moja biblia.

jeżeli miałabym taką znaleźć. nazwać. zebrać co ważne, najważniejsze.. z pewnością jako pierwszy byłby tam Wiesław Myśliwski..
przepraszam, ale szukałam jednego cytatu i musiałam się z Wami Nim podzielić. tak uwielbiam do tych słów wracać. to wręcz niewyobrażalne jaka mądrość może być w prostocie.. największa.

„A że żyć, żyłem, jak się dało czy musiało, to widocznie inaczej się nie dało, bo nikt przecież nie żyje, jak by chciał. A zresztą gdyby nawet się dało, jak by człowiek chciał, czy byłoby mu lepiej? Nigdy nie wiadomo, czy tak, jak człowiek by chciał, nie byłoby akurat gorzej. To może każdy ma nie tylko takie życie, jakie ma, ale i najlepsze, jakie mógłby mieć.”

„Każda by tylko chciała, żeby człowiek był inny. A jaki ma być inny? I czy może być inny od siebie? Jest taki, jaki jest, i już musi taki być.”

„Bo nie zawsze się żyje, jak by człowiek chciał, tylko jak się musi. Człowiek, księże proboszczu, życia sobie nie wybiera, życie samo wybiera człowieka wedle swojej woli, kto mu do czego potrzebny. Ten do tego, tamten do tamtego, a jeszcze inny do niczego.”

„Czy ja wiem, księże proboszczu, czy człowiek może pocieszyć drugiego człowieka […]. Bo to tak, jakby ślepy ślepego chciał przez las przeprowadzić. Jeden nieszczęśliwy, drugi nieszczęśliwy, a las ciemny i nieznany. Jak się musi żyć samemu za siebie, tak i umrzeć, nikt nie umrze za nikogo.”

„Nie staraj się tak za wszelką cenę być silny. Siła odgradza nas od innych ludzi.”

„Ale tak już jest na świecie, że kobiecie płacz przychodzi z pomocą, kiedy rozum przestaje pojmować. A płacz wie wszystko, słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą, nie wiedzą sny i Bóg czasem nie wie, a płacz ludzki wie. Bo płacz jest płaczem, i tym, nad czym płacze.”

„[…] bo co pytać człowieka, gdzie idzie. Jak ktoś idzie, to gdzieś idzie, sam wie najlepiej, gdzie idzie, nie muszą zaraz wszyscy wiedzieć, gdzie idzie.”

„W deszczu lubi się nieraz najgorzej zapomniane przypomnieć. Jeszcze kiedy się rozpada, to pada i pada, a tobie wciąż się coś przypomina.”

„Bo słowa to wielka łaska. Cóż ma tak naprawdę człowiek prócz słów dane?
I tak nas wszystkich czeka kiedyś wieczne milczenie, to się jeszcze namilczymy. Może przyjdzie nam ściany z bólu drapać za najmarniejszym słowem. I każdego słowa nie wypowiedzianego na tym świecie do siebie będziemy jak grzechów żałować. Tylko, że będzie za późno. A ileż takich słów nie wypowiedzianych zostaje w każdym człowieku i umiera razem z nim, i gnije z nim, i ani mu potem w cierpieniu nie służy, ani w pamięci.
To po co jeszcze sami sobie zadajemy milczenie?”

„Może się przecież zdarzyć, że się jedno z drugim pomylą, nikt nie wie naprzód, kto jest komu przeznaczony, bo i przeznaczenia się mylą, z przeznaczeniem jak z dniem, chwalić go dopiero trzeba po zachodzie słońca.”

