wiesz dlaczego?
bo za oknem będzie zima. śnieg, szaruga, deszcz albo wiatr. w domu ciepło. grube skarpety na stopach.
w lodówce pełno, rachunki popłacone, zdrowie w naszych ciałach i przede wszystkim umysłach (choć nad tym w swoim przypadku się zastanawiam).
a pode mną, kołysząc dziecko (które będzie darło się w niebogłosy) będzie skrzypiała podłoga, gdy kolejny (a może już setny raz) przejdę od okna do okna…
On nad ranem zaśnie, a ja zrobię sobie mocną kawę. i rozczaruję Cię… nadal będę szczęśliwa, bo to tylko kolka..
a dzieci mają to do siebie, że rosną.
a Ty jak chcesz widzieć kończący się świat przez tę nieprzespaną noc, to przecież możesz… a Kto Ci broni?
a dalej.. obok Bena Tosiulka leży, co przyczłapała w nocy i mi ciągle kołdrę skopuje. a ja lubię pod nos być przykryta.
odgarniam te Jej loki i całuję po pulchnych łapkach. lakier Jej z paznokci schodzi.
i leże sobię ja…
na wprost mam 4 okna. za oknami piękną, jesienną ścianę lasu. niebo też widać.
za trzy minuty zadzwoni budzik. wstanę by przygotować Tosi śniadanko, ciuszki do przedszkola.
ale zanim zejdę to przewinę Benia. oczy mi się jeszcze kleją.
czwarty raz powtarzam „Adaś wstajemy” i choć już mówię to donośnie, to wiem, że położył się nad ranem, bo ciężko pracuje.
ostatnio gdzieś w internecie przeczytałam wpis anonimowego czytelnika…
że Ona w tego bloga nie wierzy. w to moje przekolorowane szczęście…
że teraz jest mi jeszcze dobrze, bo drugie dziecko małe, ale ja się jeszcze przekonam..
w pierwszym powinnam przyznać Jej rację.
kiedy budzę się rano.. w tej białej, niewyprasowanej pościeli, muszę uszczypnąć się kilka razy, bo też w to szczęście nie wierzę..
a szczęście to nic innego jak stan umysłu, a nie wieku naszych dzieci…
Tosi śpiochy (teraz już wiem z instagrama o co pytacie najczęściej) – next.
sukienka Tosi – Troizenfants
wózek – Navington 50