kiedy byłam małą dziewczynką miałam dwa wyobrażenia o swoim dorosłym życiu.
najczęściej opowiadałam o nich w kuchni.
mieliśmy tam piec kaflowy (jest zresztą do dzisiaj, tylko już inny), fotel taki duży, wygodny. kręcił się dookoła. popołudniami drzemał w nim Tata.
kręciłam się na tym fotelu i fantazjowałam. choć to chyba nie były fantazje. bardziej relacje z tego jak będzie..
pierwszym moim wyborem na przyszłość było zostać bacą.
pasać owce na zielonych halach. mięć małą, drewnianą bacówkę. ławeczkę przed wejściem. rzekę w pobliżu. oglądać co dzień słońce jak się kładzie na zielonych pastwiskach. jak przenosi swój cień.
mieć psa pasterskiego i zwykłego burka.
przed domem palenisko. rosę, mgły, ciszę i galop konno przed zmierzchem.
drugim wyobrażeniem była kamienica w Krakowie. obrośnięta bluszczem. z wysokimi sufitami i długimi zasłonami. z regałami książek od ściany do ściany.
ja w kapeluszu po Krakowskim rynku. a w tej kamienicy piękne drewniane schody z rzeźbieniami.
duże masywne biurko i ja przy tym biurku pisząca książki.
miałam wtedy może 7 lat gdy snułam te opowieści.
dziś mam 32, za chwilę 33..
w swoim życiu mieszkałam w pięknej wysokiej kamienicy, choć nie była w Krakowie była zjawiskowa. Do dziś wspominamy z mężem czas jaki tam przeżyliśmy i wspólnie twierdzimy, że nie rozmiar domu mówi o szczęśliwym bycie.
po Krakowskim rynku chodziłam wiele lat kończąc tam szkoły. popołudniami siedziało się na murze koło Wawelu i łapało nocą płatki śniegu na Kazimierzu.
jeździłam w swoim życiu konno.
patrzę jak się słońce kładzie na nasze polany i zasianą obok kukurydzę.
mam bacówkę drewnianą – taką jakby..
fotele na werandzie i rzekę obok.
mam rosę, mgłę i ciszę..
kilka dni temu patrzyłam jak drukuje się moja książka..
gdyby Ktoś z Was, kiedyś, szukał drukarni to miałam chyba przyjemność współpracować z najlepszą.
atmosfera, ludzie, porządek, ład, kontakt, profesjonalizm, serdeczność…
szkoda mi było stamtąd wychodzić.. Colonel się nazywają.