instrukcja obsługi – listy od czytelników

„Dzień dobry… 🙂
Tak się zebrałam, żeby napisać, bo się już pogubiłam kompletnie..
W tym byciu matką, a raczej jego próbach. No nie idzie mi kompletnie…jeszcze chwila i oszaleję…
Stan obecny -od siedmiu lat mężatką, lat 35, dzieci w domu -sztuk jeden, zwierząt – brak, wątpliwości – ogrom/mnóstwo.. Dziecię właśnie skończyło dziewięć miesięcy a ja od dziewięciu miesięcy zastanawiam się gdzie jest do niego instrukcja obsługi. Chyba zapomnieli dołączyć. A ja pierdoła… No nie radzę sobie. Nie radzę sobie z wieloma rzeczami, ale najbardziej teraz to nie radzę sobie z jedzeniem i spaniem.
Dziecię od początku prawie na mm,to już chyba powinno być zaawansowane w jedzeniu i piciu a ja chyba jakieś takie bobasowe jedzenie jej funduję… Czy ja bym mogła prosić o jadłospis B?
Ja wiem, że każde dziecko inne… Ale może się zainspiruję, nauczę, podpatrzę, przemyślę… A spanie -to jakaś orka na ugorze… Ja nie panuję. Nie potrafię ogarnąć pór drzemek. Dziecię nie budzi się o stałej porze, raz wstaje o 5, raz wstaje o 6, raz wstaje o 7. Zaraz w wyrku dostaje mleko, bo inaczej foch.
Potem pierwsza drzemka, zazwyczaj ok dwie godziny po pobudce, więc wpada różnie, raz 8,raz 9, trwa różnie, raz pół godziny, raz godzinę, raz dwie. Potem drugie śniadanie -kaszka z owocami. I potem jest klops. Z drugą drzemką. Bo nie ma stałej pory. Raz dziecię senne przed obiadem, raz po obiedzie, obiad o 14. Więc ja co dzień jak na szpilkach w blokach startowych, czy po drzemce obiad, czy może jednak przed, czy zdążę podać, czy mała będzie tak długo zasypiać, że wreszcie zgłodnieje wiec ja szybko szybko obiad, bo ona zmęczona, ale przecież już głodna… Jak to się robi….? Ratunku! Czy ja mam małą kłaść o tej samej porze bez względu na to czy chce jej się spać czy na senną nie wygląda? Czy czekać aż jaśnie panna zacznie ziewać? Trochę praktykowałam drugą opcję, ale wszystko się rozjechało… Chyba przez to, że dziecię ma bardziej niż „stałą porę drzemki” określony czas ile da radę wytrzymać od spania do spania.. A jak pierwsza drzemka raz o 8 raz o 9, raz godzinę raz dwie, to potem niezły burdel się robi.. Ja bardzo proszę o pomoc…. Co ja mam robić… Bo chyba się wykończę.. Ja wiem, że głupie pytanie, że trochę późno na zastanawianie się nad takimi rzeczami… Ale czy dziecko trzeba „ustawić „? Ale jak? To się da…? Pozdrawiam serdecznie.”

