Wpatrzeni w płaskie ekrany komputerów, nośników telewizyjnych i tabletów…
Śledzimy zalewający nas potok codziennych informacji. Dajemy się bezwiednie porwać medialnym aferom. Nieświadomie kradniemy sami sobie mnóstwo naszej energii, na roztrząsanie „winny czy niewinny?”, „matka czy ojciec?”, „biorą czy nie biorą, a jeżeli nie to skąd taki samochód?”…
A potem, bez względu na naszą ocenę sytuacji i zaangażowanie się w nią, losy tych ludzi toczą się same. Decydują o nich głowy na wysokich stołkach,
a nasze osądy na nic się zdają.
Mówimy jedynie „cóż, taki kraj…” lub „szok! jak można?!”, a czasami jeszcze „szkoda, że nikt nie pomógł.”…
Cichnie sprawa… a potem pojawia się kolejna. Znowu bardzo ważna. I żyjemy nią na nowo. Wymieniamy poglądy w kolejkach sklepowych, na placach zabaw, przy wiejskich płotach i na ławeczkach, pod klatką na wieczornym papierosie.
Może dobrze, że losy innych nie są nam obojętne. Że chcemy tam swoje trzy grosze.
Że chcemy opinie i mądrości swe o aferze wygłosić.
Tylko, że tych spraw jest setki, tysiące… Które mijając nie pozostawiają nam zbyt dużego bagażu doświadczeń, wspomnień i wartości. Chwilowo są intensywnie ważne, zaognione i nurtujące.. A potem gasną, toną w milionie innych, co nadchodzą, tłoczą się, zaprzątają myśli i spędzają sen z powiek…
Zastanawiam się czasem na ile dobrze znamy i śledzimy losy rodziny X, której w szklarnie
piorun trafił a Oni odszkodowania nie dostali… a na ile więcej wiemy o naszej Babci, co na swojej starej ugniecionej kuchennej kanapie siedzi…
Kładzie pomarszczone dłonie na drewnianej lasce, i tupiąc nią do taktu, potrafi jeszcze dziewięć zwrotek piosenki o wojaczku wyśpiewać..
Wie, gdzie kiedyś główna droga we wsi była, i największe kałuże jesienią koło kapliczki, gdzie wozy po dyszle tonęły.
Wie, skąd obrączki po wojnie ludzie brali, gdy miłość czasu nie wybierała.
Co ludzie opowiadali schodząc się zimowymi wieczorami, by wspólnie czas przy lampie naftowej spędzić. A tych opowieści było wiele.. a Ona wszystkie je pamięta.
Czas mija, a my zbyt zajęci informacjami z mediów niepostrzeżenie mijamy te, o których nikt inny nam nie opowie. Ani w porannym programie do kawy na dzień dobry, ani w tym wieczornym benefisie…
Spieszcie się, bo kiedyś, gdy będziecie chcieli do drzwi dziadków zapukać…
Ich już tam nie będzie…
Chyba dlatego wybrałam dziś tę fotografię… Biżuteria kojarzy mi się z tym,
co z rak do rąk przez pokolenia przekazywane.
Dziś u każdego z nas szkatułki wypchane po brzegi… A wartość pierścionków, bransoletek traci znaczenie… Może warto mniej a bardziej..
Może ja swoich nie przypilnowałam, ale będę z całej siły dbać, by Tosia miała starannie zbierane i przechowywane owe skarby.
Jak widać ta jest delikatna, subtelna. Taka do ukochania.
Myślę, że jedna z tych rzeczy o której warto pamiętać przy prezentach.
Taka, którą chciałoby się dostać jak i z radością chciało obdarować.
Zapakowana jak największy brylant. W materiałowym woreczku, który u nas jest już woreczkiem na bransoletki. W słodkiej torebusi z wstążkowymi, ozdobnymi uchwytami.
A do tego okrągła tabliczka na wstążeczce z miejscem na dedykacje.
I do szortów i do sukieneczki. Do czapki z daszkiem i do kapelusza.. Na teraz. Na zawsze.
Z pamiętnika mojej Prababci. Rok około 1910.
„Życie współczesne rozgrywa się ostro, jak chyba nigdy dotąd, między dwoma biegunami – wiedzy i mądrości. Prawdziwa kultura, będąca koniecznym warunkiem pełnego człowieczeństwa dzieje się w człowieku. Świat współczesny jest poważnie chory. „Populorum progressio.” Niedostatek myśli i miłości – oto choroba.
Człowiek poznaje świat rzeczy, aby zapanować nad przyrodą. Człowiek wyznaje Boga, aby zapanować nad sobą, aby zapełnić swoją pustkę od zewnątrz. Aby przyroda nie zapanowała nad nim. Wreszczcie intelektualny charakter osoby ludzkiej doskonali się i musi się doskonalić przez mądrość, która delikatnie nakłania umysł ludzki do poszukiwań i miłowania prawdy i dobra, oraz prowadzi człowieka przez rzeczy widzialne do niewidzialnych.
Mądrość. Człowiek mądry. Czy to się da zdefiniować naukowo?
Zaufajmy raczej świadectwu i doświadczeniu ludzkiemu.
Należymy do czasu, który ma dużo uczonych, a mało mędrców, który przeżywa tryumf wiedzy i głód mądrości, w którym wiedza o rzeczywistości rozproszona w mnogości nauk szczegółowych domaga się koniecznej syntezy.
Można dziś przeto masę widzieć i niczego nie rozumieć.
Można mieć doktoraty i – infantylną postwę wobec życia…
Można być sławnym naukowcem i – głupim człowiekiem…
Można być prostym chłopem i – mądrym człowiekiem…
Ileż to razy jesteśmy przykro zaskoczeni nieludźkim, głupim postępowaniem ludzi nauki i kultury, ich ciasnotą myśli i wyobraźni, zawiścią i małodusznością. Pojmujemy wówczas instynktownie, że prawdziwy człowiek, to coś więcej niż przyswojona wiedza i wypolerowana kultura. Że do przenikliwego patrzenia na świat i człowieka potrzeba czegoś nieskończenie większego, czegoś co zwykliśmy nazywać mądrością – zdolnością ogarnięcia spraw, które nie mieszczą się w gotowych wzorach czy formułkach.
Lgniemy do ludzi mądrych. Wiemy, że tacy zrozumieją nawet najdziwniejsze komplikacje, bo tego zrozumienia nie wzieli z zewnątrz , nie nabyli, nie zakonserwowali w łatwiutkim schemacie. Oni przeżyli. Przecierpieli. Przedumali. Ich uniwersytetami była przede wszystkim wędrówka przez życie – swoje i cudze. Była humanistyczna ciekawość i wrażliwość, ciężko nieraz opłacana ryzykiem, smutkiem, cierpieniem, nieraz nagrodzona zdumieniem i radością. Dlatego stać ich na zbliżenia się do cudzego nieszczęścia i delikatne dotknięcie. Dlatego nie rzucają na człowieka, który się potknął, uwikłał, załamał – przemądrzałymi powiedzonkami. Umieją oddzielić błąd od błądzącego. „
Dla takich słów, dla mnie bezcennych, warto pukać do tych, starych, skrzypiących drzwi, za którymi siedzą ludzie z przeszłością, wiedzą i mądrością jakiej nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić…
Ludzie z bogactwem większym, niż my moglibyśmy znaleźć opłacając pakiet
VIP w cyfrowym Polsacie…
bransoletka – petit coco
sukienka – kik