szczęśliwy mózg

Każdy wie jak schudnąć. I to na niezliczoną ilość sposobów.
Udaje się to jednak nielicznym.
Dlaczego?
Bo wiedza jest niczym bez praktyki.
Dokładnie tak samo działa nasz mózg. Jak nasze ciało.
Jeśli zaledwie czytasz i oglądasz techniki – jak być szczęśliwym, są one na nic jeśli nie wcielasz tego w życie.
Rewelacyjne wystąpienie o tym, jak budować szczęśliwy mózg.
Banalnie prosty, oczywisty. I tak łatwy.
Tylko praktyka. Codzienna. I cierpliwość.
Nasz mózg da się zaprogramować. I o tym jest ten rewelacyjny wykład.



miś

Dziś mija 120 lat od czasu powstania pluszowego misia.
Historia sięga do czasów polowania prezydenta Teodora Roosvelta. Ocalenia przez Niego małego Niedźwiadka, albo bardziej – darowania mu życia. Na podstawie tej opowieści powstaje komiks, a potem rusza produkcja pluszowych niedźwiadków o nazwie Teddy przez sklepikarza z Brooklinu.
Choć inne źródła podają też końcówkę XIX wieku. I niemiecką kobietę, inwalidkę, która szyje pluszaki zwierzątka. W 1880 roku Jej siostrzeniec postanawia ulepszyć zabawki i zakłada fabrykę. W 1903 misie zostają wystawione na targach w Lipsku.

Natomiast czas mojego misia, to ten 24 lata temu, gdy dostałam go od swojego Taty.

Ja, mając 15 lat, wyjeżdżałam do szkoły z internatem, a On postanowił na te wyprawę dać mi misia. Wydaje mi się, że to moja siostra, na Jego prośbę pojechała do Pajęczna dokonać owego zakupu. Poprosił by miał proste nóżki (nie takie siedzące), żeby łatwo było go przytulić. Tuliłam cztery lata mieszkając w Krakowie, potem kolejne lata w Warszawie, Bielsku…

Potem tuliły go moje dzieci. Choć mogły to robić pod moim nadzorem… 🙂  Bo tak bardzo na niego uważam. 

Dziś leży w mojej drewnianej, wielkiej skrzyni wspomnień.

Można mieć wiele lalek, można mieć króliczki i zajączki, ale to te niedźwiadki czynią, że serce nasze na ich widok i dotyk kruszeje.

Dziś z okazji tego święta, zostawiam Wam piękny cytat angielskiego Misia Paddingtona.

„Ciocia Lucy nauczyła mnie wyliczać sobie wszystkie dobre rzeczy, jakie mi się przytrafiają.
Ona sama zaczyna od tego każdy dzień.
Twierdzi, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć okazuje się, że jest takich rzeczy więcej, niż nam się wydaje.
Ja też wyliczam sobie dobre rzeczy w swoim życiu, ale robię to przed pójściem spać.
Jest ich tak dużo, że następnego dnia mogłoby mi nie starczyć na to czasu.”


Pozycja ta pojawiła się w wydawnictwie znak emotikon. Przepięknie wydana, z cytatami kultowego Paddingtona jako „książka pełna dobroci”. Można ją znaleźć tutaj – klik.

Ma puchate serce i chowa kanapkę z marmoladą pod kapeluszem. Wie, że na świecie nie ma nic lepszego niż miła pogawędka z przyjacielem przy kubku kakao.
To Paddington, ulubiony niedźwiadek wszystkich dzieci.
„Być jak Paddington” to 128 stron puchatego dobra! W książce znajdziecie prosty przepis, jak pysznie i dobrze sobie żyć, być, no misiować na całego. Po prostu – być jak Paddinton.


Do zdjęć dołączam Wam świąteczno – mikołajową wersję Paddingtona z ilustracjami R.W.Alley. Za to tę pozycję tutaj – klik.
Pełna obrazkowych szczegółów historia może umilić najmłodszym grudniowe wieczory lub prezentowe paczki.
Czy Święty Mikołaj robi marmoladę? Puchate serce Paddingtona szepcze, że tak. Rozsądek podpowiada, że jednak nie. Przecież gdyby tak było, wszystkie prezenty lepiłyby się od tego przysmaku! A jak jest naprawdę?

