Ona z tych czytających..

Po pierwsze, jedną z największych radości są Wasze komentarze.
I choć niestety nie zawsze mam czas na nie odpisywać, to czytam po kilka razy, czytam na głos Adasiowi, śmieje się z nich i wzruszam.  I choć internetu nie wielbię, tak niesamowitym jest fakt, jaką „rodzinę” można zgromadzić przez 6 lat blogowania. Ja niektóre adresy mailowe, jakie zostawiacie przy komentarzach znam na pamięć. Przez tyle lat, wzrokowo się utrwaliło.
I choć to mało spotykane w dzisiejszym świecie, to hejt u mnie pojawia się sporadycznie, może raz na trzy/cztery miesiące, a to świadczy o kulturze i poziomie czytelnika. Jesteśmy zgraną „rodziną”.
Pisze o tym, bo akurat czytałam na kokpicie komentarze..
A post dziś będzie czytelniczy.

Wrócił ostatnio mój mąż z sauny. Późny wieczór. Dzieci śpią. Wpadł kolega. Ja robię makatkę. Znaczy grdule ją. Telewizor w tle gra. Siedzę na tej kanapie jak babuszka pochylona i tkam.
Chłopcy gadają o filmach, serialach.. I pada gdzieś pomiędzy, zdanie z ust Adasia, że Jula to z tych czytających. Kolega mówi, że zabrzmiało to, jakby w Młodej Polsce XIX wieku, bo wiesz „Jula z tych czytających, grających na fortepianie, pobierających nauki o świecie i język francuski szkoli…”..
A Adasiowi chodziło o to, że czytających tzn, książka 400 stron w dwa dni.
Że czytam wieczorem, podczas gotowania, popołudniami i wieczorem.
Że czytam w każdej wolnej chwili.
Miewam owszem okresy totalnego odłączenia się od książek. Ale nie trwają dłużej niż dwa tygodnie.
I w ostatnim tygodniu grudnia, będąc całkowicie poza światem internetowym (polecam każdemu), połknęłam ten oto zbiór…


Zaczynam od góry.
Sekretne życie pszczół – to bestseller chyba z roku 2008. W moje ręce trafił dopiero teraz. Dostałam go w wielkiej paczce świątecznych prezentów od czytelniczki, która jest już Babcią. Ten rozmach wiekowy moich czytelników jest nieprawdopodobny. Najlepszy po prostu. 
Oszalałam. Zwariowałam. Są książki przy których trzeba przejść jakieś strony, przerzucić kilka, kilkanaście kartek by dać się pochłonąć. Ta ukradła mnie od pierwszej. Dosłownie. Ukradła mnie rodzinie i światu. Liczyło się tylko czytanie. I nawet nie chodzi tyle o historię tam zawartą, choć jest genialna, a o styl pisania.
Narracja jest prowadzona w ulubionym przeze mnie stylu. Jedna z najlepiej napisanych książek jakie czytałam w swoim życiu. Narratorką jest 14 letnia dziewczynka. Jej postrzeganie świata, wyobraźnia…
Tego samego dnia gdy zaczęłam ją czytać, poleciałam do empiku, kupiłam ją mojej przyjaciółce i wysłałam na Cypr. Miałam wrażenie, że ona jest narratorką. 
I uważam, że wielkie brawa należą się tłumaczowi tej książki. Bo przecież została napisana w innym języku. Brzmiała zupełnie inaczej. A każde słowo ma tyle znaczeń w tłumaczeniach. To Jego zdolność dobrania odpowiednich. Poprowadzenia tak a nie inaczej danego zdania. Wielki talent!! Myślę, że tłumacz to niezwykły, niedoceniony przez świat pisarz. 
Zapisuję tę książkę do pierwszej piątki najlepszych jakie czytałam.
Po przeczytaniu, obejrzałam film na jej podstawie. Nie dorasta książce do pięt. Choć zrobiony dobrze, to daleko mu do tego, jak świat książkowy wyglądał w mojej wyobraźni.

