noc.

KIDS

mam taką szarą tacę, zwykłą, drewnianą.
uchwyty takie troszkę metalowe. dobrze się nosi.
noszę więc ją codziennie. na górę i na dół. późnym wieczorem kiedy już zmyję makijaż, umyję zęby, założę piżamę i ciepłe skarpety to niosę ją na górę. stopień po stopniu. po tych wysokich schodach. stawiam na szafce nocnej. obok lampki, książki i telefonu.
wcześniej do małego termosika nalewam gorącej wody. do buteleczki trochę zimnej, przegotowanej.
mam tam też mleko. miarkę w tym mleku. w okrągłym pudełku.
żeby nie biegać w nocy na dół, równo poustawiałam najważniejsze rzeczy. syrop przeciwkaszlowy, lek przeciwbólowy, maść i krem.
smoczki dwa, gdyby jeden zginął w czeluściach pościeli i kocy.
najczęściej grubo po północy zamykam oczy. zmęczona. nachodzona. narobiona. z wielkimi zaległościami, bo zawsze coś zostanie.
a to podłoga nieumyta, a to pranie nierozwieszone… takie życie. moje.
i wydaję się, że chyba najlepsze..
sen jest krótki. po małej chwili słyszę jak mruczy i się kręci.
do tej buteleczki dolewam trochę wrzątku i do tej idealnej temperatury dosypuje mleka.
przykrywam Go kocykiem , który rozkopał, karmię. smaruję kremem suchą skórę na buźce.
kiedy odkładam kieruję swe kroki do pokoiku obok. daję Jej syrop by spać dalej błogo mogła. by ten kaszel Jej nie męczył.
przykrywam pościelą w króliczki. pachnie. Ona i ta pościel. z okna Jej pokoju, widać jak szaro czarne chmury przechodzą po niebie.
widzę trawy, które kładą się od wiatru. mocno przeraźliwa ta noc.
a ja podnoszę misia, który wypadł Jej z rąk na podłogę. głaszczę i całuję w czoło.
kiedy wracam do łożka zasypiam w okamgnieniu. wiem, że snu zostało mi może dwie, trzy godziny, choć organizm codziennie domaga się więcej..
czasami gdy wstaję trudno mi otworzyć oczy. siadam nieprzytomna. często zaklnę coś pod nosem.. a potem nie mogę sobie wybaczyć..
kiedy tylko pomyślę…

przecież każda miłość Matki do dziecka jest taka sama. nie, nie mówię o wyjątkach..
przecież każda z nas posiada siły by przesiedzieć całą noc z dzieckiem na ręku. a w tych rekach siła niestworzona.
przecież każda z nas serce by wyrwała. wyrwała by dziecka ból i na siebie wzięła.
każda z nas uniosłaby wszystko. dla tej miłości.
i nie istnieje niemożliwe. czasami tylko trudno. ale podniesiemy każdy kamień.
dla swojego dziecka.

i kiedy pomyślę o tych Matkach w domkach z blachy falistej albo szarego betonu, z klepiskiem, na którym ich dziecko przyszło na świat…
o tych Matkach, co trzymają w obdartych kocach gorączkujące dzieci. O tych Matkach co Ich siła nie wystarcza.
o Tych, których dziecko nie wygrało walki chorobą…
Które nie mają syropu. Nie mają mleka, a w nim miarki w tym okrągłym pudełeczku.
o Matkach, które patrzą a nic więcej nie mogą…
Które niosą swoje dzieci na rękach, nocą… do szpitala. A tam, w innych krajach w szpitalu jest tylko plaster i bandaż.
Które z nadzieją wyglądają samochodów i namiotów polowej przychodni, nie wiedząc, czy przyjedzie do nich w tym miesiącu czy za pół roku. 

a ja mam szpital na 3go maja. a w nim.. czego w nim nie ma..
mam te Ich pachnące kołdry. pachnące szamponem włoski. mam soki, witaminy i jabłko z bananem.
czasami jest tak, że nasza Matczyna siła nie wystarcza. że potrzeba czegoś więcej.
i mocno się karcę gdy wstaję lewą nogą w tą starszną za oknem noc.

bo nie wiem jak Wy, ale ja od losu dostałam więcej niż większość ludzi na świecie.
dostałam tą szarą, zwykłą drewnianą tacę.