Moja Droga,
to co Ci napiszę nie jest wcale najlepszą radą, nie jest radą z którą zgodziłyby się wszystkie mamy.
nie jest wyczytana z książek ani wysłuchana na szkoleniach.
jest radą moją. a może nie radą, a opisem tego jak jest u mnie. jak ja robię i jest mi/nam z tym dobrze.
po pierwsze, nic nie robisz źle! jesteś wspaniałą Mamą!
dzieci są skrajnie różne, niektóre od urodzenia przesypiają całą noc, a inne budzą się do 4go roku życia trzy razy w nocy. nie ma na to reguły, zasady.
Benio ma teraz 10 miesięcy. budzi się różnie. raz o 5, raz o 6 a czasami/sporadycznie o 7ej.
w związku z tym jego drzemki są przeróżne. czasami pierwszą ma już o 6ej rano a czasami o 10ej.
w ogóle z tym nie „wojuje”. nie ustawiam, nie przejmuję się. jak chce spać to Go kładę, a jak nie to się bawi.
przecież my, dorośli też miewamy różne dni. jest gorsze ciśnienie, gorsza pogoda, zły humor. 
raz wstajemy o 6ej wyspani a czasami o 8ej nie da się nas z łóżka ściągnąć.
dzieci nie są maszynami, nie są produktem na zamówienie. choć w tych naszych czasach mam wrażenie, że wiele ludzi tak to postrzega. jako plan, inwestycje, kolejny krok do wykonania.
tak też chodzi potem różnie spać. czasami o 19:30 już słodko drzemie a czasami łazikuje do 21:30.
czasami też zaśnie o 20ej a o 22ej jest już wyspany i do 24ej wariuje i uśmiechy nam serwuje.
ja podchodzę do tego z luzem. nigdzie mi się nie spieszy. ani z obiadem, ani ze spacerem.
domyślam się, że Ty też nie pracujesz, więc po prostu odpuść. (pamiętaj to tylko moja rada, niekoniecznie najlepsza).
ten czas z maluchem w domu nigdy nie wróci. będzie inny, równie piękny, ale nie ten.
korzystaj z niego i ciesz się zamiast zamartwiać co robisz źle. robisz najlepiej jak się da. dzieci takie są.
nic się z nimi nie da zaplanować.
da się zaplanować miłość i to planuj od tej 5ej rano..
a obiad… nigdzie nie ucieknie. a może przygotuj go sobie już podczas pierwszej drzemki by potem tylko podgrzać.
ja na 13tą robię obiad dla Tosi i Benia. jak Benio wtedy śpi to podgrzewam Mu jak wstanie.
na 18tą robię dla męża i siebie. jeżeli wtedy Ben jest absorbujący to nakładam 20 minut później, albo mąż podgrzewa i nakłada. i jest jeszcze boska rada.. rób zawsze obiad na dwa dni. wtedy drugi dzień jest spokojniejszy. tylko z lodowki ciach na patelnie i gotowe. ja często robię obiady w naczyniu żaroodpornym w piekarniku. bardzo szybko się robi.
np schab. obtaczam duży kawałek schabu (w całości, bez kości) w przyprawach (dużo czerwonej do mięs Knorr).
taki kawałek mięsa żeby było dwa dni, żeby wyszło 10 plastrów po 2-3 cm.zależy ile Was jest na obiad.
wlewam do naczynia trochę oleju na dół. kładę mięso. potem smaruję całym słoikiem musztardy po górze i bokach.
i do piekarnika. zajmuje to 4 minuty, a nawet nie. piec w zależności od wagi. 2kg około 2 godziny 180 stopni. zobacz czy wystarczająco miękkie, kruche.
albo kurczak w porach. plastry porow (białej części). ja lubię dużo więc kroję 4 duże pory. poukładać na dole. potem plastry piersi z kurczaka (też obtoczyć w tej przyprawie do mięs). następna warstwa to starty zółty ser. a na górze posmarować majonezem. tłuste jak cholera ale dobre bardzo. do piekarnika na godzinę na 180stopni.
a Benio… pije mleko jakoś o 2ej i 5ej rano, na śniadanie jogurcik z nestle. potem do spania pierwszego mleko, bo tak lepiej zasypia. jak się budzi to daję Mu owoce z biszkoptami, albo jakiś inny mix owocowy. do drugiego snu kompot (robię sama). na obiad coś co robię hurtowo i zamrażam w porcjach. dziś np brokuł z ziemniaczkiem i chudym mięskiem. choć coraz częściej je to co my.
kaszkę po południu. do snu mleko. ale to też napisałam bardzo ogólnie. jest czasami tak, że idą Mu zęby i nie chce jeść nic, tylko mleko pić. daję Mu wtedy tylko mleko. najgorsze gdy człowiek narzuci sobie jakieś ramy, zasady..
a tak nigdy nie wychodzi i tylko potem jesteśmy znerwicowane, zawiedzione sobą.
a po co?
słuchaj swojego dziecka. nie sąsiadki, koleżanki, Pani w telewizji. oczywiście zawsze Ktoś mądrze poradzi i może pomoże. więc wysłuchuj, ale zawsze przykładaj swoją miarę. 
czasami Ktoś mi mówi „jak to możliwe, że Ona nie chce jeść. mnie by jadła”. no a mnie nie je i już. takie dziecko.
akurat nie je. i ma prawo. po co zmuszać, z łyżką latać? jeszcze żadne dziecko żyjące w dobrobycie z głodu nie umarło.
także, Droga Edytko.. niech dziecko Twe żyje swoim rytmem, a Ty razem z nim…
obiady, spacery, zakupy… wszystko mija, może być godzinę wcześniej, później.. a poddenerwowaną Mamę będzie pamiętało zawsze i wpływa negatywnie na Jego rozwój..
płyńcie swoim torem.. 
ściskam i trzymam kciuki.
j

„:):):)