Celibat – Jeżeli kiedyś mistrzami reportażu był Szczygieł albo Tochman, to dla mnie na prowadzenie wyszedł Wójcik! Nawet się łokciami nie musiał przepychać. 
Książkę czyta się na raz. Nie odchodzi się od niej. Płynie się. Po słowach, stronach.. 
Nie, nie jest to książka dla przeciwników kościoła, lub dla Ich zwolenników.
Ta książka jest o człowieku, który zostaje księdzem i zostaje mu narzucony celibat. A On nadal jest mężczyzną. Ma potrzeby cielesne, duchowe. Nie tylko do Boga, ale do drugiego człowieka.
Każdy reportaż jest o innym księdzu. Są skrajnie gorzkie historie, wręcz obrzydzające człowieka, jak i historie pełne współczucia, zrozumienia, opowiadane przez dobrego człowieka – księdza.
Często bywa, że dany piosenkarz, czy projektant ma taki styl, że jedno do drugiego podobne.
Wójcik w swojej książce o celibacie prowadzi wiele historii i każda z nich tak od siebie różna w stylu i sposobie narracji. 
Każda z opowieści, wywiadów, jest zapiskiem historii prawdziwych, zapisu których dokonał pisząc i robiąc badania na studiach. 
Książka doskonała! Zarówno jako poziom literacki, jako zawarta treść i poznawanie świata czy kształtowania w sobie opinii. 
Osobiście odstrasza mnie kościół. Z różnych względów. Chociażby smutku jaki niesie chrześcijaństwo. Gdybym miała kiedyś się nawrócić, to najbliżej byłoby mi do buddyzmu. Daleko mi też z racji skrajnie innych przekonań, od tych które niesie kościół.Podczas nocnego spaceru w Wigilie, poszłyśmy z Mama, Siostra i Nela na pasterkę. Przyjrzeć się ludzkim zwyczajom, innym pasterkowym obyczajom. Tak tam było „grobowo”, a przecież Pan im się narodził. Powinni się radować. A tylko mnie noga drygała przy kolędach. Z szacunku do obyczajów innych ludzi, wzięłyśmy pieniądze na tace. Ale schowałam spowrotem do kieszeni, gdy okazało się że to na obronę życia poczętego. Bo ja jestem wyznawcą innych przekonań i racji. I wole to dać na obronę życia chorego u Jurka Owsiaka. 
Ale staram się na to wszystko patrzeć obiektywnie. Są dobrzy i źli motocykliści. Dobre i złe matki. Dobrzy i źli lekarze. I z szacunku do wierzących nie napiszę co myślę o instytucji kościoła, tak myślę, że i tam są dobrzy i źli księża. Książka warta wielu nagród.

Esesman i Żydówka – szukałam jej długo i wytrwale. Przez ten czas w mojej głowie rosła wielka tęsknota do chwili gdy zacznę ją czytać, gdy zaczną w mojej głowie powstawać obrazy jej dedykowane.
I chyba trwało to zbyt długo, bo moje wyobrażenie o niej było tak mocno wyidealizowane, że stało się zupełnie inne niż książka. 
Pomysł na książkę doskonały, wręcz najlepszy jeżeli pisać o miłości.
Uwielbiam literaturę osadzoną w czasie II wojny światowej.
Jednak chyba zbyt mocno urosła ta historia we mnie podczas oczekiwania…
I w tym doszukuje się powodu, bo oceny na „lubimy czytać” wysokie i dobre.

 Wszystkie moje kobiety – styl pisania Wiśniewskiego znany chyba każdemu. Potrafi rozłożyć na łopatki prawie każdą kobietę. I nawet wymagającego dobrej literatury mojego Tatę, który też widziałam czytał owego autora. Rozległa wiedza pozwala mu rozwijać wiele wątków. Ciekawych, poznawczych, naukowych.
Jest wnikliwym obserwatorem ludzkich uczuć, zachowań i perfekcyjnie przekłada to na papier.
Dotyka uczuć ludzkich o których każdy wie, ale ani nazwać nie potrafi, ani nie ośmiela się tego robić.
Kolejne książki J.L. Wiśniewskiego nie są wielkim odkryciem, bo jego styl jest już dobrze znany, ale zawsze warto przeczytać. Robi to po prostu bardzo dobrze. 