LOGO

KIDS

 

https://www.youtube.com/watch?v=EVfo4drT69I

o nie! nie!

_DSC0278 _DSC0334 _DSC0277 _DSC0338
Ostatnio w sieci spotkał mnie film. On mnie raczej spotkał, bo ja go nie szukałam.

Cudowny głos Pani Krysi Czubówny mówi do mnie o tym, jak moje dzieci powinny korzystać z tableta.
Na końcu spotu informują mnie, że
-tablet dopiero od drugiego roku życia.
-najwięcej dwa razy dziennie po 15 minut.
-nie przed snem.

tablet moje czteroletnie dziecko posiada. Kiedyś był mój, ale zaznaczyła swoją przynależność poprzez naklejenie stu siedemdziesięciu naklejek z mieniącymi się na różowo księżniczkami.

obejrzałam ten spot i zaczęłam się zastanawiać. bo jak wiemy dobrze, Ktoś Kto nie będzie się nad tym spotem zastanawiał i analizował to właśnie ten, którego dziecko ogląda tylko tablet i on nie widzi w tym nic złego. natomiast ten, który zastanawiał się będzie – będzie rodzicem świadomym.
reklama zrobi może dużo dobrego, jednak obawiam się o pewną grupę Mam..
ale od początku.

żyjemy w świecie w którym od Matek wymaga się idealnej, perfekcyjnej doskonałości. Inaczej możesz zostać zlinczowana przez koleżanki, znajomych w sieci a nierzadko rodzinę.
Dziś Matka powinna… być doskonałą kucharką, z naciskiem na czytanie składu opakowań jedzenia jakie serwuje dziecku, mieć błyszczące krany w łazienkach, pracować, ale o wiele lepiej by prowadziła swą firmę uciekając przed tym z korporacji.
Matka XXI wieku musi mieć zadbaną sylwetkę. ćwiczyć, biegać, i dbać o siebie by mogła być postrzegana jako ta, której dzieci nie przysłoniły świata.
Musi być wciąż atrakcyjna i ciekawa dla męża. Czekać na Niego z uturlanymi gołąbkami a już najlepiej z sushi własnej roboty.
Powinna być, z naciskiem wciąż na „musi”  oczytana, będąca na bieżąco z repertuarem z teatru i filharmonii.
Co jakiś czas wystawiać przyjęcia dla znajomych z uginającym się stołem nowych potraw.. a Ona już wykąpana, pachnąca z nieodłącznym przecież uśmiechem.
Ale najważniejsze by w tym wszystkim, w tej małej garstce wymienionych drobiazgów miała mnóstwo czasu dla swoich pociech.
Na spacery, czytanie, malowanie, tańce, puzzle, wspólne wypieki, wycinanie i sklejanie, klocków układanie. By każdą najdrobniejszą cząstkę czasu dziecka wypełnić kreatywnie po brzegi. Bo inaczej wyrośnie nie tak mądre dziecko jak by to mogło wyrosnąć..

Teraz taka Matka, która chce to wszystko połączyć ogląda taki spot reklamowy.. I… jest załamana. Zalana ponownie morzem wyrzutów sumienia i cierpienia.. bo Ona oto daje swojemu dziecku tablet o wiele częściej niż 15 minut dziennie..

Nie mogę opierać się na czyimś życiu, ale na swoim owszem, a może Ktoś ma bardzo podobnie.. Kto teraz jest zalany tym oceanem zmartwień..

Moje 4 letnie dziecko jest budzone przez swoich rodziców. milionem czułych słów i pocałunków.
wybieramy wspólnie ubranka do przedszkola, pozwalam Jej często podejmować decyzję, choć nie zawsze to dobre zestawienie.
w drodze do przedszkola śpiewają z Tatą w aucie.
Popołudniami chodzimy na spacery, na herbatkę do Babci, na wygłupy do kuzyna.
Kiedy ja gotuję obiad, Ona wypełnia książeczki z zagadkami.. znajdź różnice, znajdź drogę króliczka do domu..
oczywiście robimy to razem na kuchennej wyspie.
odwiedzają nas inne dzieci z Mamami i szaleją. dzieci w sensie. Mamy piją kawę. choć i te Mamy czasami porwie.
Mnie porywa dość często i tańczę po salonie jak wariatka.
układamy godzinami lego we czwórkę, jak Tata wraca z pracy. pół godziny zakładają z Tatą piżamę po kąpieli i mają z tego niezwykłą zabawę nadając imię każdej ręce i nodze.
do snu czytamy. nasze dzieci zawsze są usypiane przez nas. zasypiają z rodzicem. czasami jak nie czytamy to opowiadamy sobie.