Baaaaaaaaaaaaaaardzo dziękuję za odpowiedź! 
Psia jucha, ja się nie spodziewałam, i że będzie, i że taka długa, i że przepis na obiad nawet, i że tak ciepło…
No aż mi się łezka w oku zakręciła..Tak miło.
…No to prawda…ja taka niepewna i po omoacku w tym macierzyństwie. I sztywna taka jestem jakbym conajmniej kij w tyłku miała. No ale ja zawsze tak, wszystko jasne lubiłam mieć, bez niedopowiedzeń, jasno wyjaśnione i powiedziane. (o rzesz, ale nudaaa…..) A tu taki mały człowiek a taka duża rewolucja. Taki wyczekany a się okazało, że wcale nie taki lukrowany jak na obrazkach… A ja tak bardzo bym jak najlepiej chciała i tak bardzo boję się błędy popełniać..
No nic, w garść się biorę, bo tu bobas na miłość czeka. Mam nadzieję, że mi wybaczy moją nieporadność i zapomni co złe…:)
Pozdrawiam serdecznie”

drugi człowiek

IMG_5433 IMG_5427-2 IMG_5446-2 IMG_5423 IMG_5483 IMG_5489 IMG_5362 IMG_5394 IMG_5444-2 IMG_5401

moja Mama zawsze mówi, że najważniejszy w życiu jest drugi człowiek.
bo kiedy jest zdrowie, zapewniony dobry byt, to cóż z tego kiedy nie ma drugiego człowieka.
a nawet jak zdrowie jest najlepsze, to od samotności można w choroby popaść..
a kiedy choroby doskwierają, to z drugim człowiekiem szybciej się do zdrowia wraca.
z drugim człowiekiem łatwiej sukces odnieść. łatwiej największą burze przeczekać.
łatwiej owce z pastwiska do zagrody zagonić.
i nie mówię tylko o mężu. o drugim człowieku w ogóle. przyjacielu, znajomym, sąsiedzie.

była ostatnio u mnie moja siostra z córkami. 
moja Mama przysłała Jej mms’a, a na nim stół pełen świeżo napieczonych jagodzianek. w samo południe.
Moja siostra zapytała więc Jej, po co, skoro Ona z dziećmi tutaj, Tata zje jedną na dzień..
okazało się, że choć była dopiero pora obiadowa, to u mojej Mamy była już Madzia z chłopakiem, Wiesia ze znajomymi, Basia wpadła i Fred bo wracał skądś tam.. i to cały obraz mojego rodzinnego domu.
u nas nikt się nie zapowiadał tydzień wcześniej, nie umawiał na daną godzinę. nie pytał czy będziemy w domu.
u nas zawsze były drzwi otwarte. moja Mama chociaż była zagoniona to zawsze cieszyła się z gości. robiła kawę i zawsze miała coś do postawienia na stół. jak był to Ktoś „swój” to nie przerywała pracy i dalej zaprawiała słoiki gawędząc miło.
dzisiaj ludzie mniej ze sobą przebywają. kontaktują się internetowo, telefonicznie, na osobiste spotkania czasu mało. świat pędzi.
w moim rodzinnym domu czas się zatrzymał. tam na werandzie, na stoliku stoi dzbanek z kompotem i szklanka, w razie gdyby Ktoś przyszedł a domowników by nie było.
moja Mama jakikolwiek wybrałaby kierunek swojej drogi – ma tam drugiego człowieka. w naszej wsi, we wsiach obok.
w góry i nad morze. do Poznania i Sanoka. gdziekolwiek się ruszy, tam Kogoś poznaje, a potem o tę znajomość dba.
wiecie dlaczego..? bo Ona ma zawsze czas dla drugiego człowieka. a przy tym nigdy nie zaniedbała domowych obowiązków, ogródka, rodziny, obiadów, wypieków.. a wręcz przeciwnie. u nas codziennie jest obiad z dwóch dań. deser i pachnie ciastem.
kiedy Tosia była malutka mieszkaliśmy chwilę w pięknej kamienicy w mieście. ja znałam kilka osób, a moja Mama wszystkich, choć bywała u nas czasami.  i wcale nie chodzi tutaj o ilość tych ludzi. a o dbanie, o relacje, o czas..
zamykamy się coraz częściej w czterech ścianach. z laptopami, telefonami. mamy pięknie wysprzątane domy. wypielęgnowane stopy.
mamy plany na wakacje za pół roku, ale zapominamy dzisiaj zaprosić sąsiada.
tak sobie o tym pomyślałam, bo spędziłam wczoraj cudny dzień z Olą
przebywanie z drugim człowiekiem twarzą w twarz ma inny wymiar.
bo w życiu najważniejsi są ludzie.. tak mawia moja Mama. a Ona najczęściej ma racje.