„O szczęściu mówiłem. Że szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie naokoło.
Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają.
Że niektórzy w sławie i bogactwie go szukają, ale na sławę i bogactwo nie każdego stać, a szczęście jest jak woda i każdemu chce się pić. Że nieraz jest go więcej w jednym dobrym słowie niż w całym długim życiu.”

list do córki

Moja Najdroższa,

czasami gdy siadam z Twoją Babcią, Ona opowiada mi o dniu swojej przeprowadzki.
Przeprowadzki do domu, w którym spędziłam swoje dzieciństwo i młodość. I choć słyszałam tę historię dziesiątki razy, często sama podpytuję… „Mamo, a jak to było z tą przeprowadzką do domu?” I słucham jakby opowiadała po raz pierwszy.
lubię tę opowieść, dlatego opowiem Ci też tę historię. historię dnia naszej przeprowadzki.

pewnie teraz słodko śpisz obok cioci Justynki, która gładzi Twoje złote loki, zanim sama zaśnie.
w każdej mijającej minucie myślę o tym co robisz. i choć wiem, że masz przy sobie ludzi, którzy zrobią wszystko, by było Ci jak najlepiej, to ja myślę nieustannie. jeszcze tylko trzy dni moja Kruszko. trzy długie w nieskończoność dni…
zostałaś więc tam, byśmy mogli zorganizować przeprowadzkę.
i choć historia zacznie się bardzo źle, to będzie piękną historią.
przedwczoraj Twój Tato spadł z drabiny. był to upadek na tyle duży, że zabrało Go pogotowie.
w szpitalu zepsuty rentgen, przewożą do innego, wracają. wszystko trwa na tyle długo, że odsyłają mnie do domu bym nie czekała.
w domu pakuję jak szalona nasz dobytek, by jak najszybciej móc po Ciebie jechać.
o pierwszej  w nocy wypisują Twojego Tatę, choć ledwo chodzi. mówią, że wszystko dobrze. idziemy do auta bardzo powoli. para leci z ust. zaczęły się przymrozki.
jedziemy przez miasto nocą. śpimy pod ostatnim kocem jakiego jeszcze nie spakowałam. zakładam Mu skarpetki, buty, bo upiera się, że pójdzie po świeże bułki na śniadanie. wtedy puka do drzwi lekarz.. że chciałby zbadać raz jeszcze.
zabiera więc Tate do szpitala. w dzień gdy za minut parę ma podjechać bus i mamy zmieniać swój świat.
wkładam mu na szybko do reklamówki szczoteczkę, piżamę, klapki.
On przeżywa, że jak to z taką reklamówką pojedzie. z reklamówką?? wyjścia nie ma. wszystkie plecaki spakowane.
spakowane było wszystko. został tylko czajnik, kawa, kubek i łyżeczka.
wychodzi. opieram się o drzwi, rozglądam po mieszkaniu.. i myślę.. uda mi się.
obdzwaniam znajomych. przyjeżdża szwagier. w godzinach popołudniowych staje w drzwiach 7 Taty kolegów. 7 wspaniałych.
przychodzą przyjaciółki. noszą, układają. humory dopisują. każdy pyta o zdrowie Twojego Taty.
walczą najdzielniej jak potrafią. dziewczyny myją podłogi, ściągają ostatnie obrazki ze ścian. odjeżdża kolejny transport.
w tym momencie staje w drzwiach Twoja położna, a moja przyjaciółka, z ogromnymi pizzami w rękach. odbieram w międzyczasie dziesiątki telefonów z oferowaną pomocą, z troską.
Okazuje się, że upadek z drabiny spowodował złamanie kręgosłupa, a lekarz błędnie odczytał zdjęcia.
Krząta się wokół mnie mnóstwo ludzi. Ktoś wnosi, Ktoś podaje, Inny odkurza. dla każdego nic nie jest problemem.
do jednego z Nich cichutko mówię „nie wiem jak ja się Wam odwdzięczę..?” odpowiada krótko „uśmiechem”.
myślę, że musiałby to być uśmiech Julii Roberts by był godny Ich pomocy. to taka gwiazda kina Tosiulku, z lat młodości Twojej mamy.
kiedy mieszkanie zostaje puste, w głowie przelatują zdjęcia z naszych dni tutaj. na szczęście zamieszanie nie pozwala się zamyślić na dłużej, bo inaczej wylałabym morze łez.
kiedy wszystko cichnie, a w najdrobniejszym kącie nie ma nawet kurzu, przekręcam klucz.
jest już noc. nogi odmawiają posłuszeństwa. wsiadam w auto i jadę do szpitala.
resztkami sił wchodzę na trzecie piętro. siadam na łóżku i biorę Twojego Tatę za rękę.
gładzi moją dłoń, całuje i mówi.. „o mój Puszku, ale masz zmęczone dłonie..”
a lakier na moich paznokciach zajmuje jedną czwartą powierzchni. 
szeptem opowiadam mu o ludziach. nie tyle o przeprowadzce, co o ludziach. o tych co nosili, co sprzątali, co jedzenie przywieźli, co dowcipami jak z rękawa, co autami pomiędzy domem a mieszkaniem, co dzwonili, pisali i chcieli nam pomóc przy opiece nad Tobą. opowiadam Mu co sobie przypominam. choćbym całą noc przy tym łóżku, to nie zdołałabym opowiedzieć wszystkiego co dobre nam się przytrafiło tego dnia. 
niezwykli ludzie nas Kochana otaczają. niezwykli.
widzę ból Taty. większy niż ból kręgosłupa jest ten, że nie mógł pomóc. że Go tam zabrakło.

