Mela i Knefel.

Kiedy piszę do Niej…
Krótko. 
– Leje deszcz. Chyba bez sensu jechać.
Ona odpisuję.
-Teraz patrzę też, że na razie mży. A ma mocniej lać. To umówmy się, że jeśli by się do ósmej wypogodziło to pojedziemy, a jak dalej będzie siąpić to nie. Bo to niewiele zobaczysz w tych kapturach a i poprzykrywane wszystko. Ale o szóstej niebo różowiutkie i słońce. Patrzę teraz tak uważnie, że niebo nie ma ciężkich chmur, może to tak tylko żeby nas wystraszyć. Idealna pogoda na rozrzucanie gnoju. Z balkonu widzę taki iście jesienny widok. Kopiasta fura za lichym traktorem. Wujek Gienek rozrzuca widłami, w traktorze siedzi wnuczek i co chwila na komendę pociąga do przodu. Para z tej naruszonej fury gnoju taka jakby się paliło. Do tego mgły i trochę pokazujący się zza nich las.
Leje u nas.

Tak. Kiedy Madzia do mnie piszę, to biorę kawę i siadam. Czasami to całe opowieści.
Pełne akcji, szczegółów. Życiowych przemyśleń.
Lać przestało i pojechałyśmy. Na giełdę staroci. Wyszło nawet piękne słońce.

Jakby to zatytułować…? Z wiadomości od Madzi. Kiedyś to by tak pięknie brzmiało – Z listów od Madzi.
Ach, tylko gdyby Madzia miała mi list napisać, to nawet już dając listonoszowi z naklejonym znaczkiem, jeszcze by sobie przypomniała o dziesięciu ważnych szczegółach, których nie dopisała. A mogła. I by gotował była Mu z tej pocztowej torby wyrwać i na kolanie dopisać..
Pisane rozmowy z Madzią.

– Oma wróciła z kościoła. Przemoczona do suchej nitki. Ona się tak powoli rusza, że zanim z garażu do sieni weszła to caluśka przemoczona. Taki gruby stary mantel z kołnieżem z tchórza – namoknięty. I ciężki, że chyba dwadzieścia kilo waży! Jak tam polecę to go zważę, bo to extremalny ciężar.
Ale nowe buty miała ubrane dziś. Umie sobie je założyć, tylko zdjąć nie umie. No i dziś generalnie cała do przebrania.
– Se dzień wybrała. Jutro ma być słońce to jej na płot powieś. Wysuszy się.
– Nieeee, wtorek to jest dzień klachów u siostry. To nieomżliwe żeby wtorkowe klachy przenieść na środę. Z takimi wiadomościami po wszystkich świętych, nie można ani dnia czekać! Nie znasz tych mechanizmów, tyle rzeczy do obgadania. A co najśmieszniejsze, obie, ani Oma, ani siostra (dziesięć lat młodsza od niej, ale czasami jeszcze mniej sprawna) nie były na cmentarzu.

– Tak naprawdę to wcale mi się na te ryby nie spieszy, ale wiesz jak tak w skupieniu na tej drodze maluję, to się tyle dowiem o życiu na naszej ulicy. Wiem na przykład któremu z sąsiadów w niedziele gołębie z lotów nie wróciły, wiem co gotują z drugiej strony, bo Ona zawołała przez pole do męża „chcesz mizerie do ziemniaków czy kalafior ugotować”? No cudownie. I ta Oma, która przed obiadem idzie spać, po też, i całą noc prześpi z chusteczką na głowie żeby fryzura jako taka była.
To ważne wyjść na te drogę, a nie tylko zajechać autem pod bramę garażową, pilotem otworzyć sobie i zamknąć się na cztery spusty w swojej bańce mydlanej. Tak naprawdę fascynujące jest to co i kto koło nas, a nie tylko czubek własnego nosa i świat kolorowych monitorów.

Z kombajnem to była historia.

– Tata dziś wyjechał pierwszy raz i kombajn się zapalił na polu. Wiesz, ogień był już ogromny, alarm się załączył jak płomienie sięgały dwa metry nad kombajn. Kosił rzepak. Szczęście, że tyle co zbiornik. Wysypał, no i rzepak jest oleisty. No druga rzecz, że zbiornik paliwa nie wybuchnął. Był pełniutki. Około 200 litrów, albo więcej. Tata, jak filtr oleju palący się spadł na zbiornik paliwa, chciał to odrzucić żeby nie doszło do wybuchu , złapał ten filtr do ręki. Ma oparzenia drugiego i trzeciego stopnia. 
Przyjechały straże, policja, karetka. Zabrała go. Ale Tata jak to Tata w stresie bólu nie czuł. Skoczyłam po opatrunki, bo on jest czorny i on nigdzie nie jedzie. Mówił – On musi tu być, żniwa są, on musi, to jego itd…
A poza tym ma rozporek otwarty i jak mo jechać z takim otwartym, jak rękami zapiąć go nie umi.
No i kto tacie rozporek na polu zapnie…

Dwa tygodnie później.

