zebrane

czasami zapisuję coś na tablicy facebook’owej..
z obawy, że mi się zgubi musiałam tutaj sobie pokopiować. więc z góry przepraszam za dubel, ale to tak dla swoich notatek…
kilka krótkich anegdotek. (dałam różne kolory by łatwiej oddzielało się historie)

noc. głęboka. przewijam syna. sytuacja krytyczna. wtedy okazuje się, że została ostatnia nawilżana chusteczka. odejść nie mogę. budzę męża i mówię do Niego „idź proszę po chusteczki mi nawilżane, bo ja nie mam jak teraz odejść. są u Benka w pokoju, na przewijaku.”
mój mąż siedzi. wstaje. idzie. uderza się w piszczel o łóżko. idzie dalej. wychodzi. wraca i mówi.. „gdzie jest pokój Benka?”
kocham Go!!!!

mój Tato jest typowym outsiderem… twierdzi, że nikt nie będzie go zmuszał do posiadania dokumentów tożsamości i wszelakich innych.
od lat nastu nie posiada więc żadnego … dzwonię ostatnio i proszę by przesłał mi cokolwiek co ma, bo potrzebuje żeby tu pewną sprawę załatwić… no to dostałam… pozwolenie na broń pneumatyczną!! zeświruje z tą rodziną!

-popatrz Tosiu jaki okrągły księżyc, duży, jasny..
– to sie mówi Mamo, że się spełnił.

tyle śniegu napadało, że jak ten mój mąż wyjeżdżał do pracy, to tańczył autem po polu.. patrzyliśmy z Benkiem z kuchennego okna. jeszcze z drogi, już dość daleko raz jeszcze pomachał i wysłał nam serce. uśpiłam Bena, jako, że wstał o 6ej. choć trudno nazwać to wstaniem.. całą noc nie spali z racji kataru i kaszlu.. ja biegając między pokojami w końcu usiadłam pomiędzy i czytałam artykuły z wysokich obcasów.. nogi w koc zawinęłam. i tam może z godzinkę przysnęłam. i o tej dziewiątej rano kiedy dzieci się pospały po nieprzespanej nocy.. zrobiłam sobie herbatę. z cytryną i połową słoiczka soku z malin. maliny całe mi w tym kubku pływają. nie chciało mi się robić śniadania to zjadam ciasto co mi Szwagierka w niedziele przyniosła.. super Jej te ciasta wychodzą. za oknami biało. na ale pięknie! nie do opisania. drzewa, pola.. białe wszystko. ten śnieg niczym nie rozgoniony. może tylko ślady zwierząt na nim widać. kiedy Tosia jeszcze w piżamach układa lego, ja wkładam Jej do buzi raz po raz łyżkę z płatkami i mlekiem…
myślę co zrobić dziś na obiad..
każdego dnia spełnia się moje największe marzenie, które pozwala mi być szczęśliwą… w naszym kraju nie ma wojny..

„- Mamo, jak się ze mną bawisz, pracujesz, zajmujesz się Benkiem i podgrzałaś mi herbatkę to to jest miłość?”

Zeszłam na dół dość nieprzytomna, bo Benek postanowił dziś nie spać wcale. Czasami wstaje o 4ej i już nie śpi do rana, bo ma wtedy bardzo dużo do opowiadania. Gdy zeszłam patrząc jednym okiem, dałam Go mojej Mamie (przyjechała na kilka dni) bym mogła zawieźć Tosiulke do przedszkola.
Ubieram Ją kiedy Mama mówi… „Ciężko mają te Mamy z tym wystawianiem do dzieci”..
Na co ja ze zdziwieniem „ciężko? Mamo, cieżko to mają Mamy, które nią mają dziecku co dać jeść. Wstawanie w takich warunkach to czysta przyjemność”…
Powiedziałam potykając się o próg z niewyspania..
To było miłe potknięcie.

