robota

_DSC0165

lubię się narobić. tak najzwyczajniej na-ro-bić! przysłowiowo – paść na ryj.
lubię ten ból w nogach. kiedy kładę się wieczorem z Tosiulką by poczytać Jej do snu..
taka nasza umowa, że zawsze dwie książki. i kiedy Ona już zaśnie, ja długo jeszcze patrzę na księżyc w oknie, bo nie mogę wstać.
coś sobie rozmyślam, analizuję. a po tych nogach jakby stado mrówek biegało.
i tak najzwyczajniej po prostu … lubię. bo myślę sobie, że co człowiek bez roboty by był wart.
i przecież ta robota to dla nikogo innego jak dla nas samych, dla dzieci naszych, a może i dla wnucząt coś z tej roboty zostanie.
żyjemy w czasach lenistwa. dziś młodzież chciałaby skończyć studia i gotową, dobrą posadę znaleźć. zrobić swoją robotę w pół dnia, a potem jeszcze się na krześle pokręcić i na internet zobaczyć.
pamietam jak poszłam pierwszy dzień do nowej pracy. otworzyli mi takie drzwi, a tam nie było widać nic, tylko kartony.
nie było nawet widać wielkości tego pomieszczenia, bo były tylko kartony, papiery i śmieci. kolega mówi, że trzeba to posegregować jakoś…
no to dobra. podwinęłam rękawy i zaczęłam wyciągać po jednym pudełku, odklejać taśmę i składać. segregowałam rozmiarami.
po kilku godzinach zrobiłam sobie przerwę na kanapkę. o 18ej był błysk. kartoniki poukładane, pozamiatane, okienko umyte.. sterty śmieci do wyniesienia.
jak usiadłam do auta to nie miałam siły gazu nogą wciskać..
i jak to? ja? ja, która pracowała już wcześniej w wielkim, pięknym salonie hondy w Warszawie? ja, która odbyła tyle szkoleń w zakresie sprzedaży motocykli? ja, która zajęła trzecie miejsce w polsce w owej sprzedaży?
ano tak. właśnie ta. robota jak każda inna. a może nawet lepsza bo efekty od razu widać.
zostałam tam na trzy lata i przemiło tą pracę wspominam. jak w każdej byli ludzie co doprowadzali do szału, byli też tacy, za którymi dziś bardzo tęsknię. były dni gdzie chciało się płakać jak i takie gdzie chciałyśmy z Kaśką pospadać ze śmiechu z krzeseł.  kartony układałam jeszcze trzy razy z własnego wyboru.
czasami myślę co by było gdyby powinęła nam się noga.. bo przecież los nieodgadniony jest.. a ja już nauczyłam się pokory wobec życia.. nie idę rozpychając się łokciami, że mnie to się uda na pewno.. bo tego nie wiem.. wierzę w siebie, ale nie daję sobie głowy uciąć.. bo dziś o tę głowę już muszę dla dzieci dbać.
siadam czasami z mężem i mówię Mu, że nie ma się co martwić. oby tylko zdrowie było, bo wszystko inne pokonamy gdy będziemy mieć sprawne ręce do pracy. ludzie dziś lubią narzekać.. że może w Niemczech by się lepiej żyło, może do Ameryki.. ano jedź.. ale pamiętaj, że wszędzie narobić się trzeba tak samo. nigdzie z nieba manna nie leci.
a my i tak w dobrym kraju żyjemy.. choć szlag człowieka trafia jak przychodzi podatki zapłacić, zusy.. toż to nie do wiary!
a mój znajomy na Ukrainie mieszka.. hotel miał piękny, restaurację.. i pewnego dnia przychodzi Pan, który mówi, że teraz to jest Jego. ot tak. to się spakował i wyszedł. przyjeżdza teraz do Polski na handel. z mafią nie dyskutujesz.
ja nie mówię, że do lepszego nie trzeba wzdychać. owszem i trzeba. marzyć i planować.. tylko najczęściej jest tak, że gdy zadowolony z tego co ma, to lepsze samo przychodzi. nagle. niespodziewanie.
dążyć, ale na los obecny nie skarżyć..