wygania mnie do domu, bo wie, że jeszcze kawałek drogi przede mną, a ja wyglądam nienajlepiej.
schodze na dół i pukam do lekarzy. głośno Im komunikuję, że jak za chwilę nie dowiem się co z Tatą to zemdleję ze zmęczenia. odpowiadają, że za chwilę. łapię się na tym, że zasnęłam na stojąco. to weszłam i przemawiam.
– wie Pan, mam trzy ekipy budowlane w domu, przeprowadzkę, a mój mąż leży u Was i nie ma pojęcia co z Nim będziecie robić i kiedy. wypisaliście nas w nocy ze złamanym kręgosłupem, i gdyby nie to, że wyglądał na poczciwego człowieka i przyjechał zdezelowanym autem, to byśmy tego tak nie zostawili. więc proszę Was, pomóżcie mi. załóżcie Mu gorset i oddajcie do domu. niech leży, ale chociaż palcem pokazuje.. oddajcie mi Go do domu..
obiecali Kochana, że oddadzą.
ledwo nogami powłócząc wsiadam do auta. z trudem naciskam hamulec i gaz. 
po drodze wstępuje na budowe, bo nasz domek podczas przeprowadzki był jeszcze w trakcie wykończeń, ale obiecaliśmy opuścić mieszkanie nowemu właścicielowi. 
jest późna noc, w stercie worków, toreb, kartonów wyszukuję bieliznę i szczoteczkę do zębów.
wsiadam do auta. w radio leci piosenka. people help the people. najpiękniejsze zakończenie dnia.
jadę powoli i celebruję ten czas. i choć dojechałam, to długą chwilę jeszcze siedze i słucham.

śpię u  cioci Beatki. czeka na mnie z piżamą i ciepłą herbatą. 
to był dobry dzień Kochana. pomimo wszystko to był piękny dzień.
nie pamiętam jak się skończył. jak zasnęłam. nie pamiętam.

i kiedy zapytasz mnie.. „Mamo, jak to było z tą przeprowadzką” wrócimy do tego listu.
i choć w domku będziemy spać dopiero za kilkanaście nocek, to ten dzień był dniem przeprowadzki.
dniem pięknej przeprowadzki. z pięknymi ludźmi obok.

Kocham Cię Najdroższa.
Twoja Mama

P.S.  Tata już w domku. gdy wychodziliśmy ze szpitala rzekł..
– Jesteśmy szczęściarzami Puszku, mogło być o wiele gorzej.. 

wygrany los..

z okazji dnia nauczyciela, historia z Jego rąk.
jest prawdziwa jak wszystkie inne na moim blogu.

„Alboż kto pielęgnuje polne kwiaty,

dzikie gruszki i wiśnie, choć niby wiadomo,

że przy staraniu i z nich byłby większy pożytek?…”

B. Prus – Antek

 

Wtorek lekcja j. polskiego klasa 4

– proszę pani, proszę pani, niech Zosia wiersz powie

-dobrze kochani za chwilę ją zapytam, tylko temat zapiszemy

-nie powie, nie powie, bo nie umie, nie nauczyła się, ona nigdy nie umie, wczoraj nie przyszła bo na

wczoraj był ten wiersz

– jesteście bardzo niegrzeczni. wczoraj Zosi nie było, bo na pewno miała jakiś ważny powód, dzisiaj

jest i pięknie nam wyrecytuje wiersz

-na pewno, no niech mówi, niech mówi, posłuchamy…

-Zosiu zapraszam do siebie, powiedz nam Kochanie wierszyk

-…………………………….

