mix inspiracji vol 2


Jakiś czas temu dodałam taki mix inspiracji i pisaliście w komentarzach, że bardzo byście chcieli więcej.
Bo to nie są inspiracje zakupowe a duchowe, podniebieniowe i kreatywne.
Od jakiegoś czasu czytam prace konkursowe, których jest wiele. Mnóstwo z nich ma np. po 300 stron.
Jest co czytać, przykładam się do tego i chwilowo nie mam w głowie niczego do napisania..
Mam nadzieję, że wybaczycie 😉
Zostawiam dziś taki mix inspiracji i zmykam do kolejnych zgłoszeń konkursowych.

1. Najlepsze gry na świecie dla dzieci ma sklep Flying Tiger. Jest tych sklepów na szczęście coraz więcej.
Kosztują grosze, a żadne inne nie były u nas w domu tak wiele razy „wygrane”.
Numer jeden dla nas to „find mig” z różnymi zwierzątkami. 
Na kolażu u góry akurat jest memory takie z kółek.
Ten sklep oprócz tego, że jest taki tani, to jeszcze maksymalnie estetyczny. 

A już w ogóle uwielbiamy grać w czwórkę, w grę z czterema akurat kartami. Na każdej jest 8 ilustracji i odkrywając małe karty na środku trzeba znaleźć swoją. W metalowym pudełku.
Taka, że i dla Benia i dla Tosi.

2. Mój ulubiony profil na instagramie. Podróżująca rodzina. Ta Mama taka piękna i te Jej włosy, niewiarygodne. Tam wszystko jest takie mniam, do zjedzenia. Kolorystyka, widoki, wnętrza, ubrania. Trochę kowbojskiego smaku. A przy tym wszystkim, w swojej dbałości o szczegóły – normalna rodzina.
Klimat w jakim mogłabym się znaleźć i go bezgranicznie pokochać.
@captainandthegypsykid

3. Patchmania. Nasza ulubiona gra na iPadzie. Po którymś „levelu” włącza się takie myślenie, analiza, kombinowanie.
I jeszcze Tosia jest w tym genialna, więc szybkość analizowania sytuacji.. Bo która pierwsza powie „mam”! ta zbiera kapustę, marchew i cukinię! Graficznie bardzo ładna, ucząca logicznego myślenia, śmieszna.
Już chyba z dwa lata w nią pogrywamy. I wciąż się nie nudzi.

4. Stulecie Winnych. ARCYDZIEŁO!!! Czytam naprawdę dużo. Wiadomo, że książki w ulubionym klimacie. Nie mam zatem rozeznania w kryminałach, science-fiction, ale jakiś pogląd, rozeznanie mam w danych powieściach na których się koncentruje. I zdecydowanie zaliczam tę sagę do mojej najwspanialszej listy.
Długo nie mogłam się przekonać. Te okładki, tytuł… Myślałam, że będzie to taka saga pełna tandetnych historii… Och rany! Jakże ja się zaskoczyłam.
Kiedy kończę takie książki, żałuję bardzo, że nie mogę narodzić się na nowo, by móc przeczytać je jeszcze raz. Kiedy czytam taką powieść to nie istnieją problemy, obowiązki… Wszystko robię jak na skrzydłach aby tylko móc czytać.. Myślami jestem w tamtym świecie. 
Najbardziej rozkochała mnie tam Babcia Bronia! Jej życiowa mądrość jest dla mnie tam najpiękniejszym wątkiem. Ileż człowiek dzięki tej książce może nabrać pokory, zrozumienia..
I wiecie co! Ja w końcu rozumiem. Kiedy Wy mi piszecie „Jula, zrób spotkanie autorskie, może tu, może tam..”. Ja zawsze myślę, że dziwne.. Czemu Im tak zależy. Nic specjalnego takie spotkanie ze mną.
Nigdy nie potrafiłam tego pojąć.
Kiedy skończyłam czytać, odnalazłam autorkę, i napisałam z zapytaniem o spotkania autorskie. Marzę by Ją poznać i zobaczyć tego człowieka, w głowie którego powstają takie historie. To musi być niezwykła głowa. Każdego Kto nie czytał, wręcz przymuszam! 😉 Bo obraz tego co działo się w Polsce, przez ostatnie sto lat, na przykładzie jednej rodziny pokazany jest zjawiskowo!!

