„Wielki apetyt”

Muszę, po prostu muszę Wam to pokazać.
W szkole dostali zadanie. Napisz wiersz z wątkiem detektywistycznym.
I jedna z moich siostrzenic, córka siostry mej napisała wiersz…
I powiem Wam, że gdybym jej nie znała, to nie uwierzyłabym, że napisała to 14 letnia dziewczynka..
Mistrzostwo świata. No jak można w takim wieku?!

autor: Emilia Mielczarek

Wielki apetyt”

Detektyw Ryś

Miał zły humor dziś.

Siadając przy oknie,

poczuł się samotnie.

 


Będąc w rozterce,

Zabolało go serce.

Rozważając nowe wyzwanie,

nigdy nie łapało go spanie.

 


Kolejna zagadka

to dla niego niezła gratka,

następna przygoda

to jakby piękna pogoda.

 


Wychodząc z domu,

nie wadził nikomu.

Ruszył w stronę miasta,

bo poczuł zapach ciasta.

 


Doszedł już do celu

I ujrzał kucharzy wielu.

Wnet widząc zamieszanie ,

zapytał o problemu rozwiązanie.

 


Okazało się, że brak jednego wypieku

Spowodował wzięcie uspokajającego leku.

 


Lek pomógł na tyle,

że miał w brzuchu motyle.

Wnet zabrał się do roboty,

Poszukując ludzkiej głupoty.

 


Wpierw udał się do rejenta,

ten rzecze ,że nie pamięta.

I z wójtową się szybko oddalił

na tańce, co były na sali.

 


Kolejną do przesłuchania

była kelnerka Frania,

która była świadkiem

jak wójt patrzył na ciasto ukradkiem.

 


Ochroniarz potwierdził z kolei,

że wójta w WC widzieli.

I wyjść stamtąd nie mógł sprawnie

i wcale mu nie było zabawnie.

 


Więc Rysiu, detektyw wielki,

Poszedł na wypadek wszelki

zapytać podejrzanego

dlaczego tak długo, dlaczego?

 


A ten stwierdza sił resztkami,

że już nigdy nie zajmie się łakociami.

 


Lecz nasz Ryś pyta i nie wierzy

co też skłoniło go do kradzieży?

Na to wójt się zaczerwienia,

odpowiada: Toć to Gienia!

Przez nią dietę trzymać muszę!

Ja przechodzę tu katusze!

Życia nie mam przy tej babie,

Ale dzisiaj se nagrabię.

Wciąż mnie nęka i strofuje!

Ja już przez nią tu zwariuje!

 


Na to Rysiu się odzywa:

Ja rozumiem, trudno bywa.

Dieta wcale nie jest łatwa,

to wie nawet mała dziatwa.

Lecz przeprosić trzeba ludzi.

Tak Pan w nich szacunek wzbudzi.”

 


Wójt się przyznał,

wszystko wyznał

lud zrozumiał,

tak jak umiał.

 


A wójtowa obrażona,

mężem mocno zawiedziona

za koleżanek namową

została Rejentową.

 


Cóż Rejencie uczyniłeś?

Tak szczęśliwie wolnym byłeś.

 


Dzisiaj wójt się śmieje z Ciebie

I się czuje tak, jak w niebie

Gdyż apetyt ma na ciasta

a jest sam. Więc je. I basta.

płaszcz i spacer.

Na chłopski rozum wyprałam ten płaszcz pod koniec jesieni, ale pamięć podpowiada, że było jeszcze lato.
Granatowy. Jak rozwiesiłam rzucając na suszarkę, tak potem zawisł w garderobie.
Bez prasowania i chyba za dużo proszku dałam, bo w tych zagnieceniach było bielsze. Jakby się nie wypłukało.
I wiadome było, że po takim czasie, jak wyprasowałam to się rozprasować nie chciało i wyglądało jak psu z gardła. Jak kawał szmaty, a nie piękny, elegancki płaszcz… taki jakim go wtedy kupowałam.