Dziś w DDTVN byli goście. Laureaci konkursu „zwykły bohater”. Jednym z nich był 93 letni dziadziuś. Codziennie chodzi pomagać do hospicjum i co miesiąc oddaje 1/4 swojej emerytury na to właśnie miejsce. I mówi w tym programie, że to wraca. Że dobro powraca. Pytają go więc w czym mu wróciło…? A w domyśle mają, że ani limuzyną nie podjechał, ani gór wielkich nie zdobył…
A On im odpowiada…
Że np w tym, że jest zdrowy i dzięki temu zdrowiu może iść do teatru i do kina…
…a Tobie się wydawało, że wyjście do kina to taki banał? A to dobro, które powraca… To i milion innych codziennych rzeczy…

„- Mamo, czy wszystkie pary butów się kochają?
– jak to kochają?
– no bo zawsze chodzą wszędzie razem.”

Jadę przez centrum Warszawy, próbuje się skupić.. 
A mojemu dziecku buzia się nie zamyka..
„Wiesz Mamo, jak jechałam kiedyś z Justyś, to Ona nie zapięła mnie w pasy, i jak zahamowała to wyleciałam przez przednią szybę prosto nad morze. Był tam piasek, słońce, woda i kraby. I ten krab tak mnie ugryz w głowę, że utonęłam.”
Także tego… Mówię Wam zapinajcie pasy..

Jedna z najtrudniejszych decyzji Matki to ta, kiedy usypiajac swoje dziecko zaczynasz powoli zapadać w błogi sen. Powieki juz takie ciężkie, ciepło pod kołderką.. Już nawet coś zaczęło Ci się śnić.. I teraz… Czy wstać bo jeszcze trzeba garnki z pieca do lodówki powkładać, zabawki uprzątnąć by chociaż rano móc do zlewu dojść… czy olać wszystko i w tym dresie i makijażu odlecieć w krainę snu.. To jest dylemat…

rzecz się dzieje w garażu vel piwnicy.. jak Kto woli.
siedzi mój Tato, pali fajkę. obok siedzi mój mąż i dotrzymuje Mu towarzystwa. coś gadają, opowiadają, radzą się. 
na to wszystko wchodzi moja Mama. czyli teściowa męża mego.
i wpada w monolog, gdzie każde słowo wyrzucane jest jak z karabinu maszynowego.
– jaki Ty masz tu Adam bałagan, jakbyś wszystko na miejsce odkładał to byś miał porządek, jak się odkłada na miejsce to nie trzeba sprzątać. tu byś sobie posegregował. o i tu. a czemu to tak tu leży. no ja nie wiem. a ile to trzeba czasu żeby tu posprzątać, jeden dzień wystarczy. wielki problem. ja bym Ci tu posprzątała, ale nie chcę się mieszać. nie da się wejść. wszystko razem. wymieszane. a jaki to problem posprzątać. poukładać. tu pościerać.”
trawało to jeszcze pięć minut. i kiedy skończyła, a Adam spokojnie patrzył prosto Jej w oczy i słuchał odpowiada..
– powiem Ci Mamo, że Ty jak na swój wiek to sobie super wyglądasz…
kupiona. wszystkim opowiada, jaki to komplement dostała.
ba! piwnice wysprzątała na medal..
a co miał Jej odpowiedzieć… że pracuje po 15 godzin na dobę?
że sprzątał ją w roku sto razy? że jak każdy tu wchodzi i rzuca to jaki on ma na to wpływ..? po co, skoro Ona to wszystko wie..
po co skoro jak to kobieta i tak znalazła by kolejny potok słów..
a tak, Mama zadowolona, On ma spokój..

faceci to są po prostu beznadziejni!
mówię do mojego, że się w ogóle nie widujemy. że późno wraca, z samego rana wychodzi. że nie ma nawet czasu pogadać, słowa zamienić. że kiedyś to chociaż śniadanie jedliśmy razem i to było takie fajne..
to wiecie co On zrobił?!?
po odwiezieniu Tosi do przedszkola wraca do domu na śniadanie!
po co? – ja się pytam!
tylko mi czas zagraca, bo jak Benek śpi, to ja mogę coś w komputerze popchnąć, coś na maile odpisać, pranie zebrać! a tak to musze to śniadanie z Nim jeść!
że też Oni nigdy nie wiedzą o co nam chodzi!!

mówię do męża
-daj mi proszę swój telefon, bo muszę zadzwonić do Tadka, a ja nie mam numeru do Niego.
po czym On wyciąga portfel i coś tam sznupie, grzebie.
patrzę na Niego dłuższą chwilę i mówię
-ale ja telefon chciałam, co tam szukasz?
– a! widzisz! jak coś ode mnie chcesz to odruchowo wyciągam portfel.

