deficyt

Niektóre deficyty w moim życiu mocno się przydały.
Jak na przykład ten z krzywym uzębieniem.
Dziedzicząc po dziadku Józku krzywy zgryz i wystającą dolną szczękę, nikt nie wiedział, ani dziedziczący ani ten co geny daje, że takie mogą być dzięki temu przywileje.
Tato mój, człowiek o niezwykle spokojnym usposobieniu, umiarkowany w słowie, nie nadużywający przekleństw, bez jakiejkolwiek chęci czy pokusie aby sprawić drugiemu człowiekowi przykrość, rzekł wtedy tak…
– Do widzenia mówić Pani nie będę, bo się widzieć nie będziemy!
I z tym wykrzyknikiem właśnie. Miałam może 6 lat a w mojej głowie jakby dzisiaj..
Ten powolny spadek lewej nogi z fotela dentystycznego, obrót głowy w jego stronę i to zdziwienie!
Czy to aby mój Ojciec? Z takim zdecydowanym tonem?
O jakiego ja doznałam szoku. 
Bo Pani ortodontka powiedziała, że tutaj się nic zrobić nie da. Ani nie ma terminów, ani możliwości.
Ona nie jest w stanie nam pomóc. 
Ale prywatnie u Niej to moglibyśmy coś pomyśleć.
I wtedy wchodzi ze swoją rolą ten Tata.
Wracaliśmy długim szpitalnym korytarzem w tej Częstochowie, a potem naszym niebieskim Suzukiem pędziliśmy do domu. O ile mój Tato był z tych pędzących i o ile Suzukiem dało się pędzić. 
I tutaj nadchodzi ta korzyść..
Z naszej wsi mało kiedy kto wyjeżdżał. Jak już do miasta jechał wielkiego to za większą potrzebą.
Na pogrzeb, na wakacje do Ciotki, do urzędu czy sądu.
A ja z tymi zębami i z Mamą do Łodzi zaczęłyśmy jeździć. 
Raz w miesiącu. Autobusem ze Strzelec. Przystanek dłuższy autobus miał w Łasku i wtedy sikać się biegło do toalety PKS.
Żeby mnie przekupić przy każdej wizycie Mama kupowała mi coś do Barbie.
Pamiętam ten sklep. Długi taki. Lada prawie na całą tę długość.
Za ladą na półkach zabawki. Niezliczona ilość zabawek.
W kartonach. Pani podawała nam pudełka i decydowałam co chcę dzisiaj.
Mama mi podpowiadała. 
Do Barbie przybył Ken. Potem dzieci. Ubranka. Mebelki.
Tato zrobił mi z płyt domek dla nich. Ze ściąganym dachem. Dwuspadzistym.
Drzwi, okna. Mama zasłonki do okienek poszyła.
Tata z drewna piękną kołyskę wyrzeźbił dzieciom Babrie i Kena.
I każdego miesiąca przed wyjazdem Mama brała pieniądze na bilety, wizytę, jakąś kawiarenkę i na ten prezent właśnie.
Nigdy nie chciałam nic innego. Liczyło się tylko kompletowanie świata Barbie.
Pamiętam jak siedzimy w tym autobusie razem. Mama coś mi czyta, uzupełniam gazetkę „Świerszczyk”.
To były wielkie wyprawy.
Wieczorem, późnym wieczorem wysiadamy też w Strzelcach. Tato czeka na nas na przystanku.
I zanim pójdę spać koniecznie idę do domku z płyt. Ściągam dach i dokładam coś nowego.
I choć ostatecznie z problemami krzywego zgryzu uporałam się 8 lat temu, to nie mam żalu do genów i losu za ten deficyt. Chyba wręcz przeciwnie.

