o nie! nie!

_DSC0278 _DSC0334 _DSC0277 _DSC0338
Ostatnio w sieci spotkał mnie film. On mnie raczej spotkał, bo ja go nie szukałam.

Cudowny głos Pani Krysi Czubówny mówi do mnie o tym, jak moje dzieci powinny korzystać z tableta.
Na końcu spotu informują mnie, że
-tablet dopiero od drugiego roku życia.
-najwięcej dwa razy dziennie po 15 minut.
-nie przed snem.

tablet moje czteroletnie dziecko posiada. Kiedyś był mój, ale zaznaczyła swoją przynależność poprzez naklejenie stu siedemdziesięciu naklejek z mieniącymi się na różowo księżniczkami.

obejrzałam ten spot i zaczęłam się zastanawiać. bo jak wiemy dobrze, Ktoś Kto nie będzie się nad tym spotem zastanawiał i analizował to właśnie ten, którego dziecko ogląda tylko tablet i on nie widzi w tym nic złego. natomiast ten, który zastanawiał się będzie – będzie rodzicem świadomym.
reklama zrobi może dużo dobrego, jednak obawiam się o pewną grupę Mam..
ale od początku.

żyjemy w świecie w którym od Matek wymaga się idealnej, perfekcyjnej doskonałości. Inaczej możesz zostać zlinczowana przez koleżanki, znajomych w sieci a nierzadko rodzinę.
Dziś Matka powinna… być doskonałą kucharką, z naciskiem na czytanie składu opakowań jedzenia jakie serwuje dziecku, mieć błyszczące krany w łazienkach, pracować, ale o wiele lepiej by prowadziła swą firmę uciekając przed tym z korporacji.
Matka XXI wieku musi mieć zadbaną sylwetkę. ćwiczyć, biegać, i dbać o siebie by mogła być postrzegana jako ta, której dzieci nie przysłoniły świata.
Musi być wciąż atrakcyjna i ciekawa dla męża. Czekać na Niego z uturlanymi gołąbkami a już najlepiej z sushi własnej roboty.
Powinna być, z naciskiem wciąż na „musi”  oczytana, będąca na bieżąco z repertuarem z teatru i filharmonii.
Co jakiś czas wystawiać przyjęcia dla znajomych z uginającym się stołem nowych potraw.. a Ona już wykąpana, pachnąca z nieodłącznym przecież uśmiechem.
Ale najważniejsze by w tym wszystkim, w tej małej garstce wymienionych drobiazgów miała mnóstwo czasu dla swoich pociech.
Na spacery, czytanie, malowanie, tańce, puzzle, wspólne wypieki, wycinanie i sklejanie, klocków układanie. By każdą najdrobniejszą cząstkę czasu dziecka wypełnić kreatywnie po brzegi. Bo inaczej wyrośnie nie tak mądre dziecko jak by to mogło wyrosnąć..

Teraz taka Matka, która chce to wszystko połączyć ogląda taki spot reklamowy.. I… jest załamana. Zalana ponownie morzem wyrzutów sumienia i cierpienia.. bo Ona oto daje swojemu dziecku tablet o wiele częściej niż 15 minut dziennie..

Nie mogę opierać się na czyimś życiu, ale na swoim owszem, a może Ktoś ma bardzo podobnie.. Kto teraz jest zalany tym oceanem zmartwień..

Moje 4 letnie dziecko jest budzone przez swoich rodziców. milionem czułych słów i pocałunków.
wybieramy wspólnie ubranka do przedszkola, pozwalam Jej często podejmować decyzję, choć nie zawsze to dobre zestawienie.
w drodze do przedszkola śpiewają z Tatą w aucie.
Popołudniami chodzimy na spacery, na herbatkę do Babci, na wygłupy do kuzyna.
Kiedy ja gotuję obiad, Ona wypełnia książeczki z zagadkami.. znajdź różnice, znajdź drogę króliczka do domu..
oczywiście robimy to razem na kuchennej wyspie.
odwiedzają nas inne dzieci z Mamami i szaleją. dzieci w sensie. Mamy piją kawę. choć i te Mamy czasami porwie.
Mnie porywa dość często i tańczę po salonie jak wariatka.
układamy godzinami lego we czwórkę, jak Tata wraca z pracy. pół godziny zakładają z Tatą piżamę po kąpieli i mają z tego niezwykłą zabawę nadając imię każdej ręce i nodze.
do snu czytamy. nasze dzieci zawsze są usypiane przez nas. zasypiają z rodzicem. czasami jak nie czytamy to opowiadamy sobie.