5. HBO puściło takie 3 odcinki o Bieszczadzkich pustelnikach. Każdy z nich ma zaledwie kilka minut.
Nagrany i skadrowany tak, że zachwyca w swojej prostocie. Słowa albo milczenie na tle tych widoków, skromnego życia… opowieści ludzkich potrzeb czy pragnień.. Warto. 
Podlinkuję Wam. Odcinek 1. Odcinek 2. Odcinek 3.
Jest jeszcze 5 odcinków z roku 2014. Też znajdziecie na YouTubie. Wpiszcie po prostu #magicznebieszczady

6. Ostatnio Aga przysłała mi przez swojego męża ciasteczka.
Na szczęście były z migdałami, a u nas uczulenie 5-go stopnia na migdały i wszystkie mogłam pożreć sama!
Pożarłam bez zastanowienia. One były przepyszne!!!!! Aż mi teraz ślinka leci jak o nich myślę. Jedne z lepszych jakie w swym bytowaniu tu na ziemi jadłam..
Przepis tutaj – Ciasteczkolandia.

7. Dostałam od mojej przyjaciółki Kamy taki pięknie robiony woreczek z grą „kółko i krzyżyk”.
To zwyczajne DIY. Woreczek ze starej zasłonki, sznureczek, kamyczki z plaży lub z podwórka i biała farbka. 
Takie „półprdukty”, że każdy znajdzie w domu i na podwórku. A do zrobienia z dziećmi czy na prezent.
Potem można wrzucić do plecaka, koszyka piknikowego czy torby, by móc pograć z dzieckiem w kolejce do lekarza..

8. Ostatnio na Sylwestra Andzia zrobiła te zupę. I tak mi zasmakowała, że robię ją teraz wciąż i wciąż..
Nie mogę się nią nacieszyć. Tylko ja na górę wrzucam grzanki czosnkowe i pestki dyni. I trochę mniej mleka kokosowego, tak 250ml.
Przepis – Kwestia Smaku.

możliw

Ja nie jestem miłośnikiem kabaretów. 
Jednak ten…. Ten znam na pamięć. Ale dosłownie, znam każde zdanie, które za chwilę wypowiedzą.
Oglądałam go może 40 razy. 
Cóż będę pisać. Może tylko, ze warto obejrzeć, bo jest to mistrzostwo świata. 
To nie jest kabaret, to inny wymiar..
Zacznijmy tak ten tydzień, niech to będzie dobry poniedziałek.

tablica ogłoszeń

Dziś taki tytuł, bo ogłoszeń będzie kilka.
Zaczynamy. 
Pierwsze, na allegro jest do wylicytowania na rzecz WOŚP zestaw.
Książka „Blog”, „O życiu”, „Liść”, plakat „Alfabet” i zawieszka.
Link do aukcji TUTAJ.
Trzymam kciuki, w tamtym roku książka „Blog” i plakat „alfabet” poszedł za ponad 300 zł!
Oczywiście wszystkie 3 książki z dedykacjami.


Druga sprawa. 

Jest już całkowita końcówka kolekcji „Cotton 100%”.
I ostatnie zniżki do 40%. TUTAJ.
Plus darmowa wysyłka.
Od dziś, do końca stycznia jest darmowa wysyłka na wszystko. Nie ma kwoty minimalnej.
(Dla tych co dokonali zakupu w styczniu, a paczka jeszcze nie wyszła, dokładam coś w prezencie, aby nie złościli się, że po co z zamówieniem się pospieszyli 😉 )


trzecia sprawa..
Konkurs Literacki trwa. Ilość Waszych zgłoszeń i prac przerasta moje oczekiwania. Myślę, że na jednej publikacji się nie skończy. Wszystkie zgłoszenia schodzą. Są drukowane. Czytane. 
Będę odpisywać na te maile w ostatnim tygodniu stycznia. 
Zatem jeżeli Ktoś nie otrzymał mojej odpowiedzi, mail doszedł, nie martwcie się. Będę zatwierdzać wszystko do końca stycznia.

czwarte ogłoszenie 🙂
Jakby Ktoś miał ochotę to na portalu MINT, pojawił się artykuł z nami, który był w gazecie Mammazine (edycja lato). Zdjęcia i wywiad.
Więcej zdjęć do zobaczenia TUTAJ.
A wywiad kopiuję i wklejam.


MINT: Ciekawa jestem, skąd pomysł na chatę w skandynawskim stylu – to realizacja marzeń i chęć stworzenia waszego miejsca na Ziemi?

JULIA ROZUMEK: Wydaje mi się, że tak naprawdę do skandynawskiego stylu to jej daleko. Takie określenie przyjęło się wśród znajomych czy moich czytelników. Skandynawia kojarzy mi się bardziej z bielą, minimalizmem, a u nas – taka trochę graciarnia. I choć co jakiś czas próbuję nas „odgruzować”, to za chwilę jest podobnie. Chyba taka natura moja i męża. Nie mieliśmy zatem żadnego planu, by dom był podobny do jakiegoś konkretnego stylu, wzoru. To połączenie wspólnych wizji dało taki efekt.

M: Kiedy pomyślałaś: chcę właśnie tak mieszkać?

