podwójne dno


Trafiłam ostatnio na grafiki Igora Morskiego.

I nie ukrywam, że ta pierwsza przytrzymała mnie na dłużej.
Bo ja jako pierwsze ujrzałam to co było nadane w tytule przez redaktora „ciemna strona społeczeństwa”..
Dostałam podpowiedź z góry ustaloną. 
Kierując się tym co się obecnie dzieje, o co wciąż walczą kobiety, co piszą uparcie w Wysokich Obcasach, o czym mówią w mediach i udostępniają w internecie…
Zobaczyłam kobietę, która jest tym koniem pociągowym. Która nadaje wszystkiemu bieg, sens i cel.
Która ociera pot z czoła i wiosłuje dalej trzymając w garści dom, dzieci, pracę, obiady, smukłą swą sylwetkę i jako taką cerę. Tę, która czuwa dzień i noc by ta łódź nie utonęła.
Mężczyzna jest zaś w dzisiejszych czasach już tym, który podnosi statystyki samobójstw przez brak wiary w siebie i wartości swojej roli w społeczeństwie.
Mężczyzna w tej grafice to niby ten który powinien wiosłować, a kobieta z dzieckiem siedzieć obok podziwiając widoki. Tutaj jest tylko „pomagierem” Potrzebny, ale bez niego również będą sprawnie trzymać kurs.

A potem oprzytomniałam i zaczęłam się zastanawiać co ja widzę na tym „obrazie”…
Nie co podpowiada mi aktualny świat, ale to co widzę tylko ja..

Otóż ja widzę kobietę, która prowadzi dom, ma dziecko, dobrze wygląda, jest pewna siebie, ma mocno obrany kierunek do którego podąża. Kobietę, którą chwalą, podziwiają. Ona zapewnia dziecku dobry byt.
Kobietę, która czasami zwalnia bieg kiedy tego potrzebuje. Która może pozwolić sobie mieć nieułożone włosy, chodzić w piżamach z dzieckiem cały dzień..
Tylko dlatego, że tam, pod spodem jest mężczyzna, który wiosłuje zawsze. 
Który ma siłę kiedy nikt go nie widzi i wie, że na nim spoczywa odpowiedzialność za tę łódź.
Że to On bez względu na sztormy łapie za ten drugi koniec wiosła i nadaje mu prawdziwą siłę.
Nie tę siłę którą widać, ale tę niewidzialną, która pozwala trwać w szczęściu i poczuciu bezpieczeństwa siedzącym w szalupach..
Kobieta jest dobrem, które widać. Które jest oczywiste. To dobro które nadaje światu i każdej domowej jednostce sens istnienia. Jej siła i wszystko co tworzy jest łatwiejsze gdy On jest tym, który pomimo wiatrów trwa. I wiosłuje.. Podnosi do góry pióro, by ponownie zanurzyć je w wodzie i bez względu na stan i kondycje swojego ciała i umysłu… wiosłuje…

Siedzę na kanapie. Obracam monitor i pytam…
-Adaś, a Ty co tutaj widzisz?
– Nie wiem Puszku, śpieszy mi się już, napalić Ci jeszcze w kominku?

Tak, ja zdecydowanie widzę mężczyznę który nadaje tej łodzi siłę. 
Tak jak można zobaczyć kobietę gotującą obiad, a w tle mężczyznę, który stawiał mur i wycinał blaty by tę kuchenkę zamontować…

A Ty? Co widzisz?

