Marlena jest moją czytelniczką prawie od początku prowadzenia bloga.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie.
Umówiłyśmy się w połowie drogi na kolację.
Idę w Jej kierunku i rozpięła mi się sukienka, prawie cała, która była od szyi do dołu zapinana na napy.
I zbliżając się do Niej zapinałam akurat tak na wysokości kroku. Idąc dosyć szeroko, bo ciemno i musiałam się przypatrywać czy dobrze zapinam.
Podchodzę a Ona mówi – Boże, to ty jesteś normalna.
Od tych wielu lat się przyjaźnimy, bo mieszkamy kilka wsi od siebie.
Jakiś czas temu Marlena miała mały wypadek samochodowy. Poszła na L4 i będąc w domu usiadła przy kuchennym stole do pisania.
Pierwsza książka – super. Ale to przy drugiej powiedziałam Jej – wydaj ją.
Kiedyś nawet publikowałam tej książki pierwszy rozdział.
„Jak ja jej nie kochałem” jest powieścią o miłości. O złodzieju i dziewczynie ze wsi, którą wychowuje Babcia. Zaczyna się w latach 80′ i doskonale przenosi nas, czytelników w czasie.
To wielowątkowa historia. Opowiada o losach wielu bohaterów.
To piękny debiut.
Zostawiam Wam wywiad z Marleną i w prezencie trzy książki do rozdania.
Aby wygrać, bardzo proszę zostawić w komentarzu kilka zdań – o czym napisalibyście swoją książkę?
Wyniki rano 08.07.2021 (macie dwa dni)
WYNIKI (proszę o kontakt mailowy z adresem do wysyłki julia.rozumek@gmail.com)
Sandra – familokowa społeczność
Ania z Osobiedlamnie – Montana i furtka
Ewelina – o pisarce, którą goni czas.
Książkę (w super cenie) można zakupić na stronie wydawnictwa Videograf TUTAJ.
(A jak już tam będziecie, to oczywiście polecam Joannę Jax aby wrzucić do koszyka. Moje ukochane to – „Dziedzictwo von Becków”, „Zanim nadejdzie jutro” oraz „Zemsta i Przebaczenie”.)
Co musi się zdarzyć w życiu człowieka, że zaczyna pisać książkę? Co zdarzyło się w Twoim?
To moja miła, odpowiedz mi proszę…
Jak wygląda warsztat literacki u amatora i debiutanta? Czy często szukałaś potwierdzenia tego co piszesz w innych/ bliskich?
Julko, gdybym ja z moją głową zaczęła rozmyślania nad warsztatem literackim, to tak bym się spieła, że pewnie nawet numeru strony bym nie wstawiła. Gdy podjęłam próbę pisania, i zobaczyłam obrazy i poczułam ten lot, to chciałam to robić, to mi tego brakowało, to na to czekałam.
Kiedy piszesz? Czy siadanie do pisania w Twoim wypadku to kwestia natchnienia czy systematycznej pracy?
Moment, w którym podejmuję decyzję, że zaczynam, oznacza dla mnie wygospodarowanie kilku godzin na bycie w tworzącym się świecie. Nie czekam na natchnienie, systematycznie dzień po dniu tworzę fabułę, zbieram informację, konfrontuje z opinią innych. Gdy zaczynam, to już wiem że rusza ta machina i nie mogę ich zostawić, muszą żyć bez przerw.
Fabuła. Wpadła do głowy jako pełny obraz czy może tylko samo spotkanie? Może pierwsze zdanie, a reszta dopisała się sama? Jak to płynęło w Twojej książce a najpierw w Twoich myślach?
To było fantastyczne!!! Najpierw stolik, rękawiczki, spotkanie, a z każdą chwilą buzowało jak pod pokrywką i aż się wylewa od scen, miejsc, osób,dialogów. Jakbyś puściła mi przed oczami film i kazała go opisywać. Czasem musiałam poszukać jakiejś informacji, zgłębić temat, zapytać kogoś co się zna. Przychodziły obrazy pielęgnowane całe życie w mojej pamięci, związane z moją babcią. Płynęłam na tej fali…
Każdy człowiek w swojej pracy ma dni w których traci zapał i chęci.
Czy podczas pisania miewałaś takie dni? I co wtedy?
Powiedzmy, że jesteś Kimś zupełnie z boku i książka autorstwa Marleny Semczyszyn jest dla Ciebie jedną z książek na stosiku do przeczytania.
Trudne pytanie, och Ty! Czy w ogóle potrafiłabym być obiektywna? Wiem co czułam podczas niektórych fragmentów, prawdziwy żal, złość, radość, uniesienie. To może gdyby udało mi się przekazać to czytelnikowi, gdyby mógł poczuć to co ja, to warto byłoby po nią sięgnąć.
Twój ulubiony z niej fragment to…
Ja mam swój ulubiony. Nie wiem czy wypada mi zdradzać, ale powiem, że sprawa wychodka.
Czy nachodziły Cię myśli aby zakończyć tę historie inaczej? Czy to było oczywiste? Stałaś czasami za jakąś kropką i byłaś pomiędzy wyborami jak dalej poprowadzić te opowieść?
Nie, nie było wyboru, ta opowieść musiała tak się skończyć, nie majstrowałam, zostawiłam.