Czarnego nie miałam nic. Buty granatowe. Czapka i szalik żółty, ale jakby w tę modną musztardę.
W pierwszej ławce za trumną stał Tato z Mamą i Ciocia z Wujkiem.
A w tej drugiej kuzynki, moja siostra i… i ja usiadłam tak z boku. W tych ławkach bardziej na lewo.
Bo co się tam będę pchać. Jak człowiek na środku to i patrzą na niego bardziej, a ja w tym granacie i musztardzie jak zupełnie nie na pogrzeb.
Ale Ona tak machnęła tą ręką od zewnątrz do siebie. A z ruchu warg odczytałam „no chodź tutaj do mnie”.
Stanęłam zatem obok.
Jako, że ksiądz ciągle o tym żałowaniu za grzechy, to moje myśli popłynęły zupełnie gdzieś indziej.
Bo z tymi grzechami to jak śpiewał Grechuta w „Kantata”..
„I niech to będzie spowiedź, ale bez rozgrzeszenia.
Nie chcę, by okradano mnie z mojego życia.”
Patrzyłam na ten czubek głowy mojego Taty, już łysiejący. I te długie siwe włosy.
Lubię je. Taki szalony artysta.
Na te pięknie wymodelowane włosy Mamy, przez naszą fryzjerkę Ilonkę.
Obok mnie stała Ona. Piękna taka. Wysoka, szczupła. Pomiędzy czarnymi obcasami a ołówkową czarną spódnicą widziałam kawałek zgrabnej łydki. I wszystko tamtego dnia miała właśnie takie.
Że wyglądała najpiękniej, a jak na pogrzeb właśnie. 

Potem jak wracaliśmy już późną nocą, wysłałam Jej sms..
Że każdy dzień bez rozmowy z Nią jest tak bardzo niepełny. Czuję wtedy, że czegoś brakuje.
Stałam już potem na naszej werandzie, gdy jeszcze rozmawiałyśmy przez telefon tamtego dnia..
I Ona mówi, że coś by zrobić chciała jeszcze.. Coś większego..
Mówi o tym, że taka jest dumna, że ja tą książką tylu ludziom pomogłam, gdzieś Ich tam na nogi postawiłam gdy tego potrzebowali.
Tak, to wielka satysfakcja, choć to słowo tutaj zupełnie nie pasuje.

Ale jest już północ, a ja innego znaleźć nie potrafię…
Ja tego w ogóle nie czuję, pomimo, że mi o tym piszą. Bo mnie się to takie banalne wydaje, to o czym pisze. Prostym językiem. 

Odpowiadam wtedy Jej, że książkę to może napisać każdy. Schować się w zakamarkach domu i bazgrać.
Że to czyny się liczą.. Z czynów jest zbudowany świat a nie z słów.
A Ona, że jak to… Przecież podłogę każdy potrafi umyć…
Bo kiedy Babcia zmarła, to Ona w ten pierwszy dzień pomogła przy wszystkim.
Tak, to prawda – powiedziałam – tylko, że Babcia ma pięcioro wnuków, a tę podłogę myłaś właśnie Ty.
Nie jest ważne Kto co potrafi. Ważne gdzie jest kiedy zachodzi tego potrzeba.
Nie z książek został zbudowany świat, a z czynów.
Dla mnie nie można osiągnąć w życiu więcej i lepiej niż podarować drugiemu człowiekowi czas i pracę swoich rąk…
Zatem popłakałyśmy się obie, z tego jak każda z nas jest z siebie nawzajem dumna i szczęśliwa z faktu posiadania takiej siostry. Bo ja imponuję Jej a mnie Ona.

Druga Ona.
Czasami chodzimy na spacery. Wieczorem. Tak koło godziny 19 ej..