jednak…

czasami jest tak, że moje dziecko wraca z przedszkola, ma gorszy dzień, nic Jej się nie chce i ogląda bajki. na tym tablecie właśnie.
jak pada deszcz i się już wyskaczemy w kałużach to robimy ciepłą herbatę i ogląda. Ona Charliego i Lolę a ja sprzątam po obiedzie.
i nie oglądamy 15 minut ani nawet 30. oglądamy dwie godziny.
czasami jak leżymy chore to oglądamy pół dnia.
przy obiedzie gadamy. jednak czasami ma ochotę oglądać. i ogląda.
pamiętam jak byłam dzieckiem i wracałam ze szkoły. jadłam obiad z Tatą. Tata czytał gazetę a ja jedząc patrzyłam w okno.
To było Jego jedyne 15 minut na gazetę w ciągu dnia. a mnie to nigdy nie przeszkadzało. też brałam gazetę, albo słuchałam radio.
Tato mój mnie codziennie usypiał, jak gdzieś jechał autem to zawsze mnie zabierał. na rozmowy mieliśmy naprawdę dużo czasu.
miał firmę obok domu więc widzieliśmy się cały dzień, bo biegałam u Niego po placu.
dziś gdyby Ktoś zrobił zdjęcie jak rodzic przy obiedzie patrzy w tablet (nowoczesna gazeta) a dziecko patrzy w okno… o Matko Boska!! już sobie wyobrażam! co by to było.. ile w internecie by się pojawiło podpisów, ile myśli twórczych, ile nagonek..
w letni dzień od świtu do nocy jesteśmy w basenie, na trwawie, werandzie..
a  czasami w zimowy leżymy cały dzień pod kocem z bajkami.
zdarza się, że wieczorem wracamy padnięci, po całym dniu przygód. robię sobię kawę i mówię „Tosia włącz sobie bajki na chwilkę”, po czym słyszę odpowiedź „Bajki? Bajki są nuuuudne!” i idzie rysować.
czasami ogląda przed snem. dwie godziny!!! dwie!! leżymy na kanapie. smyram Ją po stopach. śmiejemy się razem z Loli.
ja coś robię na komputerze albo zerkam na telewizor. 
innym razem zamalowywuje całą kartkę rysując z Lulusiem z tableta i nie ma z tym problemu nikt, gdyż nasz dom jest obklejony rysunkami, a wręcz obrazami jakie maluje z Tatą i Mamą.

mój roczny syn, kiedy jest zmęczony zębami (albo w ogóle bez powodu), a mnie odpadają już ręce – ogląda piosenki dla dzieci na tablecie. pół godziny.
tańczy jak szalony.

jest tylko jeden medialny zakaz który stosuję. nigdy telewizora w tle. kiedy już się bawimy albo nie oglądamy to wyłączam odbiorniki.
uważam, że telewizor grający w tle nie pozwala skupić się dziecku na rysowaniu, budowaniu, wycinaniu..

z czasów mojego dzieciństwa pamiętam  jak bywałam chora i leżałam w łóżku. Mama zostawiała mi na taborecie obok herbatę z sokiem malinowym i gazetkę „kaczor donald”. 
leżałam w salonie na łóżku rodziców i oglądałam telewizor. Mama była cały dzień w pracy (z wyjątkiem przerwy obiadowej od 11ej do 13ej) , a Tata w warsztacie obok domu.
co jakiś czas przychodził sprawdzić jak się czuję. oglądałam wtedy wszystko co leciało w trzech istniejących programach.
czyli tydzień przed telewizorem. 
kiedyś też dostałam gry Pegasus. potrafiłam grać całe dnie, kiedy nie latałam po drzewach i boiskach.
i myślę, że większość z nas tak właśnie miała. czy wpłynęło to na mnie jakoś mocno negatywnie?
nie odczuwam..
mam wrażenie, że żyjemy w świecie kultu dziecka. wszystko co robimy jest podporządkowane dziecku.
nie mogę być hipokrytką. również to robię.. czasami obawiam się, że nie wyjdzie to na dobre. że wyrośnie nam roszczeniowe pokolenie.
kiedy byłam mała to moi rodzice głównie pracowali. nikt nie organizował mi czasu od świtu do nocy.
a uważam to dzieciństwo za najpiękniejsze na świecie i rodziców uważam za największy cud jaki dostałam.

