prześlizgnąć się…

Za każdym razem, od wielu lat, kiedy opowiadam to komuś, zapala mi się w głowie lampka – muszę o tym napisać na blogu…
Ale potem gonitwa życia, a przede wszystkim moich myśli, gubi ten zamysł w przestworzach absurdu mojego umysłu.
Zanim dobrnę do tego konkretnego wspomnienia, przejdę spokojnym krokiem, z lekką nostalgią po kilku wcześniejszych…
A każde z nich, dotyczyć będzie licealnych lat i farta godnego najlepszych amerykańskich produkcji…
Zacznijmy od samego początku.
(Jeśli już gdzieś, przez te dziesięć lat pisania, opowiadałam Wam te historie, to wybaczcie mnie proszę… W końcu pamięć już nie ta, a i na stare lata człowiek sentymentalny się staje i większe ma pragnienie tych podróży przez młodzieńcze lata…)
Jak dziś potrafię sięgnąć wspomnieniami do egzaminów licealnych.
Matematykę średnio pamiętam, bo i wtenczas gdy ją pisałam trudno było mi ją pojąć, więc i wspomnienia nie miały się z czego uformować.
Za to pamiętam test na inteligencję. Rozwiązałam swoją grupę i grupie B zdążyłam zrobić zadania.
W teście o kulturze Krakowa zerkałam na tych, co z miasta owego pochodzili.
Bo w mojej małej wsi to my kultury zbyt dużo nie liznęli. Pojęcie kultury pojawiało się jedynie wówczas jak kto po sobie umiał na przystanku posprzątać po skubaniu słonecznika, albo „dzień dobry” głową do starszego skinął.
Ale na tym teście nie o to pojęcie chodziło…
Jak się potem okazało, na teście nie chodziło o to, ale w prawdziwym życiu już tylko o to się rozchodziło.
Rozmowę klasyfikacyjną na scenie teatralnej pamiętam chyba najwyraźniej.
Miałam granatowy garnitur, żółtą koszulę i czerwony krawat. Jakoś na bakier te marynarkę zapiętą przez omyłkę.
Siadam na środku sali teatralnej. Reflektory prosto w twarz. Słyszę głosy komisji z widowni, ale Ich nie widzę.
– Czy ogląda Pani operetkę? – pada pierwsze pytanie.
– Nie. Jak jest w telewizji to przełanczam kanał. – odpowiadam prosto z mostu i rozglądam się po bokach.
– A mówi się przełanczam czy przełączam? – dopytują wciąż tym samym spokojnym, miłym tonem.
– Nie wiem. Zmieniam kanał. – odpowiadam zniecierpliwiona będąc ciekawa kolejnych pytań.
– Dobrze. Dziękujemy.
– Już? To wszystko? – wstaje zdziwiona.
– Tak. Poprosimy następną osobę.
Wychodzę i myślę – Szlag by to trafił! Niezdane! Każdego męczą po piętnaście minut, a mi dwa pytania zadali. A do tego takie beznadziejne. Przecież cóż one mogły wnieść.
Kilka dni później okazało się, że dostałam (ja i Marlena) największą ilość punktów.
Dziś już wiem doskonale, że światło się włącza a kanał przełącza, ale o wiele lepiej zapamiętałam naukę, aby nie dać się strachowi niewiedzy. I choć wtedy zrobiłam to odruchowo, tak dziś przypominam sobie czasami ten egzamin, aby nie czuć lęku przed śmiałym przyznaniem się do luki, jaka potrafi powstać w mojej głowie.
Okazuje się, że czasami odwaga i śmiałość więcej potrafi wskórać niźli wiedza, którą tak czy siak, z wiekiem i doświadczeniem, nabierzemy jeśli tylko będziemy ciekawi świata.
Pamiętam też pewną historię z historią. Nauczyciel mnie nie lubił. Nie przepadał za mną.
Aż do czasu, gdy na wycieczce w Korbielowie zabrakło stołów do obiadu.
Zostałam ja, On i jeden, ostatni stół. Usiedliśmy razem. Jemy w milczeniu i nagle ja, aby przerwać tę ciszę mówię – Pan lubi militaria, a my mamy Dniepra. Z koszem z boku.
Rozmowa nie miała końca. O antykach, o pasjach.
To było w pierwszej klasie. Pamiętam, że do czwartej byłam już Jego ulubienicą.
Wystarczył ten pech i brak miejsca przy stole.
Zastanawiam się tylko teraz czemu Natasza z Kamilą nie zajęły mi miejsca.
Chyba Im zadzwonię to przypomnieć 😉
Najpiękniejsze z moich wspomnień (z tamtych licealnych lat), choć jest ich niezliczona ilość, jest nasza szkolna Wigilia.
Całe cztery lata otrzymywałam z języka polskiego dwa z plusem. Plus był chyba na zachętę.
Dzień przed ową Wigilią szkolną, która odbywała się zawsze na scenie teatralnej, ukazał się w gazetce szkolnej mój felieton. Tak, tej miernej uczennicy.
Jako, że szkoła nasza była malutka, to każdy zdążył każdemu złożyć życzenia.