jak sięgnę pamięcią to ostatni raz leżałam gdy byłam w ciąży z Tosią. bo tak to wiecznie szkoda mi czasu. tyle jest do zrobienia..
ja nie mówię, że to dobre, może i lepsze o wiele podejście gdzie się człowiek kładzie i w nosie ma.. w końcu może nie na robocie świat polega..
ostatnio moja znajoma mówi.. „wiesz, z tymi dziećmi to nie ma końca, nawet jak dziesięć lat mają to trzy godziny przy lekcjach trzeba z nimi siedzieć, prace plastyczne robić”…
hmm… nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo dla mnie to było i jest bardzo oczywiste i naturalne. decydując się na dzieci, decydujesz się na życie w połowie dla nich, lub całkiem dla nich.. to już zależy od potrzeb rodzica i każdy może jak chce. dla jednych tak lepiej dla innych inaczej i wcale niepowiedziane co lepsze..
ale czy ten czas przy lekcjach nie może być fajny? patrzysz jakie ma bazgroły w zeszycie z tyłu popisane, coś o nauczycielce pogadacie, pośmiejecie się, powycinacie wspólnie… możnaby też było w tym czasie przeczytać gazetę, obejrzeć film lub poplotkować z sąsiadką, ale uważam, że wszystko da się pogodzić, a ten czas z dzieckiem, obojętnie przy czym spędzony jest jedną z najlepiej wykorzystanych chwil  w naszym życiu… nawet z matematyką w tle…
byłam wczoraj na zebraniu przedszkolnym.. i mówią, że na festyn to po piętnaście ciast z każdej grupy potrzeba..
słychać gdzieś po kątach „ło rany, o Boże”.. te wzdychania, że coś trzeba.. rozglądam się i nie wierze. raz na rok proszą o ciasto i pierwsza reakcja to marudzenie.. a ja drodzy Panśtwo z chęcią zrobię dwa i muffin dopiekę do kompletu.
i nie dlatego, że mam więcej czasu, bo go nie mam.. mam tylko więcej chęci..
jak mam obiad z poprzedniego dnia i chwilę czasu to sadzam Benka do leżaka żeby nas widział, Tosię sadzam na blat i robimy.
Tosia mąkę rozsypuję, jajka tłucze, nie tam wlewa białka gdzie powinna.. no cyrk! sprzątania na pół godziny…
ale ja po prostu lubię się narobić. bo jak żyć inaczej?
są Mamy co o 18ej z pracy przychodzą i mają jeszcze tyle obowiązków domowych.. pranie, obiad na drugi dzień.
ale nie wierzę, że w tych dwóch godzinach od osiemnastej do dwudziestej nie spędzają pół godziny z dzieckiem..
więc niech to pół godziny będzie zabawą w pieczenie ciasta..
były też Mamy co wpisały, że zrobią dwa ciasta.. serce rośnie!
staram się nigdy nie oceniać ludzi, zawsze, nawet jak znamy Kogoś latami, to zawsze wiemy o Nim za mało by go oceniać.
najczęściej w życiu kiedy ciężko pracujemy, to możemy odnieść sukces. nikt nam tego nie gwarantuje, ale jest wtedy nadzieja..
czekając na lepsze czasy, leżąc na kanapie, mogę obiecać, że nie nadejdą..
słowem praca nazywamy oczywiście wiele.. pracę fizyczną, umysłową.. jeden ma sprytu więcej, drugi mniej i narobić więcej musi..
jeden większy ma talent a inny żadnego nie ma. bywa różnie. nie ma reguł i sztywnych zasad.
ale często ludzie by dziś chcieli dużo dostawać.. i ciąglę słyszę, że robota, dzieci, dom, robota, dzieci, dom.. i ani wakacji, ani nic..
a ja się tak cieszę jak mi sił wieczorem starczy by paznokcie pomalować, na tych moich zdrowych rękach co pozwalają mi dzieci nosić i kąpać..
prawda jest jedna.. robić trzeba..
można robić i być nieszczęśliwym albo można robić i być szczęśliwym..
wybór należy do Ciebie, jak spędzisz jedyne życie jakie Ci dano..