JR: Nigdy nie miałam myśli, że właśnie tak ma być. To wszystko powstawało samo i powoli. Wiadomo, pojawiła się myśl o budowie domu. Oczywiste też było, że ma być z bali i trochę z cegieł. Cudowne jest to, że z mężem zgadzamy się dosłownie we wszystkim, jeżeli chodzi o te wnętrza i dekoracje. Często podczas budowy pytał, jakie mają być, ja zawsze odpowiadałam – wybierz, jakie chcesz, bo na pewno będą dokładnie takie, jakie ja bym wybrała. I zawsze były dokładnie takie. A odpowiadając na pytanie, to nigdy tak nie myślałam, bo miałam skromniejsze marzenia, nie przypuszczałam, że trafi mi się taki zaradny mąż, a co za tym idzie – ten właśnie dom.

M: Czy styl domu to wypadkowa waszych preferencji i gustów designerskich czy zupełny przypadek?

JR: Myślę, że to całkowicie wypadkowa naszych preferencji i gustów. Przypadkiem jest, że mamy np. tę, a nie inną szafę, bo na giełdzie staroci szuka się czegoś w wybranym stylu, a nie konkretnego przedmiotu, ale zdecydowanie poszukujemy i kręcimy się dookoła naszych upodobań, a potem je realizujemy.

M: W którym miejscu najczęściej i najchętniej spędzasz czas?

JR: Odpowiedź na to pytanie podzieliłabym na dwie części. Pierwsza odnosi się do tego, gdzie najczęściej spędzam czas z racji tego, że pracuję w domu, mamy małe dzieci oraz że lubimy gotować i jeść w domu. Jest to zatem kuchnia, która jest połączona z jadalnią i salonem. Tu spędzam 90% dnia. Tutaj też mamy prawie wszystkie zabawki i kąciki dla dzieci (biureczka, domki). A jeśli chodzi o drugą część pytania – marzy mi się, by spędzać więcej czasu w wannie czy w fotelu bujanym z ulubionymi książkami, ale prawda jest taka, że… gdybym chciała to bardzo robić, to bym to po prostu robiła. Zatem odpowiedź jest jedna i ta sama – najczęściej przebywam w naszym kompleksie kuchenno-jadalniano-salonowym.

M: Czym kierowałaś się przy wyborze mebli i dodatków?

JR: Całkowicie swoimi potrzebami estetycznymi. Coś gdzieś wpada mi w oko i przynoszę to do domu. Już podczas budowy gromadziłam różne meble z targów staroci. Nie kompletowałam ich ani nie dopasowywałam, dopiero po wprowadzeniu je wstawialiśmy i one tak, chcąc nie chcąc, musiały się polubić.

M: Z którego mebla jesteś najbardziej dumna?

JR: To zależy. Pod pojęciem dumy rozumiem dumę przed sobą, bo ludzie mają różne gusta i każdemu z nas podoba się coś innego. A ja wszystko lubię podobnie. Może zegar stojący, bo zegarów miałam przesyt, przez to, że zajmował się nimi mój Tato. Były dla mnie już zbytnio opatrzone, zbyt ozdobne. Lubię ten, który mieszka u nas. Takie klasyczne Art déco.
Lubię też kanapy w salonie, szafki biblioteczne, wóz dziecięcy, drewnianą apteczkę, meble w biurze.

M: A którego za żadne pieniądze byś nie oddała?

JR: Hmm… chyba nie ma takiego. Za żadne pieniądze nie oddałabym szczęścia mojej rodziny, dlatego już nie pracuję tyle, co kiedyś. Kocham nasz dom i jego wnętrze. Ale to ściany i przedmioty. Może inaczej – mam wielki sentyment do wielu z nich, ale gdyby ich sprzedaż mogła przynieść ukojenie jakiegoś problemu duchowego czy innego, to byłabym w stanie z nich zrezygnować.
Nie oddałabym moich walizek z pamiętnikami, liścikami z lat szkolnych itp. Ale to nazywam wspomnieniami, to raczej nie przedmioty. Choć często śmiejemy się z mężem, że gdybyśmy mieli stąd uciekać, to w pierwszej kolejności pod pachę złapiemy ekspres do kawy. Trudno by mi było oddać deski, które mój Tata nabijał na ściany podczas upalnych dni budowy, czy bale do ciemnej nocy szlifowane przez mojego męża…

M: Nasza sypialnia to marzenie niejednej z nas, skąd pomysł na taką przestrzeń?