jednak…

czasami jest tak, że moje dziecko wraca z przedszkola, ma gorszy dzień, nic Jej się nie chce i ogląda bajki. na tym tablecie właśnie.
jak pada deszcz i się już wyskaczemy w kałużach to robimy ciepłą herbatę i ogląda. Ona Charliego i Lolę a ja sprzątam po obiedzie.
i nie oglądamy 15 minut ani nawet 30. oglądamy dwie godziny.
czasami jak leżymy chore to oglądamy pół dnia.
przy obiedzie gadamy. jednak czasami ma ochotę oglądać. i ogląda.
pamiętam jak byłam dzieckiem i wracałam ze szkoły. jadłam obiad z Tatą. Tata czytał gazetę a ja jedząc patrzyłam w okno.
To było Jego jedyne 15 minut na gazetę w ciągu dnia. a mnie to nigdy nie przeszkadzało. też brałam gazetę, albo słuchałam radio.
Tato mój mnie codziennie usypiał, jak gdzieś jechał autem to zawsze mnie zabierał. na rozmowy mieliśmy naprawdę dużo czasu.
miał firmę obok domu więc widzieliśmy się cały dzień, bo biegałam u Niego po placu.
dziś gdyby Ktoś zrobił zdjęcie jak rodzic przy obiedzie patrzy w tablet (nowoczesna gazeta) a dziecko patrzy w okno… o Matko Boska!! już sobie wyobrażam! co by to było.. ile w internecie by się pojawiło podpisów, ile myśli twórczych, ile nagonek..
w letni dzień od świtu do nocy jesteśmy w basenie, na trwawie, werandzie..
a  czasami w zimowy leżymy cały dzień pod kocem z bajkami.
zdarza się, że wieczorem wracamy padnięci, po całym dniu przygód. robię sobię kawę i mówię „Tosia włącz sobie bajki na chwilkę”, po czym słyszę odpowiedź „Bajki? Bajki są nuuuudne!” i idzie rysować.
czasami ogląda przed snem. dwie godziny!!! dwie!! leżymy na kanapie. smyram Ją po stopach. śmiejemy się razem z Loli.
ja coś robię na komputerze albo zerkam na telewizor. 
innym razem zamalowywuje całą kartkę rysując z Lulusiem z tableta i nie ma z tym problemu nikt, gdyż nasz dom jest obklejony rysunkami, a wręcz obrazami jakie maluje z Tatą i Mamą.

mój roczny syn, kiedy jest zmęczony zębami (albo w ogóle bez powodu), a mnie odpadają już ręce – ogląda piosenki dla dzieci na tablecie. pół godziny.
tańczy jak szalony.

jest tylko jeden medialny zakaz który stosuję. nigdy telewizora w tle. kiedy już się bawimy albo nie oglądamy to wyłączam odbiorniki.
uważam, że telewizor grający w tle nie pozwala skupić się dziecku na rysowaniu, budowaniu, wycinaniu..

z czasów mojego dzieciństwa pamiętam  jak bywałam chora i leżałam w łóżku. Mama zostawiała mi na taborecie obok herbatę z sokiem malinowym i gazetkę „kaczor donald”. 
leżałam w salonie na łóżku rodziców i oglądałam telewizor. Mama była cały dzień w pracy (z wyjątkiem przerwy obiadowej od 11ej do 13ej) , a Tata w warsztacie obok domu.
co jakiś czas przychodził sprawdzić jak się czuję. oglądałam wtedy wszystko co leciało w trzech istniejących programach.
czyli tydzień przed telewizorem. 
kiedyś też dostałam gry Pegasus. potrafiłam grać całe dnie, kiedy nie latałam po drzewach i boiskach.
i myślę, że większość z nas tak właśnie miała. czy wpłynęło to na mnie jakoś mocno negatywnie?
nie odczuwam..
mam wrażenie, że żyjemy w świecie kultu dziecka. wszystko co robimy jest podporządkowane dziecku.
nie mogę być hipokrytką. również to robię.. czasami obawiam się, że nie wyjdzie to na dobre. że wyrośnie nam roszczeniowe pokolenie.
kiedy byłam mała to moi rodzice głównie pracowali. nikt nie organizował mi czasu od świtu do nocy.
a uważam to dzieciństwo za najpiękniejsze na świecie i rodziców uważam za największy cud jaki dostałam.