-no, Myszko, zapraszamy na środek

-……………………………..

-mówiliśmy przecież pani, że ona nie umij

-Zosiu, nie umiesz?

-…………..ni…nie……

-dlaczego się nie nauczyłaś?

-…………………………….

– czy to było powodem wczorajszego nieprzyjścia do szkoły?

-……………………………….

-kochanie nie można opuszczać szkoły dlatego, że nie chciało ci się nauczyć wiersza. Tym bardziej, że

mielicie na niego tydzień czasu. Zosiu czy dlatego nie przyszłaś?

-………………………………………………….

– kochanie, kim byś chciała być?

-……………………….

-kim chciałabyś zostać w przyszłości? Każdy z was ma jakieś marzenia. Ja chciałam być w waszym

wieku …

-proszę pani, proszę pani ja chciałbym zostać drwalem…miałbym siekierę i….

– Piotrusiu, ja pytam Zosię, ty mi opowiesz później o swoich planach. No wiec, Zosieńko?

-………………………

-czy chciałabyś być żoną i mamą? Być w domu, zajmować się tylko nim i nie pracować zawodowo?

-nie

– a chciałabyś codziennie rano wstawać, malować się ,skrapiać perfumami, brać laptopa pod pachę,

całować męża, dzieci na do widzenia, wsiadać do samochodu i jechać do pracy?

– tak

-masz jakiś swój autorytet? Osobę ,która bardzo Ci się podoba,? Oglądasz seriale, teledyski, którą z

tych dziewczyn chciałabyś być ?

-……………..

-na pewno po cichu marzysz o tym, aby być jakaś. Powiedz mi chciałabyś być jak kto?

-………….ni

-kochanie jeszcze raz, bo nie słyszałam

-………………pa…….pa-ni

-jak ja? Taka jak ja?

-t….ak

-a dlaczego taka jak ja? Jaka ja jestem twoim zdaniem?

-ładna

-i jaka jeszcze?

-fajna… miła…

– i co we mnie fajnego?

-ładność

-a mój styl podoba ci się mój styl?

-tak

-i co jeszcze?

-dom

-a fajna czemu jestem?

-mamą jest pani fajną. I panią

-chciałabyś wykonywać mój zawód?

-nie

-ale chciałabyś być taka jak ja, poza zawodem?

-tak

-kochanie…nic w życiu nie przychodzi łatwo. Manna sama nie spada z nieba. Kiedy byłam młodą

dziewczyną i jeździłam do szkoły średniej, tato odwoził mnie co niedziela na przystanek o 13.30. O

godz. 20.00 byłam na stancji. Jechałam pół dnia. Śniegi, wiatry, mrozy, deszcze, liście kolorowe i

piękne słonce. Zawsze. Co niedziela. Było mi baaardzo źle. Kiedy mijaliśmy centrum wsi, moi koledzy

stali beztrosko roześmiani i pili piwo, zdając sobie relacje z sobotniej wiejskiej zabawy. Mijałam ich ze

wzrokiem tęsknym myśląc o tym, że tak bardzo im tej niedzieli zazdroszczę. Mijały lata. Ja jeździłam

do szk. średniej ,na studia jedne, drugie, rodziłam dzieci… A oni stali. Wciąż beztroscy. Kiedy mnie

zmarszczek i trosk dochodziło coraz więcej. Dziś Zosiu wiem, że moje życie ma sens. Że warto było

poświęcić każdą niedziele na wyjazd do szkoły. I teraz pytanie do ciebie moja droga – czy chciałabyś

być mną, czy tymi moimi kolegami?