_DSC0203 _DSC0191 _DSC0176 _DSC0177 _DSC0224 _DSC0228 _DSC0264 _DSC0212 _DSC0171 _DSC0169 _DSC0160 _DSC0151 _DSC0194

a jak tak się narobisz to i nagroda czasami przyjdzie..
uśpiłam dzieci i już chciałam usiąść gdy przypomniało mi się, że pranie jeszcze trzeba rozwiesić. poszłam więc.
jak rozwiesiłam to już niby koniec roboty, a tu podłoga cała w kićkach. a podłoga w pralni biała to widać jak cholera.
idę więc po odkurzacz, wlokę, odkurzam, bo tak mnie to denerwuje, że nie zasnę.
i jak już się uporałam to siadam obok męża i mówię.. „tak mi się marzy taki odkurzacz co sam odkurza, bo ja tutaj codziennie ciągle odkurzam. góra dół, góra dół..”. na co On stwierdził, że może pomyślimy..
i wtedy po raz kolejny zaczęłam się bać własnych myśli.. zdarzyło się to trzeci raz. dosłownie cztery dni po wypowiadanych słowach się staje..
wracamy z wyciągu narciarskiego z dzieciakami siostry kiedy przychodzi mi mail..
„Pani Julio, czy nie zechciałaby Pani przetestować naszego nawilżacza powietrza, a potem napisać kilka słów?”
Nawilżacz zawsze chętnie, bo w naszym domu jest 30 procent wilgotności i nawilżam do snu i dla dzieci. Benio jako atopowiec musi mieć wilgotno, Jego skóra nieznosi suchości.
Patrzę. Ładny, duży, konkret, potrzebuję, biorę. Angażuję się w posty sponsorowane gdy faktycznie to mi się przyda.
i pisze jeszcze ten facet „Pani Julio, jak Pani taki post wycenia?”
a ja słuchajcie na tej Ich stronie znajduję co?!?! odkurzacze co same odkurzają!
i pisze do Niego „Panie, ja nie chcę żadnej kasy, Pan da ten odkurzacz a ja będę w dziesiątym niebie!”.
i dali. Nawilżacz i odkurzacz. 
to najpierw może o nawilżaczu bo o Niego miało się rozchodzić najbardziej..
Stadler-form to Szwajcarska marka, która oprócz funkcjonalności nie zapomniała o wyjątkowym wyglądzie.
Uwielbiam połączenie staroci z nowoczesnymi formami. Nawilżaczy mamy kilka, jednak te, które są w stanie nawilżyć nasz dom są przemysłowe i wyglądają okropnie. Te małe do pokoików dziecięcych są już zgrabniejsze i dekoracyjne.
Jednak nic nie było w stanie dać rady sypialni, ktora ma 40 metrów kwadratowych i wielką kubaturę, bo ma około 5 metrów wysokości..
Dlatego dla mnie to zapytanie ofertowe było genialne. Włączam jakiś czas przed spaniem na największą prędkość a potem przełączam na tryb nocny czyli bardzo cichutki. Choć Benio woli jak szumi, co oczywiste przy maluszkach. śpi przy tym szumie jak zaczarowany. Nawilżacz ma dozownik zapachów, czujnik ruchu, dotykowy panel sterowania.
posiadamy w domu rekuperację, ale przy Benia chorobie każde dodatkowe oczyszczanie jest pomocne. nawilżacz ma również fukncję oczyszczania powietrza. po miesiącu testów mogę stwierdzić, że wad nie widzę. gdy chodzi na najwyższym, najmocniejszym poziomie to go słychać, jednak wydmuchuję On taką ilość wody, że jest to zupełnie wytłumaczalne i usprawiedliwiam go maksymalnie 🙂 można zobaczyć tutaj.

odkurzacz iRobot!!! – o mój ukochany! Tosia nazwała go Modo. Benek myśli chyba, że mamy psa 🙂
nabrudzimy w przedpokoju, ja idę robić obiad, a tam się odkurza. albo jadę na zakupy i zaniosę go na górę a on mi odkurza.

oczywiście trzeba mu jakoś delikatnie przestrzeń naszykować. czyli schować kable by się nie zaplątał lub odstawić krzesła od stołu.
ale to drobnostki. wjeżdża w każdy kąt. jak podjeżdza pod schody to odkurzy i wraca, bo jego czujki wyniuchują pustą przestrzeń pod nim. jest bardzo łatwy do czyszczenia. posiada pilota i także oczyszcza powietrze odkurzając. czasami jak nie zbierzemy klocków to je w kąty poroznosi, więc lego musi być uprzednio uprzątnięte. 
powiem Wam, że jak dla mnie to pomoc ogromna. czasami jest taki śmieszny, jak domownik 🙂
a odkurzacz tutaj.

pościel z łosiem – scandidecor.pl

jak to syn?! (listy z czytelnikami)