A na ostatnim zdjęciu mój osobisty miś, którego dostałam od Taty.

„długie oczy”

Już jutro nasze dzieci pójdą do szkół.
Polecą same na swoich skocznych nóżkach. Odprowadzimy je do ulicy, odwieziemy autem, rowerem, na hulajnodze…

Potem same otworzą już drzwi gmachu budynku i dołączą do kolegów czy koleżanek.
Zobaczą  jak urośli nawzajem. Komu pojaśniały od słońca włosy. Zobaczą swoją nową Panią, albo tę już „starą”, tylko ładnie po wakacjach opaloną.
Zobaczą nowy plan zajęć i kartkę z nim wsadzą w kieszeń. A po uroczystej przemowie i tej już bardziej organizacyjnej w klasie, wyjdą na zewnątrz, rozejrzą się na boki i znajdą nas w tłumie rodziców.
Starszaki wrócą do domu same. Poboczem, chodnikiem, leśną ścieżką.
I będą widzieć to pobocze, chodnik, leśną ścieżkę. Zobaczą też przejeżdżające i zagrażające im auta.
Każdą dziurę w chodniku. Kamień na ścieżce. Prawdopodobnie go podkopną. Celnym trafem, czubkiem buta.
Dostrzegą sąsiadkę na rowerze, numer autobusu, kiosk na rogu.
Zobaczą.
Bo nie każdemu widzieć jest dane…
A jeśli dane, to jakby dać Mu już cały świat.
Ale to od człowieka, duszy i chęci zależy, czy cały świat widzieć zechce…

Kiedy pół roku temu moja głowa była pełna myśli o tym, jak wychować dzieci będąc niewidomą Matką, najbardziej bałam się tej najpiękniejszej codzienności. Dziś najpiękniejszej, której zdaje się nie zauważamy. Zapominamy zauważać. Doceniać. Gloryfikować.
Tę myśl o szkole pamiętam najbardziej…
Jak dopasuję Im ubranie na rozpoczęcie roku, i że nigdy ich w tym stroju już nie ujrzę. Nie będę widziała kokardy na warkoczyku mojej córki. Jak usiądę z nimi do lekcji? Jak przeczytam najprostsze zadanie? Jak pokażę literkę „A”, i gdzie odnajdę wyraz „Ala”?
Każdego dnia, kiedy moje zdrowie pozwala zapomnieć mi już o tamtym strasznym wypadku, obiecuję sobie, że nigdy nie stracę cierpliwości pomagając dzieciom w lekcjach… Że moja wdzięczność będzie wielka i na zawsze, za to, że wyciągając Im z plecaka książkę, moje oczy widzieć będą czy to jest polski czy matematyka… Losie! Co za szczęście mnie spotkało. Móc nadal odrabiać z dziećmi swymi lekcje! Usiądziemy razem przy kuchennym stole. Z ciepłą malinową herbatą. A kiedy będę ją zalewać, moje oczy zobaczą strumień wrzątku i brzeg filiżanki…