trzeba zachować równowagę. przyłożyć swoją miarę. i piszę nie dlatego, że uważam owy spot za zły..
tylko dlatego, że wiele Mam po obejrzeniu go będzie waliło głową w mur i wyrzucało sobie, że jest okropną Matką.

kiedy coś w życiu robię, to staram się robić to najlepiej jak potrafię. kiedy zdecydowałam się na dzieci, to staram się być dobrą mamą.
idealną nie jestem i nigdy nie będę. ale najlepszą jaką potrafię.
godzę pracę w domu z wychowywaniem dzieci. gotuję, sprzątam, dbam o siebie i związek partnerski. dbam o relacje z przyjaciółmi i rodziną. bawię się z dziećmi i spaceruję. tulę i daję mnóstwo miłości. zrobiłam coś najważniejszego w tym wszystkim, czyli wybrałam moim dzieciom Ojca którego bardzo kocham a On bardzo kocha Ich Mamę. szanuję moje dzieci. słucham ich uważnie. cierpliwie odpowiadam na Ich potrzeby. uczę Ich poznawać świat. staram się dawać Im największe poczucie bezpieczeństwa.

i pomimo ogromnej sympatii, ba, miłości nawet do głosu Pani Krysi Czubówny nie dam sobie wmówić, że jestem złym rodzicem i źle czynię dając mojemu dziecku tablet według innych zasad..

_DSC0224 _DSC0299 _DSC0232 _DSC0234 _DSC0248 _DSC0230
_DSC0304 _DSC0310

jest teraz kolejna akcja ze sklepem Mamissima pt „Mamissima love Janod”.
od dziś do końca tygodnia będą promocje na te instrumenty tutaj. więcej o akcji i więcej instrumentów na portalu ładnebebe.
To nie przypadek, to nie testy przez kilka ostatnich dni i to również nie jest zachwyt jedynie obrazem. instrumenty Janod mamy od ponad roku. grało na nich mnóstwo dzieci. tych, które naśladują gwiazdy rocka, jak i tych co nie za bardzo wiedzą do czego służą i zrzucają je do piwnicy. przetrwały wszystko.
cymbałki mają przecudowny dźwięk. bardzo ciepły. zresztą tak jak i akordeon. gitara, organki.. choć bardzo chciałabym znaleźć jakąś wadę, usterkę .. to po roku szalonej gry nadal ich nie ma.
a czas i życie z dziećmi pokazuje mi, że instrumenty są zabawką, która nigdy nie gaśnie i nie odchodzi w kąt.

skrzydła (dywan, mata, narzuta. mogą być złączone, mogą być osobno) – Arte Aria Artesania.

_DSC0269

przeziębienie.