_DSC1008 _DSC0988

„Cześć Julio:-)
Tak jak pisałaś już nie raz na swoim blogu, ludzie często piszą i proszą Cię o dobre rady na liczne tematy, więc i ja odważyłam się opisać pokrótce swoją sytuację i poprosić Cię o kilka mądrych i dobrych słów. Jestem mamą 6 letniej najukochańszej na świecie Zosi. W pewnym momencie poczułam instynkt ponownego zostania mamą, przede wszystkim dla Zosi, bo nie chciałam żeby była kiedyś tylko sama na świecie. Sama tak jak Ty mam siostrę, tylko młodszą i jest ona moją najlepszą przyjaciółką pod słońcem.Dlatego też postanawiając ponownie zostać mamą wbiłam sobie do głowy, że to musi być druga córeczka,dla Zosi, niekoniecznie dla mnie. Czytałam nawet troszkę niemądrze o różnych metodach planowania płci, choć wiem, że nie ma 100% metody. Jednak tak nastawiłam się na tą dziewczynkę, że próbowałam je praktykować wyliczając sobie co tam mogłam i jak mogłam. Swoimi nie całkiem umyślnymi sugestiami Zosię również ukierunkowałam na chęć posiadania siostrzyczki,choć u niej było to dosyć płynne i o braciszku też sama z siebie wspominała.
(…)
Jestem akurat osobą wierzącą, więc modlitw ku niebu przed i w trakcie wysłałam tysiące.No i jak się domyślasz, okazało się, że to jednak chłopiec… Oczywiście po wyjściu od lekarza płakałam całą drogę, potem całą noc nie spałam, apetyt minął, setki myśli kłębi mi się w głowie. Siostra stara się mi tłumaczyć jak umie, że wszystko będzie dobrze, że tak nie wolno, to grzech, tyle ludzi pragnie dzieci, tyle ludzi pragnie zdrowych dzieci i ja to wszystko wiem, rozumiem, tak jak Ty doceniałam w swoim życiu każdą prostą chwilę, a jednak nawet jak piszę tego maila to oczy zasłaniają mi łzy. To jeszcze świeże, wiem że hormony, że emocje, że trzeba się oswoić, przyzwyczaić. Ale jak patrzę na córcię bawiącą się Elsą i Anną z Krainy Lodu to odchodzę w kąt i płaczę i płaczę. To straszne, wiem jaka ze mnie matka, możesz pomyśleć. Wiem, że tak nie wolno, że to nawet niemoralne, a jednak płaczę. Przywykłam do świata dziewczynki, do baletu, różowego koloru, księżniczek Disneya, gumeczek i opasek do włosów, działów dla dziewczynek w sieciówkach. Nie znam się w ogóle na chłopcach, a wręcz od dawna porównując synków znajomych ze swoją córeczką zawsze byłam przerażona, że chłopcy są niegrzeczni, łobuzują, dokuczają wszystkim dookoła, biją. Na moją reakcję oczywiście może też mieć wpływ przeszłość, różne rodzinne doświadczenia, to że sama mam siostrę, że moja kochana babcia uwielbia dziewczynki i zawsze mi mówiła, że z dziewczynki to mama ma w życiu pomoc i pociechę i pewnie to wszystko razem złożyło się na moje obecne łzy i smutek. Zamiast prosić Boga jedynie o zdrowie, nic więcej, ja płaczę że to chłopiec… Coś okropnego… Zamartwiam się Zosią, czy Ona będzie w życiu szczęśliwa z młodszym o 6 lat braciszkiem, czy nie będzie Jej bił, przeszkadzał, dokuczał, czy będą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego w życiu? Wiem, że te sprawy to już kwestia wychowania, ale czy starczy mi do tego sił, to już pewna nie jestem. W ogóle najbardziej na świecie boję się tego czy ja pokocham tego chłopca?Dlatego też postanowiłam napisać do Ciebie kochana Julio, bo Ty masz ukochaną Tosię i Benia. Wiem, że każdy człowiek to indywidualna historia, ale proszę napisz mi coś na pociechę. Napisz czy tego chłopca pokochałaś tak samo mocno jak Tosię? Czy Tosia w żaden sposób nie ucierpiała, jeśli tak to można określić? Nie myśl proszę o mnie źle i nie radź kochana udać się do terapeuty, bo to nie dla mnie. Muszę uporać się z tym sama i pogadać z kimś takim jak Ty:-) Próbuję sobie wyobrazić, że gdy matka zobaczy swoje dziecko już na świecie to nie ma mocnych by je nie pokochać najmocniej jak się da, a ja boję się, że ze mną może być inaczej i to z jakiego powodu? Z powodu mojej ogromnej miłości do Zosi. U mnie najgorsze jest jeszcze porównywanie się czasem do innych,kiedyś i teraz tym bardziej z bólem serca będę mijać matki z dwiema dziewczynkami. Brzmi to strasznie, sama jestem zatrwożona…
Ania”