Ja piszę sms – spacer?. Ona odpisuje – tak! dzięki!.
Pewnie miała taką samą potrzebę wyjścia choć na chwilę z domowego chaosu.
Najczęściej to ja idę najpierw po Nią, a potem Ona mnie odprowadza.
Żona brata męża mego. I czy możliwym jest by lepsza mogła się trafić…
Nawet nie powątpiewam, ja wiem, że nie.
Czasami tak wieje z zachodu, że idę inną drogą.
Jak otwiera drzwi to pierwsze mówię, że ma założyć czapkę, bez czapki, nigdzie z Nią nie idę.
Już zakłada. Chyba zmądrzała.
Mamy już utarte ścieżki przez tą naszą wieś. Wiemy gdzie ujada pies, a gdzie najczęściej robi się błoto.
I Ona do mnie mówi, czy ja się z Nią nie nudzę…
Bo przecież książek Ona nie czyta, w internecie nie siedzi.. Może czasami jak coś trzeba na allegro kupić. Ale to sporadycznie. Może raz na miesiąc..
Że na wychowawczym jest i z dziećmi w domu to wiadomo ile nowości.. Mało.
Słucham tak Jej i patrze pod nogi, bo tu akurat ciemno gdzie idziemy..
I co ja mam Jej powiedzieć..
Że choć było to 5 lat temu to pamiętam do dziś jak siedzimy przy stole i Ona obiera Omie (po śląsku Babcia) mandarynkę.. Do dziś widzę jak skubie i po tym jednym małym kawałku powoli Jej podaje.
Wyciera chusteczką, podkłada serwetkę.
Takich sytuacji wiele, ale tamten pamiętam wyjątkowo, bo nas przy stole było dużo młodych, a to dla Niej zawsze takie rzeczy były oczywiste. Takie naturalne. 
I Ona pyta czy ja się z Nią nie nudzę…
W tej dziewczynie jest życie! Klnie siarczyście kiedy jest zła i ma zaszklone oczy kiedy Jej się coś przypomni..
Ona ma czas żyć a potem pięknie o tym opowiadać.

Mnie w żaden sposób nie imponują internety, blogowe światy, w kwadrat skadrowane zdjęcia..
Ja je lubię. Ale po prostu tylko lubię. Są częścią mojego życia dziś..
Przecież przyjdzie dzień w którym to wszystko zakończę.. To tylko taki etap w moim życiu.
Piękny, ale etap. 
Bo coraz częściej człowiek mija życie prawdziwe. Mija bokiem i wchodzi do wirtualnej przestrzeni.
Mnie dziś imponują ludzie bez konta na facebooku, którzy myją u Babci podłogę w dzień pogrzebu.
Obierają mandarynkę w grudniowe popołudnie.
Bo Ci ludzie po prostu prawdziwie żyją. Nie sobą. Mają czas pomyśleć, zauważyć.
Namacalnie pomóc. Empatycznie spojrzeć.

I choć One twierdzą, że nic wielkiego nie robią, to na Takich ludziach zbudowany jest świat.
One są fundamentem istnienia ludzkości na ziemi..
Czyny budują świat, nie słowa.
Słowa są tylko jego dodatkiem, który może zaistnieć dzięki czynom.