Podchodzę do nauczyciela od Historii Teatru (mogliście znać Go z TVP Kultura), a On mówi – Tobie Julia nie będę składał życzeń. Nie muszę. Ty poradzisz sobie w życiu dzięki pisaniu.
Ten jeden wers słów tkwi w mojej głowie do dziś, i tak dźwięczy, że nadaje rytm mojemu zaangażowaniu, mojej sile, mojemu zaufaniu do losu…
Pamiętam też jak kiedyś płakałam Mu na biurku, że chcę mieć na koniec piątkę.
A On uparcie, że mam czwórkę i mam już stąd zmiatać. A ja wiecie, jak za szkolnych czasów… Wije się tam po tym biurku i błagam.
W końcu bezsilny już mówi – Dobra, ale pierwszego września przychodzisz w koszulce z napisem „Kocham Historię Teatru”.
Mam tę koszulkę do dziś. Z tyłu widnieje napis „i Pana Profesora też.”
Pamiętam jak później, (bo ja dużo gadałam na lekcjach) upominał mnie słowami – jak nie przestaniesz gadać, to będziesz musiała przyjść w tej koszulce mokrej!
To była najlepsza szkoła do jakiej mogłam trafić. Byliśmy jedną, wielką rodziną.
Ktoś potrafił zasnąć na stole do ping-ponga, to Go kocem przykryli.
Dzwonek mieliśmy taki na drewnianej rączce i dyżurny nim machał.
W środku szkoły takie patio i basen, jak teraz na modnych zdjęciach z Maroko. Nogi moczyliśmy w ciepły czerwiec.
Pani Dyrektor, naszej małej kurce, mogliśmy wypłakać się w ramionach.
A każdy z nauczycieli to była legenda. Oni przychodząc tam do pracy, musieli czuć, że nie chcą żyć w normalnym świecie edukacji. Że chcą iść tą inną, artystyczną drogą. Z nami – bandą charyzmatycznych, często trudnych osobowości.
I Pan od Kultury Słowa, który każdą lekcję kończył – Ale pamiętajcie, że i tak najważniejsze są pieniądze. I to jak za nim biegniemy kiedy kroczy z dziennikiem pod pachą do pokoju nauczycielskiego, aby obalić tę Jego mądrość. Śmiał się pod nosem.
Mieliśmy Historię Sztuki i Psychologię Twórczości. Technikę Obsługi Światła i Dźwięku.
Ale to czym zakończę owy wpis, jak i to, co miało być kwintesencją tej opowieści to moje świadectwo…
Wszędzie było mnie pełno. W internacie byłam przewodniczącą. Współpracowaliśmy z teatrem STU. Poznawałam Kraków i okolice na spacerach, jak i rokotekach w słynnej Drukarni.
Byłam zainteresowana wszystkim. Zatem na naukę czasu zostawało mało.
Grałam na gitarze, recytowałam, pisałam, tańczyłam. Najczęściej się wygłupiałam i randkowałam.
W ocenach przekrój od dwa do cztery. Piątki tylko z artystycznych przedmiotów. Generalnie na trójach. Może trójach minus.
I słuchajcie… Kiedyś, w tym dorosłym życiu się mnie to świadectwo maturalne straciło.
No tyle przeprowadzek miałam. Przepadło.
A takie świadectwo dobrze mieć. Do pracy czy w ogóle na pamiątkę.
Zadzwoniłam do mojego kochanego liceum i poprosiłam o duplikat.
Przy najbliższej podróży do Krakowa pojechałam po odbiór.
Zapłaciłam, podziękowałam, schowałam w plecak. Z nostalgią wielką i wzruszeniem pozaglądałam do klas.
Siedzę sobie z Madzią (przyjaciółką z owego liceum, którą mam do dziś), pijemy kawkę, czekamy na mój pociąg, kiedy Madzia mówi – pokaż to świadectwo. Przypomnijmy sobie.
Wyciągam, patrzę, a tu z Matury – pięć, pięć, sześć, pięć.
Patrzę na oceny końcowe z czwartej klasy, a tam pięć, pięć, sześć, sześć, pięć.
Rany boskie! Madzia! – krzyczę.
Pokaż to! – odkrzykuje ze śmiechem Ona, bo wiedziała, że szóstek to ja tylu nie miałam.
Patrzymy na dane z pierwszej strony. Zgadza się. Julia i Rozumek. I data urodzenia i miejsce urodzenia. No wszystko moje. Tylko te oceny jakby obce z lekka.
Jako, że Madzia była z tych co uczyli się bardzo dobrze, to pamiętała oceny tych wybitnych.
– Jula, to są oceny Kaśki!
– Madzia, tak! Ja mam nazwisko na R, Ona na S, Im się zjechała jedna linijka przy przepisywaniu ocen.
Także moi Drodzy, kiedy przyjdzie do rozliczenia z ocen przez własne dzieci, pokażę Im to świadectwo i powiem – O! Tak się Mamusia uczyła! Bierzcie przykład.
Moja siostra twierdzi, że jestem spod szczęśliwej gwiazdy.
I kiedy tak analizuję, że inni musieli cztery lata nocami zakuwać, a ja po prostu tylko poprosiłam o duplikat świadectwa i … geniusz, to coś w tych gwiazdach być musi…
Choć czy to gwiazdy faktycznie, czy głupi optymizm sprzyja i chęci do życia… to już nie wiem…