Witaj Aniu,

dla mnie oczywistym było, że muszę mieć córki.
jak to facet?!?!? facet? nigdy!! po co? faceci są egoistyczni. z innego świata. tak wielu rzeczy nie pojmują.
ja mam siostrę i to jest cudowne. siostra zna Twoje myśli, już Cię zrozumie, pomoże, dzieci weźmie.
a brat? do czego potrzebni są bracia? są niedomyślni. bez sensu. po prostu tylko są. na jakiś świątecznych spotkaniach.
kiedy w dziewiątym miesiącu ciąży robiłam urodziny, to moja siostra weszła w drzwi i nie usiadła nawet na moment..
już zmywała, już podawała, już kolację robiła. a brat? przyszedłby, dał prezent i usiadł.
jak dowiedziałam się, że będzie chłopak to płakałam miesiąc w głos. co wieczor jak Tosia szła spać ja ryczałam.
jechałam na cesarkę i ryczałam. ja nie chce chłopaka!! ja nie potrafiłam tego poukładać sobie w głowie, w wyobraźni, w planach. nie umiałam. a jak coś dla nas nieznane to najbardziej się tego boimy.
ja chcę by moja córka miała siostrę. by nie została sama.
i tu nie chodziło o to, że On będzie mężczyzną, a o to zestawienie siostra i brat..
kiedyś pisałam taki list do Benia, gdy był w brzuchu, jest na blogu, o tym o co go proszę skoro jest już tym facetem..   (list do syna – można zobaczyć tutaj).
ale na szczęście nigdy nie nastawiałam Tosi na dziewczyne. wiedziałam, że małe dziewczynki chcą siostry, wiec tym bardziej kupowałam książki z braciszkami żeby sie nie rozczarowała, żeby Go nie odrzuciła. od początku mówiłam jej bardziej o bracie.
co dalej…
wiedziałam przecież, że jak urodzę to będę tak bardzo kochać.
ale nie wiedziałąm że aż tak.
gdy przynieśli mi tego siusiaka w beciku to myślałam że umrę z radości.
dziś nie wyobrażamy sobie że mógłby być dziewczynką.
świat małych chłopców jest piękny. te samaloty, piraci, traktory..
spodnie na szelkach, dziurawe jeansy i sztruksowe kurtki. już ta niebieska wyprawka działala na mnie terapeutycznie.
znam wielu wyjątkowch mężczyzn. mężów, braci, synów. znam takich co swoim Matkom pieluchy zmieniają gdy przyszedł starczy wiek, włosy czeszą, w piecu palą, węgiel wrzucą, herbatę z Nimi wypiją..
moja siostra jest strasza ode mnie o 6 lat. kontakt nawiązałyśmy dopiero gdy ja miałam 20.
obojętnie jaka płeć, różnica 6 lat jest zbyt duża, by wcześniej narodziły sie tajemnice czy bezgraniczne zrozumienie, akceptacja siebie nawzajem.
moja przyjaciółka ma brata o 6 lat młodszego. teraz on mieszka na Tajwanie a Ona w Poznaniu.
codziennie gadaja ze sobą na skaypie, Ona mu randki opowiada, On doradza Jej w babskich kwestiach.
Ona lata do niego na wakacje. Razem kupują Mamie prezenty, robią sobie niespodzianki, On Jej sukienki i torebki przysyła.
Aniu, jeżeli Bóg w którego wierzysz Ty, dał Ci syna, to dlatego, że miał dla Was o wiele piękniejszy plan niż Ty sobie wymarzyłaś. czasami nasze niespełnione marzenia okazują się najpiękniejszym z możliwych darów w naszym życiu.
a jaką masz pewność, że dwie dziewczyny by się lubiły?
moja druga przyjaciółka ma siostrę, różnica dwóch lat. Jedna mieszka w Anglii, druga w Polsce, nie rozmawiają w ogóle. nienawidzą się, bo mają różne poglądy.
kolejna.. siostry ma dwie. z żadną nie ma więzi. kontakt grzecznościowy z konieczności.
może ta druga siostra akurat niebyłaby tak cudowna jak u mnie czy u Ciebie.. może byłaby Jej kulą u nogi..
nie masz w życiu gwarancji na nic.
na razie myśl o tym by był zdrowy, a jak go urodzisz to do mnie napisz…
dziś powiem Ci co napiszesz…
„miałaś racje, to niewyobrażalne, że syn może być tak cudowny. po co ja zmarnowałam tyle czasu?”
