Kiedy byłam mała, czy też później, jako nastolatka, Tata mawiał na wiosnę „patrz Jula jak wszystko kwitnie. Jak to dobrze, że dane mi było dożyć kolejnej wiosny.” Zawsze tę wiosnę tak gloryfikował.
Byłam zajęta całym tym bagażem młodzieńczego życia i nie tyle, że się tej wiośnie nie przyglądałam, ja nawet nie rozumiałam czym On się emocjonuje. Wiosna jak wiosna. Liści nie było, liście są.
Kto tam wtedy myślał o etapie rozkwitu…
Dziś sobie myślę, że to nie tak, że lekceważyłam świat i przyrodę. Taka jest kolej rzeczy, dorastania..
Może dziś nie zachwycałabym się każdym pąkiem na swoim podwórku, gdybym w sobie chowała jakieś żale i niedostateczne wykorzystanie lat beztroski w tej młodości.
Otóż każdego dnia, kiedy podlewam swój malutki sad, donice z warzywami potrafię patrzeć godzinami na wschodzące rośliny. Każdego dnia widzę co przybyło w lesie. Który krzak wczoraj był goły, a dziś ma pąki. Który z pąków przeistoczył się już w zielony listek..
Nagle okazuje się, że świat wiosny jest nie tylko odrodzeniem dla natury, mam wrażenie, że ta radość we mnie rośnie wraz z tymi rzodkiewkami, co dziś przebiły mi się przez ziemię…
Usiadłam ostatnio rano do komputera. Do pisania. Jakoś tak patrzę w okno, słowa nie przychodzą..
Założyłam kalosze, kurtkę i poszłam podlewać drzewka. Woda mrożąca krew w żyłach ze szlaufa leci.
Ręce odmrożone. a ja nic nie czuje. Bo mi tak dobrze. Nie mam ze sobą telefonu. Rozglądam się po polach. Ptaki mi tak nad głową śpiewają…
Kiedy wróciłam, czułam jak bym mogła góry przenosić..
Zwykłe podlewanie drzew w porannej porze.. A jak słońce świeciło… Poezja.
Czwartek jak czwartek. Zapomniałam zwyczajnie. No bo jak człowiek o urodzinach najbliższych często nie pamięta, to gdzie pamiętać urodziny bloga.
Ale moi czytelnicy zapomnieć mi nie dali. Dostałam piękne kartki. Życzenia. Upominki.
Z całego serca Wam dziękuję.
Z samego wieczora, już ciemno było. Podjechała poczta. Paczka z Warszawy. Otwieram. Żadnego listu. Nadawcy nie znam. Tabliczka. Och, co żeśmy się z Adasiem uśmiali. Myślę Kto to może być i wpaść na taki pomysł z okazji 7 urodzin bloga.. Moja siostra!!!
Tylko Ona potrafi szukać prezentu pół roku i być w tym temacie niezwykle oryginalna.
Tabliczka zawisła na naszym domu…
A co śmieszne, widać ją z daleka. Ludzie podjeżdżają pod dom bo myślą, że to może jakiś dom Tkacza do zwiedzania czy muzeum wsi śląskiej… :))
Wianek na drzwiach to też historia, bo chciałam ładny wiosenny. Naturalny. A wszędzie sztuczne kwiaty.
I one ładne są. Piękne. Ale nie chciałam sztucznych. Szukałam. W internecie. W kwiaciarniach.
Aż nagle myśl! Tak, na pewno Pani Ola z Kreatywnie mi coś wymyśli. Wchodzę a tam na stole leży wianek z juty… Dorobiła, dołączyła, dowiązała i mam! Gałązka, trochę mchu. Na jesień dodam listki.
Ale w tamten czwartek przyszła mi też paczka z książkami, które zamówiłam…
I powiem Wam, że kiedyś mi się marzyło chodzić po starych domach i robić z tymi ludźmi wywiady.
Pytać o historię domu, Ich historię. O życie. Zrobić Im zdjęcie na schodku przed chałupką.
Przecież ile w tych ludziach i tych starych domach musi mieszkać mądrości..