Nie jestem pewna, ale chyba widziałam właśnie najpiękniejszy obraz w swoim życiu…
Mój syn, lat jeden, stał w przedpokoju. W jednej skarpetce, w body brudnym od pomidorowego sosu.. Buzie miał zaślinioną aż po brodę, a z nosa leciały Mu gile, które łączyły się z ową śliną. Przez drzwi główne na które wyglądał, wparowała Jego siostra, lat cztery, złapała Jego twarz w obie ręcę i z całej siły pocałowała Go w te usta. Długo i siarczyście. Nawet się nie obtarła i poszli.

wstałam dziś do dziecka swego. koło pierwszej, może drugiej. powisiałam nad łóżeczkiem trzymając butelkę. pogłaskałam, posmyrałam, przykryłam. na paluszkach poszłam przykryć (na pewno!) rozkopane me drugie dziecię.
weszłam ponownie pod ciepły koc. owinęłam stopy. taką bambułe sobie zrobiłam bo mi zmarzły. a że nadal zimno mi było, to się w tego mojego męża wtuliłam. głowę pod pachę włożyłam, stopy między nogi.. a On taki ciepły. już tak błogo, tak miło. już zasypiam.. kiedy przypomniało mi się, że przed snem, a po „M jak miłość” to ja się na niego obraziłam! bo zadałam pytanie, a On mi minute nie odpowiadał.. no i musiałam spowrotem te bambułe na stopach robić, na drugi koniec łożka się odwracać.. jak się człowiek czasem bez sensu zapomni.

„wiesz Mamo, a Dziadek to pamięta takie casy, że dzieci nie miały bucików i grzały nogi w krowich plackach.”

mój mąż czasami wyskoczy z kumplami na imprezę. jak pomyślę o tych kumplach to od razu mi się morda śmieje, więc wcale nie dziwi mnie ta Jego mina, gdy wychodząc z domu zamyka drzwi.
następnego dnia, przy kawie coś mi tam opowiada.. albo czy grali w pokera i (jak zwykle!) wygrał cale Zabrze i pół Bytomia, czy też poszli na tańce…
no więc poszli na tańce tym razem..
rozanielony recenzuje..
„Wiesz Puszku, tańczę tak sobie sam, jak to ja, w swoim świecie, pląsam, a tu się pojawia taaaaaka dziewczyna! już wcześniej Ją dojrzałem. ale jak była genialnie ubrana.. miała takie krótkie ogrodniczki obcisłe, a pod spodem tylko sportowy biustonosz. no tak wyglądała. obłędnie. i widzę jak na mnie spogląda… wiesz…już widzę ten wzrok. tańczy i się uśmiecha. coraz bliżej i bliżej.. czuję już że będzie mnie podrywać. i już już jest obok. podnosi głowę i mówi mi do ucha…. fajnego ma tego bloga Twoja żona…”
wstał, wziął kubek, po czym odwrócił się i mówi „przez ten Twój blog, to ja jestem Puszku na mieście spalony…”
no nic… muszę zamknąć bloga, bo biedny branie stracił 

ostatnio Ktoś to mówi do mnie..
– zobaczysz, jeszcze chwilę, dzieciaki będą większe, mniej absorbujące, więcej zajmą się sobą, będzie naprawdę fajnie…
będziesz mieć więcej czasu.. przyjdzie jeszcze lepszy czas.
mocno się zdziwiłam… bo to możliwe by było lepiej..?
lepiej niż teraz? że mam zdrowe dzieci i my zdrowi. że w lodowce łosoś, a kaloryfery na 22 stopnie nam nagrzewają..
że mam na nową sukienkę i pościel pachnie świeżo wyprana i rajtki dzieci wyprane też się suszą..
jak może być jeszcze lepiej? jak??
wciąż zadziwia mnie ile ludzie chcą od życia…
czasami nie widząc, że mają więcej niż potrzeba do tego by żyć najlepiej jak się da..

świat jeszcze się nie kończy..