A wiem, że „Jak ja Jej nie kochałem” jest drugą Twoją powieścią, ale pierwszą wydaną. Te, która powstała jako pierwsza wciąż leży w szufladzie, a trzecia pędzi do druku. Którą z nich lubisz najbardziej? Którą pisał się najlepiej? Która denerwowała?
Tak, pierwsza leży w szufladzie i za to także mam komu dziękować, musiałam samej sobie zrobić „prrr” i uwierzyć że to kolejną warto pokazać, Najbardziej teraz lubię tę którą mam w głowie. Uwierz tak jest! Bo ona nęci, jest szkic, pomysł, a jak usiądę to będzie się budował mój dom, krok po kroku. Najlepiej pisało się ” Jak ja jej nie kochałem” moje ” Trzy gołębice” oszadziłam w najtrudniejszych z możliwych czasów, kocham je, są tak ludzkie, ale dużo w nich prawdy o tamtym czasie. Denerwuje mnie ta pierwsza, bo jest w niej wątek do wykorzystania, i nie chciałabym tego zmarnować, i mogłam pójść w kierunku rozbudowania go, a zostałam na płyciźnie.
Aż w końcu pytanie najważniejsze – Co dało Tobie napisanie tej książki?
Julko!!! Dało mi wolność! Zobacz, covid, zamknięcie, jakieś też moje wewnętrzne ograniczenia, kryzysy… A tam mogłam wszystko, śmiać się gdy zapragnęłam, doprowadzić się do łez. Gdy pisze to jakbym otwierała magiczne drzwi a za nimi oni wszyscy, ich gesty, głosy, zapach ich domów, muzyka. Pisanie dało mi wiarę że potrafię, nie mam dwudziestu lat i przydarzyło mi się coś takiego! To jakby nowe otwarcie. Pokazało mi jak wielu fantastycznych ludzi mam wokół. Czytają, chcą, opowiadają swoje historie. Mój mąż powiedział zdanie które poruszyło pewne struny w moim sercu:
Myślę, że nie ma wywiadu z autorem bez pytania – o czym będzie kolejna książka? To pytanie jakie paść po prostu musi.
Samo to że jest wywiad, autorem niby ja, to jest jakieś nieprawdopodobne 🙂
Kolejna książka opowiada o losach trzech kobiet. Poznajemy je, gdy są małymi dziewczynkami, ich przyjaźń jest trudna bo pochodzą z różnych warstw społecznych, czasy w których przyszło im dojrzewać to dwudziestolecie międzywojenne, jak łatwo policzyć dorosłość przypadnie na czas wojny. Starałam się ukazać wszystkie odcienie kobiecych relacji ich złożoność, ich zależność od okoliczności i ludzi którymi się otaczają.
Siedzi we mnie ta moja książka już od dawna, lecz brak mi tej siły wewnętrznej, by w końcu przysiąść do jej spisania. Napisałabym historię prawdziwą, o wszystkich samotnych wieczorach i porankach, o rodzinie pełnej a jednak rozrzuconej po świecie, o matce z dziećmi w jednym miejscu i jakże kochającym ojcu na drugim końcu świata, o pracy na obczyźnie, o walce o lepsze jutro, o tym, że by zapewnić byt swojej rodzinie trzeba poświęcić wiele, o czasie, którego nie da się nadrobić, o dzieciach, które nie znają innego modelu rodziny, o widoku taty na komunikatorze społecznym, o rozpoznawaniu jego głosu przez telefon, o bolączkach „samotnie” wychowującej matki i tęsknocie, która aż boli fizycznie. Koniec końców to byłaby dobra historia, bo pełna miłości. A to przecież miłość liczy się najbardziej.
Hej.
Bardzo pozytywnie odbieram wywiad Pan!
O czym napisałabym książkę?
O ważnej części życia jaka jest umieranie. O szoku ,bólu, wyparciu ,pogodzeniu,przeprowadzeniu sucha stopa kochanej osoby na tamta stronę. O słoiku wspomnień do ,którego wrzuciłabym fotę każdego dnia który spędzilibyśmy razem.O twarzy do słońca, o jedzonych malinach wspólnie i oglądaniu albumów ze starymi zdjęciami. O rozmowie z osobą, która żegnam, a której odejście rozrywa mi serce.Mimo wszystko pisałabym O uśmiechu i uważnosci na każdą wspólną chwilę.I pisałabym o wdzięczności za to ,że ten człowiek mógł być w moim życiu i ze ja mogłam być w jego.O powiedzniu „do widzenia, możesz już iść kochanie odpocząć,dziękuję, przepraszam i kocham ”
Wiem,mało nośne, ale mam tak ogromna potrzeba poczytania O tym,bez medycznego bełkotu ,ale i troszkę taniego „idź do światła ’,-ze sama mam ochotę to napisać.
Trzymajcie się w zdrowiu!