A tu masz! Ktoś wpadł na podobny pomysł.
I zrobił to przepięknie!
Książka „domy bezdomne” to mistrzostwo reporterskiego zapisu.
Tam wszystko chciałoby się zapamiętać. Bywają fragmenty, które od tego czwartku czytam codziennie..
Podzielę się z Wami…
Bo takie słowa muszą iść w świat. W ten popaprany świat XXI wieku…
„Dziadek zawsze tłumaczył, że dom jest jak człowiek.
Popatrz, mówił, tu są oczy, i wskazywał na symetrycznie ułożone okna, tu jest buzia, i pokazywał na drzwi, tu kręgosłup – chodziło mu o sień na przestrzał, z której wchodziło się do każdego pomieszczenia – a tu mózg. I wskazywał na strych. Jak masz jakiś problem, to idź pod dach i tam pomyśl, tak mawiał. Dziadek uważał, że pod dwuspadowym dachem myśli się lepiej i przestaje boleć głowa, bo tak jak w piramidzie powietrze jest tam odpowiednio zjonizowane.
Ale przede wszystkim mawiał, że dom jest naszą twierdzą.
W domu piekło się chleb, wszędzie mięso, na strychu składowano żyto, jabłka, siano. W domu zawsze były ziemniaki i zakiszona kapusta. Krowa żywiła całą rodzinę, a kogo nie było stać na krowę, ten miał kozę. Przed domem był sad, a w podwórzu zagon pełen warzyw. I studnia, bo woda była najważniejsza. Podczas wojny taki dom zapewniał schronienie, można w nim było przeżyć nawet kilka miesięcy.
Dziś w razie jakieś klęski nie przetrwalibyśmy nawet kilku dni. Wyłączą nam prąd i gaz, zamkną sklepy i po nas. To ułuda, że coś mamy. Owszem mamy, ale może się okazać, że tylko na chwilę.”
„Dlaczego się mówi, że stare domy mają duszę? Bo były wielopokoleniowe. Taki dom nigdy nie stał pusty – nawet jak wszyscy poszli w pole, zostawał dziadek albo babka. Rodzina skupiała się wokół kuchni, w której ojciec miał warsztat szewski, matka stale coś na piecu warzyła, tu się lęgły kurczęta, a tam koty. Zadania szkolne odrabialiśmy na kolanie albo na parapecie, przy stole nigdy nie było miejsca.
Największą radość sprawiało pieczenie kołocza na niedzielę. A domu nie można było opuścić nawet na jeden dzień, bo oprócz ludzi żyły w nim zwierzęta.
Dziś domy to hotele, stoją całymi dniami puste.”
O tych pierwszych słowach często myślę. Co gdyby była wojna i zamkną sklepy?
Pewnie napiszecie, że dziś wojna wyglądałaby inaczej.
Nie wiem.. Jako Matka czasami się tego obawiam…
Co do drugiego cytatu, to mój dom – ten, rodzinny jak i dom mojej siostry, to czasy bez zmian..
Są pełne ludzi. Ciągle. Bezustannie. Ja nie lubię wyjeżdżać. Kocham się tu krzątać po kuchni. Gotować, piec. Gospodarzyć.
Ale te słowa, zacytowane jak i reszta książki, to wszystko to, co opowiadali mi rodzice.
Ja to wszystko wyraźnie w głowie potrafię nakreślić.
To takie wartości, które zagoniony człowiek powinien wziąć do siebie.
Życie pokazuje mi, że ten bieg za ułudą, że coś mamy jest niszczący. Nie daje nam żadnej długotrwałej i prawdziwej satysfakcji. Daje poddenerwowanie, stres…
Jestem na etapie swojego życia w którym ogródek i pąki drzew, dają mi więcej radości, niż wszystko inne co oferuje mi nowoczesny świat.. Bo ja już to widziałam, miałam albo mam i wiem, że nie uczyniło mnie spokojniejszą, radośniejszą…
Ale wiem też co czyni… I w tym kierunku chcę iść.
Jutro muszę dosadzić jeszcze dwie skrzynie warzyw. Jaką cukinię radzicie wsadzić?