_DSC0082 _DSC0086 _DSC0088 _DSC0094 _DSC0096 _DSC0100 _DSC0105 _DSC0107 _DSC0112

napiszę tylko o chustce, którą mam na szyi. to Benka kocyk. ostatnio mój ulubiony. materiałowo podobny do Numero 74.
podwójnia warstwa materiału. pięknie obszyty kolorową niteczką. 120×120. bez dwóch zdań spędzi ze mną całą jesień i zimę.
dlatego domówiłam drugi, bo wiedziałam, że ten już będzie pachniał moimi perfumami. Vuga.

i pewnie zapytacie o dywan/matę u Oli – livebeautyfully

etui na telefon – bag a porter

lubię siebie bardziej.

tak. dziś będzie o tolerancji, pokorze i pogodzeniu.
i nie dlatego, że ów cechy są mi dobrze znane. że można je za moje zalety..
może i wręcz przeciwnie.. dlatego będzie o nich.. o tym jak życie zmienia człowieka.
jak to, kiedy nam się udaje pomaga lubić siebie bardziej..

kiedyś „wiedziałam” o ludziach wszystko. wiedziałam czemu się tak zachowali, czemu płaczą, dlaczego im się nie udało..
znałam Ich każdy najdrobniejszy gest i ruch. potrafiłam to doskonale opisać, ocenić..
tylko ta ocena była najczęściej, albo prawie zawsze tylko przez mój pryzmat… bo innego nie znamy.
i o dziwo, to jedna z cech, którą zmieniłam w swoim życiu.. tak diametralnie.
i nie , że czasami mi się udaje.. towarzyszy każdego dnia mojemu życiu.
i nawet gdy Kogoś ze starym przyzwyczajeniem ocenię, zaraz ganię się w myślach … „Ty prymitywny, żałosny człowieku”.
zmieniło mi się. nie od razu. rosło. i za każdym razem gdy się udawało, że patrzyłam szerzej, bardziej empatycznie – lubiłam siebie mocniej..
zmieniło się dzięki blogowaniu. tak wiele ludzi myśli, że mnie zna i przez to wyrażają swoją opinię.
zdarza się ona na moim blogu skrajnie rzadko. ale kiedy już jest to… bolała.
piszę „bolała”, bo i dziś potrafię usprawiedliwić tę osobę.
kiedyś dostałam maila. nie pamiętam dokładnie treści, a nie potrafię odszukać.
brzmiał mniej więcej tak…
„Julio, zostawiłam kiedyś u Ciebie negatywny komentarz. Było mi wtedy bardzo źle. Czułam się nieszczęśliwa ze sobą i ze światem.
Nie potrafiłam sie odnaleźć. Dziś kiedy moje życie nabrało sensu. Kiedy mam córkę, kochanego męża, piszę byś mi wybaczyła i wybaczyła wszystkim tym, którzy takie kiedyś zostawią.”
i zanim tego maila dostałam, to już o tym wiedziałam.
zobaczyłam jak boli, gdy Ktoś, Kto zna Ciebie przez kilka zdjęć, kilka nieskładnie złożonych zdań wystawia o Tobie opinię.
ocenia Cię, gani i wstawia na półkę z cechami, ktorych nigdy nie widziałeś..
blogowanie nauczylo mnie, że nie wiemy o ludziach za dużo. samych siebie tak często nie znamy.
najbliżsi przyjaciele  nas zaskakują.. a i Kto wie czy prawdę mówi, czy sam przed sobą się wstydzi i prawdę tylko w środku zostawia.
blogowanie nauczyło mnie, że ocenianie boli.. i to nie zawsze osobę o której tyle mamy do powiedzenia, bo często może się tego nie dowiedzieć.
boli najbardziej nas samych. ta złość jaką w sobie tworzymy. negatywne emocje temu towarzyszące.
my wiemy tylko tyle, ile dane nam było przeżyć. ile dane nam jest w naszym charakterze. na ile nam siła pozwala.
a przecież każdy inną ma siłę, inny charakter i inne dostał życie.
kiedyś mówiłam głośno „depresja poporodowa? chyba tylko u leniwych kobiet, co mają wszystko pod nosem i mogą sobie na to pozwolić. bo jak wracasz ze szpitala i masz tyle na głowie, to nie ma czasu na depresje.”
dziś nie mogę sobie wybaczyć tych, jakże śmiałych i bezmyślnych zdań.
depresji poporodowych nigdy nie miałam, ale ja to ja. twardo stąpam po ziemi. dostałam takie fundamenty w życiu, takie wady i zalety i łatwiej mi z nimi żyć.. dostałam takie życie. i jedyne co mogę oceniać to tylko siebie.
oj łapię się często na tym, że ganię Kogoś w myślach „czemu się nie domyślił, przecież to takie oczywiste”..
a może gdybym ja miała inną Mamę to też większości pieknych rzeczy, ktorych się domyślam bym nie znała..
śmiało dziś wystawiamy opinię o artystach, aktorach, politykach, celebrytach, sąsiadach, znajomych…
gadka się wtedy klei wyjątkowo.. a potem zamykasz za koleżanką drzwi i zostajesz w domu, w którym tyle padło jadu i kąśliwości..
i Ty w tym domu zostajesz. mieszkasz. tworzysz go. a dom słyszy wszystko.. i wiatr przed burzą tego nie oczyści. choćbyś wszystkie okna otwarł..
myślę, że wszystko to co mówimy i myślimy bardzo nas buduje.
spotkałam się w niedzielę z dziewczynami. cały dzień rozmów. nigdy wcześniej się nie widziałyśmy, łączą wiec nas przede wszystkim internetowe sprawy… nasze rozmowy dotyczyły… Asi zamieszkania w Hiszpanii, prześmiesznych opowieści z życia, gagów sytuacyjnych.. żadna z nas nie poruszyła ani jednego tematu „kogoś” kogo tam nie było..
wiecie jak to jest lekko. tak żyć z myślą, że na nikim nie zostawiło się złego słowa, nikogo może niesłusznie nie oceniło..
Moja Mama jest człowiekiem, który nigdy nie ocenia. Nigdy. Zawsze gdy Ktoś obgaduje mama mówi „a ja tam go lubię”, „aaa tam! mniejsza z tym, lubię go za to i za to” albo „a tam, każdy ma jakieś wady”…
i wiecie co… już nie chodzi o to, że Ją wszyscy lubią, chodzi o to, że to jest człowiek co się w środku ze sobą nie utruje.
Ona nie rozmyśla, nie analizuje ludzkich zachowań.. a czemu, a jak mógł.. Ona to bierze takim jakie jest i wsiada na rower..
chodzi o to by pogodzić się w sobie.
ludziom, którzy życzą mi źle – życzę dobrze.. bo gdy będzie Im dobrze to i mnie przestaną życzyć źle.
zdarzyło mi się podczas rozmowy z S. powiedzieć za dużo. ocenić Ją. było to może 2 miesiące temu a mnie wciąż to uwiera.
bo co ja mogę wiedzieć tak naprawdę, nie tyle o Jej problemach tylko o sile, którą ma by sobie z nimi radzić.
może ma o wiele mniejszą niż ja…
muszę do Niej zadzwonić i wyjaśnić. przeprosić. będzie mi wtedy ze sobą lżej.