Marta
Moja książka opowiadałaby o dzieciństwie na wsi, wśród pół, lasów, z babcinym kurnikiem pełnym kur i gęsi, z wielka lipa na środku podwórza, o bosym tańcu w deszczu … o tych czasach, które chce pamiętać i pielęgnować … żebym tylko umiała tak pisać by tą magię „zatrzymać „…
Ja napisałabym o moich lękach i radościach, o intuicji, której często słucham i którą zazwyczaj dobrze mi podpowiada kierunek drogi ; o miłości , którą mam, o macierzynstwie – tym które sobie wyobrażałam i tym które dane mi jest mieć. O tym jak sie zmieniam- ja i moje myślenie na wielu poziomach. I jeszcze o tym jakich dobrych ludzi dane mi bylo spotkać na drodze, o wielkiej tęsknocie za Tatą. Taką o życiu… albo zwyczajnie taką o kwiatach:)
Z pozdrowieniami
Paula
Świetny wywiad! 🙂 Ja napisałabym książkę o mojej babci, bo była niezwykłą osobą, która miała ogromny wpływ na moje życie. To dzięki niej znam kolędy, umiem szyć, gotować, dbać o ogród czy kwiaty. Spędzałyśmy godziny rozmawiając o jej przeszłości, życiu z dala od najbliższej rodziny, w innym województwie, o śmierci jej babci kiedy biegła do niej na bosaka po śniegu. Mojej babci nie dało się nie lubić, nawet zwierzęta gospodarskie chodziły za nią w krok krok, a gęś odprowadzała ją do pracy i przychodziła by ją odebrać. Była niezwykła, to był zaszczyt być jej wnuczką, bardzo za nią tęsknię 🙁
Hm, już kilka razy w życiu myślałam o własnej książce. Pierwszy pomysł, który przychodzi do głowy to o samej sobie, moim życiu, które było zakręcone… Nadal jest, o tym jak wychodzić z różnych tarapatów, kryzysów w życiu. O byciu kobietą, żoną, matką itp. takie książki, mimo, że jest ich ogrom, zawsze dobrze się czyta. Zostawić po sobie cząstkę w wersji papierowej to jest coś. W pewien sposób nieśmiertelność. Druga opcja to świat wartości. O tym mogłabym nie przestawać mówić, więc z pisaniem też nie było by problemu. Książka o tym co jest ważne, dobre i piękne jest potrzebna każdemu pokoleniu. Świat się zmienia, ludzie młodzi bardzo potrzebują o tym rozmawiać, wiem bo z takimi ludźmi pracuję. Trzeba pisać i rozmawiać o tym co się dzieje tu i teraz. Także pióro do ręki i działamy…
Pozdrawiam Justyna
U Was w okolicy to musi być jak nic jakieś źródło talentów. I tak pijecie i co raz to nowy talent się rodzi i tworzy! Wielkie gratulacje dla autorki!!! A ja napisałabym książkę dla starszych nastolatków, takich w wieku licealnym. Bo mało takich jest, o życiu, o początkach dorosłości, o poznawaniu siebie, o miłości, o tworzeniu domu (nie w sensie budynku). Koniecznie osadzoną w polskich realiach. Moje pokolenie miało np. Musierowicz, obecni 15-18 latkowie nie mają w polskiej literaturze obyczajowej takiego odniesienia. Dla moich synów bym to napisała!
Chętnie bym taką książkę kupiła dla siebie i swoich synów😊
Chciałabym uwiecznić na papierze piękne życie mojej przyjaciółki,sąsiadki a jednocześnie przybranej matki ,która każdego dnia daje świadectwo swojej pokory wobec tego, co przynosi jej los.Opisac to jak miała siłę wstawać z łóżka po stracie synka,jak miała siłę pracować ponad miarę,jak jej miłość zmieniła jej męża,jak pięknie wychowywała córki nawet wtedy, kiedy wyrzucała im przez okno pościel widząc niesprzątnięte pokoje a kiedy jej mówię że jest taka cudowna słyszę „przecież ja jestem taka zwyczajna”
Swoją książkę napisałabym o tym że, warto marzyć i być odważnym. Spełniajmy swoje marzenia te małe i te wielkie. Życie jest tak krótkie.
Moja książka byłaby o kobietach – twardych i delikatnych jednocześnie, kochających i porzuconych-o mojej babci i jej siostrach. Ich historie dorosłego życia rozpoczynają się przed II wojną. Moja babcia i jej młodsza siostra wychodzą za mąż za dwóch braci. Jednej trafia się brat dobry, pracowity, kochający, drugiej ( mojej babci) mąż obojętny, czasami okrutny, porzucający. Jest jeszcze trzecia siostra i wielka, gorąca miłość, którą przerywa I dzień wojny – mąż trzeciej siotry już nigdy nie wróci do domu, po zamachu na Niemca będzie musiał się ukrywać, po wojnie spotka się z bratem mojej babci, a swoim szwagrem w Szkocji. Obaj nie wrócą już do Polski, obaj zapomną o swoich dzieciach. Mój tata i jego kuzynka rodzą się w czasie wojny,w piwnicach, w czasie bombardowania. Dwie porzucone siostry wychowują dzieci razem. Ale jest głód i choroby. Zostaje tylko mój tata. Dzisiaj ma 80 lat, a wciąż płacze jak mówi o Celince, swojej malutkiej kuzynce z warkoczami do pasa, która umarła z głodu. I wciąż się uśmiecha, mówiąc o dwóch najsilniejszych kobietach jakie znał w życiu, które go wychowały na cudownego człowieka. Tak, o tym napisałabym książkę.