Życie czasami płata tak dziwne zbiegi okoliczności, takie że człowiek zaczyna wierzyć w jakieś inne siły tego świata.
W zapisany los.
Dwa tygodnie po mojej operacji dzwoni Ola, którą znałam już kilka lat. Na początku biznesowo, a potem przerodziła się ta znajomość w bliższe relacje. Dzwoni i mówi o projekcie, w który zaangażowała się już jakiś czas temu.
Nie. Ona się nie zaangażowała, Ona go stworzyła. Pyta, czy mogłabym o nim napisać…?
Każda Matka wie, jak jest z chorobą dziecka. Z Jego cierpieniem, bólem, niepełnosprawnością. Zawsze marzymy, aby móc wziąć go na siebie. Wszystko. Do cna. Wyssać z ciałka naszego maleństwa i nieść na swoich barkach.
Nie wyobrażam sobie zatem pragnienia Mam, które chciałyby pokazać swojemu dziecku cały świat, a którego nigdy Ich dzieci nie zobaczą. Ileż w tych Mamach musi być kreatywności, siły, wytrwałości, aby pokazać go dotykiem, zmysłami, zapachem…
Pracy Mam, Ojców, Dziadków i Nauczycieli…
„Długie Oczy” to akcja, która ma na celu zbudować Ogród Zmysłów dla Dzieci Niewidomych w Ośrodku Szkolno – Wychowawczym w Laskach.
Człowiek wie tylko tyle, ile sam przeżyje. I nie jest to wiedza o całym świecie, a zaledwie o sobie.
Chciałabym, aby nikt na świecie nie musiał zgłębiać wiedzy o samym sobie, w życiowych jego tragediach.
Wracam wspomnieniami do tych dni i pamiętam, nigdy nie zapomnę, jak to jest móc doświadczyć wyciągniętych dłoni.
Dłoni, które pomagały zrobić najprostsze czynności. Pomieszać herbatę. Znaleźć bluzę. Zadzwonić.
Myślę sobie, jak bardzo bym chciała, mając niewidome dziecko, aby spotykało tylko życzliwe, wyciągnięte ręce i ramiona.
Dopiero, kiedy tracimy coś w swoim życiu, doceniamy wartość i siłę posiadanych możliwości.
Możliwości patrzenia, słuchania, poruszania się, mówienia…
Może tak jest… Może tak powinno być… Że kiedy jest życie zwykłe i normalne należy normalnie i zwyczajnie żyć.
Nie zatapiać się w codziennej wdzięczności i rozmyślaniu o tym…? Czasami takie sobie zadawałam pytanie…
Ale dziś, choć minęło pół roku od mojego wypadku, nie ma dnia abym kilka razy, zupełnie nieświadomie, nie myślała o tym jak zupełnie inaczej wyglądałoby moje życie…
Mogę dziś podlać kwiaty na tarasie, i drzewa dookoła domu. Znaleźć jabłka i brzoskwinie na gałęziach. Przyglądać się ich skórce, zanim je zerwę. Patrzeć jak rosną z dnia na dzień. Zmieniają kolor, dojrzewają.
Mogę w krzaczkach truskawek znaleźć te najdorodniejsze. Kilka łodyżek lubczyku do rosołu nożykiem ściąć.
Mogę ogród swój widzieć. A gdybym już nigdy nie mogła tego zrobić…?
A gdyby nigdy nie mogło zrobić tego moje dziecko?
Oczywiście Olu! – odpowiedziałam – koniecznie muszę o Twojej akcji napisać!
Sama nazwa jest piękną historią…

„Nazwa akcji powstała po tym, jak usłyszeliśmy pewną historię, podczas jednego ze spotkań z Towarzystwem Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, gdy omawialiśmy plany wolontariatu pracowniczego oraz rozważaliśmy rozmaite formy wsparcia działalności Stowarzyszenia.

„Jakie pani ma długie oczy!” – powiedział niewidomy chłopiec, gdy dyrektor szkoły poinformowała go o zmierzającej w ich stronę dziewczynce. Była ona na tyle daleko, że żadne dostępne chłopcu zmysły nie pozwalały mu przewidzieć rychłego spotkania z koleżanką.

„Długie oczy” – no jasne, pomyśleliśmy…

Ta nazwa doskonale odda nasze intencje i założenia. Jesteśmy, jako Shamir Polska, zespołem ludzi chętnie oddających się ważnym społecznie inicjatywom. Chcemy ćwiczyć się w umiejętności dalekosiężnego dostrzegania potrzeb innych i, w wyniku wspólnych działań, zwiększać szansę na ich szybką realizację.
A ponieważ współpracujemy z wieloma podmiotami, jakimi są salony optyczne w całej Polsce – znamy ich i wiemy, że możemy liczyć na ich zaangażowanie – razem możemy więcej. Możemy mieć DŁUGIE OCZY.”

Moi Kochani, jeśli zechcielibyście ZERKNĄĆ na sprawę i dołączyć się  do stworzenia Ogrodu dla dzieci Niewidomych, zapraszam Was na stronę Akcji – Długie Oczy

Zobaczcie filmik. Jest piękny.