Migusie dostaliśmy od mojej siostry pod choinkę… I o siostrze też będzie…
Język migowy dla niemowląt słyszących.
I znaki… banalnie proste, wręcz oczywiste, a więc łatwe do zapamiętania.
Możliwość porozumiewania się z dzieckiem zanim zacznie słowem wyrażać swoje potrzeby, zmartwienia, uczucia.
W zestawie jest przemyślana ściąga ze wszystkich znaków, w formie magnesu na lodówkę. Żeby było łatwo, szybko i aby się przede wszystkim chciało.
Są płyty, książeczki, instrukcja w słowie dla rodziców etc..
Dla wytrwałych, cierpliwych i tych, którym się chce..
Mój mąż wzbogacił język migowy dla Tosi o znak „motóóóóóór” 🙂
A ja nałogowo używam znaku „kocham Cię” …
Czyli znak, że rodzina normalna 😉
Jednak w tej rodzinie brakuje nam jeszcze rodzeństwa dla To… A to najważniejsza „rzecz” jaką zamierzamy Jej zapewnić…
Poznałam w swoim krótkim życiu tysiące ludzi, setki rozmów z nimi, dziesiątki przeczytanych książek, mądrych wypowiedzi, felietonów…
Ale nic z tych wydarzeń nie dało mi tylu mądrych spojrzeń na świat, tolerancji, zrozumienia, obiektywizmu co Moja Siostra.
Jej opowieści, zachowanie, relacje, słowa, uczą więcej niż mędrcy i alchemicy dwóch tysiącleci…
Choć to pewnie takie normalne w Jej głowie i duszy.
Pamiętam jeden z sms-ów od Niej…
„Bo w okruchach pamięci bliskich tkwi siła większa niż w szarzyźnie dnia codziennego.
Bo są Twoje słowa szeptane, które starczą i zrekompensują stek bzdur wykrzyczanych na prędce od pseudo przyjaciół.
Bo kiedy z mojego okna widać niebo przekrzywione, Ty potrafisz nadać mu kolor i kształt.
Bo przez wszystkie zawieruchy, burze wszelkie zawsze znajdę drogę do Ciebie.
Bo dzięki Tobie staram się nadążać za swoimi krokami nie gubiąc przy tym siebie.
Bo mam siłę
Dziękuję losowi, przecież mogłyśmy się nie zdażyć.”
A Ta Moja Siostra…
Moja Siostra jest nauczycieką. W biednej, wiejskiej szkole.
Moja Siostra jest mądrym człowiekiem. W małej, odcietej od świata wsi.
Moja Siostra uczy swoich podopiecznych życia. Mówi im co ważne. Mówi jak traktować drugiego człowieka. Że trzeba szanować samego siebie.
Może kiedyś gdy pójdą w świat, niekoniecznie będą pamietać idealny rozbiór zdania, ale będą potrafili przepuścić w drzwiach kobietę, podnieść starcu zakupy gdy urwią sie uszy od reklamówki. Bo do teraz, nikt ich tego nie nauczył.
Uczy tolerancji. Odrzucanego przez klasę chłopczyka stworzyła lubianym, angażowanym w tak wiele zabaw, świetnym kolegą z ławki. Wytarczyła jedna rozmowa z tymi maluchami. O tym, co w ludziach ważne.
O tym, że jego uczucia są tak identyczne jak innych dzieci.
Zawsze gdy daje im z siebie coś co przeżywa całą sobą ma łezki w oczach.
Czasami z oczątek uczniów padają również. Ze wzruszenia.
To znaczy, że trafia, zmienia ich postrzeganie świata.
Kiedy Moja Siostra idzie rano załadowana ksiażkami do szkoły, to wybiegają po nią uczniowie. Pomagają nieść ekwipunek, całują po rękach…
Moja Siostra, pracuje dla nich. I tylko dla nich. Ma ogromny potencjał, zdolności, możliwości…Moja Siostra mysli, że naprawi świat. I wiecie co…?
Jeżeli choć jedno z tych dzieci nie podniesie ręki w złości na drugiego człowieka bo Jej słowa wyryły w nim inny obraz świata niż widział na co dzień w domu… To naprawi…
Moja Siostra nie śpi po nocach gdy w domu u któregoś z dzieci zawitała policja.
Tu nie ma psychologów, brak miejsca w poprawczakach.
Ale ona wierzy, że są dobrymi ludźmi i uparcie im to wmawia.
Szuka po świecie choć grosika by zabrać je w Bieszczady, bo może nigdy później ich nie ujrzą.
Ta nauczycielka wiele dzieci z domów patologicznych nauczyła uczuć.
Wpaja Im, że życie dopiero przed nimi, że nie muszą tam „zgnić”.
Chce im pomóc. Pomaga. Tak wieloma swoimi słowami, gestami.
Gdyby każdy z nas dał choć odrobinę tego innym, co Ona daje tym biednym zahukanym dzieciom, to świat wyglądałby nie tak…
Kiedy dziecko bite w domu patrzy w jeden punkt i nie wierzy w nic, ona głaszcze go po tych małych łapkach i mówi, że jest mądrym człowiekiem, że tak wiele potrafi, że ona wierzy w jego oddzielanie zła od dobra skoro broni swoją mamę gdy tata obkłada ją pięściami.
Moja siostra nad niegrzecznym dzieckiem przykuca, patrzy prosto w oczka i mówi, że jej obiecał, że potrafi być grzeczny i przecież jest taki zdolny. Wstaje, i kiedy odchodzi wolnym krokiem okazuje się, że za chwilę on dostał szóstkę z w-fu. Zmotywowała go. Dodała wiary. Nie krzyczała jak każdy inny nauczyciel. Jak rodzice w domu.
Moja Siostra w tajemnicy przed światem zakłada swoje pieniążki za ucznia, żeby mógł jechać na wycieczkę, bo jego rodzice wszystko przepili. Zakłada bo nie wyobraża sobie wewnętrznego bólu tego dziecka gdy po powrocie z kolonii wszyscy w klasie będą opowiadać, wspominać a on będzie patrzył ślepo w okno i zastanawiał się czemu akurat on…
Moja Siostra tuli je jak własne dzieci. Głaszcze, całuje.
Na tym końcu świata nikt tego nie docenia, nikt o tym nie wie.
Moja Siostra maluje do nocy nieużywaną salę, dekoruję, zanosi swoją kanapę i fotele. Chce by choć jedno pomieszczenie było ciepłe i przyjazne, bo szkoła na cały rok dostała 28 złotych na fundusz remontowy.
Moja Siostra nauczyła ich więcej niż życie dotychczasowe i to które nastapi…
W niebo nie wierzę, ale mam nadzieję, że jest. Chociażby po to, by tam jeśli istnieje sprawiedliwość, ktoś postawił Ją na piedestał..
Moja siostra dostaje informacje, że ktoś złożył skargę na nią do kuratorium…
za to, że przynosi kwiaty do szkoły, a dzieci są uczulone…
Czy ktoś jeszcze wierzy w docenianie „niewidzialnej” pracy innego człowieka…?