Domek pilśniowy służył długie lata.. Aż w końcu, w któryś śmigus dyngus wpadli sąsiedzi do domu z wiadrami pełnymi wody.. Jak zwykle w te dni dom pływał do kostek. 
Rodzina Barbie miała go do pasa. I szczęście, że siedzieli wtedy przy stole bo by się nieboraki potopiły.
Płyty nasiąkły i nie było już w tym tyle uroku..
Może i tak miało być. Coraz częściej się kurzyło. Dach od domku stał się zatem stołem w restauracji pod schodami. Oparty jednym skosem o mur serwował potrawy z piachu i liści.

Wszystko to wróciło w jednej chwili.
Uruchomiło wspomnienia jedno po drugim, kiedy przyszedł do mnie mąż i mówi, że ten Benio to ma takie krzywe te zęby. Że Mu się w ogóle źle zagryzają.
Jak Mu ciągle powtarzam, że to dziecko to do mojej rodziny to nie wierzy…
I w tym oto momencie zaczął natychmiastową walkę ze smoczkiem, by ani chwili nie tracić i zgryzu krzywego nie pogłębiać.
Cóż, ja smoczka w ustach nigdy nie zaznałam, butelkę odrzuciłam w 6 tym miesiącu życia a krzywsze mało Kto miał.
Ale On tę walkę rozpoczął. O 20:45 w godzinie o nazwie – „dzieci, do spania”.
Po całym dniu mojego stania przy kuchni (trzy obiady, mrożenie truskawek) biegu z jęzorem na wierzchu, bo brakowało czasu na wszystko.
Załatwianiem, milionem maili, telefonów i spraw na „przedwczoraj”.
Zatem dziecko płacze a ściślej „wyje”! Ściska pieluchę tetrową i drze się „mociek”!!
Bo do kompletu brakuje Mu tego moćka. Pielucha i Mociek to zestaw całkowicie nierozerwalny i nierozłączny. Nie może występować w postaci pojedynczej.
Wkładam resztami sił naczynia do zmywarki, Tosia wisi mi u nogi ze słowami „poczytasz nam Nelę?”.
A przy stole rozgrywa się bitwa Ojciec kontra Syn. 
– Nie ma Synku smoczka, duży już jesteś chłopiec. Patrz, Tosia nie ma smoczka, Tata nie ma.
A Benio trze te oczy, rzuca się głową w otchłań rozpaczy. Mooooocieeek!!!
Wchodzi na decybele, które chcą mi głowę roz…. że rozwalić doszczętnie.
Wyciągam głowę z wnętrza Siemens model  SL15N1S  i mówię powoli, nie wychodząc ze spokoju który sobie uparcie wmawiam, aby nie wystrzelić w tej właśnie chwili wszystkiego w kosmos…
– Wiesz, w dzisiejszych czasach naprawa zgryzu i wyprostowanie zębów jest bardzo proste, za to naprawa mojego zdrowia psychicznego wręcz niemożliwa. Lepiej mieć chwilowo krzywe zęby i znośnie normalną Matkę niż proste i wpędzić mnie do grobu. Błaaagaam Waaas, dajcie mi już chwilę spokojuuuuuu!!!!!!!
– Namówiłaś mnie Puszku. Nie ma co…

27 odpowiedzi na “deficyt”

  1. Haha Uwielbiam Cię Julka i wzruszajaco i z humorem 🙂 LOVE p.s ja kocham Twoje pisanie i z początku bloga i to aktualne. Doskonale pamiętam pierwsze posty jeszcze takie nieśmiałe jak np, ,drzewko na prezent „. Juz tyle lat czytam i ciągle niezmiennie kocham każde słowo każdy kadr i ciągle mi mało. Masz tę moc kochana :*