_DSC0136 _DSC0135 _DSC0128 _DSC0042 _DSC0050

świat jeszcze się nie kończy…

dopóki los kpi i drwi z moich marzeń, nie spełniając ich i dając mi w zamian coś, czego nie byłam w stanie sobie wyobrazić..
bo czy marząc o drugiej dziewczynce moja głowa mogła pojąć i wymyślić postać tak niezwykłego chłopczyka, w którego istnienie co rano nie możemy uwierzyć.. no jak można być tak rozkosznym..

i dopóki są ludzie dla których mała mysz jest ważna to świat się nie kończy..
bo w tej małej łapce się w Lidlu zagubiła. wróciliśmy do sklepu jak w popłochu.. bo jak to bez „pi pi” żyć dalej.. ?
szukamy, biegamy…
Panie na kasie nic nie wiedzą…
a taka piękna Babulinka przy wyjściu, gdy my już pogrążeni w rozpaczy, pyta – mała myszka taka?
tak! mała taka!!
– wie Pani, gdzieś ją widziałam, proszę poczekać… gdzieś… wiem! koło rzodkiewki ją widziałam.
wracamy. oczy nam świdrują na tej rzodkiewce… a nasz mysz na sałacie koło rzodkiewki leży…

świat się nie kończy, kiedy mysz o wzroście 5 centymetrów staje się dla nas historią i śmieszną i poważną.. trochę przerażającą i radosną… 
dobrze mieć w życiu historię o zwykłej myszy. i kiedy jest ona dla Ciebie ważna..
to znaczy, że życie toczy się normalnie.. a nie ma nic piękniejszego na tym świecie niż normalność…
ona tworzy spokój i stabilizację..

dobrego weekendu moi Mili.

z samym sobą.

najpiękniejsze co możemy od losu dostać, oprócz zdrowia, to żeby się nie utruć z samym sobą.
żeby nie było tak, że Ci z Twoim charakterem jest źle.. i nawet nie z ciałem.. bo z tym o wiele łatwiej dokonać zmian.
żyjemy w czasach trenerów, diet, coca-coli light, miliona modnych butów do biegania.
życie z dobrym, zdrowym ciałem stało się modne jak jeszcze nigdy dotąd. 
ciągnie to za sobą wiele radości, podnoszenia się z depresji, odkrywania świata na nowo..
gorzej jest kiedy czujemy się w tym ciele źle ze swoim umysłem i duszą.
kiedy nie potrafimy zaznać spokoju, odpoczynku, ładu,  równowagi…
kiedy ciągle nas gdzieś w tej duszy gna, trapi i umęczy… bez wytchnienia, bez ustanku.
i choć na każdym rogu w wielkim mieście stacjonuje psycholog, to problem się rozwija i za nic nie poddaje..
często człowiekowi bardziej potrzeba dobrego przyjaciela niż psychologa, psychiatry.. tylko żyjemy w czasach ubogich w kontakty międzyludzkie, a bogatych w grafiki kalendarzowe. łatwiej zapisać w plan lekarza od głowy, zamiast tą głowę iść oczyścić na spacerze z kimś bliskim..
kiedyś człowiek nad tym nie rozmyślał.. brał życie i z nim szedł. w podskokach, w beztrosce..
dziś, kiedy ma się dzieci, pracę, kredyt, obowiązki.. kiedy przyszedł czas odpowiedzialności za swój byt i byt najbliższych, bierze się to życie i… się nad nim bardziej rozmyśla..
wiesz, że od teraz tak wiele zależy od Ciebie. chcesz sprostać zadaniu, a obok tego dobrze się ze sobą czuć..

będąc tym co uwielbia porządek musisz nauczyć się z tą cechą żyć. 
nie potrafię zaznać odetchnienia kiedy wokół panuje chaos. staję się wtedy bardziej nerwowa, podminowana, pełna obaw..
kiedy zapanuje porządek, kiedy już w każdej mysiej dziurze wytrę kurz, zetrę każdą plamę, popiorę wszystkie chodniczki, to może rozpocząć się burza domowa, a ja będę oazą spokoju i opanowania.
choć staram się każdego dnia nad sobą pracować… że taki czas, małe dzieci i ten bałagan jest Ich nieodłączną częścią oraz odkurzacza na środku salonu nigdy nie chowanego…
choć ja to doskonale wiem.. przecież każdy z nas to wie, że bałagan robiony przez dzieci jest wielkim darem od losu…
bo są zdrowe i chodzą… błoto roznoszą na podeszwach.. mają dwie ręce i kredki wyrzucają z pojemnika.
chodzi o to by znaleźć w sobie tą równowagę, tę która pozwoli Ci czuć się ze sobą dobrze..
by porządek pozwolił oddychać głowie.. bo kiedy panuje dookoła ład, kiedy poukładane są buty, ciuchy w szafie, naczynia w zmywarce to człowiek potrafi lepiej funkcjonować, lepiej żyć… i trudno mi uwierzyć gdy Ktoś tego nie czuje..
nawet największy bałaganiarz przyznaje się do tego, że w porządku codzienność jest łatwiejsza, lżejsza. umysł bardziej chłonny, zorganizowany..
a przy tym by w tym porządku nie zatracić swobody dziecka, rodziny, normalnego bytowania w tym domu..
odnalezienie antidotum by szala nie wychylała się zanadto w żadną ze stron.