trzeba zachować równowagę. przyłożyć swoją miarę. i piszę nie dlatego, że uważam owy spot za zły..
tylko dlatego, że wiele Mam po obejrzeniu go będzie waliło głową w mur i wyrzucało sobie, że jest okropną Matką.

kiedy coś w życiu robię, to staram się robić to najlepiej jak potrafię. kiedy zdecydowałam się na dzieci, to staram się być dobrą mamą.
idealną nie jestem i nigdy nie będę. ale najlepszą jaką potrafię.
godzę pracę w domu z wychowywaniem dzieci. gotuję, sprzątam, dbam o siebie i związek partnerski. dbam o relacje z przyjaciółmi i rodziną. bawię się z dziećmi i spaceruję. tulę i daję mnóstwo miłości. zrobiłam coś najważniejszego w tym wszystkim, czyli wybrałam moim dzieciom Ojca którego bardzo kocham a On bardzo kocha Ich Mamę. szanuję moje dzieci. słucham ich uważnie. cierpliwie odpowiadam na Ich potrzeby. uczę Ich poznawać świat. staram się dawać Im największe poczucie bezpieczeństwa.

i pomimo ogromnej sympatii, ba, miłości nawet do głosu Pani Krysi Czubówny nie dam sobie wmówić, że jestem złym rodzicem i źle czynię dając mojemu dziecku tablet według innych zasad..

_DSC0224 _DSC0299 _DSC0232 _DSC0234 _DSC0248 _DSC0230
_DSC0304 _DSC0310

jest teraz kolejna akcja ze sklepem Mamissima pt „Mamissima love Janod”.
od dziś do końca tygodnia będą promocje na te instrumenty tutaj. więcej o akcji i więcej instrumentów na portalu ładnebebe.
To nie przypadek, to nie testy przez kilka ostatnich dni i to również nie jest zachwyt jedynie obrazem. instrumenty Janod mamy od ponad roku. grało na nich mnóstwo dzieci. tych, które naśladują gwiazdy rocka, jak i tych co nie za bardzo wiedzą do czego służą i zrzucają je do piwnicy. przetrwały wszystko.
cymbałki mają przecudowny dźwięk. bardzo ciepły. zresztą tak jak i akordeon. gitara, organki.. choć bardzo chciałabym znaleźć jakąś wadę, usterkę .. to po roku szalonej gry nadal ich nie ma.
a czas i życie z dziećmi pokazuje mi, że instrumenty są zabawką, która nigdy nie gaśnie i nie odchodzi w kąt.

skrzydła (dywan, mata, narzuta. mogą być złączone, mogą być osobno) – Arte Aria Artesania.

_DSC0269

człowiek mądry

muszę.
przepraszam, to już kiedyś było, ale muszę, bo czytając jedno przypomniało mi się drugie..
a piekne rzeczy można powtarzać w nieskończoność.
pochłonął mnie całkwoicie w ostatnich dniach blog Bartka.
jeden z wpisów przypomniał mi o wpisie z pamiętniko-zielnika mojej prababci z roku 1910.

i zrobił się z tego współczesno – dziewiętnastowieczny dialog o mądrości…

Bartek. Użyj Wyobraźni.