_DSC0210 _DSC0175

czasami piszę o tym, że moje dzieci nie chorują. piszę to z wielką pokorą, bo wiem, że  nic w życiu nie jest dane raz na zawsze.
uważam, że katar i kaszel nie jest chorobą. zapytujecie mnie zatem często w mailach co robię, że nie chorują..
myślę, że 99% naszego zdrowia to geny. mogę jednak napisać czym się kieruję i co uważam za ważne.
zaznaczam jak zawsze, że to tylko i wyłącznie moje zdanie i kwestia przekazanych przez mamę wartości.
po pierwsze jestem ogromnym, wielkim przeciwnikiem antybiotyków. na szczęście trafiłam na lekarza dla moich dzieci, który dobrze zna moje zdanie na ten temat i mocno mi w tym pomaga.
robimy wszystko by ich uniknąć. 
źródło mojej opinii wywodzi się od mądrości mojej Mamy. z wykształcenia jest pielęgniarką. u nas na wsi na zastrzyk trzeba jechać do miejscowości obok. od kiedy pamiętam wszyscy przychodzili do Niej.
w niedziele rano rozchodził się krzyk dziecka. w sobotę wieczorem jeździła rowerem do starszego dziadziusia, albo autobusem szkolnym się zabierała. robiła zastrzyk, autobus zbierał dzieci i Ją w drogę powrotną. potem na jednej nodze jadła śniadanie i pędziła do pracy.
nigdy nie chciała pieniędzy. dostawała jajka, kurę, królika…
ale ja nie o tym…
nie raz zdarzało się, że odradzała zastrzyków i radziła co można zrobić w zamian.
nie wszyscy słuchali, ale jak Ktoś się zgodził to wracał po dwóch tygodniach z bombonierką w podziękowaniu.
kiedy dostajecie antybiotyk to zawsze gdy poddajecie to w wątpliwość zróbcie badanie krwi. takie badanie to grosze, a nie faszerujecie dzieci niepotrzebnie. antybiotyk jest potrzebny i działa tylko gdy jest to bakteria.
skutków ubocznych od antybiotyków jest zbyt wiele by nie podchodzić do tego poważnie i tylko w kryzysowych sytuacjach.

staram się przykładać zawsze swoją miarę. nie idę ślepo w rady lekarzy, choć wybieram takich którym ufam.
Tosia miała zimą tego roku przez 4 miesiące kaszel. co miesiąc szłam na badanie czy nie rozwija się to w coś groźniejszego.
raz robiłam prześwietlenie i badanie właśnie krwi, które wykluczyło bakterię. 
chodziła do przedszkola normalnie. taki rodzaj kaszlu. trwał i trwał. przyszła wiosna i przeszło.
zastanawiałam się nad uczuleniem, ale nawet gdyby było, to badania uczuleniowe u dziecka zmieniają się co chwilę i mało kiedy są prawdziwe.
przy tym kaszlu najważniejsze to opukiwanie. smarowałam maścią i opukiwałam dłonią w łódeczkę. plecy i klatkę piersiową. ważne by dziecko było w lekkiej pozycji głową do dołu. żeby schodziło z oskrzeli. pamiętajcie o tym przy kaszlu.
ja jestem często zakatarzona więc dzieci łapią ode mnie. niestety.
maść majerankowa jest najważniejsza wtedy (u niemowlaków jak najbardziej). smaruję co chwilę pod noskiem. 
maść majerankowa jest także cudna dla niemowlaków na rozgrzanie. klatka piersiowa i stopy. tylko uwaga! brudzi i ciężko doprać.
o tyle cudowna, że wszystkie inne maści rozgrzewające są od szóstego miesiąca życia.
kilka kropel amolu na ubranie na wysokości piersi. ewentualnie na poduszkę.
nie mogę też spokojnie przechodzić obok przegrzewanych dzieci. nigdy się nie wtrącam i nie zwracam uwagi, bo to nie mój interes i też nie chciałabym by Ktoś mi radził. czasami widzę tych ludzi w poczekalniach. mają zdjętą czapkę, rozpięty płaszcz a dziecko w foteliku, w kombinezonie i czapce. serce mi się kroi. albo w domu 20 stopni a dziecko w długim rękawie.
jestem zwolenniczką „lepiej zmarznąć niż się spocić”. procentuje na przyszłość.
spanie na dworze. wychodziłam z dziećmi zawsze do -10 stopni. czasami Tosia spała dwie godziny na dworze przy takiej temperaturze.
nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie.
codziennie świeże powietrze! deszcz nie deszcz, zawierucha nie zawierucha. i spanie na zewnątrz przy przeziębieniu.
tylko przy gorączce nie wychodzimy na dwór. na katar najlepsze jest spanie na dworze.
jemy lody przy przeziębieniu.
staram się nie panikować. przy dużej gorączce czekam. zawsze czekam trzy dni, jeżeli nie widzę niepokojących objawów.
kiedyś przeczekałam 4 dni przy 39-40 stopniach. zbijałam na przemian co dwie godziny. po czterech dniach poszłam do lekarza a piątego dnia wyskoczyła wysypka. czyli trzydniówka, która przeciągnęła się na cztery dni. na szczęście mam cudowną lekarkę, która jak zawsze patrzy na wszystko bez paniki i próby zaspokojenia mamy lekami.
zbijanie wysokiej gorączki kąpielą. robiła to nie raz moja Mama. zbija się wodą niższą o dwa stopnie. nie zimną, nie letnią!
wodą zaledwie kilka stopni niższą.
badanie na pasożyty! są przyczyną kaszlu, niespokojnego snu i miliona innych objawów.
mało Kto je robi swoim dzieciom, a są niezwykle częste i odpowiadają za choroby, których przyczyn szukamy zupełnie gdzie indziej.