Dzień dobry! W zasadzie swoją książkę już napisałam, za czasów nastoletnich, historia o kobiecie, która postanowiła spędzić swój żywot za granicą poszukując miłości wśród starych wspomnień i nowych przygód. Do dziś leży gdzieś głęboko schowana, ale to mój taki sentymentalny powrót do młodości. A o czym bym napisała dziś? O tym samym – spojrzałabym na ten stary egzemplarz dorosłym okiem!
oczywiście że o miłości, takiej dojrzałej, o trudnej do niej drodze, o wyrzeczeniach i wyborach, o zdradzie, poczuciu winy, o kobiecości i poczuciu spełnienia……
Tak mi właśnie ten wywiad przypomniał że mając lat naście próbowałam pisać książkę… O czym była… Chyba o miłości… 😉nie pamiętam już… Teraz na pewno byłaby o przyrodzie, wsi, jakimś pięknym miasteczku, wstającym sloncu, zapachu kawy, oknie przykrytym nitkami babiego lata… I może o wspomnieniach pewnej kobiety.. Hmm… Może zacznę od nowa z tym pisaniem..? 😉ściskam i pozdrawiam
Gdybym umiała ubrać w słowa swoje myśli… napisałabym o Miłości, która gdzieś tam siedzi w mojej duszy… do świata, do kosmosu, do niewiadomej… opisłabym Miłość swoją jako dziecka do rodziców, do Sióstr, potem tę Miłość do chłopaka, męża, Miłość do dzieci… opisałabym kolory, które widzę i zapachy, które czuję myśląc o swoim życiu… o Miłości… o zachwycie… Opisałabym to jak czuję świat i wszystko każdą cząstką mojego ciała i jak bardzo czułam się (czuję) niezrozumiana… opisałabym myśli, a może między słowami znalazłabym odpowiedź na Miłość odrzuconą, zranioną… na smutek i ból… gdybym umiała…
Ogromne i bardzo szczere gratulacje! Toż to spełnienie marzeń…
(a dla mnie zdrowa zazdrość i motywacja)
Noszę w sobie na pewno dwie książki, choć zdarzają się dni, gdy mam ich w głowie całą półkę… Wystarczy nagły widok na…., rozmowa z…., dwa wersy przeczytanej książki lub dawno niesłyszane dźwięki….
Pierwsza chodzi ze mną od dwudziestu lat, będzie o milionie rozsypanych kawałków, serca oczywiście, które bohaterka zbiera i skleja na nowo, wstając z trudem, z dala od bliskich, za oceanem, ale za to w niesamowitych okolicznościach Gór Skalistych i Montany. Odkrywa od nowa swoje możliwości, uczy się siebie, spotyka bratnią duszę… ale musi wrócić do Polski…
Druga to swobodne rozmowy „przy furtce”, pełna uroku podróż przez historie spotykanych celowo, codziennie i zupełnie nie – sąsiadów, znajomych i nieznajomych, rozciągnięta przez wszystkie pory roku, moje własne „Bullerbyn” dla nieco starszych…
A potem zagaduje mnie klient, którego nie podejrzewałam o skłonności do nadmiernie rozwiniętej wyobraźni, i opowiada o tajemniczym zniknięciu dziewczyny, która wynajmowała od niego mieszkanie, o porzuconym na stole pęku kluczy i uchylonych drzwiach wejściowych… a ja już widzę całą historię, domyślam się jej początków i zakończeń… siadam i muszę ją zapisać… bo może za tydzień lub dwa miesiące ułoży się we mnie jako całość…
Cudowne i jednocześnie nieznośne jest wrażenie stale kręcących się wokół głowy potencjalnych historii, widoków na możliwą opowieść, siedzącego w głowie bohatera. Z wieloma nie zdążyłam poznać się bliżej, zapisać ich trwalej, ale nie szkodzi, być może wrócą, kto wie? Drzwi za nimi nie zamykam…
Napisałabym książkę o pisarce, ktorą goni termin napisania książki :), lecz niestety weny brak. Aby znaleźć inspiracje, postanawia spróbować nowych rzeczy, które w nadziei obudzą w niej nowe emocje i stworzą jej umysł oraz postrzeganie świata na nowo. Nikomu nie mówi o swoich zamiarach. Na początku bycie imprezowa singielką, jeżdżenie na wózku inwalidzkim w swoim mieście czy próbowanie narkotyków wydaje się jej ciekawym eksperymentem, jednak zaczynają się dziać w jej życiu niespodziewane zwroty akcji, szczególnie, gdy na jej drodze pojawia się introwertyczna Waleria…
Nie mam talentu do pisania , chociaż mam inne talenty, zatem ja zajmuję się swoimi a pisanie zostawiam innym. Jeśli jednak miałabym napisać książkę była by to historia o trudach życia na emigracji, o tym jak trudno znaleźć tożsamość, jak wiele barier trzeba pokonać ( nie myślę tu o barierze językowej ). Była by to historia o tym, że żyjąc w tłumie można się czuć samotnym, że nagle człowiek przestaje skupiać się na codzienności i walce o sprawy materialne a zaczyna doceniać ludzi, że czasem nie ma z kim podzielić się radościami a dramat zaczyna się , gdy jesteśmy oddaleni o tysiące kilometrów i dowiadujemy się , że umiera nam ktoś najbliższy. Powstała by powieść o tym , jak wspaniale jest zwiedzać świat, poznawać innych ludzi , inną kulturę i zwyczaje, próbować się w to wpisać a jednocześnie jaką cenę trzeba za to zapłacić.
