nie mogę się pogodzić z tym, że mi tego ukochanego księdza Jana Twardowskiego nie posłuchali.
tak chciał być pochowany na Powązkach, a położyli Go w betonowym molochu..
wracaliśmy z pogrzebu Dziadka gdy Tato mówił, że chciałby tylko taki krzyżyk brzozowy.
Mama mówi, że Jej jest obojętne, bo Jej już wtedy nie będzie. i że Ona nie zastanawia się nad tym, bo życie teraz Jej płynie i szkoda sobie głowy zawracać takimi tam nieistotnymi rzeczami.
ja chciałabym być spalona. mam nadzieję, że wtedy w Polsce będzie już prawo by rozrzucić prochy gdzie się chce..
a chciałabym na ziemi, którą kupili mi rodzice. na mojej rodzinnej wsi. koło takiej starej gruszy co ma dużo ponad sto lat.
i żeby tam się zebrali mi bliscy. coś pogadali, troche powspominali.
z racji tego mojego wyboru, natknęłam się ostatnio na taki film o kremacji (podesłała mi znajoma).
jak owijają nas w folię, wkładają w taki zwykły karton, potem taśmą klejącą i ten piec.
i nic mną nie wstrząsnęło.. nawet ten mikser co mielił niespalone kości. wszystko to jakoś było naturalne, zrozumiałe..
przeczołgał mnie do granic możliwości widok tego kartonu. zwykłego kartonowego pudła.
bo gdyby dane nam się było ocknąć w tym kartonie na minutę i kijem wisłę zawrócić…
co byś zmienił?
bo jak to?
dziś wydaje mi się sprawą życia i śmierci ta podłoga nieumyta od dwóch (!) tygodni. ten bałagan w garderobie.
papiery i dokumenty co czekają od roku by je posegregować. dziecko co jęczy o coś od pół godziny, a drugie w tym czasie zdążyło łazienkę do góry nogami przestawić. mąż co zapomniał, że ja mam dziś wychodne. koleżanka co ma focha, bo dawno u niej nie byłam.. popękany na kawałeczki ipad, worki śmieci w piwnicy co czekają na segregację…
do jasnej cholery!? kiedy ja się z tym obrobię. czemu ja wiecznie muszę być w biegu, niedoczasie, podczasie, nadczasie i wiecznie wkurzona?! wiecznie z jakąś pretensją do Kogoś albo najlepiej do całego świata…
i od tamtego dnia, przy każdej takiej myśli ja widzę ten karton.. i to jak ważne jest wszystko to o co teraz się tu wściekam. o co się handryczę z życiem, losem, ludźmi a najbardziej z samą sobą.
o co ja się drę, po co, do Kogo, na co?
jakie to ma znaczenie?!
bo jak mnie w to pudło zapakują przy dziewiędziesiątce to może i czasami coś jakieś znaczenie ma większe..
ale Kto to wie kiedy…? a jak za lat dziesięć? bo jak to mówi Jan Jakub Kolski…
„nie ma tak, że Ktoś nie zasługuje na jakiś los, każdy człowiek zasługuje na każdy los”..
jakby mi np przyszło zasłużyć na taki… to co do cholery ja robię w tej garderobie wiecznie układając te ciuchy, co ja robię z tą nadąsaną miną, z tymi pretensjami i życiem jakby miało trwać wiecznie..
po co te nerwy w korku, na co stres by ciasto zdążyć dla gości upiec..
i zamiast cieszyć się ze wszystkiego jak głupek to wciąż, że coś, że coś..
człowiek idealnie by chciał, lepiej, wyżej.. samego siebie przeskoczyć najlepiej..
codziennie widuję różnych ludzi. w tym pewne dwie kobiety.
jedna z nich, urodzona w dobrych czasach, w normalnej rodzinie. wycieczki szkolne, rower górski, szkoła średnia, narty zimą, weekendy ze znajomymi. jakaś praca. czasem lepsza, czasem gorsza. na kino zawsze jest. mąż. po latach dom. na kredyt, ale bez problemu spłacają. zdrowe dzieci. piekny nowy płot i dziadkowie do pomocy.
co rusz to płacze, z mężem się gniewa. z miną ja widuję nadąsaną.
zbyt duża kolejka do mięsnego doprowadza ją do szału…
druga z nich miała 12 rodzeństawa. Ojca alkoholika. zimą jako kilkuletnie dzieci, na boso, w piżamkach uciekali jak wracał w nocy do domu i czekały w polu aż zaśnie. potem ten dom spalił. uciekli wszyscy. było ciężo zawsze. a gdy miała dzień w którym wypadał Jej termin porodu drugiego dziecka to wkładali do grobu pierwsze. trzyletnią córkę. jak zaoszczędziła pieniędzy to w sobotę jogurty dla rodziny kupowała.
zawsze widzę ja uśmiechniętą. najbardziej cieszą ją dzieci z wnukami na obiedzie w niedziele. a gdy kupili nowe meble do kuchni, to długo płakała bo nie wierzyła, że takie szczęście ją spotkało.
kiedy kolejka w mięsnym jest wyjatkowo długa, Ona uśmiecha się najszerzej, bo ma w portfelu na rolady śląskie dla dzieci i wnucząt.
i przecież ta moja Mama ma świętą rację. jakie znaczenie ma to jak nas pochowają. ważne jest to co dziś daje nam los.
tylko niektórzy dostają taki charakter, taki dar cieszenia się z tego co niesie dzień..
a inni, jak na przykład ja, muszą czasami zobaczyć takie kartonowe pudło i dostać mocno obuchem w łeb, by uświadomić sobie co w życiu ważne, by nigdy nie żałować.. bo czas płynie nieubłagalnie szybko, i drugiej szansy na przeżycie go inaczej nikt nam nie podaruje..
żyj dziećmi, ciepłym dachem nad głową, dobrą książka przy łóżku, ..
błoto z butów, po deszczowym spacerze na podłodze w przedpokoju, nie ma najmniejszego znaczenia w ten dzień gdy zakleją taśmą szary karton.
bo Kto lepiej utuliłby rano moje zaspane dziecko, które do przedszkola wstaje…
i choć wściekałam się na męża wczoraj, to dałam Mu buziaka rano gdy wychodził do pracy..
czasu szkoda, bo Kto wie jaki los nas czeka..