„Poszedłem na pocztę po kubek. Po ważny kubek. Poważnie, po kubek. Poczta koło mnie to cud techniki i pewnie „Ojca Mateusza” tam będą kręcić. Bo reprezentacyjna i nowoczesna i pika i błyska i gada w dwudziestu językach. No jednym słowem urywadupę, taka ta poczta.
Wszedłem do środka, a tam miliard ludzi, gwar jak na Dworcu Centralnym w Wigilię, wszystko dzieje się na raz, jeden-przez-drugiego numerki wyskakują – ten paczkę nadać, tamta polecony odebrać, inny abonament uregulować, każdy cośgdzieśkomuś. Babel.
Klapnąłem sobie na ławeczce z czerwonym poddupkiem, numerek w ręce, trzy tysiące osób przede mną czyli pół godziny z bańki. Z braku zajęcia rozejrzałem się po tłumie. Festiwal nakryć głowy. Wszystkie reklamówki świata. Makijaże. Nosy czerwone. Żel we włosach. Dźwięki elektroniki.
I ani jedno spojrzenie nie odwzajemnione.
Wszystkie oczy skupione na ekranikach – albo komórka, albo tablet, albo dotykowy z informacją pocztową, albo telebim na środku z reklamą Polskich Kolei Państwowych. Nikt nie patrzył na mnie. Nikt nie patrzył poza siebie. Nikt nie patrzył na drugiego.
Jakiś dziadzio usiadł sobie obok mnie na foteliku-dla-seniora, specjalnie przez pocztę zaprojektowanego, że niby bliżej ludzi czy coś i załzawionymi oczami potoczył po tej całej kłębiącej się ciżbie.
– Patrz pan – zamruczał trochę do mnie a trochę w przestrzeń. – Mądre telefony robią, zegarki mądre, automaty do wszystkiego mądre robią, sąsiad to nawet lodówkę mądrą ma.
Westchnął, nos wytarł.
– A mądrych ludzi – dokończył – to już teraz prawie w ogóle nie robią.”

wpis mojej prababci. w zeszycie, takim zielniku. (niestety nie mam linka)

„Życie współczesne rozgrywa się ostro, jak chyba nigdy dotąd, między dwoma biegunami –  wiedzy i mądrości. Prawdziwa kultura, będąca koniecznym warunkiem pełnego człowieczeństwa dzieje się w człowieku. Świat współczesny jest poważnie chory. „Populorum progressio.” Niedostatek myśli i miłości – oto choroba.

Człowiek poznaje świat rzeczy, aby zapanować nad przyrodą. Człowiek wyznaje Boga, aby zapanować nad sobą, aby zapełnić swoją pustkę od zewnątrz. Aby przyroda nie zapanowała nad nim. Wreszczcie intelektualny charakter osoby ludzkiej doskonali się i musi się doskonalić przez mądrość, która delikatnie nakłania umysł ludzki do poszukiwań i miłowania prawdy i dobra, oraz prowadzi człowieka przez rzeczy widzialne do niewidzialnych.

Mądrość. Człowiek mądry. Czy to się da zdefiniować naukowo?

Zaufajmy raczej świadectwu i doświadczeniu ludzkiemu.

Należymy do czasu, który ma dużo uczonych, a mało mędrców, który przeżywa tryumf wiedzy i głód mądrości, w którym wiedza o rzeczywistości rozproszona w mnogości nauk szczegółowych domaga się koniecznej syntezy.

Można dziś przeto masę widzieć i niczego nie rozumieć.

Można mieć doktoraty i – infantylną postwę wobec życia…

Można być sławnym naukowcem i – głupim człowiekiem…

Można być prostym chłopem i – mądrym człowiekiem…

Ileż to razy jesteśmy przykro zaskoczeni nieludźkim, głupim postępowaniem ludzi nauki i kultury, ich ciasnotą myśli i wyobraźni, zawiścią i małodusznością. Pojmujemy wówczas instynktownie, że prawdziwy człowiek, to coś więcej niż przyswojona wiedza i wypolerowana kultura. Że do przenikliwego patrzenia na świat i człowieka potrzeba czegoś nieskończenie większego, czegoś co zwykliśmy nazywać mądrością – zdolnością ogarnięcia spraw, które nie mieszczą się w gotowych wzorach czy formułkach.

Lgniemy do ludzi mądrych. Wiemy, że tacy zrozumieją nawet najdziwniejsze komplikacje, bo tego zrozumienia nie wzieli z zewnątrz , nie nabyli, nie zakonserwowali w łatwiutkim schemacie. Oni przeżyli. Przecierpieli. Przedumali. Ich uniwersytetami była przede wszystkim wędrówka przez życie – swoje i cudze. Była humanistyczna ciekawość i wrażliwość, ciężko nieraz opłacana ryzykiem, smutkiem, cierpieniem, nieraz nagrodzona zdumieniem i radością. Dlatego stać ich na zbliżenia się do cudzego nieszczęścia i delikatne dotknięcie.  Dlatego nie rzucają na człowieka, który się potknął, uwikłał, załamał – przemądrzałymi powiedzonkami. Umieją oddzielić błąd od błądzącego.”