– Słuchaj, dzwonię do Taty, bo mieliśmy dziś chirurga i wizyta umówiona na 15:15. I Mu mówię, Tato jesteś już gotowy? Jedziemy? A On mi „Nie Madzia, słuchaj, albo zajedź tam Ty sama i Mu powiedz jak to wygląda, ta ręka, albo powiedz mu, że w razie niepogody przyjedziemy”

Wizyty lekarskie w gospodarce rządzą się innymi prawami… 🙂

– Ja czekam z tatą w poradni chirurgicznej. Stoimy w niekończącej się kolejce. 
Już wiem za ten czas czekania, gdzie dziki w kartoflach szkody porobiły, koziołek wychodzi na stawach, że bielik na przelotach był w naszych lasach. Gdzie wiklinę na koszyk można będzie zimą zerwać…

Mela i Knefel to kozy. A z folwarku do domu Madzia wraca wydeptaną ścieżką w polu kukurydzy.

– Jula, ja nie jestem pewna czy zdążę. Jarek też, ale Mela i Knefel się chyba wybierają do Ciebie dziś.
Jak nigdy korek w kukurydzy. Dwa konie stoją, ja z rowerem i koszykiem jajec, a za mną Mela i Knefel. I ani rusz nie dają się wygonić.. 
Korek w kukurydzy.
Jak mi u kur pójdzie raz dwa, to w kukurydzy utknę. Jak nie urok to sraczka.

– Tak, i Mama na piecu węglowym grzała wodę i wiadrem emaliowanym nam co chwilę dolewała cieplejszej bo myśmy ciągle chlapały. No i sąsiadka co stała przy płocie i ostrzegała „Marta, one Ci się w nocy posikają od tej lodowatej wody ze studni.”.
A na zdjęciach z Ameryki pokazywała nam jak jej wnuki w Chicago się kąpią w basenie kolorowym. I dużym. A my ledwie co dupy zamoczone. Do tej zimnej wody, wpierdzielałyśmy kwaśne porzeczki i piłyśmy kwaśny kompot z rabarbaru.  Potem te jej wnuki, a moi dalsi kuzyni, przyjechali do Niej na wakacje i patrzyli na nas jak na małpki w zoo. My po sianie skakałyśmy, a oni na trampoliny, my w misce czy wannie na dworze dupy moczyłyśmy, a oni baseny i plaże nad jeziorem Michigan. My wiśnie prosto z drzewa, mleko prosto od krowy, a u nich mycie i pasteryzacja..
No już o kolorach ubrań nie wspomnę i bajecznych spinkach i gumkach do włosów. A my rozczochrane, albo jak Dziadek z dętki z roweru nam naciął gumek, to w koku.

– Omie czytałam Twoją książkę. Teraz od Niej wyszłam, bo wydzwaniają dzwony i o piętnastej, to znaczy, że ktoś umarł ze wsi. Więc Oma już kombinuje ile to ludzi na umarciu.. Liczy ich. Kto kiepski, kto w szpitalu.. I mówi, że to już na nią pewnie kolej jest, bo taka stara a śmiertka po wsi łazi.
I może jeszcze jakiego młodego wzięła co gotowy jeszcze nie ma.. A Ona gotowa już.
Poślę Ci zdjęcie jak tam pójdę.. Upał, ja w samym stroju kąpielowym, a Oma siedzi w grubym swetrze wełnianym, nogi kocem przykryte, bo jej ktoś powiedział, że jak chałupa ocieplona, to teraz zimno będzie latem. I tak se to wzięła do serca.

Wysyłam Madzi fragmenty książki którą piszę.

– Kapitalne to za mało! Nie wiem czy Ty sobie zdajesz sprawę z tego, ale czytając, człowiek się caluśki przenosi w czasie! Tak obrazujesz niesamowicie, że ciarki przeszły jakbym koło tego nieboszczyka stała. I nasze historie raz jeszcze na oczy widziała. Bo gdy dziadek mój zmarł, też upał był okrutny. Mama przy trumnie pot ścierała rękami, bo chusteczki zapomniała. O wszystkim pomyślała. Żeby liliom wodę w kostnicy zmienić, żeby miski pod trumną schować, bo miały schłodzić trochę, o nas, co byśmy włosy spięte miały.. A sama w odpiętych sandałach i bez chusteczek.. 
No i dziadek wygolony w dzień śmierci był pięknie, a tu w tym upale tak mu broda urosła…

– We wsi do wypicia okazja jest zawsze. Bo albo weselicho, albo kto siano przed deszczem zdążył zwieźć, a to temu się krowa szczęśliwie wycieliła, a to króliki bez nosówki się uchowią. Ludzie szczęśliwi. A i śmierć sąsiada jakiego uczcić trzeba, z którym się w roku 1965 wykopki robiło..