Wróżka – moje ulubione czasopismo. Każdy wtedy patrzy na mnie jak na jakąś babę ze wsi co o horoskopach czyta. Myli się ten, kto gazety tej nie miał a tak ocenia.
Jestem maniakiem kupowania gazet. I np. w wielu miesięcznikach zaczynam czytanie od strony 47 bo 46 to reklamy perfum i torebek. Potem schemat znany bo wywiad ze znanym aktorem z Ameryki, potem o odchudzaniu, kosmetykach, kilka przepisów i znowu reklamy. Estetycznie piękna.
Za to wróżka klasyką i minimalizmem elegancji nie tryska, ale w ostatnich dwóch numerach z zapartym tchem przeczytałam o:
kłamstwie,
czwartym królu, który zostaje w opowieściach pomijany. Kim był i co go zatrzymało.
o Workucie w Rosji. – genialny artykuł.
polskiej Dr Dolittle
gwałtach w Hollywood
o historii Briana Grovera i Jeleny w czasie wojny – piękna!
o Corze Pearl – moje ulubione artykuły
genialne cykle to „zbrodnia to niesłychana” o najbardziej zagadkowych morderstwach na świecie.
fantastyczny artykuł o mięsie. o hormonach stresu jaki powstaje w hodowanych zwierzętach i jaki my potem zjadamy.
o najbardziej znanych Casanovach – Głowacki, Pluciński, Niemczyk, Rasputin, Sinatra itp..
Okuniewo w Rosji
o Jersey Lili
„Niebo w szpitalu psychiatrycznym” o Van Goghu
o Chaplinie
o Charlesie Mansonie
o średniowiecznej księdze ginekologicznej
o ostatniej kobiecie skazanej za czary.
moje ulubione działy „zagadki historii”
i o wiele wiele więcej!
napisane na wysokim poziomie, z pomysłem, z wielką wiedzą.
i nie są to pełne zabobonów i tandetnych opisów artykuły a bardzo dobrych faktów.
Uważam, że to jest czasopismo tak niedoceniane poprzez swoją nazwę i styl okładki, że aż szkoda..
Czekam na każdy kolejny numer z wielką niecierpliwością.. Jak chyba na żadną gazetę w swoim życiu.

Tyle to naczytałam przez tydzień. Ile człowiek ma czasu jak nie skroluje tych portali społecznościowych..
udało się Wam coś przeczytać w święta, czy mieliście akurat czas lenistwa (uważam niezwykle potrzebny do prawidłowego i dobrego życia) ?
dobrego weekendu Moi Drodzy :*

 

oMatko! – święta w stylu slow


03.12.2017 w Czechowicach Dziedzicach odbędzie się super impreza.
Święta w stylu Slow organizowane przez czasopismo „oMatko!”. Będą warsztaty kulinarne, świąteczne robienie wianków.. Dużo informacji można zobaczyć na Ich facebooku (między innymi wystawców targowych), a zapisywać się na warsztaty pod mailem swietaomatko@gmail.com.
Poniżej na zdjęciach informacje kiedy jakie zajęcia.
Będzie też dział „targowy” i ja tam będę ze swoimi książkami (wtedy już trzema. „Blog”, „liść” oraz „o życiu”). Toreb też trochę wezmę pod pachę.
Jadę z całą ekipą czyli siostrą mą, Jej córkami i Tosiulką.. Już w myślach pędzimy autem..
Zapowiada się pięknie!

piosenka na poniedziałek

Moi Drodzy, jako, że po weselu mojej Andzi umieram dziś z powodu kaszlowo-gardłowego, to nie potrafię myśleć. Miał być post pisany, nawet dwa tematy sobie w głowie ułożyłam.. Ale rozłożyło mnie doszczętnie.
Siedzę przy kominku z kanapkami z konfiturą, kawą i jedyne co potrafię to odpisywać na bardzo krótkie i konkretne maile. Nadrobię zatem, bo na posta to dziś mi siły nie starczy…
Może jutro będzie lepiej..
Ale zostawiam na poniedziałek jedną z moich ukochanych piosenek Alicji Majewskiej..
Drugą oczywiście jest „jeszcze się tam żagiel bieli”…