nie nakręcaj się człowieku

wciąż, bezzmiennie powtarzają mi najbliżsi jaki to mam trudny charakter. ciężko się z tym nie zgodzić.
najbliżsi, bo ci dalsi chyba się boją.
mój konkubent domowy śmie twierdzić, że on ten charakter uwielbia, bo choć ciężki to mało Kto na tym świecie tak swoje zachowanie rozkłada na drobne. rozkłada, przypatruje się, rozgrzebuje, dzieli, układa i zastanawia się co jest źle, co można by inaczej a z czym zdecydowanie lepieiej by się żyło..
i tak dzięki tym wnikliwym analizom większości nadal nie udaj mi się zmienić… ale… są też takie rzeczy, zachowania, które doprowadzają mnie do szału.. i co najśmieszniejsze, często zauważam je u innych, przenoszę na siebie, zmieniam i żyje mi się lepiej..
mało powiedziane. żyje mi się jak w jakiejś nieustającej fali permenentnego zadowolenia.
uczy mnie życie. uczy mnie blog. uczy mnie mój mąż. zaczęli uczyć mnie tego rodzice.. jednak byłam chyba zbyt młoda by Ich zroumieć.
nic nie zobrazuje tego lepiej jak z życia tutaj wzięte historie.
mam więc kilka takich na zawołanie z rękawa..
potrząsam i wypada pierwszy. taki co był przed chwilą.
znalazłam wczoraj tekst. tekst fanastycznego blogera. traktuje on o święcie zmarłych. o tym całym folklorze jaki dookoła tego dnia powstaje.. dawno nic mnie tak nie rozbawiło. w pewnych momentach musiałam przestwać czytać, bo nie widziałam liter przez łzy.
to Jego przerysowanie, dodatki, sposób opisywania, nakręcanie sytuacji.. no dla mnie mistrzostwo.
bo żeby się tym bawić, trzeba potrafić oddzielić powagę tego dnia i dramatu tak wielu ludzi, od tych aut w rowach i festiwalu kapeluszy.
trzeba po prostu zerknąć na świat szerzej. albo najlepiej z większym dystansem.
a ludzie się napinają. no uwielbiają wręcz napinać się jak takie banie i balony.
jak On mógł, jakie to przerysowane, jakie to bezczelne..  gdyby nie tacy jak On, który to właśnie zgrabnie tak przerysował, dopieścił w swym wyolbrzymieniu, gdyby nie nadrysował i nie nadał kroki nad „i” to ten nasz świat by właśnie w tych baniach i balonach pękł.
rozlałyby się hektolitry żółci i wszyscy jak jeden byśmy się potopili. nawet gdybyś wytrawnym pływakiem był i kraulem najlepiej we wsi…
bo nie wiem jak mój dziadek, ale ja na pewno chcę nad swym grobem widzieć wnuków, co się łokciami trącają i zaśmiewają do łez z owego auta w rowie i wąsika Cioci Jadzi. nie chce by się Ktoś nade mną umartwiał i ponurą minę przybierał.
mnie już w ziemi będzie dobrze, a Oni jak żyją to mają żyć, a nie się pompować sztucznie nad grobem.
i o tym nakręcaniu właśnie.. w tych komentarzach pod tym tekstem.. no jeden przez drugiego.. lincz Panie nad linczami..
powiedźcie mi.. skąd ludzie biorą na to czas, chęci, siły…?
każdego dnia widzę w księdze twarzy (facebooku), ludzkie oblicza. złości, gniewu i dowalania, rozgryzania, nakręcania..!!
a potem dialogi na milion komentarzy.. i złość i żółć i wylewa się i kipi…
to ogromne marnowanie czasu. jeszcze nikt nigdy w internecie nikogo do niczego nie przekonał. zdania nie pozamieniali, a stracili pół dnia na kłótnie a dwa lata ze swojego życia przez stracone nerwy.. i ta paląca się wtedy klawiatura w dłoniach..
i „opublikuj” …
dzieci w samopas bo Ty nafaszerowany nerwami koniecznie musisz zdanie wyrazić. powiedzieć drugiemu, że źle czyni, źle myśli i źle świat postrzega.
dzień Twój jest już od tej chwili nerwowy. analizujesz w głowie, dopowiadasz. jeszcze w myślach Mu nazdasz więcej..
a tymczasem.. dzień płynie.. spadają liście, mięso na gulasz w lodowce czeka, córka skacze przez skakankę..