o tolerancji będzie krótko. nie chce kontrowersyjnych tematów. nie chce zaciętych komentarzy.
niezwykłe jest jaką dostaję ogromną ilość maili od Mam, które nie karmią piersią i czują się napiętnowane.
ja sobie z tym świetnie radziłam i radzę, bo mam silny charakter. jestem pewna swoich decyzji i potrafię ich bronić.
odpisuję więc tym Mamo i pomagam jak mogę.
nie potrafię uwierzyć jak Matki Matkom potrafią dogryzać, słownie mieszać z błotem..
i często te Mamy, które chcą dla dziecka jak najlepiej karmiąc piersią, nosząc w chuście, walczą na forach z innymi Mamami, ktore mają inne zdanie… niestety zapominają o jednej ważnej sprawie.. chcąc dla dziecka jak najlpeiej karm je piersią, noś w chuście i ucz tolerancji.. bo może się okazać, że przyda się w życiu bardziej niż to mleko..
karm, noś i pozwól innym dokonywać ich własnych wyborów.. i nie tylko dla czystej karty w internecie i dobrej opini – tylko dla siebie.
taki obrazek… Matka na fotelu. z ukochanym dzieckiem. dziecko błogo pije z piersi. a w tym czasie Mama w telefonie dopisuje w internetowej rozmowie „jesteś okropną Matką. myślisz tylko o sobie.”.. pisze to kobiecie ktorej nigdy nie poznała..
niech to mleko, które w Niej płynie nie będzie przesiąknięte jadem.
te Matki, które nie potrafią sobie poradzić z nagonką popadają w depresję, że są złymi matkami..
nie raz mailami wyprowadzałam je z błędu pisząc Im, że są najlepszymi jakie mogły się zdarzyć Ich dzieciom!
pogódź się w sobie z innymi wyborami. bo i ja miałam kiedyś z tym problem.
od kiedy udało mi się akceptować i tolerować wybory innych LUBIĘ SIEBIE BARDZIEJ.
atakowano mnie mocno za to, że noszę dzieci w nosidłach a nie chustach. ja mam na ten temat swoje zdanie, nie zamierzam go zmienić i bardzo mi z tym dobrze… napisałam więc kiedyś na instagramie pod zdjęciem z Benkiem w Baby Bjorn..
Mamy „dobre rady” szkoda energii, Wy macie swoje wybory i ja je bardzo szanuję więc szanujcie innej Matki. Powinnyśmy w macierzyństwie się wspierać. Tosia jest wychowana w nosidle, na sztucznym mleku, zaszczepiona, z cesarki na życzenie i bez modlitwy przed snem.. A ja uwielbiam ludzi, którzy pięknie wierzą w Boga, matki karmiące piersią, z siłą na poród naturalny, którzy nie szczepią i drążą temat… Świat jest piękny właśnie dlatego, że się różnimy. i ja różnie się między innymi tym, że uważam nosidło Baby Bjorn za zdrowe..
krótko po tym tekście powstała kampania #nicminiewisi. kampania super. zawsze uważam, że ludzkie zebranie się w siłę jest dobre.