JR: Zanim zaczęliśmy projekt i budowę, już mi się bardzo podobało takie rozwiązanie – wanna w sypialni. Mąż podchwycił pomysł. Sufit zostawiony do samego szczytu, by uzyskać większą kubaturę, a przez to lepsze powietrze do spania. Mam nadzieję, że będzie to pomieszczenie, na które przyjdzie czas. Dziś żyjemy w pędzie, ale lada moment dzieci będą miały więcej swojego świata, a ja położę się z książką w tej wannie. Otworzę na oścież okna i wieczorny letni chłód będzie oplatał mi ramiona. Kwestia samej zabudowy wanny i takiego jej ułożenia to moja wizualizacja, a męża wykonanie.

M: Jaki wpływ mają Twoje dzieci na kreowanie przestrzeni?

JR: Chyba kluczowy. Niskie pufy, by zawsze mogli się położyć czy usiąść wygodnie. Wóz na dole z ich zabawkami, książkami. Huśtawka, domki, hulajnogi, autka, rowery. To wszystko zajmuje najwięcej miejsca. Jeżeli chodzi o dobór mebli czy dodatków – są za mali, by w tym pomagać, choć autorką pokoiku Tosi jest ona sama. Nie wtrącam się, nie dekoruję. Czasami proponuję, a ona mówi, czy też ma na to ochotę.

M: Widzę dbałość o detal, meble i dodatki niby często z innej bajki, ale tworzą jedną spójną całość – to efekt zamierzony?

JR: No właśnie, zbieram, kupuję to, co mi się podoba. Nie zastanawiam się, czy będzie do siebie pasować.
Okazuje się jednak, że nie idąc za trendami, a jedynie za własnymi potrzebami, gdy stawiamy koło siebie dwie rzeczy, totalnie w naszym guście – zawsze będą do siebie pasować. Nigdy chyba nie było u nas kupowania czegoś pod coś. Zawsze każdy przedmiot jest osobną jednostką, która potrafi się zakumplować z resztą i wygląda, jakby właśnie tak miało być i jak gdyby urodziły się razem.

M: Czego nie mogłoby zabraknąć w Twoim domu?

JR: Dziś już wiem, że tej dużej przestrzeni wspólnej. Połączenie kuchni, jadalni i salonu jest cudownym rozwiązaniem dla rodziny, która chce żyć razem. Mamy dom bardzo otwarty, jest u nas zawsze dużo gości, rodziny. Idealnie sprawdza się to rozłożenie. Widzimy dzieci, gadamy przy stole, ktoś robi pizzę przy blacie kuchennym. Nie mogłoby też zabraknąć drewnianych podłóg. I plakatów z sentencjami, które kocham, np. mojego ulubionego Myśliwskiego.

M: Kwiaty, motyle, rysunki przyrody – natura jest Wam wyjątkowo bliska?

JR: Zarówno ja, jak i mój Adaś urodziliśmy się i wychowaliśmy na wsi. Teraz też mieszkamy pod lasem. Myślę, że natura i jej odgłosy, zieleń za oknem to ukojenie dla człowieka. Odpoczynek. Kiedyś czytałam artykuł o tym, co daje długotrwałe szczęście. Podobno zamieszkanie blisko zieleni. Uważam, że dużo w tym prawdy.

M: Jak określiłabyś charakter i styl Twojego domu?

JR: Hmm… Czy da się go w ogóle określić jednym słowem czy konkretnym stylem? Trudno mi powiedzieć. Połączenie antyków z przestrzenią; drewna z dużą ilością szyb. Nie wiem, chyba się na architekturze nie znam na tyle, by móc to, co tutaj stworzyłam, nazwać jednym słowem.

M: Widzę wiele cudownych detali w domu, gdzie Ty to wszystko wyszukujesz?

JR: Rożnie. Są takie, które mamy z mężem od lat. Wiele z nich skupujemy na giełdach staroci, coś wynoszę z muzeum antyków mojego Taty. Coś dostajemy, przychodzi przypadkiem. Ale głównie jestem nastawiona na to, by być cierpliwą i odnaleźć właśnie to „coś” niż kupować na szybko byleby było i już stało.

M: Jakie masz priorytety w tworzeniu tego domu i przestrzenii?

JR: Aby nie robić nic wbrew nam. By wszystko, co się w nim pojawia, było jakby wyjęte z naszych marzeń aranżacyjnych. A przede wszystkim, by mieszkanie z tym wszystkim tutaj było jedną harmonią. Całością. Żeby wtopiło się w przestrzeń, jak gdyby od zawsze tu było…
A poza tym – klasyka. Klasyka sprawdza się zawsze i wszędzie. Klasyka nigdy nie męczy i mało kiedy się nudzi.

M: Czy te wnętrza to twój powrót do dzieciństwa?

JR: Całkowicie. Wychowałam się w drewnianym domu, pełnym staroci, bo Tata jest kolekcjonerem. A jako że było to wspaniałe dzieciństwo, to chciałabym, by nigdy się nie kończyło, choć drewniane ściany tego domu czuwają już nad snem moich dzieci…