  2. Oh Julio , przeczytałam z zapartym tchem , bo mój syn ma niestety wadę zgryzu i to taką co nie jest zbyt prosta w naprawie , a mleczne zęby miał idealne .Czekając za poradą specjalisty na odpowiedni czas leczenia , bo musżą piątki wyjść wszystkie inaczej leczenie wydłuży sie znacznie + rok niepotrzebnej męki .W naszym przypadku aparat ruchomy nie wchodzi w grę .Ale do rzeczy co jest złe, wkurzające i bolesne ? dorośli i niektórzy nauczyciele którzy pozwalają sobie zapytać a czemu mama Cie nie wezme do ortodonty ? czemu aparaciku nie nościsz , albo do mnie nie nosi? .Ręce mi sie zwijają w pięści dosłownie , bo kto daje prawo pytać ? stwierdzać ? Pani która ma sztuczne czy pan który wie wszystko ?no kto ?
    Na smoczek mam dwie metody , jedna to taka że ucinasz ten miekki smoczek , tak ze dziecko nie wie i kiedy go znajdzie mówisz no cholera te robaki zjadły czy tez muchy ….stosowałam u syna , syn poszedł spac a gdy zauważył że smoczk anie da sie ssac to go sam wywalił .A córce smoczek wpadł do wiadra z pomyjami z podłogi .Kiedy go zobaczyła taki brudny stwierdziłyśmy że trzeba go wywalić ,m zrobiła to sama .Ale Kochana Julio , to rodzic musi być na to gotowy , musi wiedziec to jest ten moment , ja dam rade ! bo dziecko nas wczuje a my je ,kiedy Benio będzie gotowy i Ty też będziesz wiedzieć i Ty i on .Buziaki !!!!

    1. Madziu, to rozwinę temat Ci dokładniej jeżeli podobny problem był u Was 🙂
      Ja na początek nosiłam taką jakby czapkę na głowę i na brodzie był taki materiał na gumach co ciągnął dolną szczękę do tyłu.
      Mama mi powyszywała tam co chciałam żebym chętniej w tym spała. Serce i czereśnie.
      Czekałam aż zasnął żeby ściągnąć 🙂
      Szczęka wróciła na swoje miejsce. Albo zmieniła je na nowe – właściwe.
      Potem przez lata nosiłam tylko taki aparacik na dół.
      No a w dorosłym życiu miałam już aparat jaki noszę teraz wszyscy.
      W tamtych czasach chyba nikt za bardzo nie zwracał na to uwagi, nikt nie męczył mojej Mamy.
      Jedynie sąsiedzi byli ciągle zaangażowani w szukanie aparaciku, który notorycznie gubiłam a tani nie był 🙂
      Znajdywał się w trawie lub u sąsiadów wciśnięty w kanapę.
      Olej to i mów ludziom „na wszystko przyjdzie czas”.
      Ja się już nauczyłam, wiesz ile ludzi wie jak powinnam żyć, co robię źle i kim jestem..
      Najczęściej są to ludzie, którzy wiedzą wszystko, dużo robią i są kimś ;))))))
      A z Beniem powoli coś będziemy zmieniać bo idzie do przedszkola, ale może w spokojniejszy dzień 🙂
      Dobrego Dnia Madziu :*

  3. Lubię „oglądać”, te Twoje historie 😉 Bo ja je zawsze oglądam. U naszego Felka podziałała rozmowa (miał chyba 2 lata), że czas może podzielić się smokolem z innym dzidziusiem, który czeka na swój smokol 😉 I udało się – w jedna noc 😉 A jaki był z siebie dumny! Sama byłam zaskoczona. Powodzenia!

  4. Tak bardzo Ojcowsko choć nie wprost 🙂 Fajno że u Was widmo utraty Twego zdrowia psychicznego tak cudownie działa.Moi chyba stwierdzili że o me nie warto dbać bo utracilam je dawno bądź nie miałam wcale.
    Ps.wspomnienie Justyny na rowerze, czy już zawsze pod koniec roku szkolnego będę widziała to.zdjęcie?