Ale jednego jestem pewna… że jestem już jak ta stara Babcia, co to opowiada wnukom wciąż te same historie…
A nawet jeśli je wszystkie już Wam opowiadałam, to przytaknijcie mi proszę tak głową z politowaniem ale i z troską i sercem – mówiąc – Tak Babciu, tak… i pogłaszczcie po dłoni…
a może mnie się jeszcze co innego przypomni wówczas…
W końcu tak dobrze zdana matura zobowiązuje do bystrego umysłu…







16 odpowiedzi na “prześlizgnąć się…”

  1. Haha cudnie 🙂 Uwielbiam te twoje przygody jak je opisujesz ze mogłabym czytam i czytać po kilka razy, chodź tą słyszę pierwszy raz:) Ciekawa byłam czy masz kontakt z przyjaciółmi z tych szkolnych lat i doczytałam że tak 🙂 Pozdrawiam

    1. O tak! i to bardzo duży. Kamila, Madzia, Justynka są cały czas moimi przyjaciółkami.
      Martuś, jeśli słyszysz je pierwszy raz, a jesteś moją wierną przyjaciółką blogową to istnieje nadzieja, że może się jednak nie powtarzam… 🙂

  2. Może to i szczęście a może to gwiazdy sprzyjają tym, którzy widzą więcej i czują mocniej…i biorą życie za cud, łapią promienie słońca, śmieją się spontanicznie, kolekcjonują chwile w sercu i patrzą na drugiego człowieka z otwartością. Dzięki Jula. ❤️💫

  3. No komu to się mogło przytrafić jak nie Tobie?!😂Ja tutaj też od dawna i raczej nie opowiadalaś nam tej historii.A nawet gdyby,to ja też cicho siedzę, po rękach głaszczę i pokornie proszę o więcej.Jula napisz kiedyś autobiografię,to będzie bestseller!

    1. Ewciu, jak Ty też nie pamiętasz to może ja tylko w myślach napisałam te opowieści wiele razy a nigdy docelowo nie przełożyłam na klawiatiurę…
      Zatem ile jeszcze muszę mieć w głowie tych, co wydaję mi się, że pisałam…
      Bardzo bym chciała móc pisać dopóki mi to życie pozwoli.
      A autobiografię.. myślę, że te książki to zbiór właśnie tych najistotniejszych życiowych przygód.
      Choć mój Adaś się śmieje i mówi, że powinnam prowadzić bloga pt. „Julia Rozumek po godzinach” i tam pisać wiesz… tym językiem codziennym swoim, w którym fest przeklinam i robię głupoty, których nie zawsze mam odwagę napisać publicznie… Wiesz, nie każdy zrozumie 🙂