i choć wiem, że dziś trudno bo sama ryczałam jak bóbr, to ja już wiem..
przyjdzie taki dzień jak ten dziś u mnie.. Tosia skacze a On nie spusza z Niej wzroku, śmieje się w głos, że aż zanosi.. cały świat w Niej widzi..
późnym wieczorem Tosia mnie pyta.. „Mamo, a kiedyś nie było Beniaczka, co nie?”.
odpowiadam, że nie… na co Ona „i mnie wtedy było bardzo smutno”.
bardzo ważne, opowiadaj córce o bracie. o tym jak bedzie fajnie, że bedzie zabawek dwa razy wiecej bo auta i młotki, że będzie Jej przyjeżdzał naprawić auto, jak mąż będzie w delegacji, że będzie miał ramiona dwa razy większe do przytulania niż siostra. i jak mocno w te męskie ramiona weźmie to wszystkie troski znikną.
choć dziś trudno, to dostałaś wielkie szczęście Aniu..
to przecież naturalne, że ludzie pytają „a co byś chciała”.. i jeden o dziewczynce marzy, inny o chłopcu. niektórym obojętne.
to zupełnie naturalne by o jakiejś płci dziecka marzyć. naturalne też, że można być rozczarowanym. nie ganię Cię w myślach ani przez sekundę.. musiałabym najpierw siebie obrzucić kamieniami.
(wszyscy ludzie mają myśli, których się sami przed sobą wstydzą, tylko nikt o tym nie mówi na głos. 
najwięcej takich myśli mają Ci co innych osądzają.)
i też czasami zadaję sobie pytanie jak to będzie między nimi w przyszłości, czy Ona liczyć na niego będzie mogła..
a potem szybko się w tych myślach karcę.. że żyję tym co będzie.. a po co? jak to tutaj teraz trwa najpiękniejsze.
czy nam wiadomo jak się to życie nam poplecie..
może siostra by o troskach miłosnych wysłuchała i doradziła, może dzieci pobawiła.
a może o męża by się pokłóciły i kontakt zatraciły.
a brat może przez całe Jej życie zrobi tylko jedną dla Niej rzecz.. ale taką, która nada największy sens Jej życiu.. a Ty ten sens Jej urodzisz. nosisz pod sercem Kogoś Kto swym męskim ramieniem może uczynić Jej życie lżejszym..
my, kobiety postrzegamy wszystko przez swój pryzmat.. pomocy w kuchni, przy dzieciach, pomocy w naszej babskiej otchłani rozpaczy.. a On pokaże Jej świat z innej perspektywy.. może o wiele lepszej..
może odda Jej nerkę. może będzie prezesem wielkiej firmy i da Jej pracę, pod swój dach weźmie gdyby mąż Ją zostawił.
może będą na wakacjach i On Ją uratuje z tonącego statku, z którego będą oglądali skaczące delfiny..
życie jest o wiele bardziej nieprzewidywalne niż sobie jesteśmy w stanie wyobrazić.
Kto to z nas Aniu wie co nam pisane.. a co dopiero naszym dzieciom pisane..
po co to roztrząsać.
kierujemy się tylko naszym wzorem. naszą relacją z siostrami.
nie wierzę ani w Boga, ani w los, ani w przeznaczenie. wierzę, że coś się dzieje bez konkretnych planów i jest sumą różnych przypadków. wiem, że te przypadki bywają tak często piękniejsze niż nasze marzenia, szkice w głowie.
nasza wyobraźnia jest dosyć ograniczona. widzimy schemat który wydaje nam się najpiękniejszy.
a taka suma zdarzeń pokaże nam niejedno i zadziwi bardziej niż się spodziewamy.
może On przyda się Jej w życiu o wiele bardziej niż Ona Jemu..
bo czy gdy się rodzimy wiemy na co i komu się przydamy. a może nikomu na nic?
bo możnaby powiedzieć, że nie rodzimy się po to, by na coś się przydać a dla samych siebie się rodzimy..
ja akurat tak nie uważam. wśród ludzi żyjemy i najważniejsze by na tym ziemskim padole się drugiemu człowiekowi do czegoś przydać.
czasowi to trzeba zostawić i ten czas miłością wypełniać. niczego nie wypatrywać, nie prorokować..