  5. Witaj Julio. Ja również uwielbiam Twoje pisanie, od początku i ciągle czekam na nowe wpisy. Co do smoczka, u mnie to było tak, mój syn też bez smoczka nie mógł się obejść a, że był duży jak na swój wiek, to dziwnie, według mnie, wyglądał z tym smoczkiem zagryzionym w zębach, jak pan taki spod sklepu z piwem, co ma peta w ustach:), postanowiłam Go oduczyć, początkowo chowałam smoczek w dzień, żeby nie był na wierzchu, bez tego, że ja już muszę moje dziecko oduczyć tego smoczka, powolutku obywał się w dzień bez niego, a potem zaczęłam wieczorami chować. I tak mój syn oduczył się smoczka, nawet odbyło się to dość bezboleśnie, ale robiłam to powoli i konsekwentnie. Każde dziecko jest inne i też ma swoje przyzwyczajenia.
    Za to innych rzeczy nie mogę syna do dziś nauczyć:), a właśnie dzisiaj skończył trzecią klasę, ma już dziewięć lat. Jak ten czas leci. Pozdrawiam. M S-P

  6. My mielismy butelkę z mlekiem na dobranoc. A Jaś mój w wieku Benia jest. I ja myslalam ze on nigdy z tej butelki nie wyrośnie i do przedszkola zabierze.
    Ale w ostatnia sobote ugryzł siostrę i powiedziałam mu ze za karę nie bedzie butelki przytulił krolika i zasnął i tak juz zostało. Na wszystko przyjdzie właściwy moment kiedyś Benio sam odda. 😉

  7. Julka,
    You made my day!!!!!???
    Ile u nas takich dni czy wieczorów było, ze ktoś sobie postanowił czegoś nauczyć moje dzieci…. tata owych dzieci, ze to już czas na spanie w swoim łóżku… polegliśmy… i śpimy już w czwórkę… babcia tychże dzieci vel moja mama… wyleczy małego z pieluch w wieku 1,5 roku… efekt… rozwalony nocnik… przez tego co owe pieluchy nosi…
    buziaki

  8. A co do smoczka… każdy ma swój czas…
    Mi przy starszym każdy mówił ze to już czas ze ile można…. a on tak lubił dwa w buzi i jeden w rączce… i tez jeden dzień poświęciłam by Go odzwyczaić…. poległam… a potem po jakimś czasie sam go „odstawił” i przy naszym młodszym już bez żadnego ciśnienia czułam ze przyjdzie ten moment kiedy On nie będzie go chciał mimo ze to taki wielbiciel był ze my smoczki to mieliśmy wszędzie w domu można było znaleźć z 10 sztuk… i faktycznie bez ciśnienia ze spokojem sam zaczął go odkładać… wypluwać jak mu dawaliśmy;) calusy

  9. Tak pięknie to napisałaś, ze aż byłam z Tobą w tym autobusie i w tym gabinecie z tatą. Jak dobrze widać, że Twój tata sluchal serca i własnej intuicji i wychował wspaniałego człowieka. Ze smoczkiem u nas było tak, ze to Szymka miłość największa była, ludzie mi gadali, ze tomowe już, ze duży, a najgorzej jak sie do niego jeszcze z tym zwracali. Zawsze stałam po jego stronie, nie pozwalałam obcym wtrącać sie w to kiedy moje dziecko smoczka odstawi. Broniłam, byłam i czekałam aż będzie gotowy. Bez presji bo po co? Zeby sąsiadce było lepiej bo on bez smoczka będzie. Ucinałan takie dyskusje i ucinam je do teraz jeśli ktoś czuje, ze ma prawo sie wtrącać w nasze decyzje. Zdecydował o smoczku sam gdy miał prawie 3 lata a zgryz ma piękny 🙂

  10. Moja corka podarowala swoj smoczek Mikolajowi (skoro on jej prezenty to i ona oddalà, co miala najcenniejszego)!
    Z drugiej strony jesli dzieciaki sa gotowe to same odstawiaja i smoczek i pieluchy i mleko w butelce, et.c My, dorosli nie lubimy jak ktos wywiera na nas presje, a dzieci to my tylko w mini wersji, àle wciaz z ze swoimi uczuciami.
    Cierpliwosci i powodzenia!

