Poranek zaczyna się od kawy. I choć ja kawy z rana nie piję, to od niej zacząć się musi.
Przymrużonym jednym okiem, zerka na sytuację. Potem jest pół uśmiech. Niestety tylko pół, bo u Niego z rana, bez tej kawy właśnie trudno o cokolwiek…
Następnie jest pocałunek dla mnie i buziak dla Tosi. Choćby nie wiem co. Nawet jak zasypiam z fochem i się nie odzywam od rana demonstracyjnie, to On mi wtedy ten pocałunek właśnie. No do szału mnie to doprowadza, bo przecież ja mu robię ten teatr obrazy a On mi tak… Oczywiście głęboko w sobie uwielbiam to do szaleństwa, ale burzy mi cały plan tego milczenia, gniewania i trzymania nosa na kwintę..
Ostentacyjnie, jakby delikatnie obracam głowę w bok, żeby mu przypomnieć o moim gniewie… Lekko w bok, by jednak mógł mnie tym pocałunkiem złapać. I On łapie oczywiście z pytaniem.. „co się stało Puszku”?
No bo On nie wie.. Rozumiecie…?
On nie ma pojęcia o co ja się gniewam… kiedy ja w otchłani rozpaczy jestem.. tej największej… choć dziś chcąc przytoczyć o co to ja sie potrafię na Niego gniewać… nie pamiętam..
Ach, nie… ostatnio to sie gniewałam, bo przesunęłam szafe, a On mi powiedział, że „niefajnie”… że wcześniej lepiej było… Jakim ja płaczem wybuchłam! No okropnie!
Bo ja się nadźwigałam, żeby niespodziankę zrobić Jemu, a i sobie odmienić, bo przemeblowania to ja kocham nad życie.. a On mi, że „niefajnie”…
I kiedy ja tak ryczę to On mi się pyta.. „A co się Kwiatku stało, że Ty tak płaczesz..? Przecież najważniejsze żeby Tobie się podobało, mnie obojętne. Ty masz być szczęśliwa”…
A to On nie wie, że jak Jemu się nie podoba, to i mnie już też zupełnie mniej…?
I to wszystko po to, by po trzech dniach usłyszeć, że może i fajnie jest…
Ale.. przeciez ja o poranku naszym chciałam..
W strategicznym miejscu kuchni robi tą kawę. To jest cały rytuał. Odpowiednia ilość łyżek kawy. W ekspresie.
Odpowiednio ubite mleko w thermomixie. Bo bez pianki to nie kawa.
A jak rano się okazało, że nie ma już filtrów… no to tragedia nie do opisania..
To teraz dbam jak mogę, by nigdy mu nie brakło.
I codziennie rano… „Ja to Puszku jestem baristą, nie? Najlepszym. I jak ta kawka? Jak? Dobra? Ale szczerze? Dobra? Widzisz..”
I musi być w odpowiednich szklankach, bo tylko tam ma już wypróbowane proporcje.
A te szklanki jak głupie się wytłukły, bo ze szkła cienkiego a ja do zmywarki na upartego.
I przy każdej stłuczce, to żałobne milczenie gdy wyrzucał do kosza..
I to rano pół godziny zajmuje ta kawa… A to miejsce w kuchni takie z rana najważniejsze..
Gdzie czajnik na herbate, gdzie chlebak, gdzie Tosi butelki..
I sie obijamy, i przedeptuje nerwowo nogami czekając, i czemu On wody jeszcze nie włączył skoro tam stoi…?
I do szaleństwa mnie to doprowadza…
Ale czy gdyby tej kawy nie robił, to byłby tym samym człowiekiem, którego kocham nad życie…?
Uprzedzając pytania, jeździk Vilac kupiony w Bokado – cudny sklep.
Autko czeka na swoją sesję świąteczną, ale nie mogłam się powstrzymac żeby nie pokazać Wam go wcześniej..
Wąsata bluzka Tosi i tutu wiadomo… czy jest Ktoś kto nie zna Kids On The Moon ?
Wózek dla lalek – Moover