całuję
j.

moja Mama miała dwóch braci. i kiedy po pierwszym porodzie, 36 lat temu leżała w szpitalu, miała przetaczaną krew i była w skrajnie złym stanie, brat codziennie przywoził Jej świeżo wyciśnięty sok z marchwi. Moja Mama marzyła o synach.

_DSC1011 _DSC1001 _DSC1002

żarcik

jaki ja jestem debil… to normalnie żal!
muszę pomyśleć gdzie by tę historię zacząć żeby się jakoś kleiło.
chociaż to moje pisanie jest tak chaotyczne, te zdania w cholerę za długie bez przecinków, że ja się naprawdę dziwię iż ludzie sens wyciągają. no nic.. jak już zaczęłam pisać to i dokończę. a nie tak, że w niepewności zostawię.
tę historię widzę jakoś tak zaczynającą się koło niedzieli.. albo w tę niedzielę właśnie.
najczęściej w ten święty dzień, mąż mój jeździ od rana na crossie i zjeżdza po południu. ale w tę oto niedzielę został w domu..
o nie, nie.. nie został, bo o tak z rodziną posiedzi, tylko dlatego, że już pojeździł w sobotę..
no i wiecie, widzicie te moje wizje w głowie..? jaka to będzie niedziela.. o ho ho!! zjawiskowa wręcz niedziela z mężem w domu!
ło żesz jasny gwint.. chłop to ino Cię utruje.. bo Ty jako kobita se coś już wyobrazisz, oczekujesz..
a On.. rano zdążył jeden film zobaczyć pomiędzy karmieniem a szykowaniem się na spacer, a po południu jak robiłam obiad machnął drugi.. tłumaczac się, że On musi siedzieć, bo przecież dziecko Mu na rękach śpi i jak odłoży to się obudzi!
patrzę na Niego i nie wierzę, że on myśli, że ja w to wierzę…
robię obiad, podaję, sprzątam…a potem w końcu może zobaczę tą Idę, bo już od miesiąca się zbieram..
a On co?! przysiada się ze mną oglądać. o nie, nie! teraz moja kolej. w tym czasie Tosia czterdziesty czwarty raz podaje mi butelkę i mówi, że chce dokładki kompotu… On siedzi odległość taką samą jak ja.. no nie, może jest nawet jeszcze bliżej bo się obejmują.
i On tego nie słyszy! o tym kompocie! Jezus Maria!! jak ja nienawidzę tego męskiego wybiórczego słuchania!!
a może i dobrze.. może jakby wszystkiego słuchali to już wszystkie nas by dawno pozostawiali..
tu należałoby wtrącić wzmiankę  o jednym z odcinków Hrabiego, jak Kołaczkowska gada przez 15 minut nieustannie (mąż milczy jak grób), utyskując na całą rodzinę, po czym spogląda na męża i krzyczy „a Ty skończ już! po co ta dyskusja?!”
ale wracając do tematu.. o tę butelkę mi się zaczęło!
że przecież jak ja w tygodniu nie mam minuty odpoczynku, to chociaż niech ten film godzina dwadzieścia siedem obejrzę!
niech dadzą mi obejrzeć do jasnej ciasnej!
weź te dzieci, coś z nimi zrób! i tutaj powstał ten punkt od ktorego zaczęło mi się rozchodzić.
rozchodziło mi się do wieczora już o wszystko, albo jeszcze więcej niż wszystko.
widzę, że On niezuważa powagi sytuacji! że to moje obrażenie jest prawdziwe, srogie i nie od parady!
On nic! to sobie umyśliłam, że ja Mu pokażę jak sprawa jest poważna. obrażę się na dwa tygodnie! albo trzy nawet. może mi się uda! o ! i w Walentynki też będę obrażona. tak Mu pokażę, że się zdziwi!
a trudno nie będzie bo wyjeżdzam z dziećmi na ferię. nawet Mu nie zadzwonię. zostanie sam w pustym domu to zobaczy. zatęskni za nami raz dwa.. plan miałam boski. już ręce zacieram jak to ja Mu tutaj pokażę na skalę światową mojej rozpaczy i udręki związkowej. w poniedziałek On mi torby nosi do auta, pomaga się pakować.
zostaw mi te torby, ja se sama wszystko zrobię! sama! sama!
mało tego, On do mnie z czułym pożegnaniem!! no nienormalny! on nie widzi! nie widzi, że ja jestem obrażona na amen!
widzi. nie da się nie zauważyć całej mojej teatralnej otoczki jaką perfekcyjnie przy tym robię.
widzi, tylko gówno se z tego robi.
w drogę…
dzwoni „czy Puszku dojechaliście szczęśliwie?”  odpowiadam tak i się rozłączam, no bo przecież nie będę wchodzić w pogaduszki kiedy jestem w otchłani rozpaczy z Jego powodu!
i myślę… nie zadzwonię do Ciebie. zobaczysz. ani ciut ciut…