  11. Z krzywym zgryzem walczę od malego, najpierw aparat na noc, potem na stałe, a po ciąży chyba będzie trzeba jeszcze raz wrócić do leczenia. Tym bardziej rozwalił mnie na łopatki (tylko w znaczeniu pozytywnym) twój wpis ? zazdroszczę dystansu i podejścia do życia! Czytam Cię od dawna, ale rzadko kiedy komentuję. Od teraz postaram się być bardziej aktywną czytelniczką! Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia ze smokiem. My rok temu przechodziliśmy przez ten etap z moim synkiem- zrobiliśmy małą zamianę w sklepie (smoczek na dużą, żółtą ciężarówkę) i jakoś tak poszło!

  12. Beniu do przedszkola???? Przecież on się przed chwilą urodził… Ryczeć będziesz matka… U mnie M. zaczął walkę ze słodyczami (nie żebyśmy dawali w niereglamentowanych ilościach)… w wakacje!!! Mają te chłopy wyczucie czasu jak cholera… Buziaczki ?

  13. A mnie się Julia przypomniało jak tak samo z mamą co miesiąc jedziłam do Warszawy bladym świtem, po nie przespanej z nerwów nocy do ortodonty jedynkę wyprostować. Ja snikersa w Pewexie dostawałam w nagrodę za te męczace podróże.

    A jaki to był smak…

  14. A ja do ortodonty i do alergologa w Wałbrzychu jeździłam z tatą, pociągiem. Wałbrzych to było wtedy miasto wojewódzkie, więc dla mnie ogromne. Do dziś pamiętam wizytę w domu towarowym (to był wtedy tzw. pedet) i jazdę ruchomymi schodami. To było przeżycie na całe życie! Zgryz trochę mi skorygowali, ale nie do końca. Jak kazali któreś tam trzonowce usunąć, powiedziałam: „Po moim trupie!” A i noszenie aparatu, różowego takiego i wkładanego jak sztuczna szczęka, też mi strasznie było nie w smak (dosłownie i w przenośni). Nigdy nie miałam parcia, żeby coś więcej ze swoim zgryzem zrobić. Choć pewnie stały aparat dałby dziś wszelkim niedoskonałościom radę i miałabym zęby równiutkie jak od linijki. Ale po pierwsze szkoda mi na takie ustrojstwo kasy, a po drugie naprawdę nie czuję takiej potrzeby. Nie mam wady wymowy, dykcję mam wręcz doskonałą, więc proste zęby niczego w moim życiu nie zmienią, nie sprawią, że nagle będę szczęśliwsza, że mniej będę miała nastrojów depresyjnych, że więcej będzie we mnie entuzjazmu do życia. Bo poczucie szczęścia nie w zębach jest, ale w głowie. Że też z głową człowiek do głowodonty nie może pójść… A na rozstanie ze smoczkiem dajcie Beniowi czas i przestrzeń. Nic na siłę i nic od razu. Faceci mają jakieś dziwne wyczucie chwili – zwykle wybierają tę najmniej odpowiednią.?

  15. Piękna opowieść.Chłopy zawsze jak zaczną po swojemu wychowywać dzieci to naszym kosztem i zdrowia i nerwów. a skąd właściwie ten Puszek się wziął?

  16. Ja mojej córce odcielam końcówkę smoczka. Wzięła go do buzi powiedziala ze popsiuty. No to jak popsuty to trzeba wyrzucic i wyrzuciła. ? jednodniowa akcja była

  17. Uwielbiam to męża Twego „Puszku” <3 cudowne. Co do zgryzu, doiłam namiętnie butlę i dziurawego klejącego smoka do 7-go roku życia (przychodziłam ze szkoły, chowałam się za szafą z "pusią" (pielucha) i smokiem, lub butlą i nie mam wad zgryzu. Niech sobie Benio ma <3 na samą myśl przypomina mi się miękkość pieluchy, jej zapach i to uczucie… Za to kilka lat temu, musiałam najmłodszą córkę odcycować (koszmar!), nie doił smoczka, nigdy z butli nie piła, a ma okropną próchnicę "butelkową".
    Pozdrawiam całą Rodzinkę.
    Asia.

Skomentuj Renata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.