pytaliście dużo o atopowe zapalenie skóry u moich dzieci. jak sobie z tym radzę.
Tosi minęło po trzech latach. nasilało się latem. głównie jest uczulona na swój pot i łzy. wiązałam wysoko włosy, bo ma gęste i łatwo się pociła. jej ciało strasznie reaguje na ugryzienia komarów, musimy mocno uważać.
U Benia odkryłam w tym roku, że to uczulenie na suche powietrze (może na kurz).
zaczęło się w tamtym roku w październiku i w tym roku tak samo. październik to miesiąc w jakim włączamy ogrzewanie.
idelanie u nas sprawdza się (po milionie kremów) La Roche Posay Lipikar AP+. bardzo grubo smaruje na noc.
u alergologów byliśmy kilkunastu. w styczniu. żaden z nich nie powiedział nic sensownego. i myślę, że trudno im coś powiedzieć.
tylko i najlepiej może odnaleźć przyczynę Matka, która jest cały czas z dzieckiem.
jeżeli oczywiście nie jest to sytuacja krytyczna. wiadomo lekarz wtedy konieczny.
ale moi Drodzy, to tylko, tylko moje opinie i moje przekonania, które mi się sprawdziły.
a każde dziecko jest inne i każdy musi odnaleźć swoją drogę.

_DSC0189 _DSC0185 _DSC0188 _DSC0204 _DSC0198 _DSC0203

z racji dużej ilości maili, udało mi się napisać te kilka słów o zdrowiu przy tym nawilżaczu.
dostałam ponownie propozycję od marki Stadler Form by przetestować nawilżacz Oskar.
najlepsze jest to, że pamiętali o AZS u moich dzieci. 
z chęcią zgodziłam się na testy z racji tego, że znam już ich jakość a ten akurat ma przystępną cenę.
chciałam zobaczyć jak się ma cena do jakości. i akurat u nas w domu nawilżaczy nigdy dosyć.
pierwsza sprawa o jaką ostatnio pytała czytelniczka, to kwestia kamienia. ja niestety nie mogę tego ocenić, gdyż mamy w piwnicy oczyszczalnię wody i u nas kamień nie zbiera się nigdzie. mogę za to na pewno ocenić, że czyszczenie go poprzez jego budowę może być banalnie proste. jest lekki.
mamy bardzo dużą kubaturę sypialni i tutaj już coś napisać mogę. 
ten nawilżacz całkowicie daję radę. sypialnia to 40 metrów kwadratowych, a wysokość do sufitu 5 metrów. ja testowałam go przy działaniu 24 godziny na dobę. a do tego przy otwartych drzwiach, więc dużo uciekało.
powietrze znacznie się zmieniło. nie delikatnie wyczuwalnie, ale znacznie. przy zamkniętych drzwiach efekt byłby lepszy.

banalny w obsłudze. bardzo, bardzo wygodny w dolewaniu wody. miałam 5 nawilżaczy w życiu i z każdym się umęczyłam.
w większości wyciągasz baniak, dolewasz, kran Ci się nie mieści. niesiesz. kapie. ło rany! 
a tutaj jest malutkie okienko. po naciśnięciu się otwiera i wlewasz wodę. ja dolewam konewką.
posiada dozownik zapachów, też niezwykle dobrze umiejscowiony i wygodny.
dwa tryby  prędkości, w tym nocny, którego nie słychać w ogóle. antybakteryjny filtr.
a że ładny? każdy widzi. 🙂