a Ty.. zamiast pomyśleć.. o to nie moje zdanie, ja bym to inaczej opisał, ale On opisał akurat tak, trochę nie w moim stylu.
i przewijasz dalej dochodząc w tym internecie do tego co jest po Twojej myśli akurat. tam zostawiasz „lajka”, uśmiech i dopisujesz, że o właśnie tak samo myślisz.. napełniasz się dobrym czasem.
nie, nie chodzi o to, że innego swego zdania zostawić, powiedzieć nie możesz.. oczywiście, że możesz.. tylko pamiętaj, że zawsze Twoja negatywna opinia rozwścieczy Ciebie, osobę do której to kierujesz i zostanie popularnie zwany „smród”…
a jak wybierzesz inaczej to zostanie dość dobry zapach.. a potem tak samo będzie pachniał Twój dzień. Twój i Twoich domowników.
przestrzeni wokół Ciebie.
dlatego weź się człowieku nie nakręcaj w internetowych dialogach bo całkowicie nieświadomie niszczysz swój organizm, a życia Ci jeszcze będzie potrzeba wiele  do odchowania dzieci i poczucia jak pachnie starość..
tylko na ten zapach pracuje się całe życie. w każdej najdrobniejszej minucie.
a gdy poczujesz, tak bardzo poczujesz potrzebę zostawienia informacji, że się z tym nie zgadzasz to zostaw to na chwilę.
pomyśl raz, potem drugi.. i napisz. na spokojnie. z klasą. 
bo w dzisiejszym świecie ludziom, narwańcom XXI wieku brakuje klasy w wypowiedziach.
i tutaj mam, jak z tego rękawa przykład kolejny…
byłam ostatnio świadkiem dialogu dwóch osób.
rozchodziło się o prawo do własności dzieła.
X nie widział, że to dzieło Y. i ten X dzieło upublicznił myśląc, że to własność Z. a do dzieł Z prawo miał.
Y z niesmakiem wielkim się o swoje upomniał. X milion słów napisał również z wielkim niezadowoleniem.
dyskusja na milion słów. dla mnie zupełnie niepotrzebnych.
bo zarówno X jak i Y to osoby z wielką klasą.. tylko w tej złości klasy im zabrakło.
w tym nakręceniu. on mi tak to ja jemu tak. i Kto ma lepszych prawników i Kto więcej drugiemu zrobić może…
godziny stracone. na nerwach, na dyskusji, na nieprzespanej nocy, na telefonach..
a po co…? po co się nakręcać? co z tego wynika? nigdy nic! nigdy nic!
wystarczyło spokojnie..
żeby napisać grzecznie.. witam, to moje dzieło, moja własność, ciężko na to ze swoim zespołem pracuje, dlaczego to publikujecie nie podpisując źródła i nie pytając o zgodę?
a X by odpisał… witam, bardzo przepraszam, byłem pewien, że to dzieło Z. już to kasuję i jeszcze raz przepraszam. co mogę w takim razie zrobić by to upublicznić bo bardzo tego potrzebuję?.
bo ja wiem, że X faktycznie nie chciał i nie wiedział…
a tam się ponakręcali…
chodzi o to, że zachowanie z klasą zawsze procentuje. jak się napyskujesz, nagadasz, dowalisz Komuś to nic nie wskórasz, nic Mu nie wytłumaczysz, nie dasz do myślenia.
Klasa to kilka grzecznych słów. nic więcej… i jeszcze jedna ważna rzecz, bez której się nie da… spokój.. trzeba zachować spokój by klasę w sobie znaleźć.. często trzeba chwilę odczekać. przemyśleć. odczekać by upłynęła z nas złość.
czasami Ktoś zostawi mi na blogu komentarz.. i w pierwszej sekundzie buzuje we mnie złość, przykrość..
kiedy dawno temu odpisywałam na szybko.. żałowałam niewyobrażalnie. a wiecie dlaczego? bo było mi wstyd!
wstyd za to jak się zachowałam. że zniżyłam się do tego samego poziomu, że dałam się ponieść..
najczęściej kiedy się z kimś pokłócimy to gotuję się nam w środku.. i nie dlatego, że ten po przeciwnej stronie zrobił źle, tylko prawie zawsze dlatego, że my nie zachowaliśmy się z klasą. że za dużo nagadaliśmy. że były krzyki, wyzwiska i nic, ale to nic mądrego z tego nie powstało..