  4. Piękna historia, moja córka ma 8 lat, jest duszą i ciałem artystką, płacze przy matematyce, nie znosi sztywnych ram szkolnego muru i widzę jak cierpi, szkół dla takich dzieci brakuje. A ja rozkładam ręce , głaszcze po głowie, proszę Panią żeby przymknęła oczy za nieudolności i słabe chęci do matematyki ale to nie działa 😩

  5. No pieknie napisane- jak zwykle. Ja bym Ci za to pisanie i tak same szustki dala:-)
    Ale ja Cie prosze- przestan juz mowic ze stara jestes, bo co bedziesz mowila za 3O lat?pisze to, bo mi sie tu zycie dopiero rozkreca i dzidziusia rok temu urodzilam, a stara rocznikowo jestem jak Ty🤫😎dinozaur’84?😅😀
    Pozdrawiam i w koncu musze zamowic te Twoje ksiazki(dwa pytania logistyczne: wysylacie za granice?mozna zaplacic paypal?)

    1. Za 30 lat to ja będę przechodzić drugą młodość jeśliby patrzeć po mojej Mamie.
      Rany Boskie! jak ta kobieta korzysta z życia!
      Moniu, za granice wysyłamy ale paypalem płacić się nie da. Można kartą kredytową.

  6. Noż kuźwa rozwaliłaś mnie na łopatki , uśmiałam się na maxa . Dzikie szczęście masz w życiu dziewczyno . Zazdraszczam 😜 apeluję o serię „ po godzinach „ , bo sama klnę jak szewc . Zresztą sama powiedz , czyż mała” qrwa” nie wyraża więcej niż tysiąc słów ? Przecież to i radość odda , pecha podsumuje a jak z wątroby pójdzie to jaką ulgę przyniesie .

  7. Stalam wtedy u ciebie w kuchni jak wygralam Zapisownik jakby ktos mi miotle w d… wlozyl.
    Stalam i chlonelam Ciebie, twoje slowa i twoj dom i atmosfere…i przeszla mnie wtedy taka mysl, ze to wszytsko k….prawda i ze ty prawdziwa jestes i w ogole co ja tam robie.To dla mnie byla abstrakcja, cala ta wygrana.
    Internet ma to do siebie ze wydaje nam sie ze sa w nim bajki, ze w realu takie rzeczy sie nie dzieja.A jednak.
    Wywalilam z siebie jakies slowa, chyba malo znaczace, a w glowie to-….ja pierd…..jestem u Julki-a ty mi kawe jeszcze zrobilas. Taka normalna, bylas- w dresie, z kokiem, zalatana. I normalnosc Twoja mnie zaskoczyla.
    Bo ja dzeisiec minut przed wizyta tez w dresie i koku chodzilam.No ale po nagrode to pomyslalam, ze oficjalna bede.I stalam w tym moim czerwonym berecie a ty mi ze jak z zurnala wygldam-i myslalam ze zakopie sie pod ziemie.
    Chcialam byc w dresie i klac , chyba z niesamowitosci jakiejs, ktora mnie spotkala.
    I wlasnie w tym zachowaniu po godzinach jest normalnosc i expresyjnosc i prawda!I to w ludziach jest cudowne.Wszystko ma granice, ale ludzie inteligentni wiedza jak przeklenstwo w dobre miejsce wlozyc.
    No jasne ze to nieladnie i ze dzieci sie ucza z czego sie tlumacze co jakis czas pania w przedszkolu, ale coz…dobrze jest byc soba, bo jak czlowiek cos za duzo w srodku uzbiera to potem eksplozja nastepuje, a na co to komu?

    1. Wiesz, że ja to zacznę pisać posty żeby dostać Twój komentarz. Jakże ja je kocham. Traktuję jak nagrodę.
      Wiesz, mam wrażenie jakby post bez Twoich słów był taki niepełny.
      I wiesz, jak czasami myślę o tej gazecie co chcę ją wydać, to myślę o Tobie, że Ty musisz tam być!
      Może zabiorę sie za to od stycznia. Jak myślisz? Wchodzisz w to? Masz rubrykę! Zrób z nią co chcesz.
      Ściskam Cię mocno.
      p.s a wiesz ja mnie było głupio, że Ty do mnie taka piękna a ja tak niechlujnie Cię przyjęłam. :))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.