jarmark

dsc_0301 dsc_0242 dsc_0373 dsc_0383 dsc_0377 dsc_0391 dsc_0260 dsc_0293 dsc_0284 dsc_0233 dsc_0200 dsc_0245 dsc_0206 dsc_0197 dsc_0180 dsc_0341 dsc_0344 dsc_0350 dsc_0333 dsc_0330 dsc_0328 dsc_0331 dsc_0312 dsc_0309 dsc_0355 dsc_0296 dsc_0224 dsc_0221 dsc_0192 dsc_0348
Cztery nastoletnie lata spędziłam w Krakowie. Mam ogromny sentyment do tego miasta.
Mnóstwo wspomnień, które czasami wydają mi się tak odległe jak gdyby były w innym życiu.
Tyle zdążyło się od tamtego czasu zmienić, tyle się zadziało od tamtych lat.
Ale przede wszystkim wciąż nieprzerwanie niosę z tamtych dni najważniejszych przyjaciół w moim życiu.
Bez zmiennie tych samych i tak samo ważnych. Przeżyli ze mną wszystko. W najpiękniejszym stylu.
Lubię moje życie związane z blogiem i z tym co się dookoła tego dzieje, ale nad życie kocham moją codzienność związaną z tym co się dzieje od dawna. Nie w internecie, który dziś jest, jutro może go nie być.
Nie biorę udziałów w blogowych spotkaniach, eventach… Mam mało czasu. I choć myślę, że można tam spotkać cudownych ludzi i spędzić dobrze czas, to kiedy już go mam, poświęcam Go tym, których od lat namacalnie niosę wraz z sobą.
Świąteczny jarmark na rynku zawsze w czasach licealnych był wielkim wydarzeniem.
Budował w duszy wielką atmosferę zbliżających się świąt.
I od tych 15 lat staram się co roku jeździć tam choćby na chwilę. W przedświątecznym czasie.
Kiedy zobaczyłam w środę piękny śnieg na naszym podwórku, postanowiłam ten śnieg uczcić również tam…
Okazało się, że choć od Krakowa dzieli mnie godzina drogi, to tam śniegu nie było ani odrobinę..
Nie przeszkodziło mi to w tym by zwyczajnie poczuć się dobrze..
Bo gdy widzi się uśmiech Madzi to nie może być inaczej.
Zjadłyśmy pajdę chleba ze smalcem, kupiłyśmy pierdółki, wypiłyśmy ciepłą herbatę i nadrobiłyśmy wspólne opowieści.
Madzia jako moja przyjaciółka i ta, która właśnie kosztuje początki macierzyństwa dostała do testów nowy wózek firmy Baby Merc.
A zadziało się tak, bo firmę tą od lat znam dobrze… Dobrze, a może nad wyraz od podszewki..
Złożyło się tak, że właścicielką tej firmy jest moja kuzynka, z najbliższej linii..
Choć mój mąż twierdzi, że z kuzynkami mamy kontakt jakbyśmy były prawie siostrami.
I to prawda. Ja na spotkania rodzinne czekam z utęsknieniem.
Choć trudno przetrwać taką dawkę śmiechu to usilnie się nie poddajemy.
I mogłabym pisać – „tralalala wózek najlepszy na świecie”.
Tylko, że ja z czystym sumieniem mogę napisać, że dane mi było organizować Im sesje zdjęciowe, każdy model milion razy do zdjęć wpiąć i wypiąć, milion razy złożyć i rozłożyć do nagrywanych filmików..
Wiem zatem dość dużo na ten temat.
Polska firma, która istnieje od 2003 roku. Wciąż się rozwija i odnosi kolejne sukcesy.
A to dlatego, że właściciele  są niezwykle porządnymi ludźmi. A to zawsze idzie w parze.. Jakim jesteś człowiekiem taki jest Twój produkt.
Napiszę Wam, że miałam wiele wózków, ale w tych podczas sesji zdjęciowej latem zaskakiwało mnie mnóstwo udogodnień. Rączka do noszenia stelaża po złożeniu, lekkość, jakość materiałów, dobór kolorystyki kół, odszycie toreb, mufek..
Plus, ja byłam zdziwiona, że za taką cenę można dostać komplet wózkowy z tyloma gadżetami..
I dziś z wielką przyjemnością mogę napisać, że to po rodzinie 🙂 taka firma.
My od wielu lat mamy sanki od Nich i nie zamienię na żadne inne.
Kiedyś sanki kojarzyły mi się ze sznurkiem i deseczkami na płozach.
I tak dobrze przemyślanych sanek nie widziałam. 
Śpiwór to dosłownie jak domek, budka nad głową, lampka led, możliwość ciągnięcia jak i pchania, folia przeciwdeszczowa, podnóżki.. No szał. Zobaczcie tutaj.
Polecam najszczerzej jak potrafię.

Ale wiecie co w tym wszystkim było najpiękniejsze?
Te rajstopy pod spodniami, te grube swetry pod puchowymi kurtkami, te nosy zmarznięte czerwone..
Jak ja uwielbiam się tak ciepło ubrać i iść na mróz, mam wrażenie jakbym ładowała akumulatory.

W konkursie pod ostatnim wpisem albumy wygrali:
AsortaFairytale, Dwa+Trzy, emka, Agata – Królowa Matka, Dagmara, Magda (od książek).
Proszę o kontakt na maila z adresami do wysyłki wraz z nr tel dla kuriera.
Gratuluję.