czy to zdjęcie z dzieckiem w chuście/tuli czy z garnkiem zupy pomidorowej czy też z ogródkiem pełnym sadzonek…
tylko dlaczego tak niefortunna nazwa? ironiczna? złośliwa?
jeżeli chcesz pokazać zdjęcie jak dbasz o postawę swojego dziecka to super, ale zrób to razem z postawą moralną.
taka nazwa np #tulemojedziecko albo #noszemojedzieckoprzysercu nie byłaby bardziej ciepła?
czy trzeba od razu walczyć jakoś? dla mnie to demonstracja „ja robię dobrze, a Ty źle.”..
prawda jest jedna.. źle czyni ten, Kto myśli, że jego racja jest jedyna i najlepsza..
pozwól innym mieć słuszność także jego racji. BĘDZIESZ LUBIŁ SIEBIE BARDZIEJ.

kiedy miałam 18 lat Tato kupił mi piękny, potężny japoński motocykl.
zaraz po jego zakupie powiedziałam, że jadę do Krakowa (chodziłam tam do szkoły).
Tato jak zawsze spokojnie i cierpliwie tłumaczył…
„Jula, może naucz sie go trochę, pojeźdź najpierw tutaj, blisko. pierwsza podróż i tak daleka, tam w miasto?
Może daj jeszcze temu czas..”
Jakże mogłam Go posłuchać? Pojechałam.
Kiedy wróciłam cała i zdrowa, wjechałam na podwórko, ściągnęłam kask i powiedziałam cwaniacko „widzisz? jestem. nic mi się nie stało”.
Tato odpowiedział tylko „brakuje Ci dziecko pokory..”.
szczerze…? nie za bardzo nawet wtedy wiedziałam co to słowo znaczy..
wiecie dlaczego tak dobrze to pamiętam…? bo choć znaczenia nie rozumiałam, to podświadomie czułam, że ten brak pokory mi uwiera..
dziś nie jestem mistrzynią pokory, ale już wiem co znaczy..
jestem pokorna do losu.. do życia.. do tego co mi daje, bo nigdy nie wiem kiedy się obrazi i zabierze..
jestem pokorna do tego co mnie spotyka i do tego jak sobie radzę.. bo może się okazać się, że z hukiem spadnę na dół..
a Ktoś wtedy szepnie do ucha…
„brakuje Ci dziecko pokory”..
z szacunkiem do tego co mam, do tego co potrafię, do zdrowia, do dnia i do bezpiecznego powrotu do domu… LUBIĘ SIEBIE BARDZIEJ.

nie dla świata, nie dla ludzi, nie dla opini publicznej… dla siebie. to wszytsko dla siebie. z nikim bardziej nie żyjemy jak ze sobą samym.
dobrze jest lubić siebie bardziej…