i wtedy właśnie to…
dzieci z Babcią zostały, ja z moją siostrą pomiędzy kawą a obiadem cyk do kosmetyczki na henną.
Ona się zrobiła, potem ja. na czarno. zakupy w spożywczaku i wracamy. no ze wsi obok se wracamy. słońce świeci.
pięknie. Ona siedzi z tyłu, bo z przodu mam fotelik wpięty. gadamy, opowiadamy. i sekundę przed domem temat się urwał.
cisza była krótką chwilę, to ja na pomysł wpadłam. no super żarcik! na poziomie nie lada!
no taki ludzie, że boki zrywać. no żarcik nad żarciki.
pomyślałam, że udam iż zapomniałam skręcić i skręcę w ostatniej chwili.
no czyż to nie jest żart nad wyraz górnolotny, wyszukany i jakże zaskakujący?!
a że od wymyślenia do skrętu dzieliło nas 10 metrów, to nie zdążyłam nijak tego sobie przeanalizować..
zresztą jak wszystkiego w życiu..
jadę.. a Ona na to „Ej, skręcaj” . se myślę.. jest! udało się! nabrała się..
i ja wtedy cyk w lewo! bo przecież Kto jak Kto!? ale ja? jak ja cały świat zjeździłam autem, motocyklem..
no kierowca ze mnie wyśmienity. ja nawet nie jeżdżę, ja balansuję, bawię się tą umiejętnością..
i ja Hołowczyc z krwi i kości w to lewo.. lewa ciąć!
i już by było.. no już prawie.. tylko ten śnieg mi przeszkodził i zaledwie o kilka centymetrów…
i nawet zerkam na przód.. może się jeszcze uda… ale nic to nie pomogło..
ale już się nauczyłam, że to moje myślenie nie pomaga nigdy…
wszystko w pył. czarno przed nami. rury jakieś latają, lampy na kablach wisza..
wszystko rozwalone..
no i wiecie.. wtedy normalnie jak dwóch ludzi ma wypadek to wychodzą z auta, coś się za głowy łapią, klną ile wlezie, kopią.
obchodzą auto dookoła..
a ta moja siostra, pozbiarała siaty z podłogi, jebła drzwiami i idąc krokiem niezachwianym a wręcz bardzo pewnym, nie spoglądając na auto nic a nic, skomentowała donośnie „jaka Ty jesteś popierdolona!”
no rozumiecie to? jak ja ten żarcik dla Niej! dla niej taką chciałam tutaj atrakcję! a Ona mi tak!
idzie Tata ze Szwagrem. huk był taki, że usłyszeli z warsztatu. idą.
i ja im powiedziałam, że taki chciałam żarcik i to z głupoty!
a Tata na to „najczęściej takie rzeczy to z głupoty się dzieją”.
i nic! nic więcej nie powiedział. rozumiecie? żadnych wzdychań, żadnych karceń. nic.
bo On to już wiedział jak mnie jest przykro, i wiedział, że tym milczeniem zrobi najwięcej.
i wtedy myśl!! wtedy ta myśl! że ja muszę zadzwonić do męża! muszę Mu to powiedzieć.
jak zadzwonić skoro chciałam się nie odzywać, nic od Niego nie chcieć! nic!
a tu? że auto rozwalone i to nie dlatego, że jeleń wybiegł, że sarna, dzik, łoś, renifer! .. tylko, że ja tutaj taki miałam super pomysł..
pomysł taki, że w majtki ze śmiechu tylko sikać!
Chłopaki zbierają, coś patrzą.. a ja dzownię…
– no hej, auto rozwaliłam.
– Tobie się coś stało?
– nie, nic, tylko przód skasowany.
– a jak to się stało.
– no tak najgorzej właśnie, bo ja taki miałam super plan na skręt w ostatniej chwili.. dam Ci Szwagra to powie co rozwalone…
– ok, podeślij mi zdjęcia..

wchodzę do domu, a moja siostra te oczy na mnie wywałusza i patrzy z pogardą „Ty debilu!, Ty kretynie!  Ty naprawdę myślałaś, że się zmieścisz?”
no nie… tak se chciałam w drzewo! a co!
już Jej żarciku nigdy nie zrobię! niech ma nauczkę. nic wdzięczności!

dzwoni ten mój… chyba dostał zdjęcia – myślę..
– halo?
– a to Ty Puszku, chciałem zadzwonić do Toma, pomyliłem się..
– acha, a zdjęcia widziałeś?
– tak, widziałem. nie martw się. to tylko auto. pomyśl sobie, jakie to będzie miało znaczenie w ostatnim dniu naszego życia? żadne.

i w cholerę z Nim!!! tak chciałam być pogniewana! na tydzień, dwa a najlepiej trzy!
a On mi nie pozwala, choćbym nie wiem jak się uparła!

ale żarcik fajny, nie? przyznacie, że taki zmyślny, że to byle Kto by na to nie wpadł..

a potem jeszcze ten mój zamówił części, przysłał mi pieniądze na tutejszego mechanika i whisky dla szwagra  za to, że mi tu pomógł ogarnąć… mógł jeszcze orkiestre dętą na hip hip hura za mój dowcip..
żeby się na własnego męża nie móc obrazić… to już przekracza wszelkie granice!

jaki ja jestem debil…