bo kiedy z rozmowy z drugim człowiekiem wychodzisz z klasą to tak jak kiedyś pisałam – lubisz siebie bardziej.
jesteś spokojny w środku. nie musisz tego już rozpracowywać w głowie, myśleć co by można było innego powiedzieć..
podam przykład, całkowicie wymyślony..
wychodzisz ze sklepu, podchodzi do Ciebie mężczyzna i krzyczy „gdzie Pani tutaj stanęła, jak ja mam teraz wejść do auta? drzwi mam zablokowane! jeździć Pani nie potrafi? to niech Pani prawo jazdy zabiorą! gdzie takich ludzi na ulicę puszczać!”
odpowiadasz „co się Pan pieklisz? nie Pana sprawa gdzie mi prawo jazdy dali. zaraz odjadę to se Pan wsiądziesz. może jakby Pan schudł to by się Pan zmieścił! wielki problem!”
i… jak? 
bo ja wsiadłabym do auta z humorem na resztę dnia gdybym odpowiedziała..
„kurde ma Pan rację, no jak Baba stanęłam. ale wie Pan tak mi się spieszy bo do dziecka się spieszę. mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w milszych okolicznościach.”
facet… choć był zły na cały świat, uśmiecha się pod wąsem i odpowiada „dobra, dobra, mnie też trochę poniosło”.
jak wielka jest satysfakcja z takiej rozmowy? z takiej klasy jaką się pokazało…?
kiedy mi się to udaję to mam tak dobre samopoczucie, że nie jest w stanie mi go nawet zepsuć Kot, co mi śmieci na tarasie rozniósł i skórki z pomelo po całym podwórku..
i tak na szybko.. z drugiego rękawa..
przysłuchuję się rozmowie w pewnej firmie..
szef i Jego pracownicy (wspaniali i najlepsi).. nakręcają się.. nakręcają się do granic możliwości..
że Ktoś na mieście powiedział, że zawiódł się na tej firmie. a inny przez telefon dopowiedział to i tamto,a przecież przyjacielem firmy się zwał. podobno też mówią, że schodzi na psy. ale nie za bardzo wiadomo Kto to powiedział.
Szef podłapał i dyskusja na całego. atmosfera robi się gorąca. pracownicy chcąc dobrze chcą wyciągnąć wnioski z tych niby plotek, które nijak nie są potwierdzone. i dopowiadania!!
tak, tak! dopowiadania. najgorsze z możliwych zło.. powinno sąsiadować w słowniku z tym nakręcaniem się.
bo do końca nie wiemy, ale on na pewno miał to na myśli.. a najczęściej nie miał. a jak miał to niech żałuje, że nie powiedział..
jednak Ty nie dopowiadaj za niego bo się nakręcisz.. a Twój organizm zeżrą nerwy i złość. i to nie On się utruje a Ty..
i w tej przemiłej firmie dyskusja… 
słucham, nawet się wkręciłam trochę, ale opamiętałam..
kiedy zostaję z szefem sam na sam, nieśmiało mówię… a nie. skłamałabym. mówię stanowczo i władczym tonem.
co Ty robisz? jesteś człowiekiem twardo stąpającym po ziemi a dajesz się nakręcić jak dziecko.
dwie godziny plotek, jakiś opowieści i co z tego wyniknęło? jakie są konkluzje? jakie plany?
prawda jest taka, że z plotek i „gdybań” nigdy nic dobrego nie wyszło. ale przede wszystkim nigdy nie powstało nic dobrego na tym świecie z nakręcania się.
zamiasat tych gadek bierze się kartkę i by udoskonalić działanie firmy piszę się plany, pomysły.
weź się nie nakręcaj człowieku – mówię cwaniacko już nawet..

ludzie nakręcają się z byle powodu, a nikt nie wie, jakie realne i prawdziwie, namacalne spustoszenie sieje to w organizmie.
jesteś tym co jesz mawiają.. jesteś też tym o czym myślisz.. negatywne tematy ucinaj u korzeni. nie pozwól by rosły i wypełniały Twoje ciało.. 

dlatego jak chcesz lepiej żyć, nie płacąc za to ani złotówki… WEŹ SIĘ NIE NAKRĘCAJ CZŁOWIEKU!!
w życiu jest tylko garstka problemów, cała reszta wychodzi z Twojej głowy. Ty jesteś Ich twórcą. Ty je rodzisz.
Spokój, dystans i klasa… cały sekret lepszego życia.