-panią

– dlatego Zosiu ucz się i przychodź do szkoły. Jesteś mądrą i bardzo inteligentną dziewczynką. A do

tego śliczną. Szkoła to dla ciebie przepustka do Twojego szczęścia. Losu wygranego na loterii. Ale

musisz grać. Nie możesz nie iść do szkoły, bo ci się nie chce. Bo wtedy świadomie rezygnujesz ze

swojej wygranej! Masz kupon w rączce i nie zgłaszasz się po nagrodę. A nagrodą w twoim przypadku

jest szkoła. Żebyś miała zawód, dobrą pracę i była niezależna! Rozumiesz!!! I ty, i ty i każda z was

dziewczynki! Musicie mieć zawód, żeby nie być na utrzymaniu męża, żeby nigdy przenigdy nie

prosić i nie całować po stopach za dane 5 zł. Macie być paniami swojego życia! Chcesz być mama

– bądź, chcesz być żoną– wspaniale! Ale zawsze miej zawód i fach w reku! I dlatego Zośka dajemy

ci tu wszyscy w klasie wielki kredyt zaufania. Nie postawie ci dziś jedynki, ale jutro na język polski

nauczysz się wiersza i pięknie nam go wyrecytujesz . Bo chcę, żebyś była kobietą, która ma szkołę

i zawód. Jeśli chcesz być taka jak ja musisz się uczyć. Zrób to dla mnie. Dla siebie. Dla nas tutaj

wszystkich. Udowodnisz całej klasie, że potrafisz! Ja bardzo wierze. Uwierz i ty! Nie zawiedziesz

mnie?

-…ni…e

 

Środa język polski klasa 4.

-Kochani co z ta wycieczką do teatru bo ja musze wiedzieć? Jeśli ktoś jest chętny 15zł.do piątku

-ja jadę

-ja też

-mnie mama kazała

-ja nie, nie chce mi się

-mnie też nie, w szkole se pogram w pingla

-a ty Zosiu?

-ja może pojadę. Jak zarobię.

-a jak ty kochanie zarabiasz???

-sprzątam u księdza. Schody zamiatam z koleżanką, przed weselami np. i ksiądz nam za to płaci.

cukierki też daje. bardzo dobre.

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………..

-proszę pani, proszę pani Zosię miała pani spytać

– Zosiu, jak tam nasza umowa?

-dobrze. Uczyłam się.

-to zapraszam. powoli nie spiesz się. Nie stresuj. My wszyscy zamieniamy sie w słuch. ciiiiiii

-pła…płacze pan..pani słowikowa w gniazd kuna akacji……..(…)

-proszę pani, proszę pani ona się myliła, ale się nauczyła, ale nie umiała dobrze. Trójkę, trójkę!!!

-też tak uważam, Zosiu było kilka pomyłek, myślę ,że trójka będzie ok. może małego plusika tutaj

postawie. Tak na zachętę. I takie było to trudne?

-nie, łatwe

-a kolejnym razem będzie na 5, jestem przekonana. Mam racje?

-taaak!

Moi drodzy w związku z dzisiejszą lekcją chciałam was się zapytać jaka cechę charakteru w sobie

najbardziej lubicie?

-……………………………

-bo łatwo ocenia nam się innych, a znaleźć u siebie to już trudniej, prawda? Zadajcie sobie

pytanie „jaka cecha we mnie jest fajna?”

-………………???

-stawiam plusa!!!!

-kreatywność….

-brawo Zośka, a skąd ty znasz taaakie trudne słowo? A wiesz co ono znaczy? Bo nie sztuka używać

trzeba jeszcze wiedzieć ,co ono określa

-no…no to znaczy, że lubię siebie za otwartość…i pomysłowość

-jestem pod wrażeniem, plus się tu należy jak najbardziej! Posłuchajcie wszyscy jakie Zosia

powiedziała wam trudne słowo, warte zapamiętania…

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

….Zosia na lekcji zabierała głos jeszcze kilkakrotnie. Kiedy zadzwonił dzwonek i uczniowie pakowali

swoje książki Ona podeszła do biurka, wyciągnęła małą łapkę ściśniętą w piąstkę z brudnymi i długimi

paznokciami i powiedziała cicho i nieśmiało–„mam coś dla pani”

Była to mała, nierówna, brudna tabliczka białej czekolady…najpiękniejszy prezent jaki dostałam od

ucznia. Mój los. Wygrany na loterii.

alpen gold