Ciao


Czasami zawieszę swój wzrok na płaszczykach ze stójką i na ponczo wełnianym..
Ale potem zadaje sobie pytanie, czy ja bym chciała iść na podwórko, na rower, do przedszkola, na plac zabaw… czy ja gdziekolwiek chciałabym w tym iść. 
Bo moją dewizą życiową jest… nie ma ciuchów tak pięknych by cierpieć nosząc je.
Nie kupuję moim dzieciom jeansów zapinanych na guzik i zamek. 
Zrobiłam to w życiu trzy razy i każde z nich miały może raz na sobie, a może to nawet nie był raz a pół raza.
Mamy dresy, legginsy, jeansy na miękkim pasie (ściągaczu) z zaznaczeniem, że jeans musi być niezwykle miękki i wygodny. Mamy miliony bluz dresowych. Kurtki puchowe i tak dalej..
Mamy zwyczajnie wygodne ciuchy. A w tych wygodnych ciuchach musi się znaleźć radość dla dziecka, które je nosi i może brak przesytu kolorów i wzorów jak się da…
Pisze do mnie 
 smyk.com z zapytaniem o zdjęcia ich ubranek z „COOL CLUB „.
Wiecie, co było fajne, że ja nie musiałam tam jechać robić zakupów, bo robiąc jesienną wyprawkę dzieciom byłam między innymi i tam. Odpisałam, że tak, bo to będzie prawdziwe.
To co widzicie na zdjęciach, to produkty, które kupiłam sama zanim ktokolwiek do mnie napisał.
To był mój własny wybór i uważam – genialny. To były wybory na które uważałam warto jest wydać pieniądze. Które będą wygodne, wynoszone, lubiane.
Jak w każdym sklepie jest coś na co nawet nie zerkam i coś co całkowicie zwraca moją uwagę.. Do tego stopnia, że przypędza ze mną autem do domu by u nas zamieszkać.
Czarne legginsy Tosi mamy jeszcze szarym odcieniu, ten sam model, bo były zbyt fajne, wygodne i cenowo przystępne by pozostać na jednych. Albo mają też fajne wzory 

Bluza biała w psy była wspólnym wyborem moim i Tosi. Mnie spodobała się kolorystyka, kreska rysująca psa, wygodne kieszenie, no a Tosi wiadomo dziecięcy print.  
Bluzka z długim rękawem urzekła mnie ilustracją jesienno-zimową i idealną ceną.
Spodnie jeansowe, najlepsze jakie miałam dla Tosi przez te 6 lat. Bardzo miękki jeans, na ściągaczu wygodnym, nie krępującym ruchów. Z drobnymi naszywkami co cieszy Tosię. Polecam baaardzo.
Bluza  z wiewiórą, bardzo milutka od spodu, wygodna, lekka. Suuuper.

Czapka różowa
 , mój ulubiony model czapek dziecięcych. Z podszewką polarową na zimę.
Dla Benia mam genialne spodnie dresowe do przedszkola (kupiłam 4 sztuki bo są najwygodniejsze, są też niebieskie).

A z tego co jeszcze mamy i jesteśmy bardzo zadowoleni, a nie ma na zdjęciu to 
bluza dziewczęca  . 
Bluza z kapturem i   bluza polarowa  wydają się też być super. Na żywo dobrze „brzmiały”.
I Tosi 
 baletkdo przedszkola, nie chce innych. My mamy różowe.

Weranda Country


Miło nam gościć w najnowszym wydaniu Werandy Country.. (na aż 20 stronach)

Ja szczególnie będę sobie te zdjęcia oglądać aby cieszyć się tym, że taki porządek jest możliwy i może kiedyś jeszcze u nas nastąpi…
A propo’s jakoś w okolicach tych zdjęć, było wtedy też to DDTVN i inne czasopismo, zatem to był czas sprzątania pod media..
Od tamtego miesiąca maja jeszcze zgłosiły się trzy chętne „media” na nagrania/zdjęcia i wszystkim spójnie odpowiadam… nie, nie, może w przyszłym roku, bo wie Pani my tutaj przede wszystkim żyjemy.
Nigdy nie spodziewałam się, że wyjdzie nam dom czy to wnętrza, które będą się podobać.
Chciałam by podobały się nam.. To niewyobrażalnie miłe.
Ale myślę, że życie tutaj z tymi dziećmi i z tym mężem…
kiedy jest bałagan, nikt nie robi zdjęć, na piecu garnek nie schowany z przypaloną kaszą, rozsypane corn flakes pod stołem razem z kotami kurzu, rzucone ręczniki z rajstopami i bielizną na podłodze łazienkowej po kąpieli dzieci…
kiedy dookoła kominka popiół rozsypany, na tarasie „kupa” poznoszonych gratów po minionym lecie, przyschnięte na blacie plamy po śmietanie, kompocie, soku ze szpinaku..
kiedy wejście do pokoju Tosi jest nie tyle utrudnione co niemożliwe..
wtedy, choć się wkurzam, ten dom zdecydowanie jest dla mnie najpiękniejszy…