Ach, to jest jedna milionowa tego co mój telefon kryje tego, co Madzia do mnie pisze.
Jakież to jest wielkie szczęście, móc czytać to co dzień.
No to na koniec jeszcze o wakacjach Omy.

– Hej, nasze trzecie dziecko wyjeżdża na wakacje. Jarek Omie załatwił wczasy tak szybko, że ani last second.
– Kaj?

– Przymusowe do siostry swojej. W centrum wsi mieszka. Bo u nas schody wejściowe, jedyne będą zalewać betonem. I Jej powiedział JArek, że od dziś będzie musiała ze dwa, trzy dni w doma siedzieć.
To sie oburzyła. „Joo nie byda w doma siedzieć.” No to możecie kajś wyjechać, mocie pół godziny zanim beton namieszają.
Gorzej niż swoje dzieci pakować. Na prowiant Jej dałam dwadzieścia jajek i litr maślanki. Kolanówki, kiecka i pampersy. Nic więcej nie zabrała.
Jak wychodziła to chłopaki z budowy mówią „Ale się Omie wczasy trafiły, to ani last minut nie jest, ale wakacje są, wszyscy gdzieś wyjeżdżają to czemu Pani by miała nie wyjechać.”.
Ale najlpesze jest to, że siostrze nie zdążyła przedzwonić, że do niej przybędzie na kilka dni. Ale już się martwi, że do odpustu nie zdąży. 
Jaki to był express, ani piżamy nie wzięła, bo mówi, że siostra tam jej co da. 
A tu w łazience woda nachytana z prania, fajne mydliny na cały tydzień na spłukiwanie w wc, w ilości sześć wiader! Zęby w szklance miały się sześć godzin moczyć,a tu po trzech trza było wyjąć. Jeszcze kolczyki se kazała założyć. I w połowie drogi mi krzyczy żeby chustkę na głowę donieść i jeden pampers.

– Julka, popatrz jak uroczo księżyc jest przysłonięty chmurą. Coś pięknego!

8 odpowiedzi na “Mela i Knefel.”

  1. Niesamowita jest jak i ty 🙂 Dobrze ze tak do ciebie pisze masz namiastkę tego co my mamy i czujemy dzięki Tobie jak czytamy przygody twoje i Twojej rodziny 🙂 Bardzo bardzo cieplutko cię pozdrawiam Marta Ustka

    1. Martuś, tak miło Cię wspominam, zawsze mi się serducho uśmiecha jak coś od Ciebie czytam czy widzę Twoje zdjęcie w komentarzach na instagramie. Taka z Ciebie fajna, ciepła, prawdziwa dziewczyna.. Wysyłam moc uścisków.

  2. Julia Twój post popycha do pewnych refleksji , a mianowicie losu polskiego seniora , staruszka i staruszki .Towja Madzia jest cudownym człowiekiem , jej babcia ma o czym niektórzy nie moga nawet pomrzyć. Niewiem co sie podziało w ludziach , starosc jest teraz okropna , babcie i dziadkowie sa ODDAWANI ,PORZUCANI ,OPUSZCZANI .Tłumaczenia sa z dupy , bo praca , kredyt,samochód .Cześto się słyszy o przypadkach jak ktoś nieodbiera babci ze spzitala aż już odebrac nie trzeba bedzie , a babcia czeka , a walizkach mysłi w te swieta mnie zabiorą .Ludzie mają wiecej serca do psów zabawek , kupujac im nowe kurteczki , zawożąc do hotelików ,niz do ludzi w potrzebie .Ludzie odwracają sie od starosći ….bo praca potem samba rumba solarium i paznokcie ….Mało mam czasu zeby tu zaglądac do Ciebie ale jak już zajrzę to w głowie coś mi zostawiasz ,o czymś moge rozmyślac co mi czasem umknie
    .Buziaki !!!

    1. Madziu, zaskoczę Cię jeszcze bardziej.. To nie jest jej prawdziwa Babcia. Tylko takie były przypadki różne losowe i życiowe, że Oni z Nią mieszkają. I myślę, że dla tej Omy to jest taka wygrana, że ja nie potrafię sobie wyobrazić lepszej starości..
      A mieszkają od tak dawna razem, że już jak prawdziwa Babcia. Od początku zresztą. Razem dzieci wychowywali a teraz te dzieci Jej okna na odpust i święta myją…
      Tak, to prawda o czym piszesz.. Ludzie teraz chcą ładnie i wygodnie.
      Wiesz, często „rasowy piesek bardziej pasuje do wnętrza niż burek”…

    2. Ludzie odwracają się nie tylko od starszych, ale w ogole od siebie. Mieszkam w centrum Polski i relacje między ludźmi okropne, tylko materializm i pogoń za pieniądzem.

    1. A to kropla w morzu wyszukana na prędce w telefonie. Cieszę się, że nie tylko dla mnie w tych słowach Madzi mieszka taka wartość i piękno. To ja Ci Sylwuś dziękuję, że ludzie, którzy potrafią to dostrzec, są na moim blogu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.