Och Julio..
Zawsze gdy jadę w swoje rodzinne strony na kilka dni, zachodzę do mojej babci. Tam przy drylowaniu wiśni czy lepieniu uszek moja najdroższa staruszka opowiada historię swojej rodziny. Jest to historia przesiedleńców spod Lwowa, którzy trafili pod Wrocław razem z wieloma innymi. Opowieść o ucieczce, o ukrywaniu się w lesie, o wielu dniach w pociągu, a także o szukaniu swojego miejsca i początkach na nowej ziemi. I choć często słyszę te same słowa to zawsze płaczę razem z babcią. Bo jest w nich strach, śmierć, tragiczne zdarzenia, ale także radość i wzruszenie. Wszystko to jest dla mnie niewyobrażalne ale i piękne, idealny materiał na książkę, która już jest we mnie. Musi tylko jeszcze trochę nabrać kształtu.
A wszystko z potrzeby przekazania tej opowieści dalej, tak aby moje dzieci znały swoje korzenie.
Wracaj do pełni sił 🙂
Pozdrawiam
Gdybym znalazła czas na napisanie książki to opisalabym w niej swoje wspomnienia z dzieciństwa… codzienne życie na wsi do 6 roku życia, wszystkie wakacje u babci i chwile spędzone z moją ukochaną mamą.
Ewentualnie druga opcja to książka o mojej pasji do której doprowadziły mnie sploty wielu wydarzeń … Pasji, którą odkryłam i pokochałam w trudnym czasie pandemii. Pasji przeplatanej życiem codziennym: z trójką dzieci na pokładzie, pieskiem, domem w małej gminnej miejscowości i grządkami!
Nie napisze nic nowego, ale za to pokochałam książkę Sierpień twojego autorstwa, za klimat starej wsi. Więc gdybym kiedyś nagle dar pisania otrzymała to zapewne poszłabym w tą stronę i przeniosła się w czasy moich prababć, na starą wies gdzie życie było proste zwyczajne i zarazem piękne.
Chciałabym napisać książkę o krasnoludkach. Naprawdę, o małych, leśnych stworzeniach. Zawsze wierzyłam, że one mają swój świat tam, w głębi lasu. Na pierwsze urodziny mojemu synowi kupiłam książkę Wila Huygena „Skrzaty”, żeby „złapał bakcyla”:) Życie tak mnie pokierowało, że mieszkam prawie w lesie, często chodzimy tam na spacery, a jesienią na grzyby to już niemal co dzień. Gdy idę leśną ścieżką zawsze rozmyślamo tym mikroświecie na ziemi. Jestem pewna, że tam muszą mieszkać magiczne istoty, mają swoje domy, zwyczaje, emocje, problemy. Napisanie książki o ich świecie, który zrodziła moja wyobraźnia, jest moim marzeniem.
Były momenty w moim życiu, że marzyłam o napisaniu swoich wspomnień z dzieciństwa. Jednak gdy przeczytałam SIERPIEŃ wiedziałam, że są lepsi ode mnie w pisaniu. Gdyż SIERPIEŃ to prawie moje dzieciństwo.
Jedyne wspomnienia, które chciałabym zapisać to wspomnienia o moich rodzicach. Zdałam sobie sprawę dopiero po nagłej śmierci taty jaką ważną rolę mieli oni w moim życiu. Dziękuję za to, że zdążyłam mu powiedzieć zaraz przed śmiercią jak bardzo go nie kocham. Tata był w moim życiu bardzo ważny. To on chodził ze mną do dentysty, robił pierwsze wędki z leszczyny, uczył jak nakładać robaki. To on nauczył mnie jeździć na rowerze, on woził mnie na froterce po drewnianej podłodze gdy ją trzeba było wypastować, on zrobił mi pierwszą finkę gdy zostałam zuchem a później harcerką. Tata nauczył mnie wiązać krajkę. Teraz ja wiążę krawaty wszystkim facetom w rodzinie. Tata wstawał raniutko by zrobić bajeczne kanapki dla niejatka. Długo bym wymieniała zasługi taty by być tą osobą, którą jestem teraz. Mamę kocham nad życie i pielęgnuję te chwile, które nam jeszcze zostały jej wkład w ukształtowanie mnie jako matki i kobiety był ogromny.
Zawsze do końca byli moim wzorem kochającego się wielką miłością po ostatnie dni wspólnego życia. Dzięki mamy i taty miłości kocham miłością bezwarunkową swoich dorosłych już synów, synowe, które mam najlepsze na świecie i pięć wnuczuś.
Tak teraz kiedy jestem dojrzałą kobietą wiem, że mimo pragnieniem u schyłku swojego życia pragnęłabym opisać wspomnienia o moich rodzicach dziękując tym samym za to, że byli najlepszymi rodzicami na ziemi, za ich miłość, mądrość.
Pragnęłabym by moje wspomnienia były historią dla moich dzieci i wnuczuś.
Co, jak co, ale książek pisać, to ja nie potrafię. W życiu nie napisałam nic, poza kilkunastoma listami z lat temu dwadzieścia parę. Listy były do siostry i kuzyna, opisujące rzeczywistość i głupoty najróżniejsze 🙈.
A może właśnie książka- wspomnienie w formie listów?🤔 Ja dziewczyna z lat 80-tych? Czasem zdarza mi się opowiadać mojej 10- letniej Helence, jak to kiedyś było… Tak, byłyby to wspomnienia dzieciństwa i młodości z jakże innego niż teraz świata 💚
By powstała myśl, ze pisze książkę musi być dla mnie drugi człowiek.
Zamykam oczy i widzę jak bierze książkę z polki w księgarni, jak odpakowuje paczkę podaną przez kuriera, jak sięga ręka na półkę po raz wtóry, aby zagłębić się w lekturze.
Wącha on świeży druk, absolutny narkotyk przenoszący w krainę, w którą chce nas zanurzyć autor.
Czytelnik chłonie oczami, czuje sercem i czeka na to co się wydarzy, na nowy świat, na doznania radości, smutku, zaskoczenia. Zmysły się wyostrzają, rozum się zastanawia a dwie osoby Autor
i Czytelnik łączą się na zawsze.
Każdy myśli swoje. Jeden jest dla drugiego. Ludzie…z ich powodu potrafię wydobyć z siebie to co nieoczywiste, zaskakujące, twórcze i przenieść to na papier.
Napisałabym o tym jak bardzo…kocham, celebruję, obserwuję ludzkie życie….dla ludzi.
Pisalabym o kwiatkach, chmurkach i humorkach.
Byłoby cudownym uczuciem wiedzieć, ze ktoś właśnie wacha moja świeżo wydana książkę.
Za Twoimi czytelniczymi „poleceniami’ idę już w ciemno! Po nocach nie śpię, bo kończę 3 część „Zanim nadejdzie jutro”, a już na stoliku czeka „Córka fałszerza”, którą sobie w prezencie sprawiłam.
Za to Twój „Sierpień” czytam od czasu, gdy dostałam go pod choinkę … Delektuję się każdym zdaniem, każdym rozdziałem. Przeciągam niemiłosiernie tę przyjemność. Tak porwał mnie klimat tej książki, że nie chcę z niego wychodzić, tylko tkwię w tym świecie przedstawionym całą sobą, chłonę zapachy, czuję ten upał na skórze, ech … A myślałam, że jestem dzielna, jak po dwóch tygodniach zachwycania się okładką i krojem czcionki tekstu, wreszcie przeszłam do czytania. Tej książki nie da się przeczytać, ją się przeżywa całym sobą. Pięknie popełniłąś tę książkę. Jest magia.
I ta okładka …!!!
Książki swojej nie napiszę. Co dzień w pracy tworzę krótkie teksty na różne potrzeby. Ot, tak ma księga życia codziennego 😉
Dzisiejszy wpis na twoim blogu ukazał się z samego rana, idealnie żeby zastanowić się co napisać w odpowiedzi. (Choć najważniejsze, po prostu umilił mi dzień z samego rana). Jestem osobą, która nie wyobraża sobie dnia bez zanotowania czegoś we własnym pamiętniku czy przeglądu vlogów na YT. Mam swoje próby w blogowaniu, ale często moje upublicznianie się kończyło po kilku wpisach. Z racji, że lubię czytać czyjeś blogi, marzy mi się stworzenie własnego, który utrzyma się na powierzchni. To takie moje pierwsze marzenie, bo książka stoi krok dalej – jeśli tylko dam radę z blogiem i tworzeniem na nim konkretnych treści. Uważam, że blog to taki sprawdzian dla przyszłego pisarza, miejsce gdzie spotka się on z pierwszą krytyką literacką i sprawdzi swoje rzemiosło. Vlogerów na YT oglądam, ale na własne vlogowanie nigdy się nie porwę, tego jestem pewna jak amen w pacierzu xD O czym więc napisałabym swoją książkę? O tym jak żyję, z kim, kilka myśli nieogarniętych… wszystko to ujęte w jedną, spójną całość, którą czytelnik być może weźmie do ręki i przeczyta… Tematem zastępczym jest fikcja literacka, czyli wymyślone przeze mnie historie, jak to spędzam wspólnie czas z moimi ulubionymi postaciami z bajek czy innych książek – ale tu już mógłby się ktoś przyczepić o prawa autorskie, więc nie rozmarzam się zbytnio.
Moja książka byłaby o upadkach i wzlotach . Wielu upadkach i niewielu wzlotach.
W życiu człowiek nie raz znajduje się na kolanach i musi za każdym razem na nowo szukać sił aby się podnosić .
W tle byłaby historia rodzeństwa z perspektywy siostry , która bezskutecznie próbuje ratować brata . Kiedy myśli że już co najgorsze ich spotkało okazuje się że wcale nie , że może być jeszcze gorzej i gorzej aż do tragicznego finału .
Narkomania , HIV , śmierć przyjaciół , więzienie , detoksy, ośrodki leczenia uzależnień i samobójcza śmierć , ale to wszystko splecione historią fajnego , spokojnego i dobrego chłopaka , który nie może odnaleźć się w rzeczywistości i decyduje się na ten ostateczny krok „ żeby oni mogli w końcu żyć jak normalna rodzina „
Jedenaście lat później żyją jak „ normalna” rodzina , a On wciąż im towarzyszy , bo nie ma dnia by o Nim nie wspominali i już nawet potrafią się do tych wspomnień śmiać .
Ja napisałabym o sobie. O dzieciństwie spędzonym z kochającym ojcem i dziadkami ale też z matką która nieakceptowalna niczego we mnie, a której przez pół życia próbowałam udowodnić że jednak jestem coś warta. O złym życiowym wyborze podyktowanym chęcią ucieczki od niej. O z początku pięknej odwzajemnionej miłości, która zmieniła się w udrękę, kiedy byłam po śmierci taty najsłabsza psychicznie i okazało się że pastwienie się nade mną jest bardziej satysfakcjonujące niż bycie wsparciem. O tym jak mimo braku siły postanowiłam zerwać z nim kontakt z szacunku dla samej siebie i o tym że przez 3 nastepne lata nadal go kochałam i codziennie walczyłam żeby nie zgodzić się na powrót do niego. I w końcu o tym jak jedno wydarzenie (i nie była to nowa miłości) sprawiło że nagle zamiast kochać jego zaczęłam kochać siebie
Za mało książek w życiu przeczytałam, intensywniej czytam ostatnimi czasy. W romantyczne i pełne uniesień historie jestem słaba nawet w życiu, ale jako dziewczyna z familoka w małym górniczym miasteczku może właśnie o tym bym napisała… O tej familokowej społeczności. Mogłaby być to taka historia z krzykiem dzieci pod klopsztangą, pachnąca praniem wywieszonym dopiero co na sznurach i w kolorze pelargonii Pani Grażyny z parteru. Każdy z bohaterów to inny charakter, inne tęsknoty i pragnienia i głównie na tym skupiałaby się ta powieść. Poza tym te sąsiedzkie wzajemne sympatie i kłótnie, bo sień zaś nie umyta a kolej była Lucyny z pierwszego piętra. Kawa na ławce, sąsiedzkie szaleństwa letniej nocy, bo społeczność na beczkę piwa się zebrała, a każdy obok familoka kawałek swojej działeczki ma. A że od Janusza największa to tam świętują. Muzyka z otwartego bagażnika starego Forda Escorta leci aż do rana. I takie by to były książkowe „Alternatywy 4”, ale z familoków 🙂
O czym bym napisała książkę?
Napisałabym ją o życiu bez śmierci, która wkradła się w nie bez pytania. Bohaterem byłby Mój syn, który już jest po drugiej stronie nieba…
Serdeczne gratulacje dla autorki! Gdybym miała napisać książkę, byłyby to spisane wspomnienia dla moich synów, na podstawie dzienników, które prowadzę bardzo niesystematycznie od ich urodzenia. Mam w sobie wielką potrzebę zachowywania wspomnień, pewnie dlatego, że moja mama zmarła gdy miałam rok. Pozostało mi po niej kilka zdjęć i listów, które pisała do taty, gdy był w wojsku.
O emocjach, namiętnościach na tle wydarzeń historycznych (byle już nie II wojna światowa) 😜, a akcja odbywałaby się w jakieś malowniczej stolicy europejskiej (Lizbona? Rzym?) + całe mnóstwo odniesień do Biblii i poezji K. Przerwy-Tetmajera👍😱
Dziś jestem mamą trójki, żoną jednego i dobrze mi z tym. Czasem jednak wracam do czasów sprzed 20 lat, kiedy życie zaprowadziło mnie do gorącej Kalifornii i Meksyku i zapisało się wspomnieniami godnymi latynoamerykańskiej telenoweli. Myślę sobie wtedy, żeby to wszystko spisać. Może jako książkę, może jako wspomnienia, które podaruję kiedyś moim dzieciom… ku przestrodze 😉
Dziś jestem mamą trójki, żoną jednego i dobrze mi z tym. Czasem jednak wracam do czasów sprzed 20 lat, kiedy życie zaprowadziło mnie do gorącej Kalifornii i Meksyku i zapisało się wspomnieniami godnymi latynoamerykańskiej telenoweli. Myślę sobie wtedy, żeby to wszystko spisać. Może jako książkę, może jako wspomnienia, które podaruję kiedyś moim dzieciom… ku przestrodze? 😉
Zawsze podziwiałam ludzi , którzy spełniają swoje marzenia . Zawsze z całego serca gratuluję wszystkim niezależnie od tego czy ktoś napisał książkę, zrobił mydło czy zaprojektował piękny element do ogrodu , albo i pięknie o tych swoich roślinach po prostu pisze. Cieszę się przeogromnie , dla mnie osobiście to sama radość. To znak ,że skoro innym się udaje , to może i mnie się uda…
Ja cóż kilka marzeń już spełniłam , ale na mojej liście zawsze jest kilka do spełnienia. Jedne jakoś ewoluują , drugie spełniają się same , ale jest i trzecia grupa – grupa marzeń nad którą trzeba mocno popracować , do nich należy właśnie napisanie książki.
Chciałabym napisać powieść o pięknych , trudnych , czasami słodkich a potem potwornie gorzkich relacjach jakich doświadczyłam jako macocha.
Wychodzę z założenia ,że każdy z nas nosi w sobie temat na powieść , mój jest właśnie taki.
I jeszcze napisalabym ksiazke dla nastolatek …o tym ,ze ich mama tez byla kiedys nastolatka i ze wie te wszystkie rzeczy, ale nie moze sie do konca przyznac, bo gdyby one tez byly takie wariatki to lepiej….ah , ah……Tak dla corek o sobie bym pisala, zanim stalam sie ich mama….
O tej, dzięki której mam imię.
Książka o kobiecie dorastającej w czasach wojny na kresowej wsi. Kobiecie, która w imię miłości postanowiła porzucić co znane i wyjechać na drugi koniec kontynentu. Kobiecie, którą żyła nadzieją na bezpieczny powrót ukochanego z wojny.
Powieść opowiadająca o tym, jak młoda osoba poszukuje swojego miejsca na ziemi, ucząc się żyć z ludźmi próbując pozostać sobą.
Z pewnością nie będzie to obraz XIX – wiecznego miasta, w którym, jak w kalejdoskopie splatają się namiętności ludzkie, bo Bolesław Prus jest tylko jeden i jedna jest „Lalka” i jedne są „Emancypantki”. Pewnie nie będzie to urocza powieść o dojrzewaniu i sprawdzaniu własnego „ja” wśród przeciwności i – a jakże – możliwości świata, bo kto nie zna rudej Ani z powieści Lucy Maud Montgomery? I chyba nici z wystudiowanej i wyważonej erudycją prozy Jarosława Iwaszkiewicza, nawet do głowy nie przyjdzie równać się z mistrzem, który włoską kulturę uważał za swój drugi – mentalny – dom. Krótkie nowelki? Nie, ponoć najtrudniejszy warsztatowo gatunek, niełaskawy wobec pierwszych, nieśmiałych prób pisarskich, który szybko ukazuje niedociągnięcia i nie wybacza potknięć. „Dekameron” tego przykładem, niczym Gwiazda Polarna dla żeglarzy, tym „Sokół” dla nowelistyki. A może coś, co dzieje się współcześnie, coś dzisiejszego, lekkiego, takiego do dużej torebki, co zmieści się obok kosmetyczki, dwóch tubek nowego kremu do rąk i zagubionych skarpetek córki, wśród miliona paragonów, długopisów, wysuszonego tuszu do rzęs i nadgryzionej kanapki? Ale czy można przeskoczyć Bridget Jones i jej perypetie? Czy można, nie porównując się do Helen Fielding, stworzyć bardzie idealny obraz, a raczej porozrzucane puzzle, współczesnej kobiety? Chyba nie. Dzieł, obok których nie można przejść obojętnie jest wiele, jest ich niezliczona ilość, jest ich tak dużo, że szkoda tylko czasu. Szkoda czasu, że go mamy tak mało, że nie mamy go więcej na czytanie właśnie, na spotkania ze samym sobą, na spotkania z bohaterami, których pewnie czasami znamy, jak starych przyjaciół. Bo wracamy po kilka razy do tych samych książek, cieszymy się z ich obecności, witamy i w duchu pozdrawiamy, gdyż wiemy, że to będzie dobry czas. Czas niby tylko dla nas, ale także dla wszystkich.
Jest wiele dobrych i wybitnych dzieł o wojnie, o czasach tak trudnych, że każda kolacja przy rodzinnym stole staje się nabożeństwem codzienności, tak często niedoceniona, że czyste pranie, czysta pościel, ba, nawet swoje łóżko i wieczny spór z mężem o kołdrę, staje się przywilejem. Może jakaś biografia? Ale kto miałby być jej obiektem, wszyscy, których znam to ludzie prości, w spokoju znoszący każdy dzień, z nadzieją czekający na następny, a w szarej godzinie, dziękujący z ten mijający. Czasami tylko kierat opozycji dom – praca, sprawia na chwilę, że zatrzymamy się nad wiecznie porozrzucanymi klockami, podlejemy kwiaty, pójdziemy na spacer, trzymając się za ręce. Wiele jest wspaniałych książek, o wielu nie wspomniałam, wszystkie mam w pamięci. Jest fenomenalny Mariusz Szczygieł, są „Dziwne losy Jane Eyre”, jest ponadczasowy, niedościgniony chyba przez nikogo, kryminał skandynawski z „Milennium” na podium. Każda książka zostawia w nas swoją cząstkę i my, w każdą cząstkę siebie wkładamy. One z nami dorastają, zmieniają się nasi ulubieńcy, ktoś podrzuci coś nowego, ktoś podszepnie o „dobrym tytule”, ktoś dostanie pod choinkę z własnoręcznie zrobioną zakładką. Świat bez książek byłby światem niepełnym, trochę pustym od wewnątrz, z pewnością nadal pięknym, ale jednak pustym. Książka to najlepszy, najwierniejszy, najwytrwalszy przyjaciel człowieka, zawsze rozumie, zawsze podniesie na duchu, nauczy, wskaże nowe, odkryje zakryte.
I właśnie o tym napisałabym książkę.
Bardzo przyjemny wywiad, stanowi dobre dopełnienie książki.