myślę, że praca nad sobą samym, jest w dzisiejszych czasach bardzo trudna..
jeżeli jest to wiek dbania o ciało, to zdecydowanie nie jest wiekiem dbającym o umysł.. 
odnajdywanie w sobie spokoju, równowagi, obojętnie w jakiej tematyce (ja poruszyłam akurat sprzątanie) jest w pędzie wręcz niemożliwe…
dziś ludzie umawiają się do psychologów, coach’ów by tam odnaleźć spokój i zorozumienie siebie..
trudno zrozumieć siebie będąc umówionym na 16tą i w stresie, nerwach, spóźnionym autobusie, korkach na drodze wpaść do gabinetu na sofę.. gotowym na odnajdywanie czegokolwiek..
człowiek dziś mało przebywa z samym sobą.. wiele mówi się o tym jak wartościowa i rozwijająca dla dziecka jest nuda.
a czy my dorośli pozwalamy sobie na nią choć sporadycznie…?
popadamy często ze skrajności w skrajność. ludzie na kanapach patrzący pół dnia w telewizor i ścianę, oraz ludzie pędzący ze spotkania na spotkanie…
o ile trudno mi mówić coś o pierwszych, tak mogę odnieść się do drugich, gdyż do tej grupy czuję się dołączona..
może piszę o tym, bo w takim miejscu życia jestem.. może dziś nie mam czasu na odnajdywanie siebie..
może to kwestia miejsca w rozwoju.. choć patrząc na Tego po którym charakter odziedziczyłam.. powątpiewam..
to raczej kwestia charakteru.. tego czy się przejmujesz zanadto, czy olewasz wszystko…
tego czy się boisz, czy idziesz przez życie na przestrzał..
i o ile człowiek dostaje od losu charakter z którym jest Mu po drodze, o tyle żyje się lżej..
mawiają też, że największym sukcesem nie jest zmiana sama w sobie, lecz odnalezienie w sobie chęci tych zmian i uświadomienie sobie co pozwoli mi lepiej żyć…
skoro Ktoś jedno nam to życie dał, to nie po to by chandryczyć się i umorusać w nim po łokcie.
jako, że wiek coraz bardziej wzbogaca mi się w ilość zim i zachodów słońca, tym bardziej rozmyślam..
i choć czerpię życie, kocham je, szanuję, doceniam, wolę wypatrywać dobrego niż złego, odrzucam pretensje i niezadowolenie to doświadczam ostatnio brak rozmowy z samym sobą…
bez telefonu w ręce, bez niewyobrażalnej ilości bodźców, dźwięków, obrazów…
i Broń Boże nie mówię tu o dzieciach… mówię o mediach, o tym czym atakuje nas świat..
ilości informacji, zdjęć, sensacji, plotek. 
kiedy Ktoś przeczytał wiersza Gałczyńskiego, zamknął książkę i zamyślił się na 15 minut.. nad wierszem, nad sobą…
coraz bardziej jesteśmy nastawieni na bodźce… 
i to jest coś co gubi nas najbardziej…
brak ciszy, spokoju, refleksji, łagodnej analizy..
telewizor, laptop, komputer, telefon, radio…
brak ludziom ciszy… zwyczajnej ciszy i niemyślenia!!!
 zaczytałam się ostatnio w medytacji…
w tym by dać głowie odpocząć… 
tak, śmiem napisać i wysnuć takie przypuszczenia, że „niemyślenie” , choćby chwilowe odłączenie się od świata, może